David Levien Miasto Słońca Wyd. Papierowy Księżyc 2009 376 stron |
Co z tego, że dwunastolatek to jeszcze dziecko, że mogło mu się przytrafić wiele rzeczy i raczej żadna z nich nie jest czymś dobrym. Zwykle w takiej sytuacji policja robi wszystko, by odnaleźć zaginionego dzieciaka. Statystyki amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości mówią jasno - ok. 75 procent porwanych dzieci zostaje zamordowanych w ciągu pierwszych trzech godzin od momentu uprowadzenia. Liczy się więc każda minuta. Im szybsze działania, tym większa nadzieja na odnalezienie dziecka żywego. Z zupełnie innego założenia wychodzi policja z Indianapolis. Może miał test z matematyki, na który nie chciał przyjść. Albo dostał złą ocenę z fizyki (...)[1].
Mija rok. Policjanci bezradnie rozkładają ręce, wciąż powtarzając śpiewkę o ucieczce. Nadal nie ma dowodów potwierdzających porwanie. Owszem, jest taka możliwość. Prawdopodobieństwo. Takie rzeczy się zdarzają, ale często nieletni po prostu nie chcą być znalezieni[2]. Rodzice powoli tracą nadzieję. Każde z nich zamknęło się w emocjonalnym kokonie, w którym przebywa samotnie. Żadne nie jest w stanie dotrzeć do drugiego. Jedyne co ich łączy, to wspólnie poniesiona porażka[3]. Według akt sprawy Jamiego, na które przypadkiem udało się spojrzeć matce chłopca, policja na śledztwo poświęciło mniej niż dobę. Krótko mówiąc śledczy zrobili niewiele. Właściwie nic. Zdesperowani rodzice zgadzają się nawet wysłuchać wróżki. Byle nie siedzieć bezczynnie, byle mieć choć cień nadziei. W końcu zatrudniają prywatnego detektywa, byłego policjanta. I wtedy akcja nabiera tempa.
To czego nie potrafiła bądź nie chciała dokonać policja, bez większego trudu udaje się detektywowi Frankowi Behrowi, głównemu bohaterowi debiutu Davida Leviena Miasto Słońca. Książka ta rozpoczyna cykl powieści kryminalnych, której głównym bohaterem jest właśnie Behr. Nie ukrywam, że wiele spodziewałam się po tej książce. Cóż, rozczarowania bywają bolesne. Owszem bywa niebezpiecznie, ten i ów dostanie po ryju, nie wszyscy dożyją do podziękowań autora wieńczących książkę, nie zmienia to jednak faktu, że całość nie porywa, nie przyspiesza bicia serca, nie sprawia, że czas się zatrzymuje i człowiek zapomina o otaczającym go świecie.
Kilka momentów wydało mi się mało wiarygodnych. Nie chce mi się wierzyć, że po ponad roku zbywania przez policję, rodzice niemal się poddają. Carol Gabriel, w pewnym momencie oświadcza mężowi: Chcę, żebyśmy kupili nagrobek. I wystawili go Jamiemu. Chce urządzić pogrzeb i mieć miejsce, w którym mogłabym go opłakiwać[4]. Prawdopodobieństwo odnalezienia dziecka żywego po tak długim czasie jest niewielkie, to fakt. Z pewnością łatwiej byłoby pogodzić się ze śmiercią i żyć dalej, niż każdego dnia karmić się złudzeniami. Zwykle jednak rodzice czekają latami, często naiwnie, bezpodstawnie łudząc się, że któregoś dnia ich pociecha jak gdyby nigdy nic, stanie uśmiechnięta w drzwiach. Czy to normalne, że po czternastu miesiącach matka chce nagrobku dla swego jedynego dziecka? Tak bardzo opadła z sił, że woli je pogrzebać niż wierzyć, że wróci?
David Levien jest scenarzystą i producentem filmowym. Możecie go skojarzyć z takimi filmami jak Hazardziści, Ława przysięgłych czy Ocean's 13. Na podstawie Miasta Słońca można by nakręcić przeciętny thriller z Brucem Willisem, puszczany sobotnie wieczory na jednym z tych kanałów, które w przerwach między reklamami serwują niczym niewyróżniające się "strzelanki" i niezbyt oryginalne komedie romantyczne. Na Franka nie ma mocnych. Doprowadza do łez nawet najtwardszych bandziorów. Gdyby miał za zadanie uratować świat przed jakimkolwiek zagrożeniem, zrobiłby to w pięć minut. No, może w dwie godziny. Oczywiście zdarza mu się podjąć błędną decyzję, ale chyba tylko po to, by powieść była dłuższa.
Miasto Słońca zbiera pozytywne recenzje. Internauci są zadowoleni, a jeśli ktoś nie ma pojęcia jak w superlatywach wyrazić się o powieści Leviena, na okładce powieści znajdzie całą masę cytatów z gazet czy wypowiedzi mistrzów gatunku, Harlana Cobena czy Lincolna Childa. Czuję się więc osamotniona w swoich poglądach. Niestety, trudno mi się doszukać plusów tej powieści. Mogę napisać, że temat jest ważny, bo o tym, co spotkało Jamiego, nie można milczeć. I jest w tym prawda, jednak nie zmienia ona faktu, że powieść nadal jest nudna i nieco naiwna. Gdyby jeszcze była dobra językowo... Niestety, przeciętna fabuła napisana przeciętnym, prosty językiem to więcej niż mogę znieść zasiadając do lektury książki, która ma mną wstrząsnąć, mocno mnie poruszyć, sprawić, że docenię swoje zwykłe, bezpieczne życie. Od Leviena otrzymałam jedynie kryminał, który na tle innych niczym się nie wyróżnia. Oczywiście, kibicowałam rodzicom i detektywowi, a negatywnym bohaterom życzyłam śmierci w męczarniach, bo wiadomo - ten, kto krzywdzi dzieci, na nic lepszego nie zasługuje, ale to wszystko raczej bez emocjonalnego zaangażowania.
W jednym z wywiadów autor opowiada o swojej książce jako bardzo złożonej fabule prezentującej różne punkty widzenia. Nie wiem w czym ta złożoność się przejawia. Historia jest prosta, wątków pobocznych znajduje się w niej niewiele. Kilka wtrętów z życia prywatnego bohaterów to za mało, by uznać fabułę za bardzo złożoną. Co do różnych punktów widzenia... Owszem, oprócz tego, że towarzyszymy Frankowi, możemy też spojrzeć na tę historię oczami rodziców Jamiego czy też jego porywaczy. W tym wszystkim zabrakło mi przedstawienia punktu widzenia chłopca. Najwyraźniej autor chciał oszczędzić czytelnikom drastycznych przeżyć, jakie bez wątpienia były udziałem młodego Gabriela.
Miasto Słońca niczym się nie wyróżnia, nie zapada w pamięć. Po miesiącu niewiele będę pamiętała. Po roku, niczym policja z Indianapolis, zapomnę o całej sprawie. To z pewnością nie jest tak mroczny thriller jak sugerują atakujące czytelnika cytaty z okładki (swoją drogą - więcej nie dało się ich wcisnąć?). Nie potrafię Was zachęcić do tej książki. Na szczęście (lub nie) zrobili to inni. Ja jestem na nie.
---
Książkę polecam
miłośnikom thrillerów wszelkiego rodzaju, lepszych i gorszychtym, którym nie przeszkadza wtórnośćciekawym dlaczego krytykuję coś, co inni chwaląwielbicielom przygód detektywów naznaczonych przeszłościąfanom scenariuszyv Davida Leviena
---
Ratt Round and Round,
czyli utwór idealny do tańca przy rurze
(wiedza zaczerpnięta z książki, nie z życia - bez podejrzliwych uśmieszków, proszę)
---
[1] David Levien, Miasto Słońca, przeł. Rafał Linkiewicz, wyd. Papierowy Księżyc, 2009, s. 20.
[2] Tamże, s. 30.
[3] Tamże.
[4] Tamże, 91.
[5] Tamże, 145.
[6] Tamże.
Może i jesteś osamotniona w swoich odczuciach, ale przynajmniej mnie one przekonują. No cóż, zdarzają się lepsze i gorsze kryminały, zdarzają się literackie rozczarowania. Dobrze uargumentowałaś swoje zdanie, więc nie będę szukać tej książki:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Uff... Trochę mi ulżyło, bo wiesz - pisanie o tym, że mnie nudzi historia porwania dziecka wydaje się być nieco dziwna. ;)
Usuń"Czy to normalne, że po czternastu miesiącach matka chce nagrobku dla swego jedynego dziecka?" - tak, takie przypadki się zdarzają (choć raczej rzadko) i to po dość krótkim okresie czasu tak jak w tej książce. Niektórym łatwiej jest myśleć, że dziecko nie żyje niż ciągle zastanawiać się, co się z nim dzieje, gdzie jest i czy nie cierpi...Tak to sobie tłumaczę.
OdpowiedzUsuńTak też sobie i ja to wytłumaczyłam, w końcu nie wszyscy muszą reagować tak samo. Ale mimo wszystko mocno mnie to zdziwiło, więc chciałam się podzielić wątpliwościami. :)
UsuńŚwietna recenzja, od razu wiem, co z tą książką jest nie tak i dlaczego powinnam jej unikać. Nie lubię jak dobry pomysł zostaje zmarnowany, a mam wrażenie, że autor tej książki mógłby z historii i zaginięciu dziecka stworzyć emocjonującą powieść. Skoro tego nie zrobił, to ja nie przeczytam. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. ;)
UsuńAle zanim odrzucisz książkę pomyśl, że to nie z nią może być coś nie tak, a ze mną. Innym się podoba.
Mam pewne wyobrażenia o tej powieści i nie są zbyt zachęcające, więc nie sądzę, żeby to z Tobą było coś nie tak :)
UsuńUff... Kamień z serca. :P
UsuńKapitalna recenzja!!
OdpowiedzUsuńPo tym co napisałaś, to i ja nie widzę nic emocjonującego w tym kryminale. Rzeczywiście temat mocny i dobry na napisanie wspaniałego kryminału, ale niestety zmarnowany. Szkoda...
