Dean Koontz Intensywność Wyd. Albatros 2007 398 stron |
Chyna Shepherd ma lat dwadzieścia sześć, perspektywy zostania magistrem psychologii, przyjaciółkę o imieniu Laura i traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa. Wszystkie te fakty okażą się bardzo znaczące. Przeżyte lata zaowocowały doświadczeniem. Doświadczeniem w walce o przetrwanie. Chyna nie miała łatwego życia. Nigdy nie poznała ojca. Wychowywana przez matkę i jej partnera w atmosferze wiecznego strachu, gdzie przemoc, alkohol i narkotyki były na porządku dziennym, dziewczyna szybko nauczyła się walczyć o siebie. Chyna Shepherd, nietknięta i żywa[1] - te słowa powtarzała jak mantrę. Były jej modlitwą do Boga, prośbą o opiekę. Dodawały jej sił, tworzyły obronną tarczą. Gdy przerażona kuliła się ze strachu pod łóżkiem, uciekając przed biciem i lepkimi łapami znajomych matki, w kółko szeptała tych pięć wyrazów. Natomiast przygotowanie z psychologii okazało się przydatne szybciej, niż można by przypuszczać. Pewnej nocy, podczas krótkiego pobytu w domu rodziców Laury, Chyna rozmarzona wpatrywała się w widoczne z okna gościnnego pokoju skąpane w księżycowym świetle winnice[2]. Z zamyślenia wyrwał ją czyjś krzyk. Instynktownie schowała się pod łóżkiem, chroniona mantrą pięciu słów. I przeżyła. Ona i nikt więcej. Dla Laury i jej rodziny to była ostatnia noc.
Edgler Vess jest przystojny, dobrze zbudowany. Potrafi być sympatyczny i czarujący. Wierzy w życie maksymalnie intensywne[3]. Wie, że nie będzie żyć wiecznie i chce w pełni wykorzystać dany mu czas. Jego jedynym celem istnienia jest więc otwarcie się na doznania zmysłowe i zaspokajanie potrzeb, w miarę jak się rodzą.[4] A potrzeby Vess ma szczególne...
Chyna widzi Edglera po raz pierwszy z perspektywy swego stanowiska pod łóżkiem. Czarne buty i kapiąca z noża krew. Pierwszy zapamiętany kadr. Kiepska wróżba. Później jest już tylko gorzej, bo panna Shepherd najpierw przypadkiem, a później już z premedytacją podąża śladem brutalnego mordercy i psychopaty, by władować się w kabałę jaka nie przytrafiła jej się nawet w trudnych, dziecięcych latach. Rozpoczyna się gra, nierówna walka i od razu wiadomo, że zwycięzca może być tylko jeden.
Całą historię śledzimy to z punktu widzenia przyszłej (a może niedoszłej?) pani psycholog, to z perspektywy miłośnika cierpienia (cudzego, rzecz jasna), zadawania bólu, perwersyjnych przyjemności i psychopaty, któremu wszelkie lęki są raczej obce. "Bóg się mnie boi[5] - lubi powtarzać Edgler i co gorsze, wierzy w to co mówi. Akcja toczy się wartko i mimo częstych wywodów to Vessa, to znowu Chyny nie ma czasu na nudę. Gdybym miała oceniać prawdopodobieństwo zdarzeń, to... hmmm... Zakładam, że w podobnej sytuacji większość z nas wzięłaby nogi za pas, wzbijając z sobą tuman tchó... tzn. kurzu. Część z nas zadzwoniłaby po pomoc, część uznała, że lepiej się nie mieszać. Ilu z nas podążyłoby śladem mordercy bez skrupułów, o którym z góry wiadomo, że nie zrobił krwawej jatki przypadkiem i nie jest to jego pierwsza ani ostatnia taka akcja?
No właśnie.
Jednak gdzieś tam, w rękach Vessa znajduje się tajemnicza Ariel, dziewczyna którą może można uratować, zmywając tym samym z siebie wyrzuty sumienia. Bo przyjaciółce pomóc się przecież nie udało... Odstawmy jednak kwestię prawdopodobieństwa zdarzeń na bok. Gdyby każdy bohater był tchórzem, nie byłoby o czym pisać książek. Zwłaszcza takich książek.
Intensywność Koontza wciąga od pierwszych stron i trzyma w napięciu do końca. Choć wszystko rozgrywa się w ciągu dwudziestu czterech godzin, mogę zapewnić was, że sporo się w tym czasie wydarzy. Można by rzec, że będzie to okres dość... intensywny. Co do bohaterów - Chyna przekonał mnie średnio, za to postać Vessa jest moim zdaniem świetna. Psychopata w każdym calu. Ciarki momentami przechodzą, gdy wchodzi się w świat jego myśli. Sporo w tekście psychologicznych prób podejścia do tematu, całkiem niezłych zresztą. Kto brzydzi się brutalnością, raczej niech do tej książki nie zagląda. Autor nie oszczędził szczegółowych opisów tego, czego w prawdziwym życiu nikt z nas oglądać by nie chciał.
