Agnieszka Głowacka Twarz pod maską Wyd. Oficyna Wydawnicza Branta 2008 446 stron |
Sięgając po książkę Twarz pod maską Agnieszki Głowackiej, nie bardzo wiedziałam co mnie czeka. Ciekawa powieść? Babskie romansidło? Poruszający dramat? Opisu z okładki nie czytałam. Nieufnie spojrzałam na jego sporą długość i doszłam do wniosku, że dam się zaskoczyć i nie sprawdzę ile treści zechciał zdradzić wydawca. Zaskoczenie okazało się spore, bo takiej ilości zdarzeń, zwrotów akcji i niespodzianek nie przewidziałam.
Dwie postaci, dwie historie. Jeszcze zupełnie nie związane ze sobą, ale od początku wiadomo, że prędzej czy później nasi bohaterowie się spotkają. Gdzie, kiedy i jaki będzie tego skutek? Odpowiedź na te pytania przyszła z czasem.
Paweł Kordecki wychował się w biednej, wiejskiej rodzinie. Ojciec alkoholik, matka wiecznie w ciąży. Największą pociechą chłopca była jego siostra bliźniaczka, Halinka. Ciężko chora dziewczynka nie miała jednak szans na przetrwanie. Po jej śmierci Paweł został owładnięty jednym marzeniem, chciał zostać kapłanem. Ksiądz kojarzył się chłopcu z jakąś niesamowitą ostoją bezpieczeństwa, reprezentował świat tajemniczości, a jednocześnie wzbudzał nieopisaną ufność.[1] Nawet, gdy bitego i zaniedbanego Pawła odebrano rodzicom, umieszczając chłopca w domu dziecka, nie porzucił swego pragnienia. Los jednak z niego zadrwił, czyniąc go świadkiem wielce dwuznacznego spotkania księdza z zakonnicą. Marzenie straciło sens. Młody Kordecki znalazł jednak w sobie siłę, by zawalczyć o siebie i swoją przyszłość. Choć od tego momentu jego życie miało być już zawsze balansowaniem na krawędzi, igraszką z niebezpieczeństwem, prztyczkiem wymierzonym w zasady i prawne paragrafy, Paweł radził sobie doskonale. Z maską twardziela na twarzy przebijał się przez kolejne przeszkody. I tylko miłość potrafiła zachwiać jego pewnością, i tylko ona miała zdolność wytrącania go z równowagi. Bo choć dorosły Kordecki w interesach radził sobie świetnie, w miłości nie miał szczęścia.
W przeciwieństwie do Pawła, Joanna Rytel urodziła się w rodzinie bogatej w dobra materialne, lecz ubogiej w uczucia. Narodziny Asi były jednocześnie końcem życia jej mamy. I to dziewczynkę Artur Rytel oskarżył o śmierć żony. Marząc o chłopcu, swej dumie i dziedzicu, Artur z obrzydzeniem patrzył na swoje jedyne dziecko. Nie obchodziło go w ogóle. Jeśli nie dawało się go wykorzystać do politycznych i finansowych gierek, było dla niego bezużyteczne. Gdy ojciec wysłał się do szkoły z internatem, pragnąca uczuć dziewczynka, zajadała samotność i nieszczęście słodyczami. Rzeczywiście, uczucie sytości w żołądku przesłaniało, choć na krótko, wielką dziecięcą tęsknotę za domem, a słodycz łakoci zastępowała słodycz rodzicielskiej miłości.[2] Z drobnej, niepotrzebnej córeczki, stała się dla ojca uciążliwym i obrzydliwym stworzeniem. Znajomości Joanny okazywały się mieć liche podstawy. Ludzi przyciągała nie swoją osobą, lecz pozycją ojca. Naiwność dziewczyny pragnącej ludzkiego zainteresowania, wykorzystywali bez skrupułów. Radość ze spotkania miłości swego życia, z małżeństwa, które miało dać jej wreszcie ciepło i poczucie bezpieczeństwa, jakiego nie zaznała wcześniej, była więc ogromna. I krótka. Dziewczyna została sama, bez pieniędzy ojca i mężowskiego wsparcia.
Czas skrzyżować ścieżki Joanny i Pawła. Kazać im wyjść wieczorem do klubu. Może to być zatłoczone i wesołe "Disco-Life". Niech spojrzą na siebie, niech on powie coś głupiego, a ona się zdenerwuje. Zrobi się niezręcznie, ale początkowa niechęć szybko ustąpi zaciekawieniu. Tylko co dalej? Pozwolić im odejść ramię w ramię w stronę zachodzącego słońca? Nie. Autorka ma inny pomysł na dalszy ciąg. I nie będzie to wersja łagodnie traktująca naszych bohaterów.
