Ryszard Ćwirlej Upiory spacerują nad Wartą Wyd. Zysk i S-ka 2013 388 stron |
Nad Wartę mam niedaleko. Wystarczy minąć kilka bloków i ruchliwą ulicę. Choć nie jestem miłośniczką spacerów, zdarzało mi się wędrować wzdłuż rzeki. Czasem bez celu. Czasami, by dotrzeć do centrum Poznania bez konieczności korzystania z transportu miejskiego. Najczęściej z aparatem, chcąc uwiecznić jesień, zimę, albo kajakarzy płynących to z prądem, to pod prąd. Żaden ze spacerów nie przypominał jednak tego, na który ruszyłam z Ryszardem Ćwirlejem i jego upiorami. Może i dobrze, bo podziwianie na wodzie kaczek to zupełnie co innego, niż znalezienie w tym samym miejscu... trupa.
Nie dość, że trup to jeszcze bez głowy. Na szczęście głowa szybko się odnajduje. I to niedaleko, bo po drugiej stronie rzeki, skąd podbierakiem do ryb wyciągnął ją pewien amator piwa i połowów.
Szczęście? Zaraz, zaraz, jakie szczęście?
Ta głowa nie pasuje do tego ciała[1] - oświadcza lekarz.
To może oznaczać, że w Poznaniu grasuje seryjny morderca.
Powieść Ryszarda Ćwirleja Upiory spacerują nad Wartą, rozpoczyna cykl kryminałów osadzonych w Poznaniu lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Już tom pierwszy wspaniale portretuje PRL-owską rzeczywistość. Podejrzewam, że kolejne części ten obraz rozbudują, a całość złoży się na ciekawy obraz tamtych czasów.
Póki co, wróćmy jednak do Poznania z czerwca 1985 roku. Wyłowione z Warty trupy kobiet, wzbudzają uzasadniony niepokój. Plotki szerzą się w tempie plotkom właściwym, spekulacjom nie ma końca, a zespół śledczych z Komendy Wojewódzkiej MO dwoi się i troi, by złapać mordercę. Przewodzi im kapitan Marcinkowski, dumny właściciel nowiutkiego poloneza (koloru, określanego w zależności od sympatii do właściciela - piaskiem pustyni bądź sraczkowatym), miłośnik barów mlecznych i oczywiście alkoholu. Tego ostatniego przeleje się w tej historii sporo (wzmianka o dwojeniu i trojeniu nabiera w tym momencie głębszego znaczenia, a właściwie kilku głębszych). W domu, w barze, w biurze, nad rzeką. Piwa, bimbru, wódki. Przed jedzeniem na lepszy apetyt, w trakcie jedzenia dla polepszenia trawienia i po jedzeniu, żeby się wszystko w żołądku uleżało[2]. No to chlup!
Ekipa Marcinkowskiego jest niezwykle barwna. Wśród pomocników kapitana jest Brodziak w ciuchach z peweksu - facet rozrywkowy, ze znajomościami w przestępczym światku, Blaszkowski - bystry, pełen zapału szeregowy, który kulturą i obyciem pasuje do nieprzebierających w środkach milicjantów jak kwiatek do kożucha oraz chorąży Olkiewicz - nasączona alkoholem kreatura o ilorazie inteligencji nieporównywalnym z nikim, kogo nie chce się obrazić.
Malownicza ekipa, malownicze realia. Nie zapominajmy jednak o wyłowionych z Warty trupach, które wzbudzają niepokój nie tyle samą swą napuchniętą obecnością, co niekompletnością. Po co ktoś zadawał sobie trud odcinania głów? Udusić kobietę to jedno, ale dekapitacja? I jedno jest pewne, to nie branżowe wykonanie, bo nikt uczciwy, co miałby interes w dopomożeniu jej w zejściu z tego świata, nie marnowałby cennych kalorii, zdobytych dzięki kartkowemu przydziałowi białka, na obcinanie głowy, ino by se ją normalnie zarżnął jak wieprzka[3]. Tak twierdzi pan Tosiek, właściciel jednej z melin. A on wie, co mówi. Wygląda więc na to, że to wyjątkowo nietypowe morderstwa, a co za tym idzie, milicja ma naprawdę ciężki orzech do zgryzienia. Nie pozostaje nic innego, jak ruszyć w miasto w poszukiwaniu świadków i wskazówek.