Podsumowując: Intensywność to bardzo dobry, wciągający thriller. Rzecz, której fan gatunku pominąć nie może.
Edgler Vess jest przystojny, dobrze zbudowany. Potrafi być sympatyczny i czarujący. Wierzy w życie maksymalnie intensywne[3]. Wie, że nie będzie żyć wiecznie i chce w pełni wykorzystać dany mu czas. Jego jedynym celem istnienia jest więc otwarcie się na doznania zmysłowe i zaspokajanie potrzeb, w miarę jak się rodzą.[4] A potrzeby Vess ma szczególne...
Chyna widzi Edglera po raz pierwszy z perspektywy swego stanowiska pod łóżkiem. Czarne buty i kapiąca z noża krew. Pierwszy zapamiętany kadr. Kiepska wróżba. Później jest już tylko gorzej, bo panna Shepherd najpierw przypadkiem, a później już z premedytacją podąża śladem brutalnego mordercy i psychopaty, by władować się w kabałę jaka nie przytrafiła jej się nawet w trudnych, dziecięcych latach. Rozpoczyna się gra, nierówna walka i od razu wiadomo, że zwycięzca może być tylko jeden.
No właśnie.
Jednak gdzieś tam, w rękach Vessa znajduje się tajemnicza Ariel, dziewczyna którą może można uratować, zmywając tym samym z siebie wyrzuty sumienia. Bo przyjaciółce pomóc się przecież nie udało... Odstawmy jednak kwestię prawdopodobieństwa zdarzeń na bok. Gdyby każdy bohater był tchórzem, nie byłoby o czym pisać książek. Zwłaszcza takich książek.
Intensywność Koontza wciąga od pierwszych stron i trzyma w napięciu do końca. Choć wszystko rozgrywa się w ciągu dwudziestu czterech godzin, mogę zapewnić was, że sporo się w tym czasie wydarzy. Można by rzec, że będzie to okres dość... intensywny. Co do bohaterów - Chyna przekonał mnie średnio, za to postać Vessa jest moim zdaniem świetna. Psychopata w każdym calu. Ciarki momentami przechodzą, gdy wchodzi się w świat jego myśli. Sporo w tekście psychologicznych prób podejścia do tematu, całkiem niezłych zresztą. Kto brzydzi się brutalnością, raczej niech do tej książki nie zagląda. Autor nie oszczędził szczegółowych opisów tego, czego w prawdziwym życiu nikt z nas oglądać by nie chciał.
Podsumowując: Intensywność to bardzo dobry, wciągający thriller. Rzecz, której fan gatunku pominąć nie może.
---
[1] Dean Koontz, Intensywność, przeł. Zofia Uhrynowska-Hanasz, wyd. Albatros, 2007, s. 168.
[2] Tamże, s. 29.
[3] Tamże, s. 87.
[4] Tamże, s. 128.
[5] Tamże, s. 89.
Ja, ja, ja! Ja się piszę na tropienie, i tak gorzej nie będzie. :P
OdpowiedzUsuńObiecuję, że zawsze będę Cię dobrze wspominać. :P
UsuńJakoś w to nie wierzę więc chwilowo jednak odpuszczę. :P Żebyś nie musiała łamać obietnicy. :P
UsuńJak Ty o mnie dbasz. Prawie uwierzyłam, że z Ciebie dobry człowiek. =)
UsuńHa! Dziś dzień życzliwości. :D
UsuńCzyli jutro wszystko wróci do normy. Cóż za ulga. :P
UsuńJakie tam jutro - za 3 godziny i 15 minut. :P
UsuńŻyczliwie mogłabyś się nie czepiać. :P
UsuńCzwartek dobra rzecz, zwłaszcza jak ma się wolny piątek. Trzy dni weekendu, to brzmi jak bajka. =)
Ja mam czwartek wolny i też jestem z tego powodu bardzo zadowolona.
UsuńZ faktu, że przede mną jeszcze jakieś sto zdjęć do obrobienia do 9 trochę mniej. :P
Oj tam, masz co chciałaś, więc obrabiaj i nie marudź. :)
UsuńWielką fanką gatunku nie jestem, ale od czasu do czasu chętnie sięgam i po thrillery, więc tytuł zanotuję - a nuż najdzie mnie ochota:) Pozdrawiam ciepło!:)
OdpowiedzUsuńA ja myślałam, że z thrillerów już wyrosłam, ale jednak nie. Nadal daję się w nie wciągnąć. =)
UsuńDean Koontz! Czytałam masę jego książek, ale ta o dziwo mi umknęła. Muszę koniecznie to nadrobić!
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, jak zawsze z resztą :-)
To podobno jedna z jego najlepszych książek. Bardzo bym też chciała przeczytać "Opiekunów", ale jakiś osioł wypożyczył z biblioteki i nie oddał. =/
Usuń"Opiekunów" czytałam i polecam. Bardzo miło spędziłam czas przy tej książce, chociaż nie jest moją ulubioną tego autora, bo mam dziwaczny sentyment do jego "Gromu".