Życie bywa przewrotne i nie szczędzi niespodzianek. Jednym trafia się
nudna wersja z wiernym mężem, stałą monotonną pracą i corocznymi
wczasami w tym samym ośrodku nad Bałtykiem. Inni skaczą przez życiowe
przeszkody niczym alpejskie kózki i choć modlą się o stabilizację, ona
omija ich szerokim łukiem. Naszym bohaterom trafił się ten drugi wariant, dzięki czemu przy "Twarzach w masce" nie sposób się nudzić.
Książka Agnieszki Głowackiej przypomina mi niektóre powieści Sidney Sheldona, jak Gniew aniołów czy Nieznajoma w lustrze. Łączą je bohaterowie, którzy często zaczynają od zera, ale są na tyle silni, by zapracować na spektakularny sukces. Łączy ich coś jeszcze. Mnogość ciosów jakie los rozdaje im na lewo i prawo. Ciągłe zwroty w życiu, kolejne kłody rzucane pod nogi i wydarzenia tak niezwykłe (choć realne), że aż trudno uwierzyć, że na jednego człowieka może spaść tak wiele. To, czy czytelnik kupi te historie, zależy już od jego indywidualnych preferencji. Ja zwykle daję się złapać na haczyk i śledzę akcję z zapartym tchem, wyłączając myślenie, nie analizując i nie zadając pytań. Dla mnie są to czysto rozrywkowe książki, spełniające w świecie literatury rolę podobną jak piosenki popowe w muzyce. I wypełniają swą rolę doskonale.
Język powieści Twarz pod maską jest prosty, całość czyta się bardzo szybko. Rozbudowanej warstwy psychologicznej bym w tej książce nie szukała. Nie ma jej tam. Bohaterowie, cóż... Dla mnie są niezbyt wiarygodni, a realność fabuły każdy musi ocenić samodzielnie. Mnogość wydarzeń dla jednych będzie atutem, inni uznają ją za przesadną. Głębszych treści nie ma. Zakończenie daje się przewidzieć. Choć cały ten akapit dotyczy wad powieści, jednak nie mogę powiedzieć, że czas z nią spędzony był stracony. Książka Głowackiej świetnie się sprawdza jako lektura rozrywkowa, po brzegi wypełniona rozmaitymi wydarzeniami, więc nie sposób się podczas jej czytania nudzić. I właśnie poszukującym tego typu lekkiej literatury, poleciłabym Twarz pod maską Agnieszki Głowackiej.
***
[1]Agnieszka Głowacka, Twarz pod maską, wyd. Oficyna Wydawnicza Branta, 2008, s. 28.
[2]Tamże, s. 86.
Pewno nie przeczytam.)
OdpowiedzUsuńNie jest to pozycja obowiązkowa, ot lekturka w sam raz na spokojny wieczór po męczącym dniu. :)
UsuńBiorąc pod uwagę fakt, że niektórzy wydawcy w opisie na okładce streszczają całą książkę, chyba rzeczywiście lepiej darować sobie te opisy ;) choć z drugiej strony głupio brać coś całkiem w ciemno. Myślę, że w tej chwili nie mam ochoty na taką literaturę rozrywkową ;) brak w sieci zdjęcia autorki, jak to możliwe? ;D jednak internet zawodzi - wcale nie wszystko można w nim znaleźć okazuje się coraz częściej ;) Ciekawa jestem co to za małe szczęście? ^^
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, zanim zaczęłam prowadzić bloga, to książki brałam głównie w ciemno. =) Teraz częściej czytam recenzje, więc zdarza mi się sięgać po książkę, której treść mniej więcej znam, ale i tak sporo biorę na wyczucie. I jak na razie trafiam nienajgorzej.
UsuńNie wiem jak to możliwe, tym bardziej, że autorka nie jest debiutantką. A Ty nie bądź taka ciekawska! :P
Ja chyba bym ją przeczytała. Przyda mi się dobra książka rozrywkowa. Ale póki co muszę się zająć książkami z biblioteki :-)
OdpowiedzUsuńMi zagwarantowała dwa przyjemne wieczory. No tak, biblioteczne to zawsze priorytet. Akurat "Twarz w masce" był z biblioteki, więc nie czekała długo na swoją kolej. :)
UsuńW tej chwili pasuję gdyż mam zapewniona rozrywkę na jakiś czas (stos listopadowy) ale nie mówię "nie" na przyszłość :)
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja :)
Ja mam długą listę książek, które "muszę" przeczytać do Świąt, a już tylko miesiąc został. Każda doba powinna mieć dodatkowe dwie-trzy godziny na czytanie. =)
UsuńDziękuję. :)
Przyznam, że wydaje się być interesujące. Najbardziej ciekawi mnie ta męska część książki.
OdpowiedzUsuńMogę tylko powiedzieć, że życiorys Pawła do nudnych nie należy. =)
UsuńMało wiarygodni bohaterowie to coś czego nie lubię. Raczej nie zajrzę.
