trylogia z Gabrielem Bysiem, tom 1 |
Czuł, jak dłoń robi się lepka. Rozprostował palce. Wszystko wokół przestało mieć znaczenie. Wrzask Arka dochodzący z salonu, chrobotanie pękających pod nogami kredek i uderzenie gorąca, które rozlało się po całym ciele. Liczyło się tylko to, co drażniło skórę.
Na jego dłoni, między linią życia a linią serca, kołysało się ludzkie oko[1].
Krótka refleksja o debiutach i nominacjach do nagród
Kryminalne debiuty. Z jednej strony cieszy pojawienie się świeżej krwi wśród starych wyjadaczy, z drugiej zawsze obawiam się, że taki debiut nie będzie pozbawiony mankamentów, a skoro czasu na czytanie i tak jest mniej niż wymaga go przeczytanie wszystkich interesujących książek, to może lepiej sięgnąć po twórczość sprawdzonych pisarzy?
O Aorcie Bartosza Szczygielskiego słyszałam i czytałam często, a co ważne - były to opinie zwykle bardzo pozytywne. Później debiut pojawił się na liście pozycji nominowanych do nagrody Nagrody Kryminalnej Piły dla najlepszej polskiej miejskiej powieści kryminalnej, a w końcu także i wśród nominowanych do Nagrody Wielkiego Kalibru. I ta właśnie nominacja ostatecznie przekonała mnie, że po Aortę warto by sięgnąć wcześniej niż kiedyś.
Pruszkowskie podziemie i denatka bez oczu
Kupuję pomysł na historię rozgrywającą się w Pruszkowie, ale w czasach, kiedy tamtejsza mafia nie jest już takim postrachem, jakim była w latach dziewięćdziesiątych. Dziś część z mafiozów patrzy na świat przez kraty, część wychyla od czasu do czasu łepetyny z podziemi, gdzie przystroiwszy się w szykowny kamuflaż legalnego biznesu prowadzi swoje przestępcze interesy.
Takie jest tło zdarzeń i sprawy, którą zajmuje się policjant Gabriel Byś, czterdziestoletni komisarz, jeszcze żonaty (choć pracujący nad tym, by zaniedbywana ukochana trzasnęła drzwiami zostawiając na stole papiery rozwodowe), wciąż popalający papierosy i mający jeszcze jedno uzależnienie, choć, o dziwo!, nie jest to alkohol, a coś, co ukrywa w puszce z cynamonem. I nie nie jest to cynamon. Dochodzenie Bysia zaczyna się w jednym z mieszkań luksusowego osiedla, w którym dwóch tragarzy znalazło martwą klientkę. Obrazek zastany w mieszkaniu należy do tych, które trudno zapomnieć. Torturowanej kobiecie napastnik wyłupił oczy, a na miejscu zbrodni pozostawił milczącego świadka - trzyletniego chłopca z gałką oczną matki w małej łapce.
Już wkrótce okaże się, że denatka nie należy do przykładnych obywatelek, a śledztwo zaprowadzi komisarza tam, dokąd niebezpiecznie jest zaglądać. Z podziemi Pruszkowa rządzonych twardą ręką bezwzględnego gangstera yyy... tzn. biznesmena, nie można wyjść przecież bez szwanku.
Bartosz Szczygielski debiutuje udanie. Aortę zaczyna dramatyczną sceną, do której wraca w finale. Wtedy znamy już jej znaczenie i ból zawarty w odliczaniu: raz, dwa, trzy... Pomiędzy tymi momentami, początkiem i końcem zarazem, toczy się nasza historia - nie leniwie, nie zawrotnie, w sam raz by się wciągnąć, nie znudzić, nie zgubić. Jest mrocznie, bezkompromisowo, po męsku chropowato i bez przegadania. Gdy na pierwszym planie toczy się śledztwo, drugi nie pozostaje pusty. Autor wypełnia go historią pewnej prostytutki, która z determinacją wywołującą podziw. Bohaterka dąży do wyznaczonego celu, a przy tym nie pozostaje bez wpływu na dochodzenie Bysia.
W Aorcie niewiele jest postaci słabych pod względem charakteru. Trudne, życiowe perypetie wymagają silnych nerwów i równie silnych ciał. Ten świat nie jest wolny od tragedii i przemocy. Przeciwnie, łatwo oberwać. Lepiej więc być przygotowanym na razy.
