Pobudka skoro świt. Szybkie śniadanie, pospieszne dopakowywanie bagaży. Uff... Chyba mamy wszystko. Taksówka już czeka. Jeszcze tylko ostatnie instrukcje dla kota (nie wpuszczaj nikogo oprócz sąsiadki, nie sikaj na łóżko, pamiętaj - noga stołu to nie to samo co drapak) i mkniemy w kierunku lotniska. Barcelona czeka!
Oczywiście jesteśmy za wcześnie, ale czas leci bardzo szybko. Odprawa przebiega bez problemu, samolot startuje punktualnie i już po chwili podziwiamy świat z góry. Widoczność jest idealna, siedzę więc z nosem przy szybie ogromnie żałując, że nie wyjęłam z bagażu aparatu. Nie mam jednak sumienia przeciskać się koło pewnej Polki, której mina i kolor twarzy sugeruje wątpliwości co do tego, czy uda nam się wylądować bez szwanku. Pstrykamy kilka zdjęć komórką. Trudno. Następnym razem lepiej się przygotuję.
Tymczasem w dole migają rzeki, miasta, lasy i jeziora. Największe wrażenie robią góry upstrzone kleksami białych obłoków. Podziwianie widoków nie trwa jednak zbyt długo. Pod nami jest już morze, a po chwili pierwsze zabudowania Barcelony. Koła samolotu dotykają płyty lotniska. Oklaski. Witamy w sercu Katalonii.
Jest południe, przed nami niemal cały dzień. Niecierpliwie szukamy transportu do centrum. Przepłacamy za podróż Aerobusem, ale co tam - grunt, że jedziemy. Wysiadamy na Plaça Catalunya, gdzie krzyżują się najważniejsze ulice i linie metra w mieście. Trochę błądzimy w poszukiwaniu hostalu. Szybki prysznic i jesteśmy gotowi. Kierunek: La Rambla, najbardziej znana i zatłoczona ulica Barcelony.
Faktycznie. Tłok jest ogromny. Wciskamy się między ludzi i płyniemy wraz z falą turystów w stronę nabrzeża, próbując przy tym rozglądać się na boki, zwinnie unikając stratowania przez amatorów pamiątek. Z nieba leje się żar. Priorytet: woda. Zaglądamy do pierwszego lepszego marketu. Za półtoralitrową butelkę płacimy 2 euro. Cóż - upał jest niemiłosierny, a my zdesperowani. Jutro będzie lepiej. Póki co trwa niedziela, więc sporo sklepów jest zamkniętych. Nie funkcjonuje także La Boqueria, najsłynniejszy barceloński targ. Na wycieczkę pomiędzy kolorowymi straganami pełnymi owoców i innych pyszności, musimy poczekać do następnego dnia.
Docieramy na nabrzeże. Jest pięknie i gwarnie. Tuż przy Port Vell (Starym Porcie) stoi pomnik Krzysztofa Kolumba, wybudowany w 1888 roku, by upamiętnić miejsce powrotu odkrywcy z pierwszej wyprawy do Indii Zachodnich w 1493 roku.
Docieramy na nabrzeże. Jest pięknie i gwarnie. Tuż przy Port Vell (Starym Porcie) stoi pomnik Krzysztofa Kolumba, wybudowany w 1888 roku, by upamiętnić miejsce powrotu odkrywcy z pierwszej wyprawy do Indii Zachodnich w 1493 roku.
Kierując się w stronę plaży La Barceloneta podziwiamy statki i jachty. Co jakiś czas przystajemy w cieniu palm.
Na samej plaży - bez zaskoczenia. Niemiłosierny tłok. Znajdujemy kilka wolnych centymetrów kwadratowych piasku i objadając się bananami gapimy w morze, snując plany na kolejne dni.
Do hostalu wracamy inną drogą, omijając La Ramblę. Przemykamy przez Barri Gòtic (Dzielnicę Gotycką). Zachwycającą, pełną wąskich, klimatycznych uliczek, zapierających dech fasad budynków. Tym razem cieszę się, że jest niedziela. Większość sklepów jest zamknięta, więc i tłok jest mniejszy. W hostalu mamy siłę jedynie przerzucić zdjęcia na komputer. Zasypiamy od razu z myślą, że następnego dnia powrócimy do Dzielnicy Gotyckiej, by na spokojnie przyjrzeć się tamtejszej architekturze.
***
Dziki tłok nie sprzyja kontemplowaniu fasad, ale od czasu do czasu udawało się na chwilę przystanąć, by uwiecznić na fotografii detale architektury.
