- Martwiłam się o ciebie. Chcę, żebyś była zdrowa. I szczęśliwa. Zawsze tego chciałam.
Wszyscy chcemy tego dla naszych dzieci, ale skoro sami nie potrafimy być zdrowi i szczęśliwi, jak możemy składać taki ciężar na barkach kolejnego pokolenia?[1]
Nie tylko piękne wydanie...
Nie powinno się oceniać książki po okładce, ale cóż... Czasem po prostu bierzesz do ręki pięknie wydaną powieść i wiesz, że nie może cię ona zawieść. W każdym razie mnie się to zdarza i pełna dobrych przeczuć, uprzednio pogłaskawszy okładkę (każdy ma swoje słabości, prawda?), otworzyłam Nocne czuwanie Sarah Moss. Zaczęłam czytać i... już nie chciałam tej książki odkładać.
Przeniosłam się na niewielką szkocką wyspę Colsay (fikcyjną, więc podróż śladami bohaterów odpada), obecnie bezludną, jeśli nie liczyć rodziny Cassinghamów, która przybyła tu spędzić lato, a przy okazji, jako nowi jej właściciele ściągnąć w to miejsce letników. Wyremontowali kamienny dom przy plaży i oczekują pierwszych gości. Przyjmowanie turystów ma być dodatkowym źródłem zarobku. Głównym zajęciem małżonków jest praca naukowa. Giles całe dnie poświęca obserwacjom maskonurów, jego żona, Anna, pisze książkę na temat dzieciństwa w Wielkiej Brytanii w drugiej połowie XVIII wieku, mając nadzieję, że dzięki temu łatwiej będzie jej znaleźć pracę po przerwie wymuszonej przez dwa porody i macierzyństwo.
Nie jest to jednak takie proste, bo siedmioletni Raphael i jego młodszy braciszek Timothy, zwany Mothem, są dziećmi ogromnie absorbującymi. Zarówno Raph żywo zainteresowany poprawą warunków ludzkiego życia, zaczytujący się w podręcznikach z dziedziny inżynierii i ze złością komentujący brak dbałości o środowisko (ach, to jego oburzenie głupimi kwiatami z plastiku, które dwieście lat będą rozkładać się wysypisku, dwufenylem polichlorowanym zatruwającym glebę uniemożliwiając kiełkowanie roślin...), jak i Moth ze swym nieznoszącym sprzeciwu tonem dobitnie oznajmiającym światu (a konkretnie matce) co musi być zrobione JUŻ i bez względu na okoliczności, nie dają rodzicielce zbyt wiele czasu na pracę. Anna, rozerwana między macierzyństwem a potrzebą samorealizacji, ma głowę pełną rozmaitych, nie zawsze godnych pochwały myśli. Mąż znika na całe dnie, praca leży odłogiem, dzieciaki wiecznie czegoś chcą, a ona marzy o tym, by mieć choć odrobinę czasu dla siebie.
Zwyczajna rodzina i niezwykłe odkrycie
Nie jest to jednak takie proste, bo siedmioletni Raphael i jego młodszy braciszek Timothy, zwany Mothem, są dziećmi ogromnie absorbującymi. Zarówno Raph żywo zainteresowany poprawą warunków ludzkiego życia, zaczytujący się w podręcznikach z dziedziny inżynierii i ze złością komentujący brak dbałości o środowisko (ach, to jego oburzenie głupimi kwiatami z plastiku, które dwieście lat będą rozkładać się wysypisku, dwufenylem polichlorowanym zatruwającym glebę uniemożliwiając kiełkowanie roślin...), jak i Moth ze swym nieznoszącym sprzeciwu tonem dobitnie oznajmiającym światu (a konkretnie matce) co musi być zrobione JUŻ i bez względu na okoliczności, nie dają rodzicielce zbyt wiele czasu na pracę. Anna, rozerwana między macierzyństwem a potrzebą samorealizacji, ma głowę pełną rozmaitych, nie zawsze godnych pochwały myśli. Mąż znika na całe dnie, praca leży odłogiem, dzieciaki wiecznie czegoś chcą, a ona marzy o tym, by mieć choć odrobinę czasu dla siebie.
Cassinghamowie kłócą się, kochają i żyją, jak wiele innych rodzin. Od tych innych coś ich jednak odróżnia. W końcu nie w każdym ogródku spoczywają zwłoki małego dziecka... To makabryczne okrycie sprawia, że Anna, z wykształcenia historyczka, zaczyna się interesować przeszłością mieszkańców wyspy. Krok po kroku poznaje mroczne sekrety tego miejsca.
