czwartek, 25 maja 2017

Bartosz Szczygielski "Aorta"
[RECENZJA]

polskie kryminały, recenzje kryminałów
trylogia z Gabrielem Bysiem, tom 1


Czuł, jak dłoń robi się lepka. Rozprostował palce. Wszystko wokół przestało mieć znaczenie. Wrzask Arka dochodzący z salonu, chrobotanie pękających pod nogami kredek i uderzenie gorąca, które rozlało się po całym ciele. Liczyło się tylko to, co drażniło skórę.
Na jego dłoni, między linią życia a linią serca, kołysało się ludzkie oko[1].


Krótka refleksja o debiutach i nominacjach do nagród



Kryminalne debiuty. Z jednej strony cieszy pojawienie się świeżej krwi wśród starych wyjadaczy, z drugiej zawsze obawiam się, że taki debiut nie będzie pozbawiony mankamentów, a skoro czasu na czytanie i tak jest mniej niż wymaga go przeczytanie wszystkich interesujących książek, to może lepiej sięgnąć po twórczość sprawdzonych pisarzy?

O Aorcie Bartosza Szczygielskiego słyszałam i czytałam często, a co ważne - były to opinie zwykle bardzo pozytywne. Później debiut pojawił się na liście pozycji nominowanych do nagrody Nagrody Kryminalnej Piły dla najlepszej polskiej miejskiej powieści kryminalnej, a w końcu także i wśród nominowanych do Nagrody Wielkiego Kalibru. I ta właśnie nominacja ostatecznie przekonała mnie, że po Aortę warto by sięgnąć wcześniej niż kiedyś. 


Pruszkowskie podziemie i denatka bez oczu



Kupuję pomysł na historię rozgrywającą się w Pruszkowie, ale w czasach, kiedy tamtejsza mafia nie jest już takim postrachem, jakim była w latach dziewięćdziesiątych. Dziś część z mafiozów patrzy na świat przez kraty, część wychyla od czasu do czasu łepetyny z podziemi, gdzie przystroiwszy się w szykowny kamuflaż legalnego biznesu prowadzi swoje przestępcze interesy. 

Takie jest tło zdarzeń i sprawy, którą zajmuje się policjant Gabriel Byś, czterdziestoletni komisarz, jeszcze żonaty (choć pracujący nad tym, by zaniedbywana ukochana trzasnęła drzwiami zostawiając na stole papiery rozwodowe), wciąż popalający papierosy i mający jeszcze jedno uzależnienie, choć, o dziwo!, nie jest to alkohol, a coś, co ukrywa w puszce z cynamonem. I nie nie jest to cynamon. Dochodzenie Bysia zaczyna się w jednym z mieszkań luksusowego osiedla, w którym dwóch tragarzy znalazło martwą klientkę. Obrazek zastany w mieszkaniu należy do tych, które trudno zapomnieć. Torturowanej kobiecie napastnik wyłupił oczy, a na miejscu zbrodni pozostawił milczącego świadka - trzyletniego chłopca z gałką oczną matki w małej łapce.

Już wkrótce okaże się, że denatka nie należy do przykładnych obywatelek, a śledztwo zaprowadzi komisarza tam, dokąd niebezpiecznie jest zaglądać. Z podziemi Pruszkowa rządzonych twardą ręką bezwzględnego gangstera yyy... tzn. biznesmena, nie można wyjść przecież bez szwanku.


Raz, dwa, trzy...



Bartosz Szczygielski debiutuje udanie. Aortę zaczyna dramatyczną sceną, do której wraca w finale. Wtedy znamy już jej znaczenie i ból zawarty w odliczaniu: raz, dwa, trzy... Pomiędzy tymi momentami, początkiem i końcem zarazem, toczy się nasza historia - nie leniwie, nie zawrotnie, w sam raz by się wciągnąć, nie znudzić, nie zgubić. Jest mrocznie, bezkompromisowo, po męsku chropowato i bez przegadania. Gdy na pierwszym planie toczy się śledztwo, drugi nie pozostaje pusty. Autor wypełnia go historią pewnej prostytutki, która z determinacją wywołującą podziw. Bohaterka dąży do wyznaczonego celu, a przy tym nie pozostaje bez wpływu na dochodzenie Bysia.

W Aorcie niewiele jest postaci słabych pod względem charakteru. Trudne, życiowe perypetie wymagają silnych nerwów i równie silnych ciał. Ten świat nie jest wolny od tragedii i przemocy. Przeciwnie, łatwo oberwać. Lepiej więc być przygotowanym na razy.