Usuń"Gromu" też nie czytałam. Wychodzi na to, że jeszcze kilka dobrych książek Koontza przede mną. :)
UsuńJeśli chodzi o autora, to czytałam jedynie "Przy blasku księżyca" i pozytywnie wspominam lekturę. Chętnie przeczytałabym więc coś innego, co wyszło spod jego pióra :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam, ale planuję zapoznać się z jego twórczością, więc i do tej książki pewnie dotrę. :)
UsuńCzytałam, czytałam i mam podobne zdanie na jej temat. Lubie powieści Koontza :)
OdpowiedzUsuńJa na razie czytałam tylko kilka książek i wszystkie były co najmniej dobre. Tylko "Wesołe miasteczko" nie bardzo mi podeszło.
UsuńCzytałam-naprawdę dobra książka:) Opiekunów przeczytaj koniecznie- jedna ze starszych i moim zdaniem lepszych książek Koontza.
OdpowiedzUsuńBardzo bym chciała, ale chwilowo nie mam skąd jej zdobyć. =/
UsuńNie mam pojęcia, dlaczego do tej pory przeczytałam tylko jedną książkę Koontza. Rażące zaniedbanie, które muszę natychmiast naprawić i wydaje mi się, że "Intensywność" się do tego świetnie nadaje :)
OdpowiedzUsuńTeż sobie obiecałam, że nadrobię zaległości. "Intensywność" oczywiście polecam. :)
UsuńPrzekonałam się ostatnio do tego autora (dzięki powieści "Opiekunowie") i mam zamiar sięgnąć po kolejne jego książki. Fabuła "Intensywności" mnie zaciekawiła. Zwłaszcza, że wszystko dzieje się w ciągu jednej doby...jestem na tak;)
OdpowiedzUsuńA ja mam ochotę na "Opiekunów". Mam nadzieję, że ten kto wieki temu zabrał ją z biblioteki, w końcu się obudzi i odda.
UsuńPowinien...nieładnie nie oddawać książek do biblioteki;) Ja na szczęście mam swój egzemplarz - dostałam na urodziny;)
UsuńNieładnie, to zbyt grzeczne określenie. ;)
UsuńSzczęściara. Ja mam do urodzin za daleko, zresztą na liście potencjalnych prezentów od dawna nie ma już miejsca. :P
Lubie tego autora więc chętnie przeczytam "Intensywność" :)
OdpowiedzUsuńPolecam. I oczywiście liczę na to, że podzielisz się wrażeniami. ;)
UsuńLubię tego autora, czytałam kilka jego książek w tym moją ulubioną "Apokalipsę", dlatego jego powieści wybieram w ciemno. Nie zdarzyło się jeszcze żeby Koontz mnie rozczarował, oczywiście są momenty lepsze i gorsze, ale nigdy nie jest źle. Dlatego Intensywność zaklepuję i wierzę, że moja bidna biblioteka ma ją w swoich zbiorach, bo jak nie, to lektura ta szybko mnie nie odwiedzi, ponieważ wpadłam w finansowy dołek, a głównej wygranej w Lotto jak nie widać, tak nie widać ;)
OdpowiedzUsuńMnie też wygrana w Lotto omija. A szkoda, bo znalazłabym "kilka" książek, które bym sobie za nią kupiła. ;)
Usuń"Apokalipsy" nie czytałam, ale skoro nie mam chwilowo dostępu do "Opiekunów" to spróbuję znaleźć w bibliotece ten tytuł.
Koontz rozczarował mnie raz. "Wesołe miasteczko" kompletnie mi nie podeszło.
Mam jedną książkę tego autora w domu, ale nigdy jej czytałam. Aż wstyd! Chyba muszę to nadrobić:)
OdpowiedzUsuńDo dzieła! :P
UsuńIleż się kiedyś Coontza naczytałam!
OdpowiedzUsuńA ileż przyjemnych godzin strachu przeżyłam z nim, to się nie da opisać. Ale tej powieści chyba nie znam.
Zawsze możesz nadrobić i przypomnieć sobie tamte emocje. ;)
UsuńFanką gatunku, ani pisarza nie jestem, więc raczej podziękuję :-)
OdpowiedzUsuńJa też fanką nie jestem, ale tego typu książkami nie pogardzę. ;)
UsuńKoontz to obok Kinga i Mastertona, mój ulubiony pisarz gatunku grozy. Autor w swojej twórczości pisał już pod 11 pseudonimami, a spod jego pióra wyszło wiele bestsellerów. Polecam.
OdpowiedzUsuń11 pseudonimów? Nieźle. :)
UsuńMastertona czytałam lata temu i kojarzy mi się głównie z bardzo brutalnymi scenami. W podstawówce robiły na mnie piorunujące wrażenie. Ciekawe jak odebrałabym teraz jego książki.