Ryszard Ćwirlej zadbał o szczegóły topograficzne. Każdy, kto choć trochę zna Poznań, bez trudu zlokalizuje opisywane przez niego miejsca. Jest to plus nie tylko dla poznaniaków, ale także dla tych, którzy lubią, gdy fabuła osadzona jest w scenerii, jaką bez trudu można sobie wyobrazić bazując jedynie na opisach zamieszczonych w książce. Język powieści jest naturalny, jakby żywcem ściągnięty z ulic i podwórek. Niepozbawiony wulgaryzmów (wszak obracamy się w przestępczym półświatku oraz w milicyjnych szeregach, trudno więc oczekiwać salonowych dysput, w których nieopatrznie rzucona motyla noga wywołuje konsternację i rumieńce), nie przekracza jednak granic dobrego smaku. Wręcz przeciwnie, dodaje dialogom mocy, niekiedy bawi, innym razem podkreśla emocje, strach, złość, czy ekspresję pijackich okrzyków. Jest tu także miejsce dla określeń gwarowych, wszak Poznań to sunąca ulicą bimba, zjedzona na śniadanie sznytka, to kejter goniący po podwórku kota czy pyry gotowane na obiad.
Humor jest tej powieści mocną stroną. Bawią nie tylko absurdy opisywanych czasów, ale także dowcipy,(obecnie określane jako dowcipy z brodą lub suchary), dialogi, komiczne sceny, no i same postaci, których zachowania lub tok myślenia niekiedy rozkładają na łopatki. Duży udział w tym wszystkim ma stale przelewający się alkohol. Cóż, bohaterowie Ćwirleja za kołnierz nie wylewają, a ich alkoholowe przygody dostarczają sporo rozrywki.
Choć Upiory spacerują nad Wartą to przede wszystkim kryminał, śledztwo toczy się bowiem nieustannie (niekiedy zygzakiem), to jednak największym atutem powieści jest szczegółowo i z humorem przedstawiony okres PRL-u. Dla pamiętających tamte czasy, to nie lada gratka i powrót w przeszłość celem odkurzenia własnych wspomnień. Dla młodszych pokoleń - lekcja historii, dużo bardziej atrakcyjna niż ta, którą uczniom serwują placówki edukacyjne. Od obecnych czasów PRL dzieli przepaść. Trudno sobie bowiem teraz wyobrazić świat magnetowidowych kaset sprowadzanych zza żelaznej kurtyny (nie to, żeby na użytek domowy, wszak telewizor bywał luksusem, magnetowidy mieli nieliczni), zegarków marku Ruhla, radiomagnetofonów Kasprzak, telewizorów Neptun, kolejek i antykolejek, pustych sklepowych półek, kartek reglamentacyjnych, fascynacji zachodnimi produktami, dżinsów z Pewexu i mlecznych barów.
PRL u Ryszarda Ćwirleja to jednak nie tylko humor (o mniej lub bardziej czarnym zabarwieniu). Akcja powieści rozgrywa się w czerwcu, miesiącu dla poznaniaków ważnym nie tylko ze względu na to iż ruszały Międzynarodowe Targi Poznańskie (dzięki czemu szczęśliwi studenci, jako jedyni w kraju, ostatnie egzaminy zdawali w przed końcem maja), ale przede wszystkim z powodu rocznicy Czerwca 56', krwawo stłumionego przez wojsko i milicję strajku Wielkopolan przeciwko ówczesnej władzy. Nawiązanie do tych tragicznych wydarzeń pokazuje, że pamięć o nich jest niezwykle dla poznaniaków ważna.
Cykl o poznańskich milicjantach zaczął się niezwykle obiecująco. Rozwiązanie kryminalnej zagadki zaskakuje, ale to nie ona jest głównym atutem powieści. Autor zabiera nas w różne zakątki Poznania, pokazując je z niezwykłą starannością. Zajrzymy w nadwarciańskie zarośla, na komisariat, do studenckich akademików, eleganckich mieszkań i zagraconych lokali, do barów, blokowisk, a nawet... burdelu. Spotkamy postaci bardzo charakterystyczne, zapadające w pamięć. Jedne wzbudzą naszą sympatię, inne irytację. Żadna nie przemknie niepostrzeżenie, niezapamiętana. PRL-owska rzeczywistość nakreślona jest wiarygodnie. Humorystyczne spojrzenie na jej absurdy, dostarcza sporej dawki rozrywki.
Ten spacer nad Wartą był inny niż zwykle.
