Andrzej Meller Miraż. Trzy lata w Azji The Facto 2011 288 stron |
Igor Zalewski z wydawnictwa The Facto poznał Andrzej Mellera na... Facebooku. Wcześniej czytał reportaże Mellera, które ten publikował w Tygodniku Powszechnym oraz istniejącym do niedawna miesięczniku Bluszcz. Zalewski złożył reportażyście propozycję wydania książki, na co ten chętnie przystał. W nocie Od wydawcy Zalewski przyznaje, że również Tomka Larka autora fantastycznej okładki Mirażu oraz Kazimierza Świetlikowskiego, który podjął się przygotowania książki do druku, znał jedynie wirtualnie. Tak się właśnie wydaje książki w tych naszych nowoczesnych czasach.
W swojej trzyletniej podróży po Azji Meller odwiedził m.in. Gruzję, Azerbejdżan, Iran, Indie, Pakistan, Afganistan, Sri Lankę, Tajlandię i Wietnam. Igor Zalewski napisał o nim tak: Jeśli gdzieś strzelają, to Meller natychmiast się tam zjawia[1]. I tak właśnie jest, dzięki czemu możemy poczytać o wojnie w Osetii Południowej, ataku terrorystycznym w Mumbaju czy o niebezpiecznej granicy pakistańsko-afgańskiej.
Reportaże Mellera poruszają różną tematykę. Sporo tu polityki i konfliktów przez nią spowodowanych, więc przyznaję, że momentami czytało mi się ciężko. Warto było jednak przebrnąć przez tereny ogarnięte politycznym i wojskowym chaosem, choćby po to, by przeczytać o tajskich "ladyboysach", mężczyznach, którzy czują się kobietami i jak one wyglądają. Tajskie powiedzenie mówi Kiedy spotykasz piękną kobietę, strzeż się! To na pewno mężczyzna[2]. Ladyboys stają się w Tajlandii trzecią płcią. Mężczyźni ubierają się jak kobiety, malują, faszerują hormonami, poddają operacjom. Autor przytacza zabawne historie, w których nieświadomi turyści podrywają w barach piękne kobiety, przeżywając w hotelowym pokoju niemały szok.
Miraż. Trzy lata w Azji jest dobrze napisanym zbiorem reportaży. Autor wyrusza w podróż i opisuje to, co w danym miejscu wydaje mu się najistotniejsze. Jego relacje pozbawione są filozoficznych wywodów. Przedstawia nam taką rzeczywistość, jaką sam widzi, uzupełniając ją o wypowiedzi lokalnej ludności. Meller porusza ważne kwestie, jak choćby młodocianą prostytucję w Indiach czy zastraszane społeczeństwo Birmy. Przed wizytą w Birmie Andrzej Meller słyszy ostrzeżenie: Pamiętaj, jeśli ktoś podejdzie i sam zacznie rozmowę o polityce, na dziewięćdziesiąt dziewięć procent będzie to tajniak. Nikt normalny tego nie robi. A jeśli podejdzie ktoś normalny, wdacie się w rozmowę o kraju i jakieś gumowe ucho to podsłucha, to mogą go czekać poważne nieprzyjemności. Ciebie zresztą też[3]. Reportażysta jest jednak jednym z tych, których niebezpieczeństwo nie przeraża, a zastrzyk adrenaliny sprawia, że ich życie nabiera kolorów. Z charakterystycznym poczuciem humoru i dystansem rusza na spotkanie przygody, czego owocem są jego reportaże dla Tygodnika Powszechnego oraz oczywiście recenzowana przeze mnie książka.
Książka zawiera dwie wkładki z kolorowymi fotografiami, na których można zobaczyć m.in. wspomnianych wyżej ladyboysów, boga-małpę na festiwalu wielbłądów w radżastańskim Puszkarze i kilka innych napotkanym przez autora atrakcji.
Trudno mi jednoznacznie ocenić tę książkę. Z jednej strony jest to niezła reporterska robota, z drugiej - zupełnie nie trafia w moje czytelnicze zainteresowania. Polecam tym, którym niestraszne polityczne niuanse konfliktów w różnych zakątkach Azji, ale myślę, że i pozostali znajdą w tej książce coś dla siebie. Ja znalazłam.
Ponieważ okładka książki szalenie mi się spodobała, pogrzebałam trochę w Sieci i znalazłam galerię na Picasie Tomka Larka.TUTAJ możecie zobaczyć poszczególne etapy powstawania okładki książki.
