Simon Beckett Chemia śmierci 2006 Wyd. Amber 248 stron |
Nie każdy zapuszcza korzenie tam gdzie się urodził. Wędrujemy za pracą, głosem serca lub dla zwykłej chęci spróbowania czegoś nowego w innych okolicznościach przyrody. Przeprowadzka bywa też ucieczką. Od ludzi, miejsc, wspomnień. Niekiedy trudno zacząć nowy rozdział, gdy znajome kąty przypominają o tym, co z pamięci usiłujemy wyrzucić, gdy ludzie znają nasze historie na wylot, a my widzimy to w ich gestach, spojrzeniach, słowach. Przeszłość zdaje się być cieniem przywiązanym do naszych stóp. Cieniem o wadze kuli do kręgli, ciągnącej na dno, nie pozwalającej na rozłożenie skrzydeł, nowy start.
Po tragicznej śmierci żony i córki, David Hunter postanawia opuścić Londyn. Właściwie jest mu wszystko jedno dokąd trafi. Założenie jest jedno, byle jak najdalej od stolicy kraju. W Timesie znajduje ogłoszenie. Wiejska przychodnia poszukiwała lekarza pierwszego kontaktu na umowę okresową. Na pół roku; mieszkanie zapewnione[1]. I tak Hunter trafia do Manham, niewielkiego miasteczka w prowincji Norfolk. O swojej przeszłości mówi niewiele. Nie ma wrogów, ale nie ma też przyjaciół. Dobrze wykonuje swoje obowiązki, życie płynie mu raczej monotonnie i chyba jest z tego stanu zadowolony.
Gdyby to spokojne życie miało trwać wiecznie, nie byłoby tej książki. Po trzech latach od przyjazdu do Manham, David nadal pracuje jako miejscowy lekarz, ale lada moment będzie miał okazję wykorzystać zatajone przez wszystkimi umiejętności. Otóż pewnego dnia dwóch nastoletnich chłopców znajduje w lesie rozkładające się zwłoki. Identyfikacja ciała nie jest łatwa, podobnie jak ustalenie czasu zgonu i wydarzeń, które do niego doprowadziły. Miejscowa policja dwoi się troi nie wiedząc, że tuż obok mają wybitnego specjalistę z dziedziny antropologii. Zanim David trafił do Norfolk zrobił doktorat z antropologi sądowej, pracował w kilku poważnych śledztwach, sprawach o morderstwo. W Anglii, w Szkocji, nawet w Irlandii Północnej[2] a także przy masowych grobach w Iraku, Bośni, w Kongo, wszędzie[3]. Hunter jest w pełni wykwalifikowanym i licencjonowanym antropologiem sądowym, jednym z nielicznych w kraju, specjalistą od ustalania czasu oraz przyczyny śmierci.
David nie jest zadowolony, gdy jeden z policjantów odkrywa jego zawodową przeszłość. Niechętnie zgadza się na udzielenie dyskretnej pomocy w śledztwie. Przyjdzie mu tej decyzji mocno żałować, z drugiej jednak strony kto wie, jak długo mieszkańcy spokojnego do tej pory miasteczka czuliby się zagrożeni, ile osób by uznano za zaginione, ile zwłok by odkryto w okolicznych lasach. Zresztą, mam wrażenie, że Hunter jest jak Alex Cross, albo Herkules Poirot - choćby panowie rzucili pracę w diabły, choćby przenieśli się na emeryturę i zapragnęli do końca życia uprawiać dynie w ogródku - gdy mają szansę rozwikłać jakąś sprawę, są gotowi do pracy niemal natychmiast. Szybko okazuje się, że w Manham grasuje seryjny morderca. Na dodatek jest spora szansa na to, że jest nim ktoś ze społeczności miasteczka, ktoś kto być może przechadza się spokojnie ulicami, w lokalnym sklepiku kupuje chleb i herbatę, w pubie stawia innym piwo, a jednocześnie snuje swoje mordercze plany, wybiera kolejną ofiarę.
