Beata Pawlikowska Blondynka na tropie tajemnic Wyd. G+J RBA 2010 300 stron |
Książki Beaty Pawlikowskiej nie zawsze trafiają w mój czytelniczy gust. Mam wrażenie, że autorka zbyt często daje się ponieść wyobraźni i zamiast opowiadać o swoich przygodach, dzieli się z czytelnikami swoimi wizjami, przeczuciami, wyobrażeniami, nadprzyrodzonymi historyjkami, które sprawdzają się na harcerskim obozie. Są w sam raz by postraszyć dzieciaki stłoczone nocą przy niewielkim ognisku. Nie tego szukam w pozycjach podróżniczych. Zbyt wiele takich wątków sprawia, że relacja z wyprawy traci na wiarygodności. Mimo to, gdy w bibliotece natykam się na jakąś książkę globtroterki, nie mogę się powstrzymać, by nie przytargać jej do domu. Tym razem w zielonej torbie z wizerunkiem poznańskich koziołków, przyniosłam Blondynkę na tropie tajemnic.
Książka składa się z czterech części, każda z nich dotyczy innego miejsca. Ku mojemu rozczarowaniu okazało się, że trzy historie już znam. Pamiętacie moją recenzję Kambodży Martyny Wojciechowskiej? (KLIK) Ten sam zabieg zastosowała Beata Pawlikowska. Kieszonkowe wydania Zanzibaru, Tanzanii, Brazylii i Amazonii zostały połączone w jednym tomie, zatytułowanym właśnie Blondynka na tropie tajemnic. Początkowe rozczarowanie szybko ustąpiło zdumieniu. Okazało się, że forma w jakiej wydana została książka, ma dla mnie duże znaczenie. Dotychczas upierałam się, że ważna jest przede wszystkim treść, a reszta to odrobinę uatrakcyjniające ją dodatki. Teraz okazało się, że te same historie, które za pierwszym razem zrobiły na mnie raczej słabe wrażenie, czytało mi się dużo lepiej. Najwyraźniej piękne wydanie, jakim czytelnika uraczył National Geographic, wpłynęło na moją ocenę książki bardziej, niż mogłam przypuszczać. Zdjęć jest mnóstwo. Charakterystycznych rysunków pani Beaty też. Czytanie takiej książki to czysta przyjemność.
Beata Pawlikowska tryska pozytywną energią. O sobie pisze Jestem szczęśliwa, bo kocham to, co mam[2]. I to szczęście rzeczywiście da się wyczuć. Robi to co lubi i potrafi zarażać swoim entuzjazmem. Z prawdziwą przyjemnością czytałam jej relacje z wypraw. Każdemu można życzyć, by znalazł pasję, której potrafiłby się tak oddać, która dałaby mu tyle radości i satysfakcji.
Książka jest napisana z humorem, czyta się ją lekko i z przyjemnością. Tym, co mnie szalenie ucieszyło był fakt, iż niewiele w niej było tych niepotrzebnych treści, w których bujna wyobraźnia autorki hasa niczym szczeniak spuszczony ze smyczy. Tak więc, gdy podczas którejś z kolejnych wypraw do biblioteki, natknę się na półce na jakąś nieznaną mi książkę Beaty Pawlikowskiej, znów zapakuję ją do zielonej torby, licząc na to, że i tym razem się nie rozczaruję.
---
[1] Beata Pawlikowska, Blondynka na tropie tajemnic, Wyd. National Geographic, 2010, s. 17.
[2]Tamże, s.80.
Miałam dokładnie takie same wrażenia, gdy czytałam książkę pani Beaty. Natomiast okładka tej pozyci jest tak intrygująca, Twoja recezja również zachęca, że z przyjemnością się za nią rozglądnę:)
OdpowiedzUsuńNajbardziej mnie chyba rozczarowała "Blondynka, jaguar i tajemnica Majów". Ogromnie się cieszę, że nie zdecydowałam się na jej zakup. Elementów nadprzyrodzonych było tam zdecydowanie za dużo.
UsuńTak jak lubię pani Beaty posłuchac w radio, to wymiękłam na Teorii bezwzględności.
UsuńTej książki nie czytałam i na pewno nie przeczytam. Pawlikowska próbuje się wypowiadać na różne tematy, ale chyba lepiej by było, gdyby skupiła się na książkach podróżniczych ew. językowych.