Supertramp - Breakfast in America
Nie dość, że trup to jeszcze bez głowy. Na szczęście głowa szybko się odnajduje. I to niedaleko, bo po drugiej stronie rzeki, skąd podbierakiem do ryb wyciągnął ją pewien amator piwa i połowów.
Szczęście? Zaraz, zaraz, jakie szczęście?
Ta głowa nie pasuje do tego ciała[1] - oświadcza lekarz.
To może oznaczać, że w Poznaniu grasuje seryjny morderca.
Powieść Ryszarda Ćwirleja Upiory spacerują nad Wartą, rozpoczyna cykl kryminałów osadzonych w Poznaniu lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Już tom pierwszy wspaniale portretuje PRL-owską rzeczywistość. Podejrzewam, że kolejne części ten obraz rozbudują, a całość złoży się na ciekawy obraz tamtych czasów.
Póki co, wróćmy jednak do Poznania z czerwca 1985 roku. Wyłowione z Warty trupy kobiet, wzbudzają uzasadniony niepokój. Plotki szerzą się w tempie plotkom właściwym, spekulacjom nie ma końca, a zespół śledczych z Komendy Wojewódzkiej MO dwoi się i troi, by złapać mordercę. Przewodzi im kapitan Marcinkowski, dumny właściciel nowiutkiego poloneza (koloru, określanego w zależności od sympatii do właściciela - piaskiem pustyni bądź sraczkowatym), miłośnik barów mlecznych i oczywiście alkoholu. Tego ostatniego przeleje się w tej historii sporo (wzmianka o dwojeniu i trojeniu nabiera w tym momencie głębszego znaczenia, a właściwie kilku głębszych). W domu, w barze, w biurze, nad rzeką. Piwa, bimbru, wódki. Przed jedzeniem na lepszy apetyt, w trakcie jedzenia dla polepszenia trawienia i po jedzeniu, żeby się wszystko w żołądku uleżało[2]. No to chlup!
Ekipa Marcinkowskiego jest niezwykle barwna. Wśród pomocników kapitana jest Brodziak w ciuchach z peweksu - facet rozrywkowy, ze znajomościami w przestępczym światku, Blaszkowski - bystry, pełen zapału szeregowy, który kulturą i obyciem pasuje do nieprzebierających w środkach milicjantów jak kwiatek do kożucha oraz chorąży Olkiewicz - nasączona alkoholem kreatura o ilorazie inteligencji nieporównywalnym z nikim, kogo nie chce się obrazić.
Malownicza ekipa, malownicze realia. Nie zapominajmy jednak o wyłowionych z Warty trupach, które wzbudzają niepokój nie tyle samą swą napuchniętą obecnością, co niekompletnością. Po co ktoś zadawał sobie trud odcinania głów? Udusić kobietę to jedno, ale dekapitacja? I jedno jest pewne, to nie branżowe wykonanie, bo nikt uczciwy, co miałby interes w dopomożeniu jej w zejściu z tego świata, nie marnowałby cennych kalorii, zdobytych dzięki kartkowemu przydziałowi białka, na obcinanie głowy, ino by se ją normalnie zarżnął jak wieprzka[3]. Tak twierdzi pan Tosiek, właściciel jednej z melin. A on wie, co mówi. Wygląda więc na to, że to wyjątkowo nietypowe morderstwa, a co za tym idzie, milicja ma naprawdę ciężki orzech do zgryzienia. Nie pozostaje nic innego, jak ruszyć w miasto w poszukiwaniu świadków i wskazówek.
Ryszard Ćwirlej zadbał o szczegóły topograficzne. Każdy, kto choć trochę zna Poznań, bez trudu zlokalizuje opisywane przez niego miejsca. Jest to plus nie tylko dla poznaniaków, ale także dla tych, którzy lubią, gdy fabuła osadzona jest w scenerii, jaką bez trudu można sobie wyobrazić bazując jedynie na opisach zamieszczonych w książce. Język powieści jest naturalny, jakby żywcem ściągnięty z ulic i podwórek. Niepozbawiony wulgaryzmów (wszak obracamy się w przestępczym półświatku oraz w milicyjnych szeregach, trudno więc oczekiwać salonowych dysput, w których nieopatrznie rzucona motyla noga wywołuje konsternację i rumieńce), nie przekracza jednak granic dobrego smaku. Wręcz przeciwnie, dodaje dialogom mocy, niekiedy bawi, innym razem podkreśla emocje, strach, złość, czy ekspresję pijackich okrzyków. Jest tu także miejsce dla określeń gwarowych, wszak Poznań to sunąca ulicą bimba, zjedzona na śniadanie sznytka, to kejter goniący po podwórku kota czy pyry gotowane na obiad.