Ciało ludzkie zaczyna się rozkładać cztery minuty po śmierci. Coś, co było kiedyś siedliskiem życia, przechodzi teraz ostatnią metamorfozę. Zaczyna trawić samo siebie. Komórki rozpuszczają się od środka. Tkanki zmieniają się w ciecz, potem w gaz. Już martwe, ciało staje się stołem biesiadnym dla innych organizmów. Najpierw dla bakterii, potem dla owadów. Dla much. Muchy składają jaja, z jaj wylęgają się larwy. Larwy zjadają bogatą w składniki pokarmowe pożywkę, następnie migrują. Opuszczają ciało w składnym szyku, w zwartym pochodzie, który podąża zawsze na południe. Nikt nie wie dlaczego.[4] Tak zaczyna się Chemia śmierci Simona Becketta. Już te pierwsze zdania wprowadzają nas w mroczny i duszny świat makabrycznych zbrodni, w którym unosi się odór rozkładających zwłok. Kto i dlaczego zaburza senną, małomiasteczkową atmosferę? Co symbolizują zwłoki zwierząt znajdowane to tu, to tam? I dlaczego pierwszej z ofiar morderca przyprawił ptasie skrzydła? Z każdą stroną niepokój rośnie, zagrożenie staje się coraz bardziej namacalne, a zabójca wciąż jest na wolności.
Sukcesem Chemii śmierci jest nie tylko ciekawa fabuła, ale także, a może nawet przede wszystkim, niesamowita atmosfera grozy. Strach i napięcie towarzyszą czytelnikowi od pierwszych stron. Gdzieś czai się morderca, każdy może się stać jego ofiarą, ale nie tylko jego obecność buduje nastrój niepokoju. Przeraża makabra zbrodni, ale i łatwość z jaką mieszkańcy miasteczka rzucają na siebie podejrzenia. Każdy ma swoje mniejsze lub większe sekrety, stąd nietrudno o nieporozumienia i mniej lub bardziej okrutne insynuacje. W wielu przypadkach agresja okaże się reakcją na strach. Nie pomoże ona jednak w rozwikłaniu sprawy, tak jak i nie pomogą nie podparte dowodami oskarżenia. Przeciwnie, mogą wręcz skierować uwagę śledczych na niewłaściwe tory.
Większość historii opowiada David. On już zna wszystkie wydarzenia, czytelnik wciąż jest trzymany w niepewności. Jako specjalista w dziedzinie antropologii sądowej, Hunter dzieli się swoją wiedzą, szczegółowo opisując swoje działania oraz wszelkie obserwacje. Nawet te najbardziej makabryczne. Śmierć jest w thrillerze Becketta to nie tylko powód smutku czy żałoby, ale przede wszystkim - proces rozkładu. Uświadomienie sobie jak ten proces przebiega dopełnia atmosferę grozy. Sama intryga jest bardzo ciekawa, choć przyznaję, że to i owo udało mi się przewidzieć, bardziej jednak na zasadzie przeczucia niż zastosowania sensownych argumentów.
Krótko mówiąc (bo dłuższy wywód jest już za wami), Chemia śmierci jest jednym z lepszych thrillerów jakie czytałam i z pewnością przejrzę biblioteczne półki w poszukiwaniu kolejnych książek Simona Becketta. Kto wie, może to właśnie Beckett stanie się najpoważniejszym konkurentem Jeffery'ego Deavera, który wciąż jest dla mnie mistrzem gatunku.
***
[1] Simon Beckett, Chemia śmierci, przeł. Jan Kraśko, Wyd. Amber, 2006, s.11.
[2] Tamże, s. 34.
[3] Tamże.
