Marta Owczarek Bartek Skowroński Byle dalej. W 888 dni dookoła świata Wyd. Świat Książki 2012 |
Nie samymi kryminałami żyje czytelnik, a że sezon urlopowy tuż, tuż, pomyślałam, że to dobry moment, by sięgnąć po literaturę podróżniczą. Mój wybór padł na Byle dalej. W 888 dni dookoła świata autorstwa Marty Owczarek i Bartka Skowrońskiego. Nie to, żebym zaraz sama, wzorem bohaterów, zamierzała rzucić pracę i ruszyć w kierunku zaćmienia słońca, ale milo od czasu do czasu obejrzeć świat cudzymi oczami. Kto inny moknie w deszczu, walczy z wiatrem, celnikami, zastanawia się jak dotrzeć z punktu A do B, gdy nie ma zbyt wielu opcji. A ja cóż... Siedząc wygodnie na łóżku, piję sok pomarańczowy i przewracam kolejne kartki, chłonąc wiedzę, zaśmiewając się z zabawnych sytuacji, oglądając fotografie i oczywiście kibicując dzielnym podróżnikom.
Klamka zapadła. Data wyjazdu ustalona: lipiec 2008 roku. Data to bardzo ważna rzecz, żeby projekt się nie rozsypał, nie rozmył w szarej codzienności. Data i nic więcej. Żadnych dodatkowych warunków. Jeśli zaczniemy wymyślać jakieś warunki, to potem, gdy przyjdzie strach przed wyruszeniem, niepewność, czy to dobry pomysł i czy jesteśmy gotowi, posłużyłyby z pewnością za pretekst, żeby przełożyć wyjazd. Na rok, na pięć lat, albo może i na zawsze[1].
Oszczędzanie, przygotowanie dokumentów, zakup ubezpieczeń, znalezienie lokatorów do mieszkania, złożenie wypowiedzenia w pracy, pożegnanie z bliskimi. No i oczywiście pakowanie, coś niewyobrażalnego dla osoby, która na weekendowy wyjazd chętnie wzięłaby pół zawartości szafy, pół łazienki i całą masę innych drobiazgów. Czyli mnie.
Dwa lata szybko zleciały. Przekładania nie było. Marta i Bartek ruszyli tak, jak planowali.
Ich celem stała się Mongolia. To nie pierwszy raz, kiedy trasę podróży wyznaczyło im zaćmienie słońca. Do końca lipca muszą się znaleźć w górach Ałtaj. Zdążą? To zależy jak szybko będą przebierać nogami. Mongolię przemierzają bowiem... na piechotę.
Marta Owczarek i Bartek Skowroński [źródło] |
Dwa lata szybko zleciały. Przekładania nie było. Marta i Bartek ruszyli tak, jak planowali.
Ich celem stała się Mongolia. To nie pierwszy raz, kiedy trasę podróży wyznaczyło im zaćmienie słońca. Do końca lipca muszą się znaleźć w górach Ałtaj. Zdążą? To zależy jak szybko będą przebierać nogami. Mongolię przemierzają bowiem... na piechotę.
Marta Owczarek i Bartek Skowroński przemieszczają się na różne sposoby. Zaczynają per pedes, przez moment jadą też konno. Później przychodzi czas na elektryczne rowery (Chiny), skutery (Wietnam, Laos), samochód (Australia), rowery (Nowa Zelandia), motocykle (Ameryka Południowa). Kupują przy wjeździe do kraju, sprzedają przy wyjeździe, a później znów myślą czym najwygodniej będzie im przemierzać kolejne kilometry. Odwagi i pomysłów im nie brak, pogody ducha też. Gorzej z samą pogodą, bo ta nieraz da im się we znaki. Trudno cieszyć się z jazdy rowerem, gdy wiatr wieje w twarz z prędkością stu kilometrów na godzinę lub gdy z nieba spada ściana deszczu. Bywa też niebezpiecznie. Kilka wypadków mogło skończyć się naprawdę źle. Na szczęście piękne widoki i serdeczność napotykanych ludzi, wynagradzają trudy podróży. Niebezpieczeństwo i kapryśna aura wpisane są w tego typu wyprawy, ale to właśnie przemieszczając się na własną rękę można naprawdę poznać mijane regiony, nie zadowalając się jedynie atrakcjami sztandarowymi, skomercjalizowanymi, co roku zwiedzanymi i fotografowanymi przez miliony turystów z całego świata.
Bohaterowie Byle dalej przyznają, że mniej ciekawiły ich oblegane przez turystów atrakcje niż spokojniejsze zakątki, choć i takie zdarzało im się zwiedzać. Nie możemy ciągle tylko się szwendać po pustkowiu. Powinniśmy zobaczyć wreszcie coś sławnego, bo potem wrócimy do domu, spytają nas: A w Chinach byłeś? A Armię Terakotową widziałeś? A Wielki Mur? I będzie wstyd. Nikt nam nie uwierzy, że odwiedziliśmy Państwo Środka[2]. Bywają więc tam gdzie obwieszone aparatami i kamerami tłumy i tam gdzie spotkać można jedynie tubylców. Często te najsławniejsze miejsca ich rozczarowują, choć bywają i wyjątki, jak choćby południowoamerykański, ogromny wodospad Iguazú.
Wiele faktów umieszczonych w relacji, było mi już znanych. Tym razem kacze zarodki na wietnamskim talerzu jakoś mniej mnie przerażały (choć to głównie dlatego, że nie był to mój talerz). Najciekawsze wydały mi się same przygody podróżników, to, jak radzili sobie z trudnościami, w jaki sposób docierali do interesujących ich zakątków. Z największą przyjemnością śledziłam ich pobyt na wyspach Pacyfiku, o których do tej pory niewiele czytałam.
Byle dalej. W 888 dni dookoła świata, to przede wszystkim książka o przygodzie, jaką jest podróżowanie na własną rękę. Sporo tu ciekawostek o mijanych miejscach i uwieczniających je fotografii, więcej anegdot podróżnika, sytuacji trudnych i zabawnych, radosnych i niebezpiecznych. Nie jest to przewodnik po świecie, a raczej próbka tego, z czym przyjdzie się zmierzyć podobnym niespokojnym duchom, których męczy leżenie plackiem na plaży czy podziwianie świata z perspektywy rozstawionego nad basenem leżaka. Całą historię opowiada Marta Owczarek, lekko i z dużą dawką humoru. Przytaczane przez nią historie bywają naprawdę zabawne. Jak choćby ta, w której jej towarzysz usiłuje gestami wytłumaczyć chińskiej sklepowej potrzebę zakupu mleka. W końcu Bartek przykłada ręce do głowy na kształt rogów, wydaje z siebie "muuuuu", a następnie w okolicach klatki piersiowej wykonuje ruch imitujący dojenie. Wszyscy leżą na ziemi ze śmiechu, ale pokaz skutkuje[3]. Spróbujcie sobie wyobrazić tę scenę. Albo tę, w której Bartek ściga złodzieja, mając na nogach obuwie pościgowe typu klapek japoński made in india, lekko zużyty[4]. Na łopatki rozbroiła mnie opowieść o błyskawicznym robieniu przez Martę prawa jazdy w Argentynie (było potrzebne do legalnego przemieszczania się motorem). Czy wspominałam, że podróżniczka nie znała jeszcze wtedy hiszpańskiego?
Wiele faktów umieszczonych w relacji, było mi już znanych. Tym razem kacze zarodki na wietnamskim talerzu jakoś mniej mnie przerażały (choć to głównie dlatego, że nie był to mój talerz). Najciekawsze wydały mi się same przygody podróżników, to, jak radzili sobie z trudnościami, w jaki sposób docierali do interesujących ich zakątków. Z największą przyjemnością śledziłam ich pobyt na wyspach Pacyfiku, o których do tej pory niewiele czytałam.
Byle dalej. W 888 dni dookoła świata, to przede wszystkim książka o przygodzie, jaką jest podróżowanie na własną rękę. Sporo tu ciekawostek o mijanych miejscach i uwieczniających je fotografii, więcej anegdot podróżnika, sytuacji trudnych i zabawnych, radosnych i niebezpiecznych. Nie jest to przewodnik po świecie, a raczej próbka tego, z czym przyjdzie się zmierzyć podobnym niespokojnym duchom, których męczy leżenie plackiem na plaży czy podziwianie świata z perspektywy rozstawionego nad basenem leżaka. Całą historię opowiada Marta Owczarek, lekko i z dużą dawką humoru. Przytaczane przez nią historie bywają naprawdę zabawne. Jak choćby ta, w której jej towarzysz usiłuje gestami wytłumaczyć chińskiej sklepowej potrzebę zakupu mleka. W końcu Bartek przykłada ręce do głowy na kształt rogów, wydaje z siebie "muuuuu", a następnie w okolicach klatki piersiowej wykonuje ruch imitujący dojenie. Wszyscy leżą na ziemi ze śmiechu, ale pokaz skutkuje[3]. Spróbujcie sobie wyobrazić tę scenę. Albo tę, w której Bartek ściga złodzieja, mając na nogach obuwie pościgowe typu klapek japoński made in india, lekko zużyty[4]. Na łopatki rozbroiła mnie opowieść o błyskawicznym robieniu przez Martę prawa jazdy w Argentynie (było potrzebne do legalnego przemieszczania się motorem). Czy wspominałam, że podróżniczka nie znała jeszcze wtedy hiszpańskiego?