Miraż. Trzy lata w Azji jest dobrze napisanym zbiorem reportaży. Autor wyrusza w podróż i opisuje to, co w danym miejscu wydaje mu się najistotniejsze. Jego relacje pozbawione są filozoficznych wywodów. Przedstawia nam taką rzeczywistość, jaką sam widzi, uzupełniając ją o wypowiedzi lokalnej ludności. Meller porusza ważne kwestie, jak choćby młodocianą prostytucję w Indiach czy zastraszane społeczeństwo Birmy. Przed wizytą w Birmie Andrzej Meller słyszy ostrzeżenie: Pamiętaj, jeśli ktoś podejdzie i sam zacznie rozmowę o polityce, na dziewięćdziesiąt dziewięć procent będzie to tajniak. Nikt normalny tego nie robi. A jeśli podejdzie ktoś normalny, wdacie się w rozmowę o kraju i jakieś gumowe ucho to podsłucha, to mogą go czekać poważne nieprzyjemności. Ciebie zresztą też[3]. Reportażysta jest jednak jednym z tych, których niebezpieczeństwo nie przeraża, a zastrzyk adrenaliny sprawia, że ich życie nabiera kolorów. Z charakterystycznym poczuciem humoru i dystansem rusza na spotkanie przygody, czego owocem są jego reportaże dla Tygodnika Powszechnego oraz oczywiście recenzowana przeze mnie książka.
Książka zawiera dwie wkładki z kolorowymi fotografiami, na których można zobaczyć m.in. wspomnianych wyżej ladyboysów, boga-małpę na festiwalu wielbłądów w radżastańskim Puszkarze i kilka innych napotkanym przez autora atrakcji.
Trudno mi jednoznacznie ocenić tę książkę. Z jednej strony jest to niezła reporterska robota, z drugiej - zupełnie nie trafia w moje czytelnicze zainteresowania. Polecam tym, którym niestraszne polityczne niuanse konfliktów w różnych zakątkach Azji, ale myślę, że i pozostali znajdą w tej książce coś dla siebie. Ja znalazłam.
***
Tomek Larek przy pracy źr. Picasaweb |
***
[1] Andrzej Meller, Miraż. Trzy lata w Azji, wyd. THE FACTO, 2011, s. 7.
[2] Tamże, s. 206
[3] Tamże, s. 215.
***
Dopisane 8.08.2012
Na stronie internetowej Tomka Larka są zdjęcia dokumentujące powstawanie okładki wraz z komentarzem rysownika. Uważni obserwatorzy na jednej z lian powinni się dopatrzyć Jane, niespodzianki dla Andrzej Mellera. ;)
KLIK
[3] Tamże, s. 215.
***
Dopisane 8.08.2012
Na stronie internetowej Tomka Larka są zdjęcia dokumentujące powstawanie okładki wraz z komentarzem rysownika. Uważni obserwatorzy na jednej z lian powinni się dopatrzyć Jane, niespodzianki dla Andrzej Mellera. ;)
KLIK
Reportaż wydaje się być ciekawy, jednak Azja ,to nie moje klimaty. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńW moje klimaty teoretycznie trafia, ale nadmiar polityki jednak mnie męczył. Wolałabym więcej ciekawostek lokalnych, ale takie książki jak ta Mellera, też są potrzebne.
UsuńTo taka współczesna wersja odkrycia Pilipiuka, który opowiadał, że rzekomo ktoś do niego podszedł, jak coś tam sobie bazgrał w zeszycie na plaży. ;)
OdpowiedzUsuńUważaj, co piszesz, bo i Ty możesz tak skończyć. ;) W sensie, że ktoś Cię odkryje. A nie, że jako ladyboy. :P
No właśnie Meller poznał Larka w Myanmarze. Tam też są plaże. (Rym niezamierzony). :P
UsuńMnie odkryją dopiero po śmierci. Wszyscy wielcy tak mają. :P
Co to za rym z różną ortografią. :P
UsuńPoświęć trochę wielkości na rzecz nieśmiertelności. :P
Rym, który nie widać w słowach gadanych.
UsuńNa taką poezję, cóż odpowiedzieć? Tego bym chciała dziś się dowiedzieć. :P
Niedawno ruszyła pielgrzymka do Częstochowy. Może by się udało jakieś rymy podłapać? :P
UsuńJeszcze Ci mało? =)
UsuńCzęstochowskich? Never. :P
UsuńPrawdziwa poetka z Ciebie. =)
UsuńTja. A proces powstawania okładki wygląda ciekawie. Chciałabym tak. :)
UsuńNamalujesz sobie, jak już wiersze wydasz. :P
UsuńEwentualnie pan Tomek Ci namaluje. Na jego stronie internetowej jest dokładniejszy opis powstawania okładki (KLIK). Jane mnie rozbroiła. :P
Hehehe, co też można przemycić na takiej okładce... :D Ale super - nawet okładka ma swoją historię. :)
UsuńUwielbiam ludzi z wyobraźnią i poczuciem humoru. =)
UsuńSzkoda, że już oddałam książkę do biblioteki, bo bym poszukała tej Jane. :P
Nawet się przymierzałam do kupna książki, ale ostatecznie kupiłam e-booka "Jadę sobie. Azja. Przewodnik dla kobiet" Początek - radosny. Oby tak do końca.