Bardzo lubię jak w swoich recenzjach "rozkładasz książki na części" i dokładnie opisujesz zarówno ich walory, jaki i negatywne strony. I najważniejsze, że są to szczere opinie:)
Ojej, dziękuję! :)
UsuńStaram się rozkładać książki na części, bo samo hasło "podobało/nie podobało mi się" nic nie mówi. Zwłaszcza krytyka powinna być poparta przykładem. Tak mi się wydaje. :)
Zgadzam się z Tobą Aniu w 100%:)
UsuńSzkoda, że książka okazała się taka słaba, bo pomysł mógł być o niebo lepiej wykonany. :)
OdpowiedzUsuńMi się ogromnie nie podobała, ale inni są zadowoleni, więc może to ze mnie jest zbyt wielka maruda? ;)
UsuńNo to dobrze, nie przeczytam. ;-) Niby każdy reaguje inaczej, ale faktycznie, tyle się słyszy o rodzicach, szukających swych dzieci latami, że ten rok jest dość mało wiarygodny. A propos ucieczek, takich prawdziwych, przypomniało mi się "Into the wild" (powiesić tłumacza tego tytułu) - natknęłam się niedawno na konkursową fotkę. Tematem było "klimatyczne wnętrze". Dziewczyna, która zdobyła pierwszą nagrodę, zrobiła zdjęcie w Magicznym Autobusie, w którym mieszkał Chris (?). Od razu mówię, że nie poznałabym, ale ktoś zarzucił jej, że ukradła zdjęcie z planu. Okazało się, że Magic Bus znalazł się na trasie jej podróży. :-) O - znalazłam.
OdpowiedzUsuńTia. A tak bardzo chciałaś. :D
UsuńŚwietne zdjęcie!
Polski tytuł filmu faktycznie beznadziejny, na tyle, że zapomniałam jak brzmiał i musiałam sprawdzić na Filmwebie. :P
Ej, czekaj, czekaj. Serio znalazła ten jego autobus?
Też sprawdzałam na filwebie. :P Zastanawiałam się, czemu mi wyleciał ten tytuł z głowy. Bingo! Jak będziesz na szlaku Stampedge - koniecznie zrób fotkę. :D
UsuńJasne, wpiszę to sobie w kajecik, żebym nie musiała się wracać z powodu sklerozy. :D
UsuńBardzo bardzo nie lubię się napalać na jakąś książkę i z żalem stwierdzać, że jest nie dla mnie lub jest beznadziejna/nieciekawa. Tak miałam ostatnio z "Braćmi Sisters", których porzuciłam po 100 sronach, pomimo, że czekałam na tę książkę w bibliotece ponad 4 miesiące...
OdpowiedzUsuńO, a co Ci się nie spodobało w tej książce? Zastanawiałam się nad zakupem (niezbyt intensywnie, co prawda, ale jednak...).
UsuńMocna recenzja, dla mnie super, bardzo lubię takie szczere bez ukrywania co się nie podobało. Wiem co to znaczy oczekiwać czegoś niesamowitego i się rozczarować. W takim razie będę pamiętała żeby się za nią nie zabierać:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że spodobała Ci się recenzja. :)
UsuńMało kiedy, naprawdę mało, trafia mi się taka książka, o której niewiele dobrego jestem w stanie napisać. Czytam cudze recenzje i zastanawiam się, czy czytałam tę samą książkę. Inni chwalą.
Lubie takie książki. ;)
OdpowiedzUsuńWięc przeczytaj i dobrze się baw. :)
UsuńA szkoda, mialam duze nadzieje w zwiazku z ta pozycja, niestety zawiodalm sie.
OdpowiedzUsuńJa też, ale cóż - najwyraźniej mocno nie trafia w mój gust.
UsuńNiepotrzebnie czujesz się osamotniona w swoich poglądach - może po prostu: ufasz zdrowemu rozsądkowi? ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, sama nie wiem. Widocznie inaczej rozumiem pojęcie "mroczny, trzymający napięcie thriller". ;)
UsuńMoże jednak warto dać szansę tej książce? Nie wiem, muszę pomyśleć. :)
OdpowiedzUsuńPomyśl, pomyśl. A nuż Ci się spodoba? :)
UsuńLubię kryminały i thrillery, ale ta książka chyba nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńNie będę namawiać. ;)
UsuńTo już wiem, jakiej książki unikać. Choć pewnie i tak bym po nią nie sięgnęła, z uwagi na to, że nawet o niej nie słyszałam, to samo dotyczy autora. To dopiero ignorancja :P
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, Paulina ją oceniła bardzo, bardzo wysoko, więc możesz to jeszcze przemyśleć. :D
UsuńTo teraz zrobię średnią z Waszych ocen i dowiem się, czy czytać czy nie :P
UsuńDaj znać co Ci wyszło z tych rachunków. :P
UsuńJa nie przepadam za takimi książkami, więc pewnie nie sięgnę. ;)
OdpowiedzUsuńJak nie przepadasz, to tym bardziej nie namawiam.
Usuń