poniedziałek, 18 maja 2015

[14] Wakacje 2014: Barcelona
Els 4 Gats i La Rumbeta



Dziś zajrzymy na moment do dwóch barcelońskich lokali. Pierwszego z nich raczej nikomu, kto wybiera się do Barcelony polecać nie trzeba, do odwiedzenia drugiego zachęcił mnie Remigiusz Mróz, zachwalając tamtejsze patatas bravas

PS Z góry przepraszam za jakość zdjęć. 
Słabe światło + brak statywu + kiepski obiektyw 
+ moje umiejętności fotograficzne + niechęć do robienia zdjęć w lokalach 
= zdjęcia niczym robione kalkulatorem.


Muszę przyznać, że zwiedzając różne miejsca, niezbyt interesuję się lokalną kuchnią. Lista tego, czego nie jadam jest pewnie prawie tak długa jak lista filmów, które chcę obejrzeć (w tej chwili są na niej 472 pozycje...). O ile zamawianie w ciemno deserów nie jest problemem, to już przy daniach głównych zastanowię się dziesięć razy zanim zaryzykuję, aż w końcu i tak zamówię coś co znam. Na mięso niebędące kurczakiem spoglądam podejrzliwie, obcobrzmiące nazwy składników traktuję nieufnie. Dlatego też, zdarzają mi się tak dziwne decyzje, jak spaghetti "u Chińczyka" w stolicy Katalonii. Wiem, zgroza, ale przynajmniej już wiecie, dlaczego w notkach podróżniczych tak rzadko pojawiają się wątki kulinarne. Za to mogę Wam zdradzić, że kanapka z Subway'a położonego nieopodal bazyliki Sagrada Familia smakuje mniej więcej tak samo jak ta z poznańskiej Galerii Malta.



Do restauracji Els 4 Gats wybraliśmy się oczywiście na deser. Akurat siąpił deszcz (w sierpniu! w Barcelonie!), więc pojawiliśmy się w okolicy we właściwym czasie. 

Carrer de Montsió, 3, 08002 Barcelona, España



Pod koniec XIX wieku, Pere Romeru, mając za sobą doświadczenie jako pracownik mieszczącego się w paryskiej dzielnicy Montmartre kabaretu Le Chat Noir, skupiającego tamtejszą bohemę artystyczną (bywali tam m.in. Paul Verlaine, Claude Debussy i Paul Signac), zamarzył o podobnym lokalu w Barcelonie. Wspomagany m.in. przez malarza Ramona Casas i Carbó, w 1897 roku otworzył Els 4 Gats. Nazwa cztery koty nawiązuje do katalońskiego idiomu oznaczającego kilka mało ważnych osób.



W barcelońskim lokalu toczyły się dyskusje na temat kultury i sztuki, organizowano tam wystawy, koncerty, pokazy teatru marionetek i cieni. Bywali tam malarz Pablo Picasso, architekt Antonio Gaudi, oraz tacy artyści jak Miquel Utrillo, Santiago Rusiñol czy Julio González. To musiało być wspaniałe miejsce i chętnie cofnęłabym się choć na moment w tamte czasy, ale cóż - pozostało mi to, co oferuje współczesność. Lokal Romeru istniał zresztą dość krótko. Niestety rachunki same płacić się nie chciały i gniazdko modernistów zamknięto sześć lat po jego otwarciu.




Dopiero w 1978 roku otwarto go na nowo, zachowując dawny wystrój i urządzając w tym miejscu restaurację. Na ścianie wciąż wisi obraz Ramon Casas i Pere Romeu en un tàndem i tylko gablotka z pamiątkami świadczy o tym, że to miejsce przyciąga już nie artystyczne dusze, a przede wszystkim turystów.