Nocne czuwanie Sarah Moss ujęła mnie pięknym językiem, trafnymi obserwacjami, historią smutną, ale i niepozbawioną dowcipnych momentów. Wyzwanie macierzyństwa, rodzicielstwa czy roli kobiety są tu ujęte w sposób mądry, dający do myślenia, wywołujący szereg emocji. Sama historia ma w sobie mocną nutę tajemnicy, która sprawia, że powieść jest czymś więcej niż zwykłą historią zwykłej rodziny. Autorka osadziwszy akcję na niewielkiej szkockiej wysepce, której historia naznaczona jest boleśnie, stworzyła malownicze tło z dużym potencjałem uatrakcyjniającym fabułę.
Ten potencjał Sarah Moss wykorzystała doskonale. Mamy tu nie tylko opowieść współczesnej matki i żony, która daleka jest od idealizowania macierzyństwa, z trudem godząca obowiązki domowe z próbami powrotu do pracy zawodowej, ale i podróż w przeszłość, do czasów, gdy kobiety w społeczeństwie miały dużo słabszą pozycję. Fabułę przeplatają listy May Moberley, młodej, ambitnej pielęgniarki. Jest koniec XIX wieku, May pisze je do swych bliskich, sama przebywając z dala od domu na Colsay, gdzie jej ambicje niesienia pomocy innym zderzają się z niechęcią mieszkańców wyspy. Z jej opowieści wyłania się dramatyczny obraz życia mieszkańców wyspy. Bród, ubóstwo, zacofanie, zamknięcie na przybyszów z zewnątrz, trudne warunki, wreszcie wysoka śmiertelność noworodków. Na tej wyspie niemal nie ma dzieci.
Nie tylko listy są naszym źródłem wiedzy o życiu na wyspie. Anna prowadzi swoje małe śledztwo w sprawie dziecięcego szkieletu z ogródka, z zacięciem historyka, przekopując książki, gazety, internet.
Tak, w tej powieści dzieci są ważne. Te całkiem malutkie i te nieco starsze, z rodzin biednych i bogatych, rodzin pełnych i z domów dziecka, dzieci współczesnych i tych sprzed wielu dekad, kochanych i zaniedbywanych, otaczanych opieką i pozostawionych samym sobie.
Kiedy czułam się zmęczona podczas urlopu macierzyńskiego, wychodziliśmy. Korzyścią opuszczenia domu jest to, że Mamusia raczej nie zaśnie podczas pracy, a także nie boi się, że ulegnie pokusie użycia jednego z czarnych noży Sabatier stojących w kuchni na blacie lub tępego przedmiotu, takiego jak oblepiony plasteliną wałek do ciasta, żeby wymusić kilka minut spokoju. Istniała szansa na spotkanie z kimś dorosłym, z kim może udałoby się wymienić kilka całych zdań, podczas gdy dziecko będzie stroiło fochy w wózku. W takie dni czułam się, jakbym wynurzyła się z nory w nieodpowiednim momencie, niczym królik cierpiący na miksomatozę, oślepiona blaskiem inteligencji ludzi, którzy sypiali w nocy, a w dzień nie myśleli o ruchach jelit niemowlęcia[2].
Nocne czuwanie to kłębowisko skrajnych emocji, niepozostawiająca obojętnym opowieść o rodzicielstwie, więziach rodzinnych, życiu. Sarah Moss pisze pięknie. Raz dowcipnie, innym razem przejmująco boleśnie. Tworzy plastyczne kadry, przekonujące sceny i wciąga czytelników w swoją opowieść, niejednemu przypominając wyimki z ich własnego życia.
To powieść prawdziwa, taka, którą nie tylko się czyta, ale i czuje. A po dotarciu do finału, jeszcze długo przeżywa.
Wyspa z bolesną przeszłością
Nocne czuwanie Sarah Moss ujęła mnie pięknym językiem, trafnymi obserwacjami, historią smutną, ale i niepozbawioną dowcipnych momentów. Wyzwanie macierzyństwa, rodzicielstwa czy roli kobiety są tu ujęte w sposób mądry, dający do myślenia, wywołujący szereg emocji. Sama historia ma w sobie mocną nutę tajemnicy, która sprawia, że powieść jest czymś więcej niż zwykłą historią zwykłej rodziny. Autorka osadziwszy akcję na niewielkiej szkockiej wysepce, której historia naznaczona jest boleśnie, stworzyła malownicze tło z dużym potencjałem uatrakcyjniającym fabułę.