Co ciekawe, to nie postać głównego śledczego wydała mi się szczególnie interesująca (facet po przejściach zaniedbujący żonę, żyjący pracą i mający swój nałóg, mężczyzna raczej samotny i niezbyt przyjacielsko nastawiony do świata, niespecjalnie się wyróżniający, przynajmniej dopóki nie zobaczymy go podlewającego rośliny balkonowe sąsiada niekoniecznie odżywczą mieszanką octu, soli i płynu do mycia naczyń). Moją uwagę przykuła postać wspomnianej prostytutki Kaśki, kobiety silnej, zdeterminowanej, odważnej, bystrej, kreatywnej i prącej do przodu niczym czołg, bez oglądania się za siebie, choć też w pewnym momencie zaskakująco zdolnej do empatii. Warto na tę bohaterkę zwrócić uwagę, bo to ona odpowiada za najciekawsze sceny, wywołując przy tym rozmaite emocje. Dobre i złe.


Debiut wart uwagi



Bartosz Szczygielski napisał kryminał dość mroczny, odzierający z marzeń i złudzeń. Jednocześnie nie brak tu komentarzy uszczypliwych, ironii, humoru o czarnym zabarwieniu, co i bawi, i potęguje poczucie beznadziei oraz świadomość tego, że bohaterom niekoniecznie pisany jest happy end. Czy autor gotowy jest dać im nadzieję na przyszłość, tego oczywiście nie zdradzę, ale wierzcie mi - nikomu nie będzie w tej historii łatwo.

Podoba mi się sposób w jaki pisarz przeskakuje do kolejnych scen. Zmienia wówczas miejsca i bohaterów, ale zostawia słowny pomost łączący sceny, dzięki czemu dochodzi do zabawnych  słownych "zbiegów okoliczności". Ot, taki przykład:
A to - wskazała palcem na metal - to jest zatyczka analna[2] - takim odkryciem kończy swą scenę Monika, by Kaśka swoją mogła zacząć tekstem W dupę, no![3]. Rozbawił mnie ten zabieg, podobnie jak kolejne złośliwości wyławiane z treści: (...) wiedział od razu, że chłopak nie należy do najbystrzejszych ludzi stąpających po ziemi. Miły i kontaktowy, ale to samo można powiedzieć o psie sąsiadów, który za hobby uważał gonienie własnego ogona[4], Wprawdzie nawet Piękna z bajki Disneya pokochała Bestię, ale futrzak miał przynajmniej kupę forsy i gadający czajnik[5].

Aorta jest więc intrygującą, męską prozą niepozbawioną ironii i uszczypliwości. Tak, jest to kryminalny debiut, któremu warto poświęcić uwagę. Myślę, że Bartosz Szczygielski ma szansę dołączyć do czołówki polskiego kryminału. Nawet jeśli nie ma gadającego czajnika.


Bartosz Szczygielskiego
Aorta
Wyd. W.A.B.
2016
400 stron


***

[1] Bartosz Szczygielski, Aorta, Wyd. W.A.B., 2016, s. 20.
[2] Tamże, s. 46
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 142.
[5] Tamże, s. 166.

***




15 komentarzy:

  1. Czytałam kilka tygodni temu. Książka przypadła mi do gustu, mocna, momentami bardzo ostra, czyta się świetnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano. Ładnie się autor zapowiada, więc jestem ciekawa, co dalej. :)

      Usuń
  2. Chętnie przygarnę dobre debiuty kryminalne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to na ten koniecznie musisz zwrócić uwagę. :)

      Usuń
  3. Zapowiada się ciekawie :) Dopisuję Szczygielskiego do listy potencjalnie fajnych polskich "kryminalistów" ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Skoro debiut wart uwagi to zapisuję tytuł. O tej książce wcześniej nie słyszałam a zapowiada się naprawdę intrygująco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto zwrócić uwagę na tę książkę i śledzić dalsze poczynania autora. Myślę, że jeszcze będzie o nim głośno.

      Usuń
  6. Zapowiada się ciekawie. Jakiś czas temu czytałam o tej książce, ale jakoś mnie ni zaciekawiła. Po Twojej recenzji z chęcią zapoznam się z debiutem autora.

    Pozdrawiam
    zakladkadoksiazek.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Brr makabryczny widok zastał bohater na miejscu zbrodni. Hm... o mafii nie lubię czytać, ale w takim kryminale czemu nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że się nie zawiedziesz. To naprawdę udany debiut. :)

      Usuń
  8. Liczymy na to, że Bartosz Szczygielski przedrze się do grona topowych autorów polskich kryminałów nawet bez gadającego czajnika. Bardzo udany debiut, który wciąga bardzo szybko i nie pozwala "odpocząć" od książki. Przyłączamy się do poleceń - zdecydowanie warto!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że ma spore szanse, ale poczejkamy na kolejną książkę. :)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.