Co ciekawe, to nie postać głównego śledczego wydała mi się szczególnie interesująca (facet po przejściach zaniedbujący żonę, żyjący pracą i mający swój nałóg, mężczyzna raczej samotny i niezbyt przyjacielsko nastawiony do świata, niespecjalnie się wyróżniający, przynajmniej dopóki nie zobaczymy go podlewającego rośliny balkonowe sąsiada niekoniecznie odżywczą mieszanką octu, soli i płynu do mycia naczyń). Moją uwagę przykuła postać wspomnianej prostytutki Kaśki, kobiety silnej, zdeterminowanej, odważnej, bystrej, kreatywnej i prącej do przodu niczym czołg, bez oglądania się za siebie, choć też w pewnym momencie zaskakująco zdolnej do empatii. Warto na tę bohaterkę zwrócić uwagę, bo to ona odpowiada za najciekawsze sceny, wywołując przy tym rozmaite emocje. Dobre i złe.
Bartosz Szczygielski napisał kryminał dość mroczny, odzierający z marzeń i złudzeń. Jednocześnie nie brak tu komentarzy uszczypliwych, ironii, humoru o czarnym zabarwieniu, co i bawi, i potęguje poczucie beznadziei oraz świadomość tego, że bohaterom niekoniecznie pisany jest happy end. Czy autor gotowy jest dać im nadzieję na przyszłość, tego oczywiście nie zdradzę, ale wierzcie mi - nikomu nie będzie w tej historii łatwo.
Podoba mi się sposób w jaki pisarz przeskakuje do kolejnych scen. Zmienia wówczas miejsca i bohaterów, ale zostawia słowny pomost łączący sceny, dzięki czemu dochodzi do zabawnych słownych "zbiegów okoliczności". Ot, taki przykład:
A to - wskazała palcem na metal - to jest zatyczka analna[2] - takim odkryciem kończy swą scenę Monika, by Kaśka swoją mogła zacząć tekstem W dupę, no![3]. Rozbawił mnie ten zabieg, podobnie jak kolejne złośliwości wyławiane z treści: (...) wiedział od razu, że chłopak nie należy do najbystrzejszych ludzi stąpających po ziemi. Miły i kontaktowy, ale to samo można powiedzieć o psie sąsiadów, który za hobby uważał gonienie własnego ogona[4], Wprawdzie nawet Piękna z bajki Disneya pokochała Bestię, ale futrzak miał przynajmniej kupę forsy i gadający czajnik[5].
Raz, dwa, trzy...
Bartosz Szczygielski debiutuje udanie. Aortę zaczyna dramatyczną sceną, do której wraca w finale. Wtedy znamy już jej znaczenie i ból zawarty w odliczaniu: raz, dwa, trzy... Pomiędzy tymi momentami, początkiem i końcem zarazem, toczy się nasza historia - nie leniwie, nie zawrotnie, w sam raz by się wciągnąć, nie znudzić, nie zgubić. Jest mrocznie, bezkompromisowo, po męsku chropowato i bez przegadania. Gdy na pierwszym planie toczy się śledztwo, drugi nie pozostaje pusty. Autor wypełnia go historią pewnej prostytutki, która z determinacją wywołującą podziw. Bohaterka dąży do wyznaczonego celu, a przy tym nie pozostaje bez wpływu na dochodzenie Bysia.
W Aorcie niewiele jest postaci słabych pod względem charakteru. Trudne, życiowe perypetie wymagają silnych nerwów i równie silnych ciał. Ten świat nie jest wolny od tragedii i przemocy. Przeciwnie, łatwo oberwać. Lepiej więc być przygotowanym na razy.
Co ciekawe, to nie postać głównego śledczego wydała mi się szczególnie interesująca (facet po przejściach zaniedbujący żonę, żyjący pracą i mający swój nałóg, mężczyzna raczej samotny i niezbyt przyjacielsko nastawiony do świata, niespecjalnie się wyróżniający, przynajmniej dopóki nie zobaczymy go podlewającego rośliny balkonowe sąsiada niekoniecznie odżywczą mieszanką octu, soli i płynu do mycia naczyń). Moją uwagę przykuła postać wspomnianej prostytutki Kaśki, kobiety silnej, zdeterminowanej, odważnej, bystrej, kreatywnej i prącej do przodu niczym czołg, bez oglądania się za siebie, choć też w pewnym momencie zaskakująco zdolnej do empatii. Warto na tę bohaterkę zwrócić uwagę, bo to ona odpowiada za najciekawsze sceny, wywołując przy tym rozmaite emocje. Dobre i złe.
