środa, 20 marca 2013

Simon Beckett "Chemia śmierci"
Skrzydlate zwłoki

Simon Beckett
Chemia śmierci
2006
Wyd. Amber
248 stron
Nie każdy zapuszcza korzenie tam gdzie się urodził. Wędrujemy za pracą, głosem serca lub dla zwykłej chęci spróbowania czegoś nowego w innych okolicznościach przyrody. Przeprowadzka bywa też ucieczką. Od ludzi, miejsc, wspomnień. Niekiedy trudno zacząć nowy rozdział, gdy znajome kąty przypominają o tym, co z pamięci usiłujemy wyrzucić, gdy ludzie znają nasze historie na wylot, a my widzimy to w ich gestach, spojrzeniach, słowach. Przeszłość zdaje się być cieniem przywiązanym do naszych stóp. Cieniem o wadze kuli do kręgli, ciągnącej na dno, nie pozwalającej na rozłożenie skrzydeł, nowy start.

Po tragicznej śmierci żony i córki, David Hunter postanawia opuścić Londyn. Właściwie jest mu wszystko jedno dokąd trafi. Założenie jest jedno, byle jak najdalej od stolicy kraju. W Timesie znajduje ogłoszenie. Wiejska przychodnia poszukiwała lekarza pierwszego kontaktu na umowę okresową. Na pół roku; mieszkanie zapewnione[1]. I tak Hunter trafia do Manham, niewielkiego miasteczka w prowincji Norfolk. O swojej przeszłości mówi niewiele. Nie ma wrogów, ale nie ma też przyjaciół. Dobrze wykonuje swoje obowiązki, życie płynie mu raczej monotonnie i chyba jest z tego stanu zadowolony.

Gdyby to spokojne życie miało trwać wiecznie, nie byłoby tej książki. Po trzech latach od przyjazdu do Manham, David nadal pracuje jako miejscowy lekarz, ale lada moment będzie miał okazję wykorzystać zatajone przez wszystkimi umiejętności. Otóż pewnego dnia dwóch nastoletnich chłopców znajduje w lesie rozkładające się zwłoki. Identyfikacja ciała nie jest łatwa, podobnie jak ustalenie czasu zgonu i wydarzeń, które do niego doprowadziły. Miejscowa policja dwoi się troi nie wiedząc, że tuż obok mają wybitnego specjalistę z dziedziny antropologii. Zanim David trafił do Norfolk zrobił doktorat z antropologi sądowej, pracował w kilku poważnych śledztwach, sprawach o morderstwo. W Anglii, w Szkocji, nawet w Irlandii Północnej[2] a także przy masowych grobach w Iraku, Bośni, w Kongo, wszędzie[3]. Hunter jest w pełni wykwalifikowanym i licencjonowanym antropologiem sądowym, jednym z nielicznych w kraju, specjalistą od ustalania czasu oraz przyczyny śmierci.

David nie jest zadowolony, gdy jeden z policjantów odkrywa jego zawodową przeszłość. Niechętnie zgadza się na udzielenie dyskretnej pomocy w śledztwie. Przyjdzie mu tej decyzji mocno żałować, z drugiej jednak strony kto wie, jak długo mieszkańcy spokojnego do tej pory miasteczka czuliby się zagrożeni, ile osób by uznano za zaginione, ile zwłok by odkryto w okolicznych lasach. Zresztą, mam wrażenie, że Hunter jest jak Alex Cross, albo Herkules Poirot - choćby panowie rzucili pracę w diabły, choćby przenieśli się na emeryturę i zapragnęli do końca życia uprawiać dynie w ogródku - gdy mają szansę rozwikłać jakąś sprawę, są gotowi do pracy niemal natychmiast. Szybko okazuje się, że w Manham grasuje seryjny morderca. Na dodatek jest spora szansa na to, że jest nim ktoś ze społeczności miasteczka, ktoś kto być może przechadza się spokojnie ulicami, w lokalnym sklepiku kupuje chleb i herbatę, w pubie stawia innym piwo, a jednocześnie snuje swoje mordercze plany, wybiera kolejną ofiarę.

