Stuart MacBride Zamierające światło Wyd. Amber 2007 312 stron |
Wycieczka do szkockiego Aberdeen w towarzystwie Stuarta MacBride'a w niczym nie przypomina tych organizowanych przez biura podróży. W mieście narodzin Annie Lennox nie przyjrzymy się starym budynkom uniwersytetu, nie zwiedzimy wczesnogotyckiej katedry St. Machar. Nie będzie czasu na przechadzanie się po alejkach zadbanych parków czy podziwianie kontrastu pomiędzy chłodem granitowej zabudowy a pięknem klombów kwiatów. Podobnie jak w swej debiutanckiej powieści Chłód granitu, tak i w Zamierającym świetle, kontynuacji cyklu z sierżantem Loganem McRae w roli głównej, zobaczymy raczej mroczne zaułki, ciemne lasy i tę część życia mieszkańców, o której foldery turystyczne milczą jak zaklęte.
Ktoś wywołuje pożar domu, w którym ginie kilka osób, a wśród nich malutkie dziecko. W porzuconej w lesie walizce policjanci znajdują poćwiartowane zwłoki, a portowa dzielnica staje się miejscem brutalnej masakry dokonanej na jednej z pracujących tam prostytutek. Policja ma pełne ręce roboty i jak zwykle goni ją czas. Gdzieś czają się sprawcy przestępstw, którzy mogą chcieć uderzyć ponownie. I uderzą. Kolejną ofiarą jest jeszcze jedna portowa dama do towarzystwa. A to wciąż nie koniec.
Logan McRae z pewnością byłby w swoim żywiole, ma jednak pewien problem. Po przeprowadzeniu nieudanej akcji, w której ciężko ranny zostaje jeden z posterunkowych, sierżant zostaje przydzielony do zespołu inspektor Steel. W wersji oficjalnej kobieta jest chwilowo mniej obłożona obowiązkami niż dotychczasowy zwierzchnik sierżanta, tym samym będzie mogła poświęcić Loganowi więcej czasu, a co za tym idzie, ukrócić jego samowolę. Prawda jest jednak taka, że Steel przewodzi zespołowi określanemu jak partacze. Trafiają tam przypadki beznadziejnych policjantów, których nie chcą przyjąć do żadnego innego zespołu. Ich okrzyk to nie jesteśmy pierdołami![1], a zadania, do których są wysyłani, nie należą do przynoszących chwałę i awanse. W szpitalu niezidentyfikowany mężczyzna pokazywał wacka wszystkim, którzy byli na tyle głupi, żeby patrzeć. W miejscowej Ann Summers mnożyły się kradzieże: ginęła seksowna bielizna i zabawki dla dorosłych. Ktoś podbierał pieniądze z kas w fast foodach. Dwóch mężczyzn dało wycisk bramkarzowi w Amadeusie, dużym nocnym klubie na plaży[2], Grupa partaczy rusza więc do akcji, łapiąc drobnych złodziejaszków i ekshibicjonistów.
A jednak do Logana uśmiecha się szczęście, bo gdy wszyscy zostają skierowani do pozostałości po pożarze, Steel udaje się przekonać komendanta, żeby oddał jej sprawę zamordowanej prostytutki. Oboje mają więc szansę się wykazać, a dla McRae jest to być może okazja powrotu do dawnego zespołu.
Morderstwa prostytutek przewijają się przez literaturę kryminalną od lat. Grupa skąpo ubranych kobiet, sprzedająca swe wdzięki w mniej lub bardziej ciemnych zaułkach, stanowi łatwy kąsek dla wszelkiej maści zwyrodnialców. Żeby ten mocno wyeksploatowany w tego typu literaturze temat czymś zaskoczył, trzeba czegoś więcej, niż można znaleźć w powieści MacBride'a. Autor dorzucił kilka innych tropów, starając się nieco zagmatwać dotarcie do rozwiązania, ale czyni to na tyle niewprawnie, że od razu wiadomo, które z nich stanowią zupełnie inną sprawą. Mamy więc kilka mniej lub bardziej luźno powiązanych wątków, na siłę wciśniętych w niewielką objętościowo powieść. Zabrakło mi napięcia i szeroko ziewając przewracałam kolejne kartki, z nadzieją na zaskakujące rozwiązanie. Pod koniec zrobiło się nieco dynamiczniej, ale w całej książce znalazły się może ze dwie przykuwające uwagę sceny, a to zdecydowanie za mało jak na powieść tego typu.