UsuńCzytałam jej poradnik "W dżungli miłości" i też wypadł słabo. Dla mnie ta książka miała poziom rubryczek z BRAVO "Beata radzi..." czy coś w ten deseń. ;)
Nie czytałam jeszcze nic ani pani Beaty, ani pani Martyny. Jest tak wielki wybór ich książek, że nigdy nie wiem na którą się zdecydować. A co Ty polecasz w pierwszej kolejności?
OdpowiedzUsuńObie panie piszą w zupełnie innym stylu. Ja wolę ten Wojciechowskiej. Więcej konkretów, bez dziwacznych wizji. Bardzo podoba mi się seria "Kobieta na krańcu świata" - Martyna zebrała w niej historie niezwykłych kobiet z różnych miejsc na świecie.
UsuńZ typowych podróżniczych polecam "Etiopia. Ale czat!", a jeśli interesują Cię raczej rejony górskie, to powinnaś sięgnąć po "Przesunąć horyzont". Tu jest moja recenzja tej książki: KLIK
Co do książek Pawlikowskiej, to najbardziej polecam "Blondynkę na tropie tajemnic", "Blondynkę na Kubie" i "Blondynkę na safari". Ta ostatnia jest raczej zbiorem ciekawostek o Afryce niż książką podróżniczą, ale czyta się ją świetnie.
Nie wiem co w literaturze podróżniczej najbardziej Cię interesuje, więc trochę ciężko mi doradzać. :)
O, a ja dziś oglądałam film o fotoreporterach NG. :) Oni tez kochają to, co robią, ale to ryzyko, na które czasami są narażeni... :)
OdpowiedzUsuńNie pomyślałaś, żeby przejrzeć książkę przed przeczytaniem? :P
Tja. Przejrzeć przed przeczytaniem.
UsuńMiało być: kupieniem.
W sumie mogło być gorzej. Mogłam napisać: przeczytać przed przeczytaniem.
Zdecydowanie jestem z tych, którzy wolą poczytać o ryzyku innych w ciepłym łóżeczku, z kubkiem herbaty pod ręką, niż się narażać. =)
UsuńAle ja nie kupowałam tej książki. :P Zdjęłam ją tylko z półki w bibliotece. Ostatnio docieram do biblioteki tuż przed zamknięciem, więc nie mam zbyt wiele czasu na sprawdzanie co wypożyczam. =)
O rany, faktycznie, przecież jak byk tam jest napisane, że w bibliotece. Czasami mi się mylą te dwa pojęcia - z księgarnią. ;)
UsuńHm. W tym filmie widziałam, jak kobieta fotografuje lwy. Takie miało być to moje przeznaczenie? :P Nie w ciepłym łóżku? :P
Bibliotekę od księgarni łatwo odróżnić. Wystarczy wynieść z niej książkę bez podejścia do lady. Jak będzie Cię gonić zdezorientowana kobieta - jesteś w bibliotece. Jak wkurzony ochroniarz - jesteś w księgarni typu Empik. Jak studenci - jesteś w jakiejkolwiek innej księgarni.
UsuńNo widzisz, jak zostaniesz "fotografkom", to przeznaczenia nie oszukasz. A reżyser pewnego cyklu, będzie mógł nakręcić jego szóstą, czy którąśtam część.
Obie Twoje rady są po prostu rewelacyjne. :P Z obu, żeby było sprawiedliwie, nie skorzystam. :P
UsuńMogłabyś docenić mój wysiłek i zadziałać sprawiedliwie w drugą stronę. =)
UsuńA obiecujesz, że obejrzysz tę którąś część?
UsuńPoprzednie widziałam, to i tej nie przepuszczę. Wierzę, że przebijesz scenę z solarium. Choć będzie trudno, bo to było mistrzowskie. :P
UsuńNawet nie przychodzi mi nic do głowy, czym by to można było przebić... :P
UsuńTym, do czego Ci nic nie przychodzi. ;) To nie mur, więc dasz radę.
UsuńCo Ty tu robisz o tej porze? ;)
All in all it's just another brick in the wall... :P
UsuńKończę przeżuwać śniadanie. ;)
Otóż to. =)
UsuńTo nienormalne. I nie fair. Ja o tej porze zwykle dławię się śniadaniem, bo już powinnam być w drodze na przystanek. =)
Ja cały czas jestem w tyle z literaturą podróżniczą i póki co nie mam czasu nadrabiać :( Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńA ja staram się nadrabiać, ale baaaardzooo wolno mi idzie.