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 5
***
No już tę "Chemię..." polecała mi Paulina i naprawdę mam na nią wielką ochotę :D. Tylko, że na razie kupno odpada (mimo, że już prawie brak mi funduszy to jeszcze rozmyślam nad kupnem Egzorcysty Blattiego), a biblioteka... O kuźwa! Przed chwilą sprawdziłem na stronie internetowej mojej biblioteki czy jest Chemia śmierci i... JEST :D! Chyba musieli niedawno kupić... Nawet nie wiesz jak się cieszę ;3!
OdpowiedzUsuńTakże jeszcze przeczytam kilka książek, które już czekają u mnie na półce i zabieram się za to... Jeej ;)!
Pozdrawiam!
Melon
Paulinie i ja zawdzięczam spotkanie z Beckettem. Spodoba Ci się na pewno, nie ma innej opcji. Radość ze znalezienia książki w bibliotece doskonale rozumiem, bo sama odtańczyłam taniec radości jak znalazłam "Chemię śmierci" w mojej.
UsuńAle się cieszę, że Beckett przypadł Ci do gustu. :) Jest jednym z moich ulubionych "thrillerowców". :) Polecam Ci kolejne części serii - warto. :)
OdpowiedzUsuńJeśli będą w bibliotece, to przeczytam na pewno. :)
UsuńBrzmi naprawdę nieźle! :)
OdpowiedzUsuńJest niezłe. ;)
UsuńPaulina jest etatowym polecającym wielu powieści, jak widzę:D Na Becketta też mam chrapkę, po zaspokojonym apetycie na "Krucyfiks" (akurat to dzięki Binoli) zajmę się nim.
OdpowiedzUsuńNie da się ukryć. Ostatnio thrillery wybieram pod wpływem jej tekstów. Ale w końcu po to są te nasze blogi, żeby zachęcać, zniechęcać i zaburzać innym kolejność czytania. ;)
UsuńNa szczęście dziewczyny mają nosa do dobrych książek i to zaburzenie planów czytelniczych kończy się satysfakcjonującym uczuciem:)
UsuńPotwierdzam. "Chemia śmierci" jest tego przykładem.
UsuńBeckett jest genialny, uwielbiam wszystkie jego książki, ale największe wrażenie wywarły na mnie pierwsze dwie. Świetne intrygi, wartka akcja i ta groza atakująca czytelnika z każdej strony.
OdpowiedzUsuńDruga książka jest na razie wypożyczona, ale jak tylko zobaczę, że wróciła na półkę, będzie moja! ;)
UsuńJa z kolei ciągle na bakier jestem z thrillerami i kryminałami, ale chcę to zmienić, zaczynając od książek Christie.
OdpowiedzUsuńJakby co to polecam "Dziesięciu murzynków", "Morderstwo w Orient Expressie", "Zabójstwo Rogera Ackroyda", "A.B.C." i mnóstwo innych też. ;)
UsuńPierwszą z wymienionych czytałam i w sumie dobra ksiązka, ale bez rewelacji. Jeśli chodzi o kryminały, chyba jednak najbardziej lubię Larssona.
UsuńA co polecasz dla nowicjusza?:)
Yhm. Jak to jest bez rewelacji, to mam pewne obawy... ;)
UsuńNie wiem czego szukasz, czy klasycznych kryminałów typu Christie, czy czegoś bardziej współczesnego typu Larsson.
W pierwszym przypadku niezły może być Akunin. Inni lubią też Słomczyńskiego, ale mnie akurat on nudzi.
W drugim przypadku polecałabym Mankella (cykl o Wallanderze), Deavera (cykl "Lincoln Rhymes" i "Kathryn Dance"), Cobena, Maxime Chattam. Lee Child też jest niezły. I Kathy Reichs (ta od "Kości"). Nesbo też się nieźle zapowiada. Lackberg rozkręca się w miarę pisania kolejnych tomów, ale ponieważ dużo pisze o prywatnym życiu bohaterów, tow arto czytać cykl po kolei. Z pojedynczych tytułów polecałabym "Autopsję" Gerritsen, "To coś" Grippando, "Smillę w labiryntach śniegu" Hoeg, "Intensywność" Koontza, "Siostrę" Lupton (!).