Tym razem nawet charakterystyczne poczucie humoru autora przestało zwracać uwagę. A może po prostu było go mniej? McRae jest nadal nudnym chłopakiem z niesłusznie przypiętą łatką sarkastycznego, niepokornego typa działającego na granicy prawa. Szczerze mówiąc, jest to najmniej ciekawy główny bohater ze wszystkich kryminałów jakie do tej pory czytałam. Nawet Herkules Poirot miał w sobie więcej ikry, a idea sarkazmu bliższa jest Sheldonowi Cooperowi, bohaterowi Teorii wielkiego podrywu, niż niemrawemu sierżantowi. Jedyną interesującą postacią okazała się inspektor Steel. Na odprawie panował nieład, wszyscy mówili jednocześnie, a sama Steel siedziała przy otwartym oknie, drapała się pod pachą i kopciła jak lokomotywa. Miała czterdzieści parę lat, ale wyglądała znacznie starzej: ostre rysy twarzy i mnóstwo zmarszczek; szyja zwisająca z podbródka jak zmoczona skarpeta. Poza tym coś okropnego stało się z jej włosami, wszyscy jednak bali się jej o tym powiedzieć[3]. Steel ma w sobie energię, jakiej brakuje Loganowi i choć może trudno byłoby się z nią zaprzyjaźnić, to dzięki niej Zamierające światło nabiera czasami rumieńców. Baba z jajami, można by rzec. Pozostałe postaci są raczej mało ciekawe. Nawet Colin Miller, dziennikarz, który sporo namieszał w poprzedniej części, w tej jest zdecydowanie niemrawy. Choć jemu akurat trudno się dziwić, zważywszy na położenie, w jakim się znalazł.
Mam wrażenie, że druga powieść jest słabsza niż debiut, a tego wybaczyć nie mogę. Nie twierdzę, że więcej do twórczości Stuarta MacBride'a nie wrócę, ale póki co zmęczył mnie jego niemrawy styl, nagromadzenie wątków, które prawdopodobnie mają zagęścić akcję i wprowadzić mylne tropy, ale powodują jedynie chaos i znużenie. Nie potrafię darować autorowi spartaczonej postaci głównego bohatera.
Annie Lennox Why
---
[1] Stuart MacBride, Zamierające światło, przeł. Wojciech Szypuła, Wyd. Amber, 2007, s. 27.
[2] Tamże.
[2] Tamże.
[3]Tamże, s. 26.
---
Recenzję Chłodu granitu możecie przeczytać TUTAJ.
Gdzieś czai się- chyba czają? No ale... eh, ciężko mi na sercu, wiesz? Ciężko i smutno, i tak trochę do de. Aż tak źle było? No ale choć Steel wciąż pod pachą się drapie... No, to ja nie wiem, co jest ze mną nie tak, że tak lubię MacBride'a. Nawet mój argument "z każdą powieścią jest lepiej" został teraz spacyfikowany, jako iż uznajesz tę część za słabszą (sic!) od jedynki. Jedyne, co mogę teraz powiedzieć, to daj mu szansę jeszcze "Domem krwi". Ja sądzę, że to najlepsza część. Pewnie znowu ją zjedziesz, ale co mi tam... Tracę autorytet i posłuch! Ehhh... Moja reputacja ucierpi, oj, ucierpi. Niemniej.. kurczę, z tym Sheldonem to masz trochę racji. Ale Sheldon to Sheldon, nikt się do niego nie może porównywać :)
OdpowiedzUsuńWynudziłam się, co tu dużo mówić, a to niewybaczalne. Choć jak tak sobie pisałam ten tekst, to pomyślałam, że coś mam z głową nie tak, skoro trupów jest całe mnóstwo, a ja narzekam na nudę. ;)
UsuńA "Domu krwi" raczej nie przeczytam, ale to z tego względu, że nie ma jej w mojej bibliotece, a kupować przecież nie będę. :P Za to kupiłam sobie "Krucyfiks" Cartera. :)
Sheldon to moja najnowsza miłość. Przez ten serial prawie nie oglądam filmów. Do czego to doszło. O_o
Niestety, z czasem nawet "Teoria.." się psuje, ale wciąż idzie oglądać :) Jednak pierwsze sezony były najlepsze :)
UsuńCicho tam. Na razie pokochałam całą czwórkę (nie licząc Howarda =D) na tyle mocno, że może nie zauważę spadku poziomu. :P
UsuńAmy jest spoko :)
UsuńMusiałam sobie wygooglać kto to. Aż tak zaawansowana nie jestem. =)
UsuńNiedługo mam zamiar sięgnąć po pierwszą część, słyszałam dużo dobrego. Mam nadzieję że się nie zawiodę jednak. :)
OdpowiedzUsuńPierwsza część bardziej mi się podobała, choć z drugiej strony, gdyby to nie był debiut, to pewnie inaczej bym na nią spojrzała. ;)
UsuńKurczę, jaka szkoda :( Ja także czytałam pierwszą jego powieść i bardzo mi się podobało. Teraz nie mam ochoty na sięgnięcie po kolejne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jeśli podobała Ci się pierwsza, to drugą też przeczytaj. Nie ma co się zrażać na podstawie zdania kogoś, kogo tom pierwszy nie zachwycił. Najwyraźniej akurat ten autor kiepsko trafia w mój gust.