Ten potencjał Sarah Moss wykorzystała doskonale. Mamy tu nie tylko opowieść współczesnej matki i żony, która daleka jest od idealizowania macierzyństwa, z trudem godząca obowiązki domowe z próbami powrotu do pracy zawodowej, ale i podróż w przeszłość, do czasów, gdy kobiety w społeczeństwie miały dużo słabszą pozycję. Fabułę przeplatają listy May Moberley, młodej, ambitnej pielęgniarki. Jest koniec XIX wieku, May pisze je do swych bliskich, sama przebywając z dala od domu na Colsay, gdzie jej ambicje niesienia pomocy innym zderzają się z niechęcią mieszkańców wyspy. Z jej opowieści wyłania się dramatyczny obraz życia mieszkańców wyspy. Bród, ubóstwo, zacofanie, zamknięcie na przybyszów z zewnątrz, trudne warunki, wreszcie wysoka śmiertelność noworodków. Na tej wyspie niemal nie ma dzieci.
Nie tylko listy są naszym źródłem wiedzy o życiu na wyspie. Anna prowadzi swoje małe śledztwo w sprawie dziecięcego szkieletu z ogródka, z zacięciem historyka, przekopując książki, gazety, internet.
Tak, w tej powieści dzieci są ważne. Te całkiem malutkie i te nieco starsze, z rodzin biednych i bogatych, rodzin pełnych i z domów dziecka, dzieci współczesnych i tych sprzed wielu dekad, kochanych i zaniedbywanych, otaczanych opieką i pozostawionych samym sobie.
Kłębowisko skrajnych emocji
Kiedy czułam się zmęczona podczas urlopu macierzyńskiego, wychodziliśmy. Korzyścią opuszczenia domu jest to, że Mamusia raczej nie zaśnie podczas pracy, a także nie boi się, że ulegnie pokusie użycia jednego z czarnych noży Sabatier stojących w kuchni na blacie lub tępego przedmiotu, takiego jak oblepiony plasteliną wałek do ciasta, żeby wymusić kilka minut spokoju. Istniała szansa na spotkanie z kimś dorosłym, z kim może udałoby się wymienić kilka całych zdań, podczas gdy dziecko będzie stroiło fochy w wózku. W takie dni czułam się, jakbym wynurzyła się z nory w nieodpowiednim momencie, niczym królik cierpiący na miksomatozę, oślepiona blaskiem inteligencji ludzi, którzy sypiali w nocy, a w dzień nie myśleli o ruchach jelit niemowlęcia[2].
Nocne czuwanie to kłębowisko skrajnych emocji, niepozostawiająca obojętnym opowieść o rodzicielstwie, więziach rodzinnych, życiu. Sarah Moss pisze pięknie. Raz dowcipnie, innym razem przejmująco boleśnie. Tworzy plastyczne kadry, przekonujące sceny i wciąga czytelników w swoją opowieść, niejednemu przypominając wyimki z ich własnego życia.
To powieść prawdziwa, taka, którą nie tylko się czyta, ale i czuje. A po dotarciu do finału, jeszcze długo przeżywa.
Sarah Moss Nocne czuwanie Wyd. Czwarta Strona 2017 486 stron |
***
Książkę polecam
wielbicielom powieści o zwykłych ludziach
rodzicom przyszłym i obecnym
ceniącym piękny język i trafność obserwacji
szukającym życiowych powieści
***
Książkę polecam
wielbicielom powieści o zwykłych ludziach
rodzicom przyszłym i obecnym
ceniącym piękny język i trafność obserwacji
szukającym życiowych powieści
***
[1] Sarah Moss, Nocne czuwanie, przeł. Paulina Surniak, Wyd. Czwarta Strona, 2017, s. 366,
[2] Tamże, s. 53.
[2] Tamże, s. 53.
