Anna B. Kann Powrót do Barcelony Wyd. Pascal 2015 304 strony |
trylogia barcelońska, tom 2
Tęsknię. Tęsknię za Barceloną. Za jej gwarem, kolorami, energią. Za zatłoczoną Barcelonetą i spokojniejszą Hortą. Za barwnym światem Gaudiego, tajemniczymi zakamarkami Barri Gòtic i smakiem crema catalana.
Podróży do Katalonii na razie niestety w planach nie mam, ale wracam tam chętnie za sprawą zdjęć i książek. Na Powrót do Barcelony Anny B. Kann czekałam bardzo długo, bo aż rok. Tyle minęło od premiery Do zobaczenia w Barcelonie pierwszego tomu o Ewie i jej barcelońskiej przygodzie, która skończyła się... no właśnie. Skończyła się tak, że byłam ciekawa jaką decyzję podejmie bohaterka, czy zwycięży miłość, czy rozsądek, czy jej domem zostanie Polska, czy może zacznie nowe życie w Katalonii.
Kontynuacja jest inna od swej poprzedniczki. Więcej dzieje się w sferze emocjonalnej, mniej w przestrzeni (mimo trzech miejsc akcji), a tło jest o wiele bardziej rozrysowane. Obie powieści łączy kilka postaci, miłość do muzyki i oczywiście plener. Choć tym razem, nim na nowo poczujemy atmosferę Barcelony, autorka przeniesie nas do świata fado, azulejos i pasteis. Kierunek: Lizbona!
To, że spędzimy z Ewą jakiś czas w Portugalii świadczy o jednym - bohaterka wciąż nie wie jak powinna postąpić. Pełna rozterek, ze złamanym sercem, zagubiona, ucieka w nowe miejsce. Tam próbuje zebrać myśli, a przy okazji poznaje kogoś, kto pomoże jej spojrzeć na sytuację pod innym kątem. Na szczęście nie jest to mężczyzna, więc Ewie nie grozi złamane serce, choć dzięki Marii ma szansę się zakochać. Tak jak Ewa pokochała flamenco, tak Maria zafascynowana jest tangiem i chętnie się tą fascynacją dzieli. Dwie miłośniczki muzyki i tańca, bez trudu znajdują wspólny język.
Powrót do Barcelony jest mniej rozbudowany fabularnie od swej poprzedniczki. Dla jednych będzie to minus, inni znajdą powody do zachwytów. Wśród nich będą przede wszystkim miłośnicy podróży i tańca. To, czego brakowało mi w pierwszej części, tu występuje w takim natężeniu, że moja tęsknota za Barceloną wzrosła wielokrotnie, a marzenie o wakacjach w Portugalii zaczęło nabierać realnych kształtów. Anna B. Kann nie szczędziła szczegółowych opisów rzeczywistości. Z zachwytem wędrowałam po nieznanej mi Lizbonie, chłonąc "widoki" znad Tagu i atmosferę Alfamy, najstarszej dzielnicy miasta. Z jeszcze większą przyjemnością wróciłam do Barcelony, gdzie słońce tańczy na złotawym pyszczku Kota z Raval, a uliczny gwar nie cichnie nawet nocą. Dzięki licznym przypisom, mogłam zobaczyć dane miejsca nie tylko oczami Ewy, ale także dowiedzieć się na ich temat dużo więcej.
Anna B. Kann, Poznań 2014 |
Tym, co w Powrocie do Barcelony jest najpiękniejsze, to emocje. I nie chodzi mi tu o Ewę i jej życie uczuciowe, a o miłość do tytułowego miast i do tańca. Tak nie mógłby pisać ktoś, kto nie wie o czym pisze. W wywiadach często pyta się autorów o to, ile z nich samych jest w wykreowanych postaciach. Nie wiem ile Anny B. Kann jest w Ewie czy Marii, ale jedno wiem na pewno - ich fascynacja tangiem, flamenco czy stolicą Katalonii to coś, co nie powstało w wyobraźni autorki, ale co płynie z głębi serca. Czytam wypowiedzi Ewy i widzę autorkę na ubiegłorocznym spotkaniu z czytelnikami, jak z zapałem opowiada o swoich tanecznych początkach, jak błyszczą jej oczy, a słuchaczom udziela się pozytywna energia. W opisach Barcelony czy flamenco jest tyle pasji! Każdemu życzyłabym, by znalazł w życiu coś tak pięknego, co zawładnie jego sercem.