UsuńCiekawa recenzja ale przyznam, że pana MacBride będę omijać szerokim łukiem ;)
OdpowiedzUsuńOj tam, niektórzy go lubią. :)
UsuńA tytuł postu był taki intrygujący...;)
OdpowiedzUsuńOkładka książki też. :P
UsuńMacBrid jakoś jeszcze nie zechciał dać mi się poznać. Nie mam pojęcia dlaczego. ;)
OdpowiedzUsuńMoże ze wstydu? :P
UsuńHahaha! :D
UsuńI tak o to biedny Stuart został wyśmiany przez swojego ostatniego fana...
UsuńSkoro druga powieść jest słabsza od debiutu - nie wiem, czy powinnam zacząć literacką przygodę z tym autorem, mam obawę, że każda kolejna jego książka może reprezentować gorszy poziom.
OdpowiedzUsuńMoże być różnie. Równie dobrze może to być chwilowy spadek formy i autor pozytywnie zaskoczy kolejną powieścią. Albo to ja za bardzo marudzę. Ale oczywiście może być i tak, że to po prostu przeciętny pisarz. :)
UsuńPierwsze słyszę o tym autorze...to jak czytać debiut, czy nie? Oto jest pytanie...
OdpowiedzUsuńJeśli rzadko czytasz tego typu powieści, ale masz ochotę na jakiś kryminał, to chyba lepiej przeczytać coś ciekawszego, np. Gerritsen albo Becketta.
UsuńKsiążka na pewno nie dla mnie, nie przepadam za tego typu książkami ;)
OdpowiedzUsuńTej i tak bym nie polecała. ;)
UsuńWidziałem gdzieś niezbyt pochlebną recenzję innej książki od tego pana, więc raczej podziękuję :P Chyba, że znów pomieszałem nazwiska :P
OdpowiedzUsuńPewnie nie pomieszałeś. ;)
UsuńAle np. Paulinie się podobała, więc zawsze możesz zaryzykować. :)
Książki MacBride'a kiedyś umiarkowanie mi się podobały, ale z tego co pamiętam to tego tomu akurat nie czytałam. Chyba już nie wrócę do "Zamierającego światła".
OdpowiedzUsuńJak umiarkowanie, to chyba nie ma po co wracać.
UsuńNadal czytam "Dom krwi" i nie chcę nic mówić, ale trochę się nudzę :D. Nie żeby tak bardzo, ale coś mi w tej książce nie pasuje :P. Więc wątpię, żebym w najbliższym czasie wziął się za tę pozycję.
OdpowiedzUsuńOby Paulina tego nie przeczytała, bo inaczej... ohoho... umarł w butach :D.
Spokojnej nocy!
Melon
Miło było Cię poznać. :P
UsuńHahaha, wiesz co dzięki :D. Nie dość, że teraz muszę uważać na to co gdzie piszę to jeszcze Ty mnie dobijasz ;D.
UsuńCzłowiek chciał się kulturalnie pożegnać i co? Zamiast dziękuję, "słyszy" pretensje! :P
UsuńMelon!!!!