Humor jest tej powieści mocną stroną. Bawią nie tylko absurdy opisywanych czasów, ale także dowcipy,(obecnie określane jako dowcipy z brodą lub suchary), dialogi, komiczne sceny, no i same postaci, których zachowania lub tok myślenia niekiedy rozkładają na łopatki. Duży udział w tym wszystkim ma stale przelewający się alkohol. Cóż, bohaterowie Ćwirleja za kołnierz nie wylewają, a ich alkoholowe przygody dostarczają sporo rozrywki.
Choć Upiory spacerują nad Wartą to przede wszystkim kryminał, śledztwo toczy się bowiem nieustannie (niekiedy zygzakiem), to jednak największym atutem powieści jest szczegółowo i z humorem przedstawiony okres PRL-u. Dla pamiętających tamte czasy, to nie lada gratka i powrót w przeszłość celem odkurzenia własnych wspomnień. Dla młodszych pokoleń - lekcja historii, dużo bardziej atrakcyjna niż ta, którą uczniom serwują placówki edukacyjne. Od obecnych czasów PRL dzieli przepaść. Trudno sobie bowiem teraz wyobrazić świat magnetowidowych kaset sprowadzanych zza żelaznej kurtyny (nie to, żeby na użytek domowy, wszak telewizor bywał luksusem, magnetowidy mieli nieliczni), zegarków marku Ruhla, radiomagnetofonów Kasprzak, telewizorów Neptun, kolejek i antykolejek, pustych sklepowych półek, kartek reglamentacyjnych, fascynacji zachodnimi produktami, dżinsów z Pewexu i mlecznych barów.
PRL u Ryszarda Ćwirleja to jednak nie tylko humor (o mniej lub bardziej czarnym zabarwieniu). Akcja powieści rozgrywa się w czerwcu, miesiącu dla poznaniaków ważnym nie tylko ze względu na to iż ruszały Międzynarodowe Targi Poznańskie (dzięki czemu szczęśliwi studenci, jako jedyni w kraju, ostatnie egzaminy zdawali w przed końcem maja), ale przede wszystkim z powodu rocznicy Czerwca 56', krwawo stłumionego przez wojsko i milicję strajku Wielkopolan przeciwko ówczesnej władzy. Nawiązanie do tych tragicznych wydarzeń pokazuje, że pamięć o nich jest niezwykle dla poznaniaków ważna.
Cykl o poznańskich milicjantach zaczął się niezwykle obiecująco. Rozwiązanie kryminalnej zagadki zaskakuje, ale to nie ona jest głównym atutem powieści. Autor zabiera nas w różne zakątki Poznania, pokazując je z niezwykłą starannością. Zajrzymy w nadwarciańskie zarośla, na komisariat, do studenckich akademików, eleganckich mieszkań i zagraconych lokali, do barów, blokowisk, a nawet... burdelu. Spotkamy postaci bardzo charakterystyczne, zapadające w pamięć. Jedne wzbudzą naszą sympatię, inne irytację. Żadna nie przemknie niepostrzeżenie, niezapamiętana. PRL-owska rzeczywistość nakreślona jest wiarygodnie. Humorystyczne spojrzenie na jej absurdy, dostarcza sporej dawki rozrywki.
Ten spacer nad Wartą był inny niż zwykle.
***
Książkę polecam
miłośnikom kryminałów
poznaniakom
zainteresowanym życiem w czasach PRL-u
poszukującej rozrywkowej powieści z dużą dawką humoru
fanom Kapitana Żbika
fanom Kapitana Żbika
***
[1] Ryszard Ćwirlej, Upiory spacerują nad Wartą, Wyd. Zysk i S-ka, 2013, s. 38.
[2] Tamże, s. 200-201.
[3] Tamże, s. 109.
Muszę zapisać sobie to nazwisko. Swoją drogą ciekawe okładki.
OdpowiedzUsuńNa początku nie byłam do nich przekonana, ale teraz bardzo mi się podobają. Ciekawy pomysł i z pewnością dzięki nim książki wyróżniają się wśród innych.