Debiut wart uwagi
Bartosz Szczygielski napisał kryminał dość mroczny, odzierający z marzeń i złudzeń. Jednocześnie nie brak tu komentarzy uszczypliwych, ironii, humoru o czarnym zabarwieniu, co i bawi, i potęguje poczucie beznadziei oraz świadomość tego, że bohaterom niekoniecznie pisany jest happy end. Czy autor gotowy jest dać im nadzieję na przyszłość, tego oczywiście nie zdradzę, ale wierzcie mi - nikomu nie będzie w tej historii łatwo.
Podoba mi się sposób w jaki pisarz przeskakuje do kolejnych scen. Zmienia wówczas miejsca i bohaterów, ale zostawia słowny pomost łączący sceny, dzięki czemu dochodzi do zabawnych słownych "zbiegów okoliczności". Ot, taki przykład:
A to - wskazała palcem na metal - to jest zatyczka analna[2] - takim odkryciem kończy swą scenę Monika, by Kaśka swoją mogła zacząć tekstem W dupę, no![3]. Rozbawił mnie ten zabieg, podobnie jak kolejne złośliwości wyławiane z treści: (...) wiedział od razu, że chłopak nie należy do najbystrzejszych ludzi stąpających po ziemi. Miły i kontaktowy, ale to samo można powiedzieć o psie sąsiadów, który za hobby uważał gonienie własnego ogona[4], Wprawdzie nawet Piękna z bajki Disneya pokochała Bestię, ale futrzak miał przynajmniej kupę forsy i gadający czajnik[5].
Aorta jest więc intrygującą, męską prozą niepozbawioną ironii i uszczypliwości. Tak, jest to kryminalny debiut, któremu warto poświęcić uwagę. Myślę, że Bartosz Szczygielski ma szansę dołączyć do czołówki polskiego kryminału. Nawet jeśli nie ma gadającego czajnika.
***
[1] Bartosz Szczygielski, Aorta, Wyd. W.A.B., 2016, s. 20.
[2] Tamże, s. 46
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 142.
[5] Tamże, s. 166.
[2] Tamże, s. 46
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 142.
[5] Tamże, s. 166.
***
Czytałam kilka tygodni temu. Książka przypadła mi do gustu, mocna, momentami bardzo ostra, czyta się świetnie.
OdpowiedzUsuńAno. Ładnie się autor zapowiada, więc jestem ciekawa, co dalej. :)
UsuńChętnie przygarnę dobre debiuty kryminalne:)
OdpowiedzUsuńNo to na ten koniecznie musisz zwrócić uwagę. :)
UsuńZapowiada się ciekawie :) Dopisuję Szczygielskiego do listy potencjalnie fajnych polskich "kryminalistów" ;)
OdpowiedzUsuńSłusznie!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSkoro debiut wart uwagi to zapisuję tytuł. O tej książce wcześniej nie słyszałam a zapowiada się naprawdę intrygująco.
OdpowiedzUsuńWarto zwrócić uwagę na tę książkę i śledzić dalsze poczynania autora. Myślę, że jeszcze będzie o nim głośno.
UsuńZapowiada się ciekawie. Jakiś czas temu czytałam o tej książce, ale jakoś mnie ni zaciekawiła. Po Twojej recenzji z chęcią zapoznam się z debiutem autora.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
zakladkadoksiazek.pl
Czytaj, czytaj. Warto. :)
UsuńBrr makabryczny widok zastał bohater na miejscu zbrodni. Hm... o mafii nie lubię czytać, ale w takim kryminale czemu nie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że się nie zawiedziesz. To naprawdę udany debiut. :)
UsuńLiczymy na to, że Bartosz Szczygielski przedrze się do grona topowych autorów polskich kryminałów nawet bez gadającego czajnika. Bardzo udany debiut, który wciąga bardzo szybko i nie pozwala "odpocząć" od książki. Przyłączamy się do poleceń - zdecydowanie warto!
OdpowiedzUsuńMyślę, że ma spore szanse, ale poczejkamy na kolejną książkę. :)
Usuń