Trudniej z odbiorem lektury będą mieli ci, których nie ciekawią opisywane miejsca, a taniec kojarzą najwyżej z You Can Dance czy pląsami Rafała Maseraka z Tańca z gwiazdami. Jak wspomniałam, fabularnie dzieje się tu mniej niż w poprzedniej części. Ewa wciąż się miota i nie wie, czy dać drugą szansę temu, który ją zawiódł, czy też wrócić do tego, kto w ogóle nie raczy się nią zainteresować, dzieci podrzucił dziadkom, na maile nie odpisuje, zadzwonić nie raczy i wszystko wskazuje na to, że ma nowe, ciekawsze towarzystwo. W fabułę wpleciona jest co prawda nić kryminalna, ale zaznaczona bardzo delikatnie. Nie do końca jestem pewna, czy jest ona potrzebna. Jednocześnie coś gmatwa i coś prostuje, ale nie doczekała się takiego rozwinięcia, by intrygowała tak, jak to nici kryminalne czynić powinny. Po prostu jej zaistnienie zmusza Ewę do podjęcia pewnej ważnej decyzji (a tak przy okazji, zdumiała mnie reakcja bohaterki).
Nie do końca wiem, jak ocenić zabieg stosowany przez autorkę w dialogach. Niejednokrotnie miałam wrażenie, że Anna B. Kann wkłada w usta swoich bohaterów własne przemyślenia, którymi koniecznie chciałaby się podzielić z innymi, ale w powieści nie zawsze wychodzi to naturalnie. Ot, choćby, gdy jedna z postaci, która jest pisarką boleje nad tym, że jej książki zakwalifikowano do literatury kobiecej. Konia z rzędem temu, kto wie, co to takiego... Że pisana przez kobietę? Czy dla kobiet? Czy miłość jest tematem wyłącznie dla bab?[1] I tu następuje dłuższy wywód na podany temat...
Czasami odnosiłam wrażenie, że rozmowy mają charakter wywiadów (jak np. ta o flamenco pomiędzy Ewą i Marią), innym razem kojarzyły mi się z wykładem na jakiś temat, jak w przytoczonych poniżej rozważaniach na temat papki serwowanej przez media ku ucieszy telewidzów spragnionych lekkiej rozrywki.
Ludziom do szczęścia wystarczy dziś kabaret, opera mydlana, lekka muzyczka. Wystarczy przyjrzeć się TVP Kultura, która próbuje odwrócić tę sytuację. Popatrz, co się stało: wielkim sukcesem jest tam oglądalność na poziomie stu tysięcy widzów - stu tysięcy widzów w prawie czterdziestomilionowym kraju! A przecież te sto tysięcy oznacza, że prawie czterdzieści milionów widzów ma w nosie teatr, ambitny film, reportaż kulturalny, dokument o kulturze, koncert muzyki poważnej. Ma być lekko, łatwo i przyjemnie. Byle mózg się nie spocił![2]
Te wywody trafiały do mnie zdecydowanie mniej celnie, niż klimat opisywanych miejsc czy emocje towarzyszące wstawkom o muzyce i tańcu. Najwyraźniej pozytywne wibracje udzielają mi się dużo szybciej niż uwagi krytyczne, zwłaszcza, gdy trafiam na fragmenty, pod którymi mogłabym się podpisać każdą kończyną.
Czuła się tak szczęśliwa, że gotowa była tańczyć i śpiewać. Zdecydowanie Barcelona nie miała sobie równych, nic nie mogło z nią konkurować, Szła, zadzierając głowę, przyglądając się po kolei budynkom, tak jak za pierwszym razem, kiedy tu przyjechała. Uśmiechała się do każdej balustrady na balkonie, do każdego rzeźbionego portalu, do każdej klamki w zabytkowych drzwiach[3].
Czy Ewa znajdzie szczęście? Czy będzie potrafiła podjąć właściwą (cokolwiek to znaczy) decyzję? Jakie niespodzianki szykuje jej los?
Powrót do Barcelony to magia miejsc, dźwięki fado, kroki tanga, energia flamenco. I miłość, która przybiera różne postaci. To powieść pisana z pasją i o pasji.