UsuńMam wszystkie "ćwirleje" i jak przy 1. książce, gdy rozpoczynałam jej lekturę, nie byłam przekonana do twórczości tego autora, tak obecnie jestem jego wielką fanką i niecierpliwie czekam na kolejne tomy.
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że i ja dołączę do fanklubu. Na razie zapowiada się obiecująco.
UsuńDla wspominanego przez Ciebie humoru chętnie bym ten kryminał "łyknęła". :)
OdpowiedzUsuńŁykaj, łykaj. Będziesz się dobrze bawić. :)
UsuńBędę miała na uwadze tę książkę, gdyż uwielbiam kryminały z poczuciem humoru. Poza tym jeszcze nie czytałam nic tego autora i czas to nadrobić ;)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! I Poznań w ten sposób pozwiedzasz. Będziesz mogła później ruszyć śladami bohaterów, ja w zeszłym roku śladami "Jeżycjady". :P
UsuńW sumie mogę zdobyć tę książkę, jak tylko uporam się z inną z tego wydawnictwa, więc pewnie przeczytam. Jak mam na własność i wisi nade mną termin bardziej się mobilizuję, niż jak pożyczam od kogoś czy z biblioteki ;)
UsuńTy to masz dobrze. :D
UsuńJak dla mnie, okładki tych książek to mistrzostwo świata. :D
OdpowiedzUsuńBardzo pomysłowe. :)
UsuńNa razie mam co czytać, ale na książki tego pisarza też się może kiedyś skuszę.
OdpowiedzUsuńZachęcam. Naprawdę świetnie napisane, z dużą dawką humoru.
UsuńChyba pokocham ten kryminał, raz, że w literaturze uwielbiam realia PRLu, a dwa, humor i dekapitacja to niezwykle smakowite połączenie ;-)
OdpowiedzUsuńStawiam puchar z lodami, owocami i posypką, że Ci się spodoba. :P
UsuńHmmm wydaje się ciekawa, zapiszę ją sobie.
OdpowiedzUsuńSeria w planach do przeczytania :).
OdpowiedzUsuńŚwietny plan. :)
UsuńUwielbiam czytać książki, których akcja rozgrywa się w PRL-u. Makabryczna zbrodnia będzie ciekawym urozmaiceniem lektury książki Ryszarda Ćwirleja :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że Ci się spodoba. Nie taki kryminał straszny, jak go malują. :P
UsuńZ przyjemnością wezmę udział w tej lekcji historii, gdyż PRL znam jedynie z opowieści i polskich komedii :)
OdpowiedzUsuńTo będziesz miała ciekawe uzupełnienie wiedzy. :)
UsuńZapisuję ten tytuł. W wolnej chwili może się skuszę.
OdpowiedzUsuńZachęcam. :)
UsuńJuż dawno zaintrygował mnie ten autor. Przyznam, że zwróciłam na niego uwagę w księgarni dzięki specyficznym okładkom jego książek. Chętnie przeczytałabym tę powieść, tym bardziej, że mowa w niej o czasach PRL -u, a to dział w historii Polski, który naprawdę mnie interesuję.
OdpowiedzUsuńPRL jest tu naprawdę świetnie odmalowany. Gorąco zachęcam. :)
UsuńŚwietna okładka. Przyjrzę się bliżej :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! :)
UsuńCiekawy pomysł, by oddać realia PRL-u poprzez kryminał. :)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że kryminały coraz częściej "przy okazji" przybliżają różne ciekawe sprawy. :)
UsuńBrzmi ciekawie i można się pośmiać, czemu nie:)
OdpowiedzUsuńNie widzę przeciwwskazań. ;)
UsuńWolałabym kryminał z akcją w Krakowie (to miasto przynajmniej znam;) Ale całość brzmi bardzo obiecująco, do tego świetna okładka...no i humor;)
OdpowiedzUsuńHmm... Teraz mam zagadkę do rozwiązania. Jakie kryminały mają akcję osadzoną w Krakowie?
UsuńCzytaj, jestem pewna, że Ci się spodoba.
Zgadzam się, jest to bardzo dobry początek cyklu, a w planach mam poznanie pozostałych części. Świetnie się bawiłam przy tej książce za sprawą humoru, ekipy milicjantów nie do podrobienia i znajomych okolic. ;)
OdpowiedzUsuńTeż mam taki plan. Z tym, że na razie mam część pierwszą i ostatnią. Muszę zapolować na środek. :D
Usuń