Lubię też Martinę Cole i Ericę Spindler.
W sumie na początek polecałabym Deavera i Mankella. Piszą w różnym stylu, więc będziesz mogła ocenić jaki typ kryminału bardziej Ci odpowiada.
Znam pierwsze trzy tomy cyklu o Wallanderze i mam w planach wrócić do tej serii. Deavera chętnie poznam, więc dziękuję za podpowiedź:) Z kryminałów, jakie do tej pory czytałam, najbardziej lubię Larssona.
UsuńWallandera też zamierzam uzupełnić, bo czytałam wybiórczo. A Deavera koniecznie! To mój ulubieniec. :)
UsuńŚwietna seria, co prawda przy czwartym tomie Beckett nieco obniżył loty, ale wciąż, bardzo fajna lektura. W ogóle zaczęłam od dupy strony, bo od trzeciego tomu, imo najlepszego. Zaczęłam czytać wieczorem i w końcu zarwałam całą noc, nie byłam w stanie się oderwać ^^
OdpowiedzUsuńW sumie to nawet nie zwróciłam uwagi na to, że to jest pierwszy tom. Czyli wyjątkowo udało mi się zacząć jak trzeba. Do trzeciego też dotrę! :)
Usuńuwielbiam! uwielbiam!!! wszystkie 4 części przygód doktora Huntera juz za mną... i muszę przyznać, że pan Beckett zdecydowanie wskoczył dzięki nim na czołówkę listy moich ulubionych pisarzy!
OdpowiedzUsuńPrzy takim entuzjazmie nie pozostaje nic innego, jak poszukać kolejnych części. :)
UsuńStraciłam wątek jak doszłam do zdjęcia autora... Eh, gdzie są tacy faceci?
OdpowiedzUsuńAle po chwili wróciłam na ziemię. Cytat pod zdjęciem to chyba najczęściej cytowany cytat (masło maślane?) z tej książki, u mnie też się pojawił :) Ale trzeba przyznać, że już książka zaczyna się z kopyta, a reszta - nastrój grozy, rozkład, mmm... znowu się rozmarzyłam :) A co do konkurencji - cóż, Deavera za słabo znam, by go określać mianem mistrza gatunku, ale sądzę, że oba te nazwiska są na szczycie listy.
Następnym razem fotkę zamieszczę na końcu. ;)
UsuńTen cytat tak ładnie zaczyna książkę, że się nie mogłam powstrzymać. Po takim wstępie książka po prostu nie może być zła.
Co do szczytu listy, to z kolei ja za mało znam Becketta. Deaver to płodny pisarz i zdarzają mu się też słabe książki, jak np. "Krwawa rzeka". Ale cykl z Lincolnem jest świetny.
Tak wiele książek, tak mało czasu... :)
UsuńDziękuję Ci dobra kobieto, wiesz, ja się łatwo rozpraszam, dobrze, że w książkach nie ma obrazków :) A przynajmniej nie w tych, które czytam :)
Biorąc pod uwagę Twój dobór lektur, to może i dobrze, że nie ma tam obrazków. =)
UsuńA ja polowałam na "Zapisane w kościach" swego czasu... Muszę w końcu dorwać tego autora.
OdpowiedzUsuń"Zapisane w kościach" to druga część. Też będę na nią polować. :)
UsuńBędzie się działo!
OdpowiedzUsuńTylko wpierw muszę jakimś cudem dorwać książkę... -_-
Cuda się zdarzają. Mnie się udało, to i Tobie musi. :)
UsuńTo zdecydowanie nie moja tematyka, ale ta książka ma w sobie coś pociągającego.
