Mari Jungstedt Podwójna cisza Wyd. Bellona 2011 384 strony |
Gdy w bibliotece nie ma pierwszej części jakiejś serii kryminalnej, a zależy mi na tym, żeby sprawdzić, czy cykl jest warty uwagi, to równie dobrze mogę wziąć tom drugi jak i... siódmy. Tak było ostatnio. Celem stał się cykl Inspektor Andrews Knutas (uprasza się o uważne przeczytanie nazwiska celem uniknięcia nieporozumień) szwedzkiej dziennikarki i pisarki Mari Jungstedt. Ponieważ Niewidzialny, czyli tom pierwszy nie był dostępny, o wyborze zadecydowała metoda chybił-trafił. Padło na Podwójną ciszę. Szybko zerknęłam na tył książki, nie po to by czytać opis z okładki, ale by wyłowić kilka haseł pozwalających mi stwierdzić, czy mam szansę na ciekawą lekturę. W oczy rzuciło mi się nazwisko Ingmara Bergmana, więc usatysfakcjonowana zabrałam książkę ze sobą.
Fabuła wydała mi się ciekawa. Grupa znajomych wybiera się na Tydzień Bergmana na wyspie Fårö. W tym czasie można obejrzeć tam filmy zmarłego kilka lat temu mistrza, wziąć udział w wykładach na temat jego twórczości oraz zwiedzić wyspę, na której żył i umarł Szwed. Na Fårö powstało wiele z dzieł Bergmana, jak choćby Zwierciadło, Persona czy Sceny z życia małżeńskiego. Ponieważ Ingmar należy do twórców, których dzieła bardzo cenię (kto nie widział jeszcze Siódmej pieczęci ten gapa!), umieszczenie akcji powieści w tym miejscu i z tak fantastycznym wydarzeniem kulturalnym w tle, wydało mi się świetnym pomysłem. Z entuzjazmem zabrałam się za lekturę.
Już na początku ten entuzjazm nieco oklapł. Po ostatnim, zakończonym porażką, spotkaniu z naszpikowaną metaforami twórczością Elif Şafak (o czym możecie przeczytać TUTAJ) jestem nieco przeczulona na punkcie przesadnego stosowania środków stylistycznych. Gdy na pierwszej stronie przeczytałam jak zarośnięte gęsto krzakami gałęzie drzew poszukiwały się nawzajem, by dotrzymać sobie towarzystwa w czasie silnych sztormowych wiatrów, często atakujących wyspę.[1], miałam ochotę od razu odłożyć książkę. Ale poddać się po przeczytaniu stu stron to jedno, a nie dać szansy książce po zaledwie jednym akapicie, to już głupota. Albo szósty zmysł, który chciał mnie ostrzec.
Nic to. Czytam dalej, czekając na to, że coś zacznie się dziać. Czekam, czekam, czeka. Autorka przedstawia szóstkę bohaterów, czyli trzy przyjaźniące się ze sobą pary oraz pozostałe postaci, w tym inspektora Knutasa i Karin Jacobsson, jego zastępczynię. Czekam, czekam, czekam. Przewracam kolejne strony, bohaterom burczy w brzuchu, są przygnębieni, biorą prysznic, zmieniają co tydzień pościel (latem nawet częściej), a ja wciąż czekam i tylko ziewam coraz głośniej i szerzej. W końcu ktoś zaginie, czyjeś zwłoki znajdą i niby dalej jest już jak w powieści kryminalnej, ale znużenie mnie nie opuszcza. Tylko nieliczne nawiązania do Tygodnia Bergmana wybudzają mnie na chwilę z letargu. Tak naprawdę akcja... Zaraz, zaraz - jaka akcja? Zacznijmy jeszcze raz. Tak naprawdę ta historia mogłaby się wydarzyć na jakiejkolwiek innej wyspie, w jakimkolwiek innym czasie, bo biedny Bergman staje się tylko wabikiem, na który łapią się naiwni czytelnicy. Na przykład ja.
Toporne zdania sprawiają, że Podwójna cisza nie należy do powieści, które się "połyka". Oczywiście nie bez znaczenia jest też wolno rozkręcająca się historia Wróćmy jednak do języka, a konkretnie do tłumaczenia, bo to jest po prostu fatalne. Dziecko wypuściło z buzi brodawkę i odrzuciło główkę do tyłu. Włoski na czole miał spocone z wysiłku, policzki różowe. Spał jak suseł.[2] A wystarczyło nie wagarować na lekcjach gramatyki.
Nie wiem ile winy tłumaczki jest przy takich stwierdzeniach jak Nazwa Terra Nova oznaczała dla nich nową ziemię[3] czy Z odległości wyglądała jeszcze piękniej, jak madonna z długimi włosami na plecach[4], a ile autorki, ale efekt i tak przyprawia o ból zębów. Może mam jakieś luki w edukacji, ale czy terra nova może oznaczać dla kogoś coś innego niż nową ziemię? Pytam, bo łaciny w szkole nie miałam, więc może coś mi umknęło. Piękno kobiety z włosami na plecach to już rozważania natury estetycznej. Wiadomo, de gustibus non est disputandum, ale osobiście zgadzam się z Maciejem Maleńczukiem, którzy daje bardzo życiowe rady synowi:
Po drugie baba, bez włosów na plecach
Wąsów jak matka - nie takiej ci trzeba[5]
Wąsów jak matka - nie takiej ci trzeba[5]
I tego się będę trzymać.
Krótko mówiąc, w powieści wieje nudą, akcja nie tylko nie porywa, ale nawet nie jest ciekawa, bohaterowie są mało wyraziści, a policjanci niezbyt rozgarnięci. Naprawdę na wyspie o powierzchni 111 km2 tak ciężko zapamiętać liliową Corvette? Włamywanie się do mieszkania podejrzanego i pozostawianie na jego sofie kurtki wraz z telefonem w kieszeni, też chyba nie jest specjalnie rozsądne. Zwłaszcza, gdy nie zostawia się nikogo na czatach, a powracający przestępca daje nam jedynie tyle czasu, że zdążymy się schować w garderobie. Kurtka oczywiście nadal leży na sofie. Swoją drogą - w ilu książkach i filmach pojawi się jeszcze ten motyw?
Teraz mam dylemat, bo warianty są dwa. Albo cała seria jest równie słaba, albo przy siódmym tomie autorce skończyły się pomysły. Jeżeli jest coś, co mogłoby tę powieść uratować, to jest to z pewnością zmiana tłumