Fran Sandham Samotna wędrówka przez Afrykę Wyd. Świat Książki 2011 320 stron |
Łatwo nie było. Pensja w księgarni wystarczała jedynie na potrzeby świętego ascety, a co dopiero mówić o wyprawie do Afryki. Musiałem więc pożegnać się z papierosami, alkoholem, czekoladowymi herbatnikami, przyzwoitą kawą, książkami oraz innymi rzeczami, dla których warto żyć. Płaciłem wysoki czynsz i wydawałem fortunę na ogrzanie zimą pełnego przeciągów mieszkania[2]. I choć brytyjski księgarz bez wątpienia zarabia więcej, niż jego kolega po fachu mieszkający w Polsce, dla Sandhama rozpoczął się czas oszczędzania właściwie na wszystkim. Jednak pragnienie zrealizowania marzenia było silniejsze, niż potrzeba wygodnego życia. Przez cały ten okres odmawiania sobie wszystkiego, żywienia się grzankami, owsianką i surowymi marchewkami, chodzenia w kurtce w mieszkaniu i pokonywania setek kilometrów piechotą, by zaoszczędzić na biletach autobusowych, pomysł pieszej wędrówki przez Afrykę nie stracił nic ze swojej atrakcyjności[3].
Fran Sandham w swej książce dzieli się głównie własnymi przeżyciami z wyprawy. Z dużym poczuciem humoru opisuje swoje przygotowania, porażki i sukcesy. To sprawia, że lekturę czyta się szybko i z uśmiechem na twarzy. Do tej pory na wspomnienie niektórych scen, zaczynam szczerzyć zęby z radości. Sporo tekstu autor poświęca na opisywanie ludzi, których po drodze spotykał. Barwnych postaci na trasie wędrówki nie brakowało. Stały się one źródłem wielu przytaczanych przez niego opowiastek. Niewiele jest natomiast w książce opisów lokalnych zwyczajów, wierzeń czy zwykłej codzienności mieszkańców, czyli tego do czego przyzwyczaiły nas książki podróżnicze. Zamiast opisywać zastaną teraźniejszość, Sandham przeplata swoją opowieść z anegdotami dotyczącymi wypraw wielkich podróżników z przeszłości. Do Afryki sprowadziła mnie fascynacja wielkimi odkrywcami[4] - pisze. Możemy więc poczytać o kłopotach Davida Livingstona z niesfornym wołem o imieniu Sindbad, o Mary Kingsley, która Afrykę przemierzała w wiktoriańskich sukniach, zgodnie z zasadą, że nie powinno się podróżować w stroju, w którym wstydziłoby się pokazać w domu, o Ewarcie Groganie, który przebył odległość z Kapsztadu do Kairu, by udowodnić przyszłemu teściowi, że zasługuje na rękę jego córki czy trudnej drodze do sławy Henry'ego Stanleya. Tak jak Ryszard Kapuściński w swych Podróżach z Herodotem sięga do Dziejów tego starożytnego historyka czy Tony Horwitz w Błękitnych przestrzeniach do dzienników kapitana Jamesa Cooka, tak Fran Sandham nawiązuje do zapisków z podróży wielkich odkrywców, głównie Livingstona.
Samotna wyprawa wiąże się z wieloma niebezpieczeństwami. Autor obawia się wrogo nastawionych ludzi, dzikich zwierząt, sen z powiek spędzają mu bolesne pęcherze, nieznośny upał za dnia oraz zimne noce. Do swojego strachu podchodzi jednak z właściwym sobie poczuciem humoru. Statystycznie rzecz biorąc, szanse na to, że zostanie się zjedzonym przez lwa, są małe. Ktoś jednak musi od czasu do czasu zostać zjedzony, by można było sporządzić taką statystykę[5]. Czasami Sandham sypia w hostelach, częściej w namiocie rozbijanym w niedozwolonych miejscach. Dokuczają mu owady, męczy głód i pragnienie. Cena za spełnienie marzeń wydaje się czasami zbyt wysoka, a jednak podróżnik uparcie idzie do przodu udowadniając, że nawet z trudnych sytuacji można znaleźć wyjście. Wyprawa w pojedynkę zdaje się mu bardzo odpowiadać. Zupełnie inaczej podróżowało małżeństwo Poussin. W dwuczęściowym cyklu Afryka Trek opisują swoją pieszą wędrówkę od Przylądka Dobrej Nadziei w Afryce do Jeziora Tyberiadzkiego w Izraelu. Tę trójkę łączy wiele, przede wszystkim upór w dążeniu do celu, walka o spełnienie marzeń, chęć przeżycia przygody oraz... niechęć do korzystania z jakichkolwiek środków lokomocji. Jak na piechotę, to na piechotę. Nie ma co im proponować podwiezienia choćby o kilka kilometrów.
Samotna wędrówka przez Afrykę zawiera tylko jedną wkładkę z kolorowymi, niewielkimi fotografiami. Dużym plusem jest za to załączenie mapki, która pozwala prześledzić trasę wędrówki księgarza-podróżnika. Książkę polecam wszystkim wielbicielom dalekich wypraw oraz tym, którym brak odwagi, by samemu na taką eskapadę wyruszyć.
***
[1] Wojciech Cejrowski, Gringo wśród dzikich plemion, wyd. Poznaj Świat, 2006, s. 250.
[2] Fran Sandham, Samotna wędrówka przez Afrykę, przeł. Małgorzata Żbikowska, wyd. Świat Książki, 2011, s. 13.
[3] Tamże.
[3] Tamże.
[4]Tamże, s. 11.
[5]Tamże, s. 132.
Niesamowita historia! I godna podziwu konsekwencja autora, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że z noworocznych planów i postanowień bardzo niewiele zostaje wprowadzonych w życie ;) I jeszcze biedaczek tyle się namęczył, by zaoszczędzić na wyjazd i kiedy wreszcie mu się udało, pojawiają się te trudy podróży! To by mogło dobić człowieka, choć oczywiście było do przewidzenia, że nie będzie łatwo. Ja kupiłam kiedyś książkę o Kazimierzu Nowaku, polskim podróżniku, który przejechał rowerem Afrykę (jeszcze jej nie przeczytałam). Ogólnie nie wiem skąd w ludziach takie pragnienia (ja nie mam takich pomysłów), ale są one w gruncie rzeczy piękne i godne podziwu, walka o realizację marzeń...Ja nie mam odwagi na taką eskapadę na pewno.
OdpowiedzUsuńTia. Ja co roku obiecuję sobie, że zacznę regularnie dbać o sylwetkę i kondycję. :P
UsuńKsiążkę Nowaka też bym chciała przeczytać. Trafiłam na nią przy okazji wizyty w poznańskim Muzeum Etnograficznym, ale póki co na liście książek do wypożyczenia jest wciąż na odległym miejscu. ;)
Odwagi to takich eskapad u mnie brak. Może i bym chciała wziąć udział w tego typu wyprawie, ale na pewno nie samotnie i nie na piechotę.
Już wiem, dlaczego nie mogę się zabrać za literaturę podróżniczą. Nie zaliczam się ani do typu ludzi, którzy śnią o takich przygodach, ani tym bardziej tych, którzy chcieliby to zrealizować. :P Zresztą, jak znam życie, pewnie byłabym tą jedną osobą potrzebną do statystyki. :P
OdpowiedzUsuńOj, no... Nie odbieraj lwom radochy. :P
UsuńSpoko, nie bawię się w oszukiwanie przeznaczenia. Kiedyś pójdę do ZOO. :P
UsuńOdważna jesteś! Ale póki co unikaj cyrków. =)
UsuńNie cierpię cyrków równie mocno, jak przegotowanego mleka. Bleh!
UsuńW cyrku zawsze lubiłam akrobacje. Klauni mnie nie bawią, męczone zwierzaki też.
UsuńAno właśnie. Stosunek do klaunów mam obojętny. Ale leprechauny lubię. :P A nie, to dalekie skojarzenie. :P
UsuńKlauni mają zbyt smutne ryjki jak na kogoś, kto ma mnie pobudzić do śmiechu. Leprechauny widziałam w odległych czasach Euro 2012. Łaziły taki po ulicach. Jeden nawet bryczkę prowadził. :P
UsuńHa. Zostanę klaunem. :P
UsuńNo tak myślałam i nieodmiennie - zazdroszczę. :P
Ty byłaś na Haskellu, więc w tej rywalizacji i tak jestem do tyłu. :P
UsuńNigdy nie widziałem tej książki, ale chyba powinienem się nią zainteresować :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJa trafiłam na nią przypadkiem. Akurat leżała na półce z nowościami i aż prosiła, żeby ją przygarnąć. ;)
UsuńCzytałam z wypiekami na twarzy książki pana Wojtka i marzę o podróżach, ale nigdy nie odważyłabym się na zostawienie wszystkiego i chodzenie po dżungli. Dobrze jednak, że są ludzie, którzy takie rzeczy robią i że można się od nich dowiedzieć ciekawych rzeczy.
OdpowiedzUsuńSama prawda. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym z dnia na dzień zostawić wszystko, ze świadomością, że nie wiem co mnie czeka, a po powrocie będę bez pracy, pieniędzy i dachu nad głową. Zdecydowanie brakowałoby mi odwagi, ale tak jak piszesz - dobrze, że są ludzie, którzy takich rzeczy się nie obawiają.