Rok temu, w maju, minęło 888 dni, od kiedy Marta i Bartek wrócili z podróży dookoła świata. Datę tę postanowili uczcić we właściwy sobie sposób, czyli ruszając w kolejną podróż - tym razem do Azji Centralnej. Niektórym ciekawość świata nie pozwala usiedzieć na miejscu. Nawet gdy wiatr wieje im w twarze, oni wciąż gnają przed siebie.
***
Książkę polecam
miłośnikom literatury podróżniczej
planującym podróż na własną rękę
ciekawym świata
poszukującym lektury na wakacje
wielbicielom humorystycznych relacji z podróży
poszukującym lektury na wakacje
wielbicielom humorystycznych relacji z podróży
***
[1] Marta Owczarek, Bartek Skowroński, Byle dalej. W 888 dni dookoła świata, Wyd Świat Książki, 2012, s. 8.
[2] Tamże, s. 51-52.
[3] Tamże, s. 74.
[4] Tamże, s. 123.
***
Zapraszam
I znowu książka dla mnie :) Mam w zapasie jeszcze kilka podróżniczych dzieł i dam pierwszeństwo tym ze stosiku :)
OdpowiedzUsuńA co masz?
UsuńI zaraz mi się przypomniały słowa mojej ukochanej Pani Profesor z fakultetu geograficznego: "Mongolia?! Przecież tam nic nie ma! Same łąki i pastwiska" :D A książka wydaje się być naprawdę ciekawa. ;)
OdpowiedzUsuńPoleć Pani Profesor książkę "Mongolia. Wyprawy w tajgę i step". A jeśli sama nie czytałaś, to polecam. :)
UsuńOj, u mnie literatura podróżnicza ostatnio zeszła na dalszy plan...
OdpowiedzUsuńU mnie też, ale mam nadzieję, co jakiś czas do niej wracać.
UsuńBardzo pozytywnie wspominam, lubię takie opowieści ludzi z pasją:)
OdpowiedzUsuńJa też! :)
UsuńPodziwiam ludzi podróżujących w ten sposób, wiec chyba zostają mi tylko takie ksiazki, bo na spontan ze swojej strony i strony ślubnego męża nie mam co liczyć, a tak - Twoim sposobem - wezmę soczek w dłoń i wio przed siebie.
OdpowiedzUsuńNo pewnie. Wiatr nie wieje, słońce nie parzy i odcisków się nie ma. :P
UsuńTaa, tylko że tym sposobem nie ma też wspomnień, takich namacalnych :/
UsuńJak rozwiana grzywka, poparzenia słoneczne i bąble na stopach? :P
UsuńPodziwiam takich ludzi. I im zazdroszczę. I lubię czytać ich opowieści. Ale mam wrażenie, że sama nigdy nie ruszę się z wygodnego fotela...:/
OdpowiedzUsuńJa też. To wszystko fajnie wygląda na zdjęciach, ale już sobie wyobrażam siebie w sytuacji, gdy np. pośrodku niczego psuje mi się rower. Plask na tyłek i wycie do księżyca: misiuuuuuuuuuuuuu, ja chcę do domuuuuuuuuuuuuuu! :P
UsuńUwielbiam literaturę podróżniczą :D Chociaż zawsze gdzieś tam w środku żałuję, że to nie przemierzam świat i opowiadam o tym czytelnikom.Ale może kiedyś moje ciche marzenie się spełni? :D
OdpowiedzUsuńA potrafiłabyś tak? Rzucić wszystko i ruszyć przed siebie?
UsuńWidziałam ją przed chwilą w bibliotece! Trochę żałuję, że nie wypożyczyłam, ale wiem, że bym się zawiodła. Od pewnego czasu drażnią mnie takie lekkie relacje z podróży... Chyba wolę ambitniejsze rzeczy...
OdpowiedzUsuńA, to ja akurat takie relacje lubię. Choć fakt faktem - coraz częściej są do siebie podobne, więc już nie czytam ich z takim entuzjazmem jak kiedyś.
UsuńZ chęcią przeczytam, ostatnio często czytam literaturę podróżniczą.