OdpowiedzUsuńMroczną atmosferę. ;)
UsuńNasłuchałam się sporo dobrego o tym pisarzu, ale jeszcze nigdy nie sięgnęłam po żadną jego książkę. Nie mniej w pierwszej kolejności planuję zabrać się za Agathę Chritie. Życie pokaże, kto będzie następny:)
OdpowiedzUsuńChristie to zupełnie inna bajka, też kryminalna, ale w starym dobrym stylu. Klasyk, można powiedzieć. Beckett to zupełnie inny typ. Mroczniejszy, brutalniejszy, bardziej okrutny świat.
UsuńKsiążka zapowiada się ciekawie, chociaż nie jest to moja tematyka, chyba się za nią wezmę...Zachęciła mnie twoja recenzja i nie wiem czemu ale tytuł jakoś przykul moją uwagę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na moją pierwszą recenzje na http://kraina--sztuki.blogspot.com/;)
Nie ma jak dreszczyk emocji i lekki niepokój. ;)
UsuńZachęcam do lektury. Czasami warto spróbować nieco innej literatury. :)
Największym atutem moim zdaniem jest sposób, w jaki autor oswaja ze śmiercią i nieuchronnymi zmianami, jakie zachodzą w ludzkim ciele. Na drugim miejscu postawiłabym atmosferę grozy i inne elementy składające się na doskonały thriller :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Przerażają mnie te zmiany i jakoś nie bardzo udało mi się z nimi oswajać. Mam nadzieję, że na pewne decyzje mam jeszcze czas i że nikt ich nie podejmie za mnie, ale wolałabym być skremowana, niż się radośnie rozkładać i służyć jako pokarm. ;)
UsuńMoja koleżanka jest wielką fanką tych książek, tak więc mam nadzieję, że będzie chciała mi pożyczyć "Chemię śmierci" :)
OdpowiedzUsuńPożyczy. W końcu cóż może być fajniejszego od dzielenia się z innymi ukochanymi lekturami? No dobra, może kilka fajniejszych rzeczy by się znalazło, ale ta i tak jest w czołówce. ;)
Usuń250 stron? To musi być dopiero dynamiczna akcja :D Dawno nie widziałem tak krótkiego kryminału :D
OdpowiedzUsuńTeż się zdziwiła. Najwyraźniej nie trzeba wielkiej objętości by pomieścić wielkie emocje. ;)
UsuńMam już za sobą całą serię o Davidzie Hunterze i bardzo pozytywnie ją wspominam. Jest to jedna z moich ulubionych kryminalnych serii.
OdpowiedzUsuńTrafiłam na nią dopiero teraz, ale już wiem, że będę szukała następnych części.
UsuńCzytałam tę książkę dość dawno temu, ale pamiętam, ze nawet mi się podobała :) Za kolejne części jakoś nie mogę się zabrać :)
OdpowiedzUsuńNo to może warto w końcu po nie sięgnąć? W każdym razie ja niecierpliwie czekam aż "mój" egzemplarz wróci do biblioteki.
UsuńKiedyś nie lubiłam kryminałów, ale to się zmieniło między innymi dzięki Beckettowi. Czytałam "Chemię..." i "Zapisane w kościach". Wciągnęło na maksa. :)
OdpowiedzUsuńNo proszę, autor z mocą nawracania. :P
UsuńCzytałam i zgadzam się w 100% z Twoją recenzją. Polecam "Zapisane w kościach", równie świetna książka, a może i nawet lepsza :)
OdpowiedzUsuńJAk wróci do biblioteki, to na pewno się na nią przyczaję. ;)
UsuńJeżeli to najlepszy thiler jaki czytałaś to i ja koniecznie musze to zrobić. Mysle, ze spodoba mi sie równie jak Tobie.
OdpowiedzUsuńJeden z najlepszych. Porównywalny np. z niektórymi książkami Deavera albo Maxime Chattam.
UsuńCiastkowi bardzo się podobało. Do tego stopnia, że musiałam mu fundnąć na urodziny kolejne części. Na szczęście w antykwariacie było :P
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie czytałam, bo nie miałam okazji, ale planuje od niego pożyczyć i sama się zaznajomić z autorem, bo uwielbiam thrillery. Pozostaje mi zacierać łapki i czekać.
To się nazywa sprytne podejście. W sumie nawet nie wpadłam na to, żeby pogrzebać w antykwariacie. Jak mi się znudzi czekanie na egzemplarz biblioteczny, to może skorzystam z pomysłu. ;)
UsuńMogę się pochwalić, że mam tę książkę i to nawet to wydanie, którego zdjęcie zamieściłaś (jeśli jest to wydanie kieszonkowe) :P i cieszy mnie, że jesteś kolejną osobą, zaraz po Paulinie, która utwierdza mnie w przekonaniu, że zakup tej książki był dobrą inwestycją :)
OdpowiedzUsuń(pisanie komentarza było utrudnione przez kota kładącego się na klawiaturze, na szczęście zakończyło się szczęśliwie xd)
Nie jest, ale okładka się zgadza. ;)
UsuńKieszonkowe, nie kieszonkowe - grunt, że jest. Baw się dobrze i uważaj na martwe zwierzaki. =)
Skąd ja to znam? :P
Podrap ode mnie kociaka za uchem.
Martwe zwierzaki, uuu, o tym kotu nie wspominałam, ale za drapanie dziękuje :P
UsuńMartwe ptaszki powinny mu się spodobać. ;)
UsuńCzytałam wszystkie książki Beckett'a i jestem nimi zachwycona, ale najbardziej podobała mi się część "Zapisane w kościach", ale może dlatego, że małe wysepki ogarnięte sztormem wybitnie mocno działają na moją wyobraźnię.
OdpowiedzUsuńWłaśnie teraz zamierzam zapolować na tę część. Mam nadzieję, że szybko wróci do biblioteki, bo jak nie, to chwycę jakikolwiek inny tytuł. ;)
Usuńplanuję ją przeczytać...mam swój egzemplarz, ale kurczę tyle książek a tak mało czasu...ale to zdecydowanie moje klimaty;))))
OdpowiedzUsuńJeśli to Twoje klimaty, to koniecznie przesuń tę książkę w kolejce. Naprawdę warto!
UsuńSimon Beckett - mój lider w świecie thrillerów, jednak nie czytałam jeszcze J.Deavera...
OdpowiedzUsuńChemię..., Kości..., Szepty... i Wołanie grobu przeczytałam z zapartym tchem i każda, w mojej ocenie równie dobra i wciągająca (no może najmniej czwarta ale...to tylko ciut mniej;-) ). Teraz przerabiam rany kamieni i...no nie wiem...po pierwszych stu stronach mogę stwierdzić tylko, że jest inna od pozostałych, jakoś specjalnie nie absorbuje ale też jej nie odłożyłam całkowicie, dawkuję sobie...zobaczymy jak się ten romans z książka rozwinie;-)
Cieszę się Ann, że i Ciebie ten autor zachwycił, bo to oznacza, że spokojnie mogę sięgać po polecane tutaj pozycje :-)
Deaver też świetny! Właśnie czytam najnowszego "Kolekcjonera skór" i szału dostaję, że nie mogę czytać jednym ciągiem. ;)
UsuńA oprócz Becketta, kogo jeszcze lubisz? Z thrillero-kryminalnych, oczywiście.
Ja jestem takim ziemniakiem, że mam 4 tom tej serii, a pierwszy kiedyś czytałam , bo wypożyczyłam z biblioteki. Teraz muszę skompletować i jeszcze raz przeczytać :) Z przyjemnością zostanę z Tobą na dłużej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam do siebie
Daria
https://papierowalowczyni.blogspot.com
Ja nie czytałam chyba tomu trzeciego, więc luz. :D
Usuń