***
Książkę polecam
miłośnikom flamenco, tanga i muzyki
zakochanym w Lizbonie i Barcelonie i tym, którzy dopiero poznają te miejsca
wielbicielom powieści o miłości i miłosnych rozterkach
***
[1] Anna B. Kann, Powrót do Barcelony, Wyd Pascal. 2015, s. 31.
[2] Tamże, s. 51.
[3] Tamże, s. 184.
***
Zajrzyj też tutaj
Pozostałe fotorelacje ze spotkań autorskich
egzemplarz recenzencki |
***
ZAPRASZAM DO UDZIAŁU W KONKURSIE
Kusisz tą Barceloną i to w tak piękny, słoneczny poranek :)
OdpowiedzUsuńW zimie też będę. :D
UsuńBarcelona, Lizbona i taniec... wygląda na magiczną mieszankę :)
OdpowiedzUsuńOj tak. :)
UsuńNie znam pierwszego tomu, więc zacznę we właściwej kolejności.
OdpowiedzUsuńWłaściwie drugi można przeczytać bez znajomości pierwszego, ale oczywiście to nie to samo. :)
UsuńNie sądzę, żeby to była książka dla mnie. Miło byłoby poczytać o ciekawej historii umiejscowionej w Hiszpanii i Portugalii, ale chyba w tej książce za dużo dla mnie tego tła, a za mało samej opowieści. No wywody o kulturze też jakoś nie zachęcają, bo rzeczywiście dość sztucznie to wszystko brzmi.
OdpowiedzUsuńZnów napiszę to co ostatnio, jak znam Twój gust, to faktycznie nie jest to lektura dla Ciebie. ;)
UsuńI wszystko już jasne :))
UsuńPodobne przemyślenia na temat tvp kultura miała moja wykładowczyni współczesnego życia literackiego. A książka wydaje się magiczna, chyba sięgnę po pierwszą część.
OdpowiedzUsuńWłaściwie to i ja je podzielam, ale jakoś tak nie do końca zgrały mi się te fragmenty z resztą książki.
UsuńJestem w trakcie czytania. Muszę przyznać, że wybrałam tę książkę w ciemno, niezbyt zbadałam sytuację i nie zorientowałam się, że to kontynuacja. Dlatego nie mam porównania do części pierwszej. Mnie w książce pociągają własnie nie tyle zdarzenia w życiu Ewy czy Marii, a te długie, trafne wywody życiowe, poglądowe. Zdania o literaturze kobiecej trafiły w moje serce, były kubłem zimnej wody i dały mi do myślenia. Ciekawa jestem części pierwszej, muszę nadrobić :)
OdpowiedzUsuńI to jest fajne - co czytelnik, to inne poglądy. :)
UsuńMuszę się rozejrzeć za pierwszą częścią, mam nadzieję, że się uda ją szybko zdobyć. W Barcelonie co prawda nigdy nie byłam, ale może poczuję klimat ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :)
Na pewno! I może zachęci Cię do zwiedzenia Barcelony? :)
UsuńPierwsza część bardzo mi się podobała, mimo że taniec nie jest moją pasją. Druga już czeka w kolejce na przeczytanie (-:
OdpowiedzUsuńW takim razie i druga powinna przypaść Ci do gustu. :)
UsuńTam gdzie jest pasja, jestem i ja. Swoją recenzją mnie zainspirowałaś do przeczytania tej książki.
OdpowiedzUsuńW takim razie, udanej lektury. :)
UsuńPo książkę niewątpliwie sięgnę, już mi ślinka leci na tę drugą część, pełną emocji, które są właśnie najlepszą przyprawą każdej książki. Zacznę jednak od tomu pierwszego i czuję, że się nie rozczaruję!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
M.
Koniecznie daj znać jak Ci się podobały książki! :)
UsuńBarcelona i taniec to świetne połączenie :)
OdpowiedzUsuńOj tak. :)
UsuńNie czytałam pierwszej części, ale tak pięknie napisałaś o tej książce, że aż się chce od razu biec do księgarni i ją kupić :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i mam nadzieję, że jeśli sięgniesz po te powieści, to dasz się zaczarować flamenco i Barcelonie. :)
UsuńWidać Twoją miłość i fascynację do Barcelony w opisie tej książki.
OdpowiedzUsuńChyba nie potrafię i nie chcę ich ukryć. :)
UsuńSuper:) Muszę przeczytać:)
OdpowiedzUsuń