UsuńStatystycznie rzecz biorąc, szanse na to, że zostanie się zjedzonym przez lwa, są małe. Ktoś jednak musi od czasu do czasu zostać zjedzony, by można było sporządzić taką statystykę" -> ten cytat mnie przekonał do książki. Chociaż nie jestem fanką tego typu literatury, to jak spotkam tę książkę w bibliotece, to ją z chęcią przeczytam. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTakich perełek jest więcej. Autor ma duże poczucie humoru. :)
UsuńNiesamowita historia. Podziwiam tego człowieka za to, że był tak wytrwały w dążeniu do realizacji swojego marzenia.. Książkę oczywiście chętnie przeczytam. Historia podróży, poczucie humoru autora...tylko tych zdjęć mogłoby być więcej;)
OdpowiedzUsuńZdjęć zdecydowanie mogłoby być więcej. Zwłaszcza, że są mikroskopijne. Jak czytam literaturę podróżniczą, to chcę zobaczyć te miejsca, które opisuje autor, a nie tylko sobie je wyobrażać. =)
UsuńBędę miała tę książkę na uwadze. Lubię takie lekko napisane książki podróżnicze. Teraz czytam podobną ... choć duuuużo starszą: "Okrążmy świat raz jeszcze" Tadeusza Perkitnego. Rewelacja!! Recenzja wkrótce.
OdpowiedzUsuńNie znam. I chyba nie poznam, bo w bibliotece nie ma. :(
UsuńPodziwiam ludzi, którzy mają w sobie tak ogromną determinację i odwagę, by spełniać swoje marzenia. To niesamowite. I wspaniale, że chcą dzielić się później tym z innymi. :) To pokrzepia i dodaje siły w walce o urzeczywistnienie własnych pragnień. No i nadziei, że one się spełnią. :)
OdpowiedzUsuńOj tak, nie nie miałabym odwagi, żeby całe życie wywrócić do góry nogami i ruszyć samotnie w nieznane. Takie historie udowadniają, że może czasami warto dać się ponieść i zawalczyć o spełnienie marzeń. :)
UsuńZ jednej strony nie czytałem jeszcze żadnej książki Cejrowskiego, Wojciechowskiej czy Pawlikowskiej, a tym bardziej tego nieznanego mi człowieka, a z drugiej strony chyba nie mam na razie ochoty na coś podobnego. :)
OdpowiedzUsuńTaką literaturę po prostu trzeba lubić. Jeśli nie kręcą Cię podróże, to faktycznie te książki nie są dla Ciebie.
UsuńI wygląda na to, że mamy do czynienia z kolejną budującą historią o pokonywaniu samego siebie i spełnianiu marzeń, nawet za cenę niewygody, a czasami nawet niebezpieczeństwa. Przypomina mi się książka, którą niedawno recenzowałaś - "Zielone piekło". Cieszy mnie, że wychodzi coraz więcej tego typu pozycji - dobrze wiedzieć, że hasło "jeśli się chce, wszystko można" nie jest tylko pustym frazesem i warto mieć nadzieję. ;)
OdpowiedzUsuńTakich książek faktycznie jest coraz więcej. Co mnie cieszy, bo uwielbiam je czytać. Ludzie opuszczają swoje domy i przemierzają świat na piechotę, rowerem, stopem. Fantastyczna sprawa. :)
UsuńSama mam takich znajomych i ogromnie podziwiam ich odwagę.
Czytała tylko jedna książkę Cejrowskiego. To były miłe chwile, ale na razie odpuszczę sobie tego typu literaturę, więc po "Samotną wyprawę przez Afrykę" w najbliższym czasie nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Ja takie książki uwielbiam i chętnie czytałabym wszytskie dostępne na rynku, gdybym tylko mogla je zdobyć. :)
UsuńFran Sandham to prawdziwy hardcor, a ja takie opowieści uwielbiam, więc pozycja jak najbardziej dla mnie:)
OdpowiedzUsuńPolecam. Bardzo przyjemnie się czyta. :)
UsuńLubię takie książki, ale tej jeszcze nie miałam przyjemności przeczytać .. a szkoda bo wydaje mi się, że na wakacje jak znalazła :)
OdpowiedzUsuńWpadnij do mnie
Zdecydowanie jest to książka idealna na lato. Podczas lektury można zacząć planować wyprawę na kolejne wakacje. ;)
Usuńlubię takie książki, w pewnym sensie mnie inspirują i sama czasem mam ochotę rzucić wszystko i gdzieś pojechać :)
OdpowiedzUsuńOchotę to ja też mam, tylko odwagi brak. ;)
Usuń