Oprócz tego, że mieliśmy szczęście mieć przy hotelu autobus na Turó de la Rovira, mieliśmy też fart znaleźć stamtąd bezpośrednie połączenie nad samo morze (mieszkaliśmy w pobliżu Parku Güell, czyli stosunkowo daleko i z pewnością nie w odległości spaceru). Kolejny dzień zaczęliśmy więc od wyprawy do Starego Portu (Port Vell), gdzie chcieliśmy przycupnąć na śniadaniu, a następnie z nowym zapasem energii dostać się kolejką linową na Wzgórze Montjuïc (Telefèrico del Puerto).
Przez chwilę spacerowaliśmy po porcie, ale głód szybko zagnał nas do jednej z pobliskich restauracji. Kawa, sok pomarańczowy i kanapki z szynką zdecydowanie dodały nam energii, którą spożytkowaliśmy na kolejny krótki spacer po okolicy.
Choć nie przepadam za zatłoczoną La Ramblą, uwielbiam Port Vell i okolice. Za rzeźby, żaglowce, leniwy ruch fal, niestety często niezbyt czystego morza.
Jedną z ciekawszych rzeźb, jakie można tam znaleźć, jest coś, czego przeoczyć się nie da. El Cap de Barcelona autorstwa Roya Lichtenseteina, amerykańskiego surrealisty.
Niezmiennie bawi mnie La Gamba dzieło Hiszpana Javiera Mariscala.
A to już La Pareja, autorstwa chilijskiego malarza i rzeźbiarza, Lautaro Díaza.
Obiecałam sobie, że przy kolejnej wycieczce do Barcelony (tak, nadal zamierzam tam wracać), wypożyczymy rowery i pośmigamy po nabrzeżu.
Czas leciał, słońce przypiekało coraz mocniej. Posililiśmy się owocami i ruszyliśmy do punktu, z którego odjeżdża czerwona kolejka na Wzgórze Montjuïc.
Kolejka do kolejki była... długa. Bardzo długa. Jeśli więc planujecie z niej skorzystać, warto kupić bilet przez internet.
Upał był niesamowity. Oczekujący na windę na wieżę, skąd odjeżdżały wagoniki, chętnie korzystali z czerwonych parasolek chroniących przed hiszpańskim słońcem, które można było pożyczyć na miejscu.
A to już zdjęcia robione przez niezbyt czystą szybę wieży, z której startowały wagoniki i równie brudną szybę naszego wagoniku.
Przyznaję, widok z wagoniku był świetny, ale... nie za tę cenę. Koszt krótkiej, kilkuminutowej przejażdżki w jedną stronę to 11 euro i teraz, z perspektywy czasu, potrafię bez trudu wymienić co najmniej kilka opcji na ciekawsze wydanie takiej sumy. Cóż... Barcelona do tanich miejsc nie należy, ale i tak ją uwielbiam, choć z każdym kolejnym pobytem coraz silniejsze mam przekonanie, że to niełatwe miejsce do stałego pobytu.
Informacje praktyczne - Teleférico del Puerto
Ceny:
przejazd w jedną stronę: 11 euro
przejazd w dwie strony: 16,5 euro
Godziny otwarcia:
30 października - 28 lutego: 11:00 - 17.30 (ostatni przejazd)
1 marca - 31 maja: 10.30 - 19.30 (ostatni przejazd)
1 czerwca - 10 września: 10.30 - 20.00 (ostatni przejazd)
11 września - 29 października: 10.30 - 19.30 (ostatni przejazd)
Zamknięte: 25 grudnia
Czas przejazdu: ok. 10 minut
Zobacz też:
*** PODRÓŻE ***
*** LITERATURA HISZPAŃSKA ***
Biorąc pod uwagę to zimno za oknem - marzą mi się takie widoki :)
OdpowiedzUsuńMnie też. I to ogromnie. :)
UsuńWygrzalam sie u Ciebie :) U nas dzis okolice zera...
OdpowiedzUsuńP.S. a Barcelona coraz powazniej biore pod uwage jako nasz kierunek w kwietniu!
U nas podobnie. :/
UsuńJuż zazdroszczę! Może uda Wam się przy okazji zajrzeć na Montserrat? :)
Rzeczywiście cena za 10 minut przyjemności do małych nie należy niestety. Widziałam nabrzeże jedynie z dołu, ale z góry też prezentuje się świetnie.
OdpowiedzUsuńNie mogłabym mieszkać w Barcelonie. To chyba jedno z pierwszych miast o których tak pomyślałam. Podobało mi się, ale życia w nim nie mogę sobie wyobrazić.
Zwłaszcza, że ponad godzinę (i to chyba sporo ponad) czekaliśmy w kolejce. Szkoda czasu i kasy, moim zdaniem, no ale co kto lubi. ;)
UsuńBo to trudne miasto. Kiedyś myślałam o tym, że chciałabym tam mieszkać, ale teraz wiem, że jednak nie.