OdpowiedzUsuńWIEDZIAŁEM :D! Po prostu wiedziałem... Co za fatum ja się pytam :P.
UsuńO matko, czuję Twój oddech na moich plecach...
A co do komentarza to ja tylko tak sobie żartowaaaałem :D.
Mmmm... W komentarzach pod notką jest więcej emocji niż w książce MacBride'a. :P
UsuńOddech na plecach to Twoje najmniejsze zmartwienie! Oj, Melonie, chyba sobie porozmawiamy.......
Usuń:P
Wiej, chłopie, wiej!
UsuńNie mam dokąd :D. Gdzie nie wejdę tam Paulina :P.
UsuńJuż chyba tylko pozostały mi blogi o poezji... ale zaraz. Przecież Paulina też pisała wiersze... No to pozostało mi tylko wyrwanie kabla od internetu z gniazdka ;D.
Eee... Gniew Pauliny nie może być gorszy od braku internetu. ;)
UsuńMelon, to raczej na odwrót - gdzie ja nie wejdę, tam Melon :P Ale dla pocieszenia: zostały Ci blogi o romansach, obyczajówkach, sagach historycznych i... no, może 'ambitnej' fantastyce. Bierz, są Twoje :)
UsuńNiewiele, ale zawsze coś :D.
UsuńWażne, że zostało Ci choć kilka miejsc, w których możesz czuć się bezpieczny. =)
UsuńSkoro tak, to nie dopisuję do "kryminalnej" listy. Dzięki za Annie! P.S. Przez Ciebie kupiłam kolejny notes - wyrzut sumienia, w którym notuję to, czego pewnie nigdy w życiu nie przeczytam. No, chyba, że mnie wywalą z roboty, tfuuuu!
OdpowiedzUsuńMam kilka list, ale takiej "przeczytam jak mnie wywalą z roboty", jeszcze nie zrobiłam. Mam nadzieję, że ona nie ma mocy sprawczej. Wtedy będzie czas, ale co z kasą na książki? :P
UsuńW ostatnich latach kupiłam tyle książek, że mi starczy na najbliższe 10 lat :)
UsuńFakt. Mam to samo. A po 10 latach możemy się wymienić i będzie na kolejne 10. :P
UsuńCzytałam kilka lat temu i z tego, co pamiętam to książka mi się podobała. Przyznam też, że nie zauważyłam u Logana braku ikry, dość miło tego bohatera wspominam. No, ale ile ludzi, tyle opinii :) Natomiast inspektor Steel to rzeczywiście oryginał.
OdpowiedzUsuńE tam, nudziarz. Gdzie mu tam do Harry'ego Hole na przykład. :)
UsuńHarry'ego nie znam jeszcze, więc nie mogę porównać :P
UsuńUwierz na słowo, Harry fajniejszy. Albo po prostu przeczytaj, to sama się przekonasz. :)
UsuńKolejna recenzja do wyzwania:
OdpowiedzUsuń"Arisjański fiolet. Cisza" - Pola Pane
http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2013/04/209-arisjanski-fiolet-cisza-pola-pane.html
Dopisana.
UsuńSkoro ciebie wynudziła, to ja nawet nie patrze na okładkę :D szkoda czasu :)
OdpowiedzUsuńOkładka jest z tego wszystkiego najciekawsza. Oprócz Steel, oczywiście. ;)
UsuńNajgorzej jak kryminał, ma nijakie postacie, aż się odechciewa czytać :< Taka prawda, że nawet kulejącą fabułę przeboleje, jak bohaterowie mają to coś w sobie. Ale jak jest na odwrót to kaplica, bo z bohaterami przebywamy prawie co stronę. Poznajemy ich i jesteśmy z nimi.
OdpowiedzUsuńOstatnio obejrzałem ciekawy film, ze znaną Emmą W. :)Lecz to co mnie zabiło, to polskie tłumaczenie. Przeistoczyło się niczym Transformers :)
Tytuł angielski "The Perks of Being a Wallflower" został przetłumaczony na "Charlie". Brawo polscy tłumacze, brawo inwencji twórczej, oraz wyobraźni. Często mam wrażenie, jakby mieli nas za idiotów :<
To fakt. Nawet przewidywalność da się wybaczyć, jeśli postaci są ciekawe. A już najgorzej jak nie ma chemii między czytelnikiem a głównym bohaterem. =/
UsuńHmm... Film ze średnią 7,9, ze średnią znajomych 8,3, a ja nie mam go na liście? O_o Hm. Hm. Dziwne. A głowę bym dała, że gdzieś na jakimś blogu coś mi mignęło na jego temat. Jak nie zapomnę, to obejrzę w weekend.