OdpowiedzUsuńW ogóle na całość lepiej patrzeć z przymrużeniem oka, ale czyta się nieźle, więc może warto dać bohaterom szansę. ;)
UsuńA ja myślę że dałabym książce szansę, mimo wszystko może być ciekawie.
OdpowiedzUsuńJa absolutnie nie żałuję spędzonego z nią czasu. Dobrze się bawiłam i gdybym miała okazję przeczytać inną książkę autorki, to z pewnością z tej okazji bym skorzystała.
UsuńJeżeli będę miała możliwość, to chętnie przeczytam:)
OdpowiedzUsuńBaw się dobrze. ;)
UsuńNie odradzasz, ale jakoś nie jestem przekonana. Zazwyczaj taka mnogość zwrotów akcji w postaci wielu nieszczęść spadających na bohaterów mnie drażni, więc raczej nie będę sięgać po tę powieść.
OdpowiedzUsuńSkoro to Cię drażni, to faktycznie - książka nie jest dla Ciebie. Ja miałam frajdę z zastanawiania się, co też jeszcze może tych biednych bohaterów spotkać. :P
UsuńJa bym się chętnie ponudziła, bo zmęczyła mnie rola kozicy. :P Zresztą, nie mam jej wdzięku. Okładka mi się skojarzyła z "Maską Arlekina". :)
OdpowiedzUsuńMnie też. O ostatnich kilku miesiącach mojego życia można by nakręcić film. I gwarantuję, że po seansie 90% widzów uznałaby, że reżyser się naćpał, bo to wszystko nie mogło się przytrafić dwóm osobom w cztery miesiące. =/
UsuńNa "Masce arlekina" mam tulipana. =)
Będziesz miała co opowiadać dzieciom. :)
UsuńA, to może mi się coś po...kęciło. Może to była jakaś inna książka, coś z Hannibalem? :D
Chyba kotu. :P
UsuńYhm. Był Hannibal, była i maska. Ale ja na myśl o Hannibalu przed oczami mam tylko Hopkinsa. Fakt, że w masce. =)
Gratuluję samozaparcia, bo mi nigdy nie udałoby się nie zapoznać z tym, co znajduje się na tylnej okładce książki... ;-) O tej książce czytam pierwszy raz, ale poczułam się zaintrygowana i jeśli nadarzy się taka okazja, to myślę, że sięgnę po nią.
OdpowiedzUsuńJa nie mam z tym problemów. Kilka opisów z okładek skutecznie zniechęciło mnie do czytania kolejnych.
UsuńA wiesz, że ja rzadko czytam noty od wydawcy? Po pierwsze już nie raz mnie zawiodły, a po drugie uwielbiam ten dreszczyk emocji, kiedy nie wiem czego mogę się spodziewać. Oczywiście, kiedy biorę książki do recenzji od wydawców, to muszę zapoznać się chociaż w małym stopniu z treścią, bo wiadomo, że takiej książki raczej nie można rzucić w kąt:)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się twoja recenzja. W dobrym momencie ją zakończyłaś nie zdradzając za wiele. Ja czuję się zaciekawiona więc zapisuję tytuł:) Pozdrawiam:)
Ze mną jest dokładnie tak samo. Zwłaszcza, że opisy czasami mają się nijak do treści, więc i tak niczego nie tracę. A czasami zdradzają zbyt wiele, więc po co psuć sobie przyjemność przedwczesnym zapoznaniem się z treścią?
UsuńRecenzje staram się pisać tak, żeby nie psuć nikomu lektury. Zawsze zastanawiam się ile sama chciałabym wiedzieć o książce przed jej przeczytaniem, tak żeby mniej więcej orientować się czy treść mi odpowiada, ale nie znać szczegółów, które zaskakują w trakcie czytania. Spojlerów nie cierpię i nie lubię nie uprzedzona trafiać na nie w recenzjach.
Powieść nie w moim guście. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBywa i tak. ;)
Usuńmasz wspaniałego bloga! będzie mi miło jeśli spodoba Ci się mój i również go zaobserwujesz ;))
OdpowiedzUsuńHm, i teraz się zastanawiam. Liczyłam bardziej na psychologiczną powieść, nie na coś nieco...płytkiego? W każdym razie historia jest na tyle interesująca, że być może po nią sięgnę. Kiedyś;)
OdpowiedzUsuńJa się psychologii w tym nie doszukałam. Może to efekt wady wzroku, więc możesz próbować. ;)
UsuńNiby wszystko tu jest na swoim miejscu, jednak ten ostatni paragraf, w którym wymieniasz wady powieści, sprawia, że mój zapał do zapoznania się z nią nieco przybladł. Nie rzucę się więc za nią w pogoń, ale gdy się na nią natknę, chętnie wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńTak prawdę mówiąc, podczas czytania wciągnęłam się w akcję i na te błędy nie zwracałam uwagi. Ale przy głębszym zastanowieniu wnioski nasunęły się własnie takie, jak w tym akapicie.
Usuń