Na La Rambli roi się od artystów wszelkiej maści.
Muzeum Historii Katalonii...
...i inne budynki zasłaniające morze.
Joan Salvat-Papasseit, kataloński poeta, uwieczniony przez Roba Kriera.
Mój pierwszy barceloński przyjaciel.
c.d.n.
Ale fantastycznie. Nie ukrywam, ze ci zazdroszczę. W Barcelonie byłam tylko raz przez 2 noce i dzień pomiędzy nimi. Zdecydowanie za krótko.
OdpowiedzUsuńMając jeden dzień chyba nie umiałabym się zdecydować dokąd iść. Jak tylko będziesz miała okazję, koniecznie wybierz się na dłużej. :)
UsuńSuper. Moim i męża marzeniem jest właśnie Barcelona :) Normalnie chyba Ci zazdroszczę. ;) :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za spełnienie Waszego marzenia. Skoro moje się spełniło, to i Wasze musi. :)
UsuńNo nieee, następna mnie nęci Barceloną...Ja tego nie wytrzymam. ;) Byłaś może w dzielnicy Gotyckiej??
OdpowiedzUsuńByłaś. :)
UsuńTo tuż przy La Rambli. Następny post planuję właśnie o Dzielnicy Gotyckiej. :)
O rany, już nie mogę się doczekać! :)
UsuńGdybym się jeszcze potrafiła zmobilizować do dalszego wybierania zdjęć. :D
UsuńPięknie:)
OdpowiedzUsuńZwłaszcza na żywo. :)
UsuńPiękne miasto i po prostu cudowne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńWspaniałe. Naprawdę warto tam pojechać.
UsuńFantastyczna relacja, czekam na ciąg dalszy. Nawet Johnny'ego na zdjęciach nie mogło zabraknąć. ;)
OdpowiedzUsuńMam jeszcze fotkę plakatu "Jeźdźca znikąd" :P
UsuńJejku, jak cudnie!!! Może kiedyś się tam wybiorę, jakie zdjęcia chmur, wszystko cudne i zabawnie (mówię o tym penisie:P). Wspaniale Aniu, zazdraszczam!
OdpowiedzUsuńPapryczka cieszyła się dużym zainteresowaniem. Pojęcia nie mam dlaczego. :P
UsuńAle piekne zdjecia:) Bardzo zazdroszcze Ci tej podrozy:)
OdpowiedzUsuńMoże i Ty się kiedyś wybierzesz? Warto. Naprawdę warto. :)
UsuńCudowne fotografie, aż zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńBarcelona jest bardzo wysoko na mojej prywatnej liście europejskich miast do zwiedzania. Właściwie chyba jest trzecia, obok Paryża i Londynu :-) Bardzo zazdroszczę takiej wyprawy! Ja bardzo przepraszam, ale co to jest PENIS PEPPER?! Ktoś naprawdę sadzi to w ogródku?
OdpowiedzUsuńA zdjęcia z samolotu - w życiu nie pomyślałabym, że są zrobione telefonem! Wyglądają niesamowicie. Czekam na "c.d.n." :)
U mnie zawsze była numerem jeden. Paryż też mi chodzi po głowie. I Rzym. Może kiedyś... :)
UsuńPrzyznać, że gdybym miała ogródek, to z ciekawości kupiłabym papryczkę czy nie przyznawać? Eeee... Lepiej będę milczeć. :D
Tymi zdjęciami z telefonu byliśmy mocno zaskoczeni. Pstrykałam bez przekonania, na zasadzie "lepsze takie niż żadne". A wyszło całkiem fajnie.
Piękne zdjęcia, aż chciałoby się pojechać :)
OdpowiedzUsuńChoćby i w tej chwili. :)
UsuńZdjęcia świetne, relacja interesująca, chcę więcej:)
OdpowiedzUsuńPięć godzin siedziałam i segregowałam zdjęcia, więc ja Cię proszę, nie chciej na razie. :P
UsuńPiękna Barcelona! Piękne zdjęcia! Zazdroszczę:)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńBarcelona piękna, magiczna, gwarna, kolorowa. Już tęsknię.
Ciekawa relacja. ;) Fajne zdjęcia. W Barcelonie jeszcze nie byłam, ale chyba bardziej jestem ciekawa Madrytu. Wierzę, że tam jest mniej ludzi. ;D
OdpowiedzUsuńMnie Madryt ciekawi dużo mniej, ale też chętnie bym go zobaczyła. Marzy mi się obejrzenie corridy (wiem, wiem, paskudny sport).