OdpowiedzUsuńA co na przykład czytasz? Polecisz coś?
UsuńAle piękne ilustracje.
OdpowiedzUsuńAno. :)
UsuńKsiążek takich raczej nie czytam, lecz chętnie przeglądam ;))
OdpowiedzUsuńFakt, zdjęcia czasami są piękne.
UsuńZdjęcia faktycznie świetne. Ale ogólnie nie przepadam za taką literaturą.
OdpowiedzUsuńU Ciebie jest bardziej kryminalnie. ;)
UsuńLiteratura podróżnicza-jestem na ,,tak,,:)
OdpowiedzUsuńTo jest nas dwie. ;)
UsuńBardzo bardzo pozytywna książka :). Rzadko sięgam po podróżnicze, ale ta zdecydowanie mnie wciągnęła :)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio też niezbyt często. W każdym razie - nie tak często, jakbym chciała.
UsuńPodziwiam takich ludzi. Sama nigdy nie zdecydowałabym się pewnie na taki krok, choć podróżować uwielbiam. Za to chętnie przeczytam jak skończyła się przygoda z prawem jazdy w Argentynie :)
OdpowiedzUsuńTa historia z prawem jazdy jest świetna. :D
UsuńMiałam w ręce, miałam kupić, ale w ostatniej chwili zrezygnowałam. Liczę na to, że kiedyś znów się na Byle dalej natknę, bo literaturę podróżniczą uwielbiam.
OdpowiedzUsuńJak lubisz takie lekkie opisy przygód uzupełnione zdjęciami, to faktycznie lektura dla Ciebie. :)
UsuńBardzo lubię czytać książki podróżnicze, ponieważ dzięki nim przenoszę się do miejsc o których marzę...
OdpowiedzUsuńMam podobnie. :)
UsuńWidzę, że książka jest ładnie skonstruowana - piękne zdjęcia i ładnie skomponowane z tekstem. Samą książkę z przyjemnością bym przeczytała. A kaczych zarodków... nigdy bym nie zjadła!
OdpowiedzUsuńBrrr... Nie wyobrażam sobie czegoś takiego na moim talerzu.
UsuńZdaje się, że ciekawa wakacyjna lektura, zwłaszcza, jeśli za oknem będzie deszcz. Co zaś do przeżywania cudzych przygód- uwielbiam , ale i sama ruszam w podróż, tyle że w granicach mojego rozsądku- po Polsce.
OdpowiedzUsuńMoje granice rozsądku są podobne. Nie miałabym odwagi ruszyć dookoła świata, nie wiedząc gdzie będę spać, co jeść i jak oraz którędy się przemieszczać.
UsuńNigdy nie przepadałam za taką literaturą, wiec raczej po nią nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńTwoja strata. ;)
UsuńUwielbiam tę książkę! Bije z niej optymizm i radość ludzi, którzy spełnili swoje marzenia.
OdpowiedzUsuńO tak, tego w tej książce nie brak. :)
UsuńWysłałam zgłoszenie i teraz niecierpliwie czekam na wyniki. :)
OdpowiedzUsuń"Nie samymi kryminałami żyje czytelnik" - w moim przypadku prawie samymi :P A jeśli już innymi powieściami, to nie literaturą podróżniczą ;)
OdpowiedzUsuńE tam, sporo innych książek jest u Ciebie. Choć akurat nie podróżniczych, to fakt. ;)
UsuńWidzę, że w okresie, gdy ja nie miałam nawet czasu, by zajrzeć do książek, a już na pewno nie na blogi, Ty nadrabiałaś i przeczytałaś wiele w tych ciekawych podróżniczych tytułów, które ja już mam za sobą. Opowieści jak te z "Byle dalej" potrafią dać niezłego kopa. Ciągnie mnie do takiej przygody. Chyba potrzebuję jedynie odpowiednio mocnego kopniaka :D
OdpowiedzUsuńZdaje się, że chyba właśnie Ty polecałaś mi te wszystkie książki. Biblioteka była łaskawa, więc je przytargałam do domu, tym bardziej, że strasznie zaniedbałam czytanie tego gatunku.
UsuńJakby co, służę kopniakiem. :D
No chyba to prawda, ja polecałam, bo bardzo mi do gustu przypadły, Dla tego kopniaka to pół Polski będę musiała przejechać ;)
UsuńChcesz wyruszyć na super-wyprawę, a marudzisz na wycieczkę do Wielkopolski? :P
UsuńBardzo fajnie napisane. Pozdrawiam i czekam n inne wpisy.
OdpowiedzUsuń