Może tłumacz jest taką nogą z angielskiego jak ja i nie chciało mu się sprawdzać co to znaczy "wallflower"? :P
Witaj-ale tu fajnie u Ciebie.Zostaję na dłużej.Pozdrawiam i w wolnej chwili zapraszam w odwiedziny.Miłego dnia z książką.CZYTAJCIE KSIĄŻKI-NAPRAWDĘ WARTO.
OdpowiedzUsuńWygląda mi na spam...
UsuńOj tam, Ciastek, czepiasz się. Czytaj książki, bo naprawdę warto i nie marudź. :P
UsuńNo może troszkę się czepiam. :P
UsuńWiedziałam! :P
UsuńOch, to brzmi tak ekscytująco, że nie sięgnę po tę książkę! :P Mogłabym nie przeżyć tej dawki sarkazmu. :P
OdpowiedzUsuńSłusznie. Do tej pory nie doszłam do siebie. A z kuchni mam niedaleko.
UsuńSłabo, słabo. I tak nie zamierzałam czytać nic tego autora, a ty mnie właśnie upewniłaś, że to zacna myśl. Przemęczyłabym się niesamowicie,a skoro nie muszę, to po co?
OdpowiedzUsuńSheldon... Ach, gdyby nie Sheldon ten serial nie byłby tym, czym jest. A jego sarkazm faktycznie rozgramia. To mi przypomina, że mam zaległość w odcinkach, trza nadrobić. Ale najpierw moja wielka miłość, czyli "Hoży doktorzy", czekający w odmętach dysku twardego.
Jak nie musisz? Ktoś powinien połączyć się ze mną w bólu.
UsuńBazinga! :P
"Hożych..." nie znam, ale to chyba nie jest zaskoczeniem. =)
Muahahahahaa... Nie dam się wrobić! Kiepski kryminał to coś, czego nie przeżyję. Mam wystarczającą traume po "Zbieraczu truskawek" :P
UsuńA warto, nawet bardzo. Mój ulubiony serial. Jak dla mnie najlepszy komedio-dramat. Przy tej komediowej otoczce tragiczne wydarzenia są jeszcze bardziej poruszające, są... prawdziwe.
Brzmi krwawo. :P
UsuńKiedyś tam może obejrzę. Przy moim tempie, to będzie raczej odległe kiedyś. ;)
A, przypomniało mi się jeszcze coś, co do naszego "mistrza" sarkazmu. Wiesz, że aktor grający Sheldona jest gejem? :P
UsuńJuż wiadomo, czemu do Amy mu tak niespieszno. Czar prysł. Aktor grający Barneya Stinsona tyż woli panów. Ehhh, na sercu mi ciężko.
UsuńNie wiedziałam. No trudno, jakoś się z tym pogodzę. :P
UsuńRety, musiałam sobie wygooglać kto to jest Stinson. W quizach z wiedzy o serialach raczej nie odniosłabym zwycięstwa. =)
O tak, też bardzo przeżyłam, że Barney jest gejem. Ale to tylko potwierdza, jak dobrym aktorem jest. Bodajże już długo jest z tym swoim partnerem, chyba nawet dzieci adoptowali.
UsuńA już zdążyłam zapomnieć co wygooglowałam i znów jestem na tym etapie, w którym nie wiem kto to Barney. :P
UsuńHe he, znalazło się w tej recenzji nawet miejsce dla Sheldona :) A książkę sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńPisząc o sarkazmie nie można nie znaleźć miejsca dla Sheldona. Twórcy słowników i encyklopedii powinni wziąć to pod uwagę. =)
UsuńJuż teraz wiem dlaczego mając ,,Zamierające światło" od trzech lat na półce, w ogóle nie ciągnie mnie do tej książki:) Ciekawa recenzja. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPozwól jej porosnąć kurzem. ;)
UsuńDobre:) Zatem uczynię to:)
UsuńPająki się ucieszą. :P
Usuń