UsuńNo way, Madrid has lot of less things to see, you will enjoy more in Barcelona, yes maybe there are more people but.... maybe that's the reason is better than Madrid!!, Ps. I like Madrid too but not possible to compare with Barcelona :-)
UsuńWhere are you from, Brigadooner?
UsuńI would like to go to Madrid, but it now I'm dreaming about Andalucia. Sewilla, Korcoba, Grenada, Malaga, Kadyks...
Byłam w ubiegłym roku w Barcelonie :) październik jest nadal ciepły, a plaża niemal pusta :) piękne miasto, ale na dłużej jednak nie dla mnie :) jestem zakochana w Pradze i to tam mogłabym mieszkać :)
OdpowiedzUsuńTak właśnie słyszałam, że najlepiej jechać jesienią, ale sama jak standardowy turysta władowałam się w największy tłok.
UsuńO Pradze myślę intensywnie. Może na wiosnę? Choćby na weekend.
Świetna fotorelacja:) Oczywiście mamy w planach Barcelonę:)
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię, bo to piękne miasto - jak ktoś lubi podróżować, nie może go pominąć. :)
UsuńŚliczne zdjęcia !
OdpowiedzUsuńJakie piękne zdjęcia. Aż zapierają dech w piersiach. Jestem pod wrażeniem ogromnie ci zazdroszczę wspaniałych wspomnień, jakie wyniosłaś z tego miejsca.
OdpowiedzUsuńDzięki, Krysiu. Mam nadzieję, że równie fajne wycieczki są także przed Tobą. :)
UsuńJejku! :) Nijak mnie do Barcelony nie ciągnie, ale cieszę się przeogromnie, że udało Ci się spełnić marzenie!!! :) Nic nie wiedziałam! :D
OdpowiedzUsuńI wydało się, kto czyta bloga, a kto nie. :P
UsuńUps. Obiecuję poprawę! :P
UsuńSpoko. Do następnych wakacji możesz nie czytać. :P
UsuńCzyli wakacje się udały, jak rozumiem. :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie tak!
UsuńAniu! Pragę mogę Ci polecić - ja niestety odwiedziłam ją w weekend majowy, piszę niestety bo były takie tłumy, że nie dało się spacerować. A co do Barcelony, to mam kilka pytań: drogo Cię kosztowała ta wycieczka? wykupowałaś w biurze podróży? czy na własną rękę? mam nadzieję, że nie potraktujesz tych pytań jako wtykanie nosa nie w swoje sprawy a raczej chęć realizacji marzeń przez znajomą z internetu ;)
OdpowiedzUsuńkolodynska.pl
Powiem Ci szczerze, że w weekend majowy nie lubię nigdzie jeździć. Ludzie po zimie czekają na pierwsze cieplejsze wolne dni i robi się dziki szał wyjazdowy.
UsuńAniu, podaj mi maila to Ci wszystko napiszę. Jechaliśmy na własną rękę, chcieliśmy mieć kontrolę nad tym co, kiedy i jak długo zwiedzamy. Barcelona jest tak świetnie zorganizowana pod względem komunikacyjnym, że naprawdę nie ma co sobie zawracać głowy biurami. Komunikacja metrem i kolejką jest świetnie zgrana, bilety można kupić na każdej stacji, mają bardzo wygodne rozwiązania odnośnie biletów na komunikację (tzn. bilety dziesięcioprzejazdowe, jedno-, dwudniowe itd.), ludzie z informacji turystycznej pomogą we wszystkim, są dobre połączenia do Montserratu, Costa Brava. Co do cen, odezwij się na maila, to Ci mniej więcej poprzeliczam co, gdzie, za ile. :)
Aniu! Wysłałam Ci maila :)
Usuńkolodynska.pl
Mam. Odpisałam, tylko nie wiem czy wszystko, co może Ci się przydać. ;)
UsuńNawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę, oczywiście pozytywnie. Piękne zdjęcia, chciałabym tam pobyć choć przez chwilę. Dobrze, że wyjeżdżam do Krakowa, bo bym się chyba zapłakała :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci, żebyś miała okazję, a tymczasem dobrze się baw w Krakowie. :)
UsuńJeeejku, jak pięknie.. Nic tylko zazdrościć :)!