OdpowiedzUsuńNapiszesz recenzję? W każdym razie tytuł już sobie zanotowałam, bo to zdecydowanie literatura jaka ma szansę mi się spodobać.
Usuńraczej nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńzatem pass :)
Dla mnie też niekoniecznie. Ale obiektywnie, książka jest dobra.
UsuńSwojego czasu przeżywałam głęboką fascynację Azją, wtedy bez wahania sięgnęłabym po taką książkę. Dziś wolę czytać o innych rejonach świata, nie zmienia to jednak faktu, że Andrzej Meller pisze w sposób bardzo przyjemny w odbiorze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ja akurat lubię czytać o wszystkich rejonach. Uwielbiam literaturę podróżniczą. Już udało mi się wypożyczyć kolejną książkę, tym razem o Afryce. Czytam w drodze do i z pracy. ;)
UsuńUwielbiam reportaże, ale o tej książce nie miałam pojęcia. Chęnie wybiorę się w podróż po Azji razem z panem Mellerem. ;)
OdpowiedzUsuńBaw się dobrze, tylko uważaj na terrorystów i upierdliwą policję. :)
UsuńNaprawdę w ciekawy sposób powstają dziś książki! Kurczę, ja nie mam facebooka, wiec książki nie wydam, choć to może nie problem, bo żadnej nie napisałam ;) polityczne niuanse to nie dla mnie. Skoro autor opisywał zastaną rzeczywistość bez filozofowania to chyba posiada cechę dobrego reportera, więc to mu się chwali. Ladyboys mnie zszokowali. Po książkę raczej nie sięgnę, ale fajnie było się dowiedzieć jaką moc ma internet ;)
OdpowiedzUsuńTo jaj już jakąś napiszesz, to koniecznie załóż sobie konto. Nigdy nic nie wiadomo. :P
UsuńZ całej książki właśnie ladyboysów pamiętam najbardziej. Też mnie to zszokowało. W ogóle to, jak liczne są w Tajlandii operacji zmiany płci mnie zdziwiło.
Polityka mnie nie interesuje, ale ciekawe fakty na temat krajów azjatyckich już tak;) W mojej bibliotece nie ma tej książki, więc na razie i tak jej nie poczytam:/
OdpowiedzUsuńNie cierpię tego. Zwłaszcza w przypadku książki, którą bardzo bym chciała przeczytać. Pełna nadziei sprawdzam w bibliotece. I nie ma. ;(
UsuńBardzo lubię reportaże podróżnicze. Meller jest mi kompletnie obcy w tej kategorii, ale chętnie to zmienię. Bardzo mi się podoba ten subiektywizm autora, to, że nie stara się być uniwersalny, ale pokazuje zastaną rzeczywistość z własnego punktu widzenia. Co prawda trochę mnie zniechęcają te polityczne niuanse, o których wspominasz...
OdpowiedzUsuńMeller dużo pisze o konfliktach w różnych rejonach Azji, a one zwykle mają podłoże polityczne, ewentualnie etniczne, więc przekazania czytelnikowi ogólnych informacji na ten temat nie da się uniknąć. Ale książka jest na tyle ciekawie napisana, że te fragmenty aż tak nie bolą. ;)
UsuńKsiązka może być ciekawa, ale ja mam trochę inne zdanie co do okładki. Mogłaby to być jakś autentyczna okładka z jakimś zwierzęciem albo z samym Mellerem, a nie okładka rodem z kreskówki. :)
OdpowiedzUsuńA mi się podoba. Jest inna. Niemal na wszystkich okładkach książek podróżniczych są fotografie. Ta jest inna. Wyróżnia się. I moim zdaniem jest świetna.
UsuńNiestety ale książka nie dla mnie, na razie podziękuję.
OdpowiedzUsuńAleż proszę. :P
UsuńCzytałam .... chyba w "Playboyu" wywiad z Andrzejem Mellerem. Wariat! Ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu, więc chętnie przeczytam jego książkę. Okładka bardzo mi się podoba, ciekawe jak będzie z treścią, bo to nie do końca moja bajka. Pożyjemy, zobaczymy. W każdym razie książka została już zamówiona :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-))
Domyślam się, że wywiad był bardzo ciekawe, bo i pan Meller wydaje się barwną postacią. Podobnie jak autor okładki.
UsuńMeller prosto z Azji, wyruszył do Libii, więc może za jakiś czas powstanie kolejna książka. :)