UsuńSceptycznie podchodzę do książek Beaty Pawlikowskiej - właśnie przez te różnego rodzaju refleksje, przeczucia itp., oraz przez małą objętość. Muszę docenić to, że ma pasję i że potrafi o niej w ten sposób opowiadać... Ale to nie zmienia faktu, że nie mam już ochoty sięgać po jej książki;)
OdpowiedzUsuńJeszcze się okaże, że jesteśmy z tej samej miejscowości;)
Najmniej refleksji i tej całej dziwnej reszty jest w "Blondynce na safari". Gdybym miała wybrać najciekawszą książkę Pawlikowskiej, to postawiłabym właśnie na ten tytuł.
UsuńTo jeszcze zależy, w którą stronę od tego Sanoka mieszkasz. Może w stronę Leska na przykład? ;)
Też mam taką zieloną torbę na biblioteczne łowy. :D Co prawda nie z koziołkami... :)
OdpowiedzUsuńPrzewinęła mi się ta książka jakiś czas temu przez ręce. Fajna, ale jednak wolę w tej kategorii Cejrowskiego i Wojciechowską. :) Od strony graficznej wydanie bardzo fajne, ale i ono większego wrażenia na mnie nie zrobiło. :)
Moja jest jeszcze z czasów, kiedy nagle w sklepie zabrakło foliowych reklamówek i człowiek mógł ze Społemu wrócić z zakupami w zębach lub kupić sobie taką torbę. Obecnie torba służy głównie do dwóch celów. W poniedziałki do przynoszenia książek z biblioteki, a w pozostałe dni jako legowisko dla kota. Nie wiem co kot widzi w tej torbie, ale czasami wygląda to bardzo zabawnie. Gdzie położysz torbę, tam do snu kładzie się kot. A podobno nie da się manipulować kotami. :P
UsuńJa też! Ja też! Tzn. zdecydowanie wolę Cejrowskiego i Wojciechowską. Choć zaczynam doceniać też innych autorów, tych mniej znanych.
Nie miałam jeszcze okazji czytać żadnej z książek autorki mimo, że często widzę jej tytuły na półkach. Sama nie wiem dlaczego. Być może muszę dojrzeć do książek podróżniczych.
OdpowiedzUsuńWidocznie na stosiku przy łóżku masz ciekawsze książki. :)
UsuńMimo mojej pierwszej niezbyt udanej przygodzie z książką podróżniczą, mówię o Panu Cejrowskim i "Rio Anaconda ...", to mam w planach sięgnięcie po coś pani Pawlikowskiej, ale muszę jeszcze dojrzeć :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCzyżby nie pasował Ci humor pana Wojtka? ;)
UsuńKsiążki tej pani czytam zawsze z przyjemnością, pomimo jej tendencji do wplatania w nie historyjek, o których piszesz. A, że za Cejrowskim nie przepadam i tym samym nie tykam jego książek, toteż z polskich podróżników zostaje mi między innymi właśnie Pawlikowska :)
OdpowiedzUsuńA Wojciechowska? Jeśli nie czytałaś, to polecam. :)
UsuńLubię Pawlikowską, także przyjrzę się książce :)
OdpowiedzUsuńPowinna Ci się podobać. Moim zdaniem jest jedną z najlepszych.
UsuńDo książek Pani Pawlikowskiej zraziłam się po przeczytaniu "Blondynki Tao" - nie przypadł mi do gustu sposób, w jaki jest napisana... Ale może po tę pozycję powinnam sięgnąć? Się zobaczy, jak na razie jestem wierna książkom Wojciechowskiej i Cejrowskiego ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
"Blondynka Tao" podobała mi się mniej. Irytował mnie tajemniczy Chińczyk, którego autorka widywała co jakiś czas. =)
UsuńPani Pawlikowska budzi sympatię :) fajna babka :) jednak książek podróżniczych mało czytam, rzadko... nigdy szczególnie mnie takie nie pociągały :)
OdpowiedzUsuńJa podziwiam przede wszystkim jej pasję. :)
UsuńMoje spotkania z Blondynką ograniczają się do słuchania czasami jej programu w Radiu Zet. Całkiem go lubię, choć nie wszystkie momenty, gdy jej wyobraźnia "hasa jak szczeniak spuszczony ze smyczy" (tak przy okazji ładne określenie ;) )mi się podobają.
OdpowiedzUsuńNie słucham radia. W Zet czy Rmf Fm rytują mnie reklamy i w kółko puszczane te same hity.
UsuńW pracy na szczęście leci radio "Złote Przeboje". Jeszcze nie zdążyło mi zbrzydnąć. ;)
Muszę w końcu zapoznać się z ksiązkami tej pani. :)
OdpowiedzUsuńBardziej polecałabym Wojciechowską, ale i Pawlikowska jest warta poznania.
Usuń