OdpowiedzUsuńAlbo pakować walizki! ;)
UsuńFantastyczna relacja :) chętnie bym się tam znalazła :)
OdpowiedzUsuńJak tylko będziesz miała okazję, to jedź koniecznie. :)
UsuńAle pięknie *.*
OdpowiedzUsuńNa żywo, wtedy dopiero jest cudnie. :)
UsuńCo jak co, ale ta architektura jest doprawdy zachwycająca. A tam z tymi datami jest chyba coś nie tak, bo Kolumb raczej nie wrócił ze swojej pierwszej wyprawy w 1943. Chyba że to jakiś Kolumb o którym nic nie słyszałem :P Nie wiem czemu pod tak pięknym postem czepiam się małego błędu - chyba naprawdę jest ze mną coś nie tak :P
OdpowiedzUsuńPewnie przespałeś właściwą lekcję historii. Ewentualnie to ja byłam wtedy na wagarach. :D
UsuńHmm, nie ukrywam, że zważając na moją tendencję do zasypiania ta pierwsza opcja jest wielce prawdopodobna :P
UsuńTo takiej opcji się trzymajmy. Przecież nie przyznam się oficjalnie do wagarów. :)
UsuńO! I w końcu są zdjęcia:) Fajnie, widzę, że będzie dużo postów o Barcie:) Akurat nabrzeże i Rambla najmniej mi się podobały, więc czekam na resztę:)
OdpowiedzUsuńKilka na pewno się pojawi. Nie potrafię się ograniczyć. :P
UsuńA wiesz, że mi też najmniej podobała się ta część wycieczki? No i jeszcze Montjuic nieco mnie rozczarował.
Boziu jak tam pięknie :D! Ale na drugi raz jak będziecie gdzieś wyjeżdżać to planujcie sobie dwa razy dłuższy urlop, żeby jednego dnia obfotografowywać całą okolicę, a drugiego spokojnie sobie zwiedzać i odpoczywać :P.
OdpowiedzUsuńZdjęcia boskie, jednak dlaczego na ani jednym z nich nie ma Was, a przynajmniej Ciebie :P?
Pozdrawiam ciepło, bo już zaczyna się robić zimno :D. Nawet się przeziębiłem :D.
Melon
P.S.: Domyślam się, że kupiłaś parę nasionek tej zadziwiającej papryczki, co :D?
O ja Cię, opublikowałem ten komentarz dokładnie o północy :D!
UsuńI czym ja się w ogóle zachwycam ;p?
O Boże... dopiero spojrzałem na datę... 31 sierpnia... jutro pierwszy września... ja pier... :D
UsuńP.S.: Sory za ?spam? ;p!
Gaduła!
UsuńNo co Ty? Dwa razy dłuższy urlop, to dwa razy więcej miejsc do odwiedzenia i dwa razy więcej zdjęć!
Architekturę podziwiaj, zamiast domagać się zdjęć czupiradła, które z obłędem w oku ganiało po ulicach.
Ale Ci fajnie :), zazdroszczę :). Piękne zdjęcia :). Byłam kiedyś w Barcelonie, ale tylko kilka godzin, bardziej przejazdem nie zdążyyłam nic pozwiedzać...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że uda Ci się pojechać raz jeszcze, tym razem na spokojnie. :)
UsuńWidzę, że naprawdę wszechstronnie przygotowałaś się do podróży, skoro pamiętałaś nawet o instrukcjach dla kota ;)
OdpowiedzUsuńAsortyment na straganach rzeczywiście różnorodny, penis pepper - czego to ludzie nie wymyślą...
Co do butelki wody za 2 euro - myślę, że w tamtym momencie była warta swojej ceny :D
Zdjęcia piękne :)
Aż muszę się pochwalić, że w ogóle o niczym ważnym nie zapomniałam. Nawet bagaż pięknie skompletowałam. A telefon zgubiłam tylko raz. W środku nocy, w autobusie kursującym pomiędzy terminalami na lotnisku. Dobrze, że kursował tam i z powrotem, a telefon nie wysiadł na żadnym przystanku. :P
UsuńJestem perfekcyjną turystką. :P
Aż mi dech zaparło z podziwu :P
UsuńDobrze się złożyło, że masz tak rozsądny telefon, który wiedział jak się zachować w takiej sytuacji :P
Spokojnie! Oddychaj!
UsuńKtóreś z nas musi być rozsądne. Nauczył się na przykładzie swoich poprzedników, że jeśli sam się nie upilnuje, to ja tego za niego na pewno nie zrobię. :P
Ale piękna fotorelacja, te zdjecia z samolotu wcale nie wygladją na robione telefonem! :) Wprowadzenie do Barcelony na szóstkę, teraz lecę ogladać pozostałe wpisy. I trzymam kciuki za kota! ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podobało. :)
UsuńA kot się dzielnie spisał. ;)