Piękne wnętrza, mnóstwo zdjęć i przyciągających uwagę drobiazgów, wspaniała obsługa. Czysto, klimatycznie i smacznie. Desery ogromnie nam smakowały (tym, który zależy na tym, żeby nie zbankrutować i się najeść, polecam oczywiście wersję menu del dia).




dziabnięte łyżeczką Nuestra havanera - chyba, tzn.na pewno dziabnięta, ale nazwę deseru zjadła skleroza ;)

niedziabnięta łyżeczką Pantera rosa




Ramon Casas i Pere Romeu en un tàndem






Drugim lokalem, który odwiedziliśmy była La Rumbeta. Mieliśmy zajrzeć tylko na chwilę, sprawdzić czy tamtejsza przekąska patatas bravas (rodzaj tapas) jest tak dobra, jak twierdzi autor Parabellum, ale okazało się, że wieczorem będzie koncert rumby catalana i cóż... Delikatnie zmodyfikowaliśmy plany, urządzając sobie najpierw spacer po Barri Gòtic, a później wracając do La Rumbety na ucztę kulinarno-muzyczną. Warto było!

Rumba catalana to muzyka, którą zawdzięczamy romskim mieszkańcom Barcelony. Narodziła się w połowie ubiegłego wieku. Łączy flamenco, muzykę kubańską oraz rock and roll. Jest więc niezwykle żywiołowa, a nogi widzów same rwą się do tańca.

Passatge Escudellers, 7
08002 Barcelona T.

Stereotypowy hiszpański maczo? Był, czarował, uśmiechał się, nawiązywał kontakt z publicznością, tańczył, szalał i genialnie śpiewał! W solowym numerze pokazał co potrafi. Ach, ta seksowna chrypa. ;)






A teraz śpiewamy wszyscy razem!


Furorę zrobiła zaproszona na scenę kelnerka. Muzykę ma we krwi. To pewne.



A tu rywalizacja w uderzaniu w bębny. Kto pierwszy zgubi rytm?


Każdy członek zespołu miał swoje pięć minut.



Także i publiczność miała okazję wystąpić na scenie...




...ale szybko się okazało, że gwiazda może być tylko jedna.


Chwila na reklamę...



...i burza zasłużonych oklasków. Wyszłam stamtąd z uśmiechem szerokości pamiątkowego wachlarza. A patatas bravas faktycznie były pyszne.


Zobacz też

22 komentarze:

  1. Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam specyficzne podejście do kuchni;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie jadasz niczego, co na talerzu wciąż ma oczy? :P

      Usuń
  2. O, zazdroszczę wrażeń :). Zupełnie moje klimaty :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Barcelona nigdy nie pociągała mnie tak jak te wszystkie wielkie, nowoczesne metropolie w stylu Chicago, Londynu, Mediolanu, Madrytu, a nawet wyskakujących mi nawet z lodówki Paryża czy Nowego Jorku. Dla mnie chyba zbyt kolorowa i zbyt oldskulowa :) Niemniej jednak na sam światoholizm chyba cierpię haha :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Smakowanie miejscowej kuchni jest obowiązkowe:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A desery się liczą? Ich się mniej obawiam. :D

      Usuń
  5. Jesli podoba Ci sie rumba catalana, to polecam Estopa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Youtube odpalony. Na początek "Cuando Tú Te Vas". :)

      Usuń
  6. Dzięki Tobie co jakiś czas mogę odwiedzać to magiczne miasto ;) a pewnie w rzeczywistości nie będzie mi to dane.
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze kilka postów. Cztery, może pięć i mam nadzieję, że będę przynudzać czymś innym. :P

      Usuń
  7. Wow, Johny Depp śpiewa w Barcelonie - ale mu się kariera posypała po tym "Turyście"... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dniu, w który Depp zacznie śpiewać w Barcelonie, zamieszkam tam na stałe. :D

      Ej, aż zajrzałam na Filmweb. Po "Turyście" była jeszcze "Alicja...". "Alicja..." była spoko, zwłaszcza Kapelusznik. I "Piraci..." też są spoko. Zawsze. Ale fakt, faktem - jest źle. Najnowsze filmy nawet ja się boję obejrzeć. :P

      Usuń
  8. Do Els 4 Gats chętnie bym zajrzała na deser lub 2 :) do nadrobienia następnym razem w Barcelonie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz taką listę "do nadrobienia"? Bo ja powoli zaczynam tworzyć. :P

      Usuń
  9. Pięknie utrwalone wspomnienia :). Ciekawa jestem jaki kierunek w tym roku?

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetna recenzja. Teraz wypada tylko z tej zazdrości też pojechać :D

    OdpowiedzUsuń
  11. po prostu szczujesz.... gdybym mogła pozwolić sobie na wakacje od razu bym się wybrała

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.