Ciało ludzkie zaczyna się rozkładać cztery minuty po śmierci. Coś, co było kiedyś siedliskiem życia, przechodzi teraz ostatnią metamorfozę. Zaczyna trawić samo siebie. Komórki rozpuszczają się od środka. Tkanki zmieniają się w ciecz, potem w gaz. Już martwe, ciało staje się stołem biesiadnym dla innych organizmów. Najpierw dla bakterii, potem dla owadów. Dla much. Muchy składają jaja, z jaj wylęgają się larwy. Larwy zjadają bogatą w składniki pokarmowe pożywkę, następnie migrują. Opuszczają ciało w składnym szyku, w zwartym pochodzie, który podąża zawsze na południe. Nikt nie wie dlaczego.[4] Tak zaczyna się Chemia śmierci Simona Becketta. Już te pierwsze zdania wprowadzają nas w mroczny i duszny świat makabrycznych zbrodni, w którym unosi się odór rozkładających zwłok. Kto i dlaczego zaburza senną, małomiasteczkową atmosferę? Co symbolizują zwłoki zwierząt znajdowane to tu, to tam? I dlaczego pierwszej z ofiar morderca przyprawił ptasie skrzydła? Z każdą stroną niepokój rośnie, zagrożenie staje się coraz bardziej namacalne, a zabójca wciąż jest na wolności.

Sukcesem Chemii śmierci jest nie tylko ciekawa fabuła, ale także, a może nawet przede wszystkim, niesamowita atmosfera grozy. Strach i napięcie towarzyszą czytelnikowi od pierwszych stron. Gdzieś czai się morderca, każdy może się stać jego ofiarą, ale nie tylko jego obecność buduje nastrój niepokoju. Przeraża  makabra zbrodni, ale i łatwość z jaką mieszkańcy miasteczka rzucają na siebie podejrzenia. Każdy ma swoje mniejsze lub większe sekrety, stąd nietrudno o nieporozumienia i mniej lub bardziej okrutne insynuacje. W wielu przypadkach agresja okaże się reakcją na strach. Nie pomoże ona jednak w rozwikłaniu sprawy, tak jak i nie pomogą nie podparte dowodami oskarżenia. Przeciwnie, mogą wręcz skierować uwagę śledczych na niewłaściwe tory.

Większość historii opowiada David. On już zna wszystkie wydarzenia, czytelnik wciąż jest trzymany w niepewności. Jako specjalista w dziedzinie antropologii sądowej, Hunter dzieli się swoją wiedzą, szczegółowo opisując swoje działania oraz wszelkie obserwacje. Nawet te najbardziej makabryczne. Śmierć jest w thrillerze Becketta to nie tylko powód smutku czy żałoby, ale przede wszystkim - proces rozkładu. Uświadomienie sobie jak ten proces przebiega dopełnia atmosferę grozy. Sama intryga jest bardzo ciekawa, choć przyznaję, że to i owo udało mi się przewidzieć, bardziej jednak na zasadzie przeczucia niż zastosowania sensownych argumentów.

Krótko mówiąc (bo dłuższy wywód jest już za wami), Chemia śmierci jest jednym z lepszych thrillerów jakie czytałam i z pewnością przejrzę biblioteczne półki w poszukiwaniu kolejnych książek Simona Becketta. Kto wie, może to właśnie Beckett stanie się najpoważniejszym konkurentem Jeffery'ego Deavera, który wciąż jest dla mnie mistrzem gatunku.



***

[1] Simon Beckett, Chemia śmierci, przeł. Jan Kraśko, Wyd. Amber, 2006, s.11.
[2] Tamże, s. 34.
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 5

***


66 komentarzy:

  1. No już tę "Chemię..." polecała mi Paulina i naprawdę mam na nią wielką ochotę :D. Tylko, że na razie kupno odpada (mimo, że już prawie brak mi funduszy to jeszcze rozmyślam nad kupnem Egzorcysty Blattiego), a biblioteka... O kuźwa! Przed chwilą sprawdziłem na stronie internetowej mojej biblioteki czy jest Chemia śmierci i... JEST :D! Chyba musieli niedawno kupić... Nawet nie wiesz jak się cieszę ;3!

    Także jeszcze przeczytam kilka książek, które już czekają u mnie na półce i zabieram się za to... Jeej ;)!

    Pozdrawiam!
    Melon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paulinie i ja zawdzięczam spotkanie z Beckettem. Spodoba Ci się na pewno, nie ma innej opcji. Radość ze znalezienia książki w bibliotece doskonale rozumiem, bo sama odtańczyłam taniec radości jak znalazłam "Chemię śmierci" w mojej.

