|
2015 |
To już ostatnia notka o Sewilli. Miks zdjęć z różnych miejsc, trochę architektury, trochę jedzenia, trochę wspomnień. Zauroczyło mnie to miasto, a do listy marzeń musiałam dopisać jeszcze jedno: Semana Santa w Sewilli. Czy się spełni? Wierzę, że tak, bo inaczej jaki sens byłoby marzyć?
Zapraszam do obejrzenia zdjęć. Może i Wy zakochacie się w tym miejscu, i zaczniecie planować podróż? Zobaczcie, za co można pokochać Sewillę.
Ostrzegam - zdjęć jest dużo, ale do tego chyba zdążyliście się już przyzwyczaić. Za to mało paplania. Dopiero przy tematach kulinarnych możecie liczyć na dłuższe komentarze.
Architektura
|
Metropol Parasol |
|
Torre del Oro |
|
Widok z Giraldy na miasto |
|
Teotro Lope de Vega |
|
Hospital de los Venerables |
|
Tabliczka upamiętniająca wydarzenia, które według legendy miały rozegrać się
przy Calle Susona w średniowieczu. To historia ogromnie dramatyczna,
o zakazanej miłości, zdradzie i śmierci oraz o testamencie, na mocy którego
głowa zakochanej kobiety, córki, która zdradziwszy ojca doprowadziła do jego śmierci,
zawisła przy tej ulicy. Dodam tylko, że testament spisała właścicielka owej
głowy, co tylko dowodzi tego, jak wielkie wyrzuty sumienia nią targały. |
|
Mury Alcazaru |
Magia wąskich uliczek
Kafelkowe-love
Uwielbiam obrazy stworzone z płytek azulejos. Niektóre robią niesamowite wrażenie, no i oczywiście są cudnym akcentem ozdobnym.
Zakupy - sklepiki, wystawy, malowidła na bramach, powody do uśmiechu
|
Są zaproszenia, którym się nie odmawia ;) |
|
Wszędobylskie Minionki |
|
Tu kupiłam pamiątkowy wachlarz. |
|
Meksykańskie klimaty w Sewilli. Niestety nie zdążyliśmy zajrzeć do środka, bo akurat zaczynała się sjesta. |
|
Gdy na czas sjesty część sklepów zostaje zamknięta, można podziwiać takie oto bramy. |
|
Fnac - odmiana Empiku, ale ze zdecydowanie szerszą ofertą |
Muzyka i taniec
Tu zdjęć niewiele. Prawie nic. Ale wierzcie mi na słowo - Sewilla muzyką i tańcem stoi. Nie brak ulicznych grajków, a wieczorami bez trudu znajdziecie miejsce, gdzie można podziwiać tancerzy flamenco. Zresztą, to właśnie Triana, jedna z dzielnic miasta, uważana jest za kolebkę flamenco.
Jedzenie
Nie zawsze mieliśmy szczęście do kulinarnych wyborów, ale głodni zdecydowanie nie chodziliśmy. Na pożegnalne śniadanie przed wyjazdem do Kadyksu wybraliśmy churros. Smak od razu nasuwa skojarzenie z naszymi pączkami, ale ma formę długiego walca. Ciasto smaży się na głębokim oleju.
Na śniadanie zatrzymaliśmy się w jednym z lokali tuż przy katedrze. Churros i gorąca czekolada to zestaw naprawdę sycący. Wzięliśmy jedną porcję na dwoje i... prawie nas ona pokonała. Churros to danie typowo śniadaniowe. Może i gdzieś podają je wieczorami, ale my takiego miejsca nie znaleźliśmy.
Oczywiście będąc w Hiszpanii trudno zignorować istnienie paelli. Choć potrawa pochodzi z Walencji, to bez trudu znajdziecie ją w menu także innych regionów, w tym Andaluzji. Jest kilka odmian tego dania. My zdecydowaliśmy się na smaczną wersję z kurczakiem.
Pamiętajcie, że paella powinna wjechać na Wasz stół w takiej patelni jak na poniższym zdjęciu. Jeśli dostaniecie ją na talerzu, to ewidentnie coś jest nie tak.
W czasie pobytu w Sewilli złamaliśmy świętą zasadę podróżników mówiącą, by unikać miejsc turystycznych i jeść tam, gdzie lokalsi. Oczywiście szybko tego pożałowaliśmy. Zatrzymaliśmy się w Restaurante y Tapas Postigo. Właściwie tylko chcieliśmy przyjrzeć się menu (które wyglądało obiecująco), ale szybko doskoczył do nas kelner, zagadując w kilku językach, zachęcając, uśmiechając się, łapiąc zmęczonych upałem turystów na haczyk serdeczności i jakoś tak wyszło, że poszliśmy za nim.
Zdecydowaliśmy się na menu del dia i tak na stół wjechały najpierw zupy, a następnie dania główne. Całość popiliśmy butelką wina (w skład menu wchodziły dwa dania plus do wyboru: napój, chleb lub deser).
Ja zdecydowałam się na gazpacho, podawaną na zimno zupę, która wywodzi się właśnie z Andaluzji. Mąż zamówił warzywną zupę-krem. Ta podana była na ciepło. Obydwie bardzo nam smakowały, więc choć kelner usadziwszy nas przy stole stracił nami zainteresowanie, a poliglotyzm obsługi rozpłynął się równie szybko jak lody w upalny dzień, to nadal byliśmy pozytywnie nastawieni.
Przy drugim daniu miny nam zrzedły. Małe, niesmaczne porcje nadawały się głównie do tego, by posłać je lotem ślizgowym do kosza. Zarówno stek wieprzowy z frytkami jak i ryba z warzywami na talerzach prezentowały się żałośnie, a smakowały jeszcze gorzej. Za całość zapłaciliśmy 10,90 € i były to zdecydowanie najgorzej wydane pieniądze podczas całego wyjazdu.
Więcej szczęścia mieliśmy podczas szukania miejsca na jedną z kolacji. Lokale w centrum pełne były ludzi, no i wzięliśmy sobie do serca radę dotyczącą unikania miejsc typowo turystycznych. Pisząc tę notkę, znalazłam odwiedzoną przez nas knajpkę na stronie serwisu Tripadvisor i... przeżyłam szok. Bodega El Priorato, która mieści się tuż koło "naszego" hotelu Reyes Catolicos ma fatalne recenzje! My tymczasem spędziliśmy fantastyczny wieczór przy piwie, tapasach i muzyce. Zamówiliśmy kilka różnych potraw, nie wiedząc, że porcje są dość spore. Objedliśmy się niesamowicie. Było pysznie! Obsługa okazała się przesympatyczna, karaluchów nie widziałam, jedzenie było smaczne, ciepłe i sycące, a wieczór umilił nam właściciel (?) przygrywając na keybordzie. Z pełnymi żołądkami i świadomością, że właśnie mija nam kolejny fantastyczny dzień wakacji, z nastrojem podkręconym hiszpańskim piwem, postanowiliśmy chwilę potańczyć między stolikami, co wywołało szerokie uśmiechy u obsługi bodegi, która z tej radości do rachunku dorzuciła nam gratis dwie szklaneczki wina z pomarańczy.
A skoro już o winie mowa...
W przewodniku Andaluzja i Murcja wydanym przez ExpressMap (który nie jest ani tani, ani lekki, ale myślę, że wart tego, by wrzucić go do torby przed wyjazdem w opisywane rejony), znaleźliśmy wzmiankę o lokalu Taberna Álvaro Peregil, gdzie podaje się domowej roboty wino z pomarańczy. Podobno pyszne. Bar jest mikroskopijny i choć mieści się bardzo blisko katedry, mieliśmy problem z jego odnalezieniem. Gdy w końcu nam się to udało i nieśmiało zaglądaliśmy do środka, z pomieszczenia wyszedł klient, starszy, uśmiechnięty pan, i cmokając zachęcał nas do wejścia do środka, zachwalając właśnie pomarańczowe wino. Nie kłamał. Vino de naranja było przepyszne. W lokalu można zamówić także tapasy.
Bar należy do syna Pepe Peregila (zmarłego w 2012 roku sewilskiego piosenkarza flamenco).
Wasze zdrowie, moi Drodzy! Jedźcie do Sewilli. Pięknie tam.
Smakowite kąski na talerzach i miejsca, których duszę czuć nawet na zdjęciach - marzy mi się Sewilla już od wielu lat więc tylko zaostrzasz mój apetyt. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńJest piękna! Jedź koniecznie. Tam i do Granady. I do Rondy. I... ;)
UsuńPrzepięknie tam jest! Chcę do Sewilli:)
OdpowiedzUsuńOj tak. Można się zakochać. :)
Usuńw planach jest jako następna do zwiedzania :)
OdpowiedzUsuńSuper! A co jeszcze w Andaluzji planujesz zobaczyć?
UsuńPrzepiękne zdjęcia, bo i przepiękne miasto i okolice. :)
OdpowiedzUsuńOj, tak. Chciałabym tam jeszcze wrócić.
UsuńFaktycznie pięknie! A ten Parasol niesamowity! Wszystko mnie urzekło!
OdpowiedzUsuńPS Przez Ciebie zgłodniałam :)
Ciekawa budowla. :D
UsuńPisząc tę notkę też zgłodniałam. :D
Moje miasto marzeń, mogłabym tam zamieszkać od razu! :)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ja też? :)
UsuńChoć wciąż moim numerem jeden jest Barcelona, to gdybym miała gdzieś zamieszkać, chyba wolałabym spokojniejszą Sewillę. :)
Jedzenie najlepsze :) Polecam El Pasaje :) Pyszne tapas :)
OdpowiedzUsuńSprawdzę następnym razem. Są bezpośrednie loty z Berlina, więc niewykluczone, że kiedyś polecimy tam na kilka dni. :)
UsuńChoć w Andaluzji spędziłam mnóstwo czasu, w Sevilli byłam króciótko. Muszę to nadrobić...;)
OdpowiedzUsuńA co w Andaluzji najbardziej Ci się podobało?
Usuń