Lektura tej książki jeszcze przede mną, ale tym bardziej czuję się zachęcona do jej przeczytania. Okładka rzeczywiście piękna, mam nadzieję, że i wnętrze mnie zachwyci. "Nocne czuwanie" rozpocznę w nocy, więc przy okazji zapewnię sobie odpowiedni klimat. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się nie zawiedziesz. :)
UsuńWszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi, doktorowi Agbazarze, wspaniałemu rzucającemu zaklęcia, który przywrócił mi radość, pomagając mi odzyskać ukochaną, która zerwała ze mną cztery miesiące temu, ale teraz jest ze mną dzięki pomocy doktora Agbazary, wspaniałego koło zaklęć miłosnych. Dziękujemy mu za wszystko, możesz zwrócić się do niego o pomoc, jeśli jej potrzebujesz w trudnych chwilach poprzez: ( agbazara@gmail.com )
UsuńBardzo zainteresowała mnie ta powieść, koniecznie muszę przeczytać:)
OdpowiedzUsuńUdanej lektury. :)
UsuńOd razu ta książka wpadła mi w oko, ale trochę odstraszyło mnie to znalezienie dziecięcych zwłok. Jednak widzę, że warto dać szansę tej powieści.
OdpowiedzUsuńMyślę, że możesz spokojnie czytać. :)
UsuńObraz matki mało mnie interesuje, ale to że prowadzi prywatne śledztwo dot. makabrycznego odkrycia już bardzo- zastanowię się nad lekturą.
OdpowiedzUsuńZastanów się. Myślę, że nie pożałujesz. :)
UsuńTak mnie zaintrygował opis, że mam ochotę kupić ją już teraz!
OdpowiedzUsuńCieszę się, bo to bardzo dobra książka. :)
UsuńMiałam w planie kupić tą książkę na Targach, ale w sobotę już nie było ani jednego egzemplarza. Chyba już wiem dlaczego :)
OdpowiedzUsuńO tak, słyszałam, że szybko się rozeszły. :D
UsuńRealizm i spora dawka emocji przekonują mnie do tej książki.
OdpowiedzUsuńWięc koniecznie przeczytaj. :)
UsuńUfff :) Normalnie przejmuję się, jakbym autorką była :D :D :D Ale cieszę się bardzo, że Ci się podobała!!!
OdpowiedzUsuńW końcu jesteś autorką polskiego przekładu. :)
UsuńGratuluję tłumaczenia. Czyta się cudnie!
Hm... Prawdziwa nie brzmi dla mnie zachęcająco :D Ja się nie skuszę :D
OdpowiedzUsuńTwoja strata. :P
UsuńI to jest właśnie ten moment, kiedy czuję, że powieść jest dla mnie :) Pięknie napisana, intrygująca fabularnie, nietuzinkowa - jestem na tak! :)
OdpowiedzUsuńPS Głaskanie książek jest jak najbardziej zdrowym objawem zachwytu! :))
Och, jej... Kolejna książka, którą musisz dopisać do listy. Taki mi przykro. :P
UsuńUffff... Dobrze wiedzieć. :D
Pfff, wcale nie brzmi to jakby było Ci przykro! Ale mi też nie jest :P
UsuńMuszę poćwiczyć aktorstwo, może następnym razem Cię przekonam. :D
UsuńZastanawiałam się nad tą książką, ale miałam jakieś obawy i czekałam na recenzję kogoś, komu ufam. Teraz już wiem, że mogę zaryzykować:)
OdpowiedzUsuńMiło mi. :)
UsuńA tak poza tym, zrobiłam dokładnie tak samo. Jak Miasto Książek polecało, to już wiedziałam, że nie mogę tej pozycji pominąć. :D
Pierwszy raz widzę tą książkę i już mam na nią ochotę ❤
OdpowiedzUsuńSłusznie. ;)
UsuńZ opisu wnioskuję, że książka powinna mnie wciągnąć w swój świat. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Też tak sądzę. :)
Usuńksiążka, którą obowiązkowo załącze do listy. Dziękuję Ci za tę recenzje!
OdpowiedzUsuńDo usług! Udanej lektury. :)
UsuńWszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi, doktorowi Agbazarze, wspaniałemu rzucającemu zaklęcia, który przywrócił mi radość, pomagając mi odzyskać ukochaną, która zerwała ze mną cztery miesiące temu, ale teraz jest ze mną dzięki pomocy doktora Agbazary, wspaniałego koło zaklęć miłosnych. Dziękujemy mu za wszystko, możesz zwrócić się do niego o pomoc, jeśli jej potrzebujesz w trudnych chwilach poprzez: ( agbazara@gmail.com )
OdpowiedzUsuń