      Usuń
  2. Ale się cieszę, że Beckett przypadł Ci do gustu. :) Jest jednym z moich ulubionych "thrillerowców". :) Polecam Ci kolejne części serii - warto. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli będą w bibliotece, to przeczytam na pewno. :)

      Usuń
  3. Paulina jest etatowym polecającym wielu powieści, jak widzę:D Na Becketta też mam chrapkę, po zaspokojonym apetycie na "Krucyfiks" (akurat to dzięki Binoli) zajmę się nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się ukryć. Ostatnio thrillery wybieram pod wpływem jej tekstów. Ale w końcu po to są te nasze blogi, żeby zachęcać, zniechęcać i zaburzać innym kolejność czytania. ;)

      Usuń
    2. Na szczęście dziewczyny mają nosa do dobrych książek i to zaburzenie planów czytelniczych kończy się satysfakcjonującym uczuciem:)

      Usuń
    3. Potwierdzam. "Chemia śmierci" jest tego przykładem.

      Usuń
  4. Beckett jest genialny, uwielbiam wszystkie jego książki, ale największe wrażenie wywarły na mnie pierwsze dwie. Świetne intrygi, wartka akcja i ta groza atakująca czytelnika z każdej strony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Druga książka jest na razie wypożyczona, ale jak tylko zobaczę, że wróciła na półkę, będzie moja! ;)

      Usuń
  5. Ja z kolei ciągle na bakier jestem z thrillerami i kryminałami, ale chcę to zmienić, zaczynając od książek Christie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby co to polecam "Dziesięciu murzynków", "Morderstwo w Orient Expressie", "Zabójstwo Rogera Ackroyda", "A.B.C." i mnóstwo innych też. ;)

      Usuń
    2. Pierwszą z wymienionych czytałam i w sumie dobra ksiązka, ale bez rewelacji. Jeśli chodzi o kryminały, chyba jednak najbardziej lubię Larssona.

      A co polecasz dla nowicjusza?:)

      Usuń
    3. Yhm. Jak to jest bez rewelacji, to mam pewne obawy... ;)

      Nie wiem czego szukasz, czy klasycznych kryminałów typu Christie, czy czegoś bardziej współczesnego typu Larsson.

      W pierwszym przypadku niezły może być Akunin. Inni lubią też Słomczyńskiego, ale mnie akurat on nudzi.

      W drugim przypadku polecałabym Mankella (cykl o Wallanderze), Deavera (cykl "Lincoln Rhymes" i "Kathryn Dance"), Cobena, Maxime Chattam. Lee Child też jest niezły. I Kathy Reichs (ta od "Kości"). Nesbo też się nieźle zapowiada. Lackberg rozkręca się w miarę pisania kolejnych tomów, ale ponieważ dużo pisze o prywatnym życiu bohaterów, tow arto czytać cykl po kolei. Z pojedynczych tytułów polecałabym "Autopsję" Gerritsen, "To coś" Grippando, "Smillę w labiryntach śniegu" Hoeg, "Intensywność" Koontza, "Siostrę" Lupton (!).
      Lubię też Martinę Cole i Ericę Spindler.

      W sumie na początek polecałabym Deavera i Mankella. Piszą w różnym stylu, więc będziesz mogła ocenić jaki typ kryminału bardziej Ci odpowiada.

      Usuń
    4. Znam pierwsze trzy tomy cyklu o Wallanderze i mam w planach wrócić do tej serii. Deavera chętnie poznam, więc dziękuję za podpowiedź:) Z kryminałów, jakie do tej pory czytałam, najbardziej lubię Larssona.

      Usuń
    5. Wallandera też zamierzam uzupełnić, bo czytałam wybiórczo. A Deavera koniecznie! To mój ulubieniec. :)

      Usuń
  6. Świetna seria, co prawda przy czwartym tomie Beckett nieco obniżył loty, ale wciąż, bardzo fajna lektura. W ogóle zaczęłam od dupy strony, bo od trzeciego tomu, imo najlepszego. Zaczęłam czytać wieczorem i w końcu zarwałam całą noc, nie byłam w stanie się oderwać ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to nawet nie zwróciłam uwagi na to, że to jest pierwszy tom. Czyli wyjątkowo udało mi się zacząć jak trzeba. Do trzeciego też dotrę! :)

      Usuń
  7. uwielbiam! uwielbiam!!! wszystkie 4 części przygód doktora Huntera juz za mną... i muszę przyznać, że pan Beckett zdecydowanie wskoczył dzięki nim na czołówkę listy moich ulubionych pisarzy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy takim entuzjazmie nie pozostaje nic innego, jak poszukać kolejnych części. :)

      Usuń
  8. Straciłam wątek jak doszłam do zdjęcia autora... Eh, gdzie są tacy faceci?
    Ale po chwili wróciłam na ziemię. Cytat pod zdjęciem to chyba najczęściej cytowany cytat (masło maślane?) z tej książki, u mnie też się pojawił :) Ale trzeba przyznać, że już książka zaczyna się z kopyta, a reszta - nastrój grozy, rozkład, mmm... znowu się rozmarzyłam :) A co do konkurencji - cóż, Deavera za słabo znam, by go określać mianem mistrza gatunku, ale sądzę, że oba te nazwiska są na szczycie listy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następnym razem fotkę zamieszczę na końcu. ;)

      Ten cytat tak ładnie zaczyna książkę, że się nie mogłam powstrzymać. Po takim wstępie książka po prostu nie może być zła.

      Co do szczytu listy, to z kolei ja za mało znam Becketta. Deaver to płodny pisarz i zdarzają mu się też słabe książki, jak np. "Krwawa rzeka". Ale cykl z Lincolnem jest świetny.

      Usuń
    2. Tak wiele książek, tak mało czasu... :)
      Dziękuję Ci dobra kobieto, wiesz, ja się łatwo rozpraszam, dobrze, że w książkach nie ma obrazków :) A przynajmniej nie w tych, które czytam :)

      Usuń
    3. Biorąc pod uwagę Twój dobór lektur, to może i dobrze, że nie ma tam obrazków. =)

      Usuń
  9. A ja polowałam na "Zapisane w kościach" swego czasu... Muszę w końcu dorwać tego autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Zapisane w kościach" to druga część. Też będę na nią polować. :)

      Usuń
  10. Będzie się działo!
    Tylko wpierw muszę jakimś cudem dorwać książkę... -_-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cuda się zdarzają. Mnie się udało, to i Tobie musi. :)

      Usuń
  11. To zdecydowanie nie moja tematyka, ale ta książka ma w sobie coś pociągającego.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nasłuchałam się sporo dobrego o tym pisarzu, ale jeszcze nigdy nie sięgnęłam po żadną jego książkę. Nie mniej w pierwszej kolejności planuję zabrać się za Agathę Chritie. Życie pokaże, kto będzie następny:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Christie to zupełnie inna bajka, też kryminalna, ale w starym dobrym stylu. Klasyk, można powiedzieć. Beckett to zupełnie inny typ. Mroczniejszy, brutalniejszy, bardziej okrutny świat.

      Usuń
  13. Książka zapowiada się ciekawie, chociaż nie jest to moja tematyka, chyba się za nią wezmę...Zachęciła mnie twoja recenzja i nie wiem czemu ale tytuł jakoś przykul moją uwagę!
    Pozdrawiam i zapraszam na moją pierwszą recenzje na http://kraina--sztuki.blogspot.com/;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma jak dreszczyk emocji i lekki niepokój. ;)
      Zachęcam do lektury. Czasami warto spróbować nieco innej literatury. :)

      Usuń
  14. Największym atutem moim zdaniem jest sposób, w jaki autor oswaja ze śmiercią i nieuchronnymi zmianami, jakie zachodzą w ludzkim ciele. Na drugim miejscu postawiłabym atmosferę grozy i inne elementy składające się na doskonały thriller :-)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przerażają mnie te zmiany i jakoś nie bardzo udało mi się z nimi oswajać. Mam nadzieję, że na pewne decyzje mam jeszcze czas i że nikt ich nie podejmie za mnie, ale wolałabym być skremowana, niż się radośnie rozkładać i służyć jako pokarm. ;)

      Usuń
  15. Moja koleżanka jest wielką fanką tych książek, tak więc mam nadzieję, że będzie chciała mi pożyczyć "Chemię śmierci" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pożyczy. W końcu cóż może być fajniejszego od dzielenia się z innymi ukochanymi lekturami? No dobra, może kilka fajniejszych rzeczy by się znalazło, ale ta i tak jest w czołówce. ;)

      Usuń
  16. 250 stron? To musi być dopiero dynamiczna akcja :D Dawno nie widziałem tak krótkiego kryminału :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się zdziwiła. Najwyraźniej nie trzeba wielkiej objętości by pomieścić wielkie emocje. ;)

      Usuń
  17. Mam już za sobą całą serię o Davidzie Hunterze i bardzo pozytywnie ją wspominam. Jest to jedna z moich ulubionych kryminalnych serii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłam na nią dopiero teraz, ale już wiem, że będę szukała następnych części.

      Usuń
  18. Czytałam tę książkę dość dawno temu, ale pamiętam, ze nawet mi się podobała :) Za kolejne części jakoś nie mogę się zabrać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to może warto w końcu po nie sięgnąć? W każdym razie ja niecierpliwie czekam aż "mój" egzemplarz wróci do biblioteki.

      Usuń
  19. Kiedyś nie lubiłam kryminałów, ale to się zmieniło między innymi dzięki Beckettowi. Czytałam "Chemię..." i "Zapisane w kościach". Wciągnęło na maksa. :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Czytałam i zgadzam się w 100% z Twoją recenzją. Polecam "Zapisane w kościach", równie świetna książka, a może i nawet lepsza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JAk wróci do biblioteki, to na pewno się na nią przyczaję. ;)

      Usuń
  21. Jeżeli to najlepszy thiler jaki czytałaś to i ja koniecznie musze to zrobić. Mysle, ze spodoba mi sie równie jak Tobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeden z najlepszych. Porównywalny np. z niektórymi książkami Deavera albo Maxime Chattam.

      Usuń
  22. Ciastkowi bardzo się podobało. Do tego stopnia, że musiałam mu fundnąć na urodziny kolejne części. Na szczęście w antykwariacie było :P
    Ja jeszcze nie czytałam, bo nie miałam okazji, ale planuje od niego pożyczyć i sama się zaznajomić z autorem, bo uwielbiam thrillery. Pozostaje mi zacierać łapki i czekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się nazywa sprytne podejście. W sumie nawet nie wpadłam na to, żeby pogrzebać w antykwariacie. Jak mi się znudzi czekanie na egzemplarz biblioteczny, to może skorzystam z pomysłu. ;)

      Usuń
  23. Mogę się pochwalić, że mam tę książkę i to nawet to wydanie, którego zdjęcie zamieściłaś (jeśli jest to wydanie kieszonkowe) :P i cieszy mnie, że jesteś kolejną osobą, zaraz po Paulinie, która utwierdza mnie w przekonaniu, że zakup tej książki był dobrą inwestycją :)
    (pisanie komentarza było utrudnione przez kota kładącego się na klawiaturze, na szczęście zakończyło się szczęśliwie xd)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest, ale okładka się zgadza. ;)
      Kieszonkowe, nie kieszonkowe - grunt, że jest. Baw się dobrze i uważaj na martwe zwierzaki. =)

      Skąd ja to znam? :P
      Podrap ode mnie kociaka za uchem.

      Usuń
    2. Martwe zwierzaki, uuu, o tym kotu nie wspominałam, ale za drapanie dziękuje :P

      Usuń
    3. Martwe ptaszki powinny mu się spodobać. ;)

      Usuń
  24. Czytałam wszystkie książki Beckett'a i jestem nimi zachwycona, ale najbardziej podobała mi się część "Zapisane w kościach", ale może dlatego, że małe wysepki ogarnięte sztormem wybitnie mocno działają na moją wyobraźnię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie teraz zamierzam zapolować na tę część. Mam nadzieję, że szybko wróci do biblioteki, bo jak nie, to chwycę jakikolwiek inny tytuł. ;)

      Usuń
  25. planuję ją przeczytać...mam swój egzemplarz, ale kurczę tyle książek a tak mało czasu...ale to zdecydowanie moje klimaty;))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli to Twoje klimaty, to koniecznie przesuń tę książkę w kolejce. Naprawdę warto!

      Usuń
  26. Simon Beckett - mój lider w świecie thrillerów, jednak nie czytałam jeszcze J.Deavera...
    Chemię..., Kości..., Szepty... i Wołanie grobu przeczytałam z zapartym tchem i każda, w mojej ocenie równie dobra i wciągająca (no może najmniej czwarta ale...to tylko ciut mniej;-) ). Teraz przerabiam rany kamieni i...no nie wiem...po pierwszych stu stronach mogę stwierdzić tylko, że jest inna od pozostałych, jakoś specjalnie nie absorbuje ale też jej nie odłożyłam całkowicie, dawkuję sobie...zobaczymy jak się ten romans z książka rozwinie;-)

    Cieszę się Ann, że i Ciebie ten autor zachwycił, bo to oznacza, że spokojnie mogę sięgać po polecane tutaj pozycje :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Deaver też świetny! Właśnie czytam najnowszego "Kolekcjonera skór" i szału dostaję, że nie mogę czytać jednym ciągiem. ;)

      A oprócz Becketta, kogo jeszcze lubisz? Z thrillero-kryminalnych, oczywiście.

      Usuń
  27. Ja jestem takim ziemniakiem, że mam 4 tom tej serii, a pierwszy kiedyś czytałam , bo wypożyczyłam z biblioteki. Teraz muszę skompletować i jeszcze raz przeczytać :) Z przyjemnością zostanę z Tobą na dłużej :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam do siebie
    Daria
    https://papierowalowczyni.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie czytałam chyba tomu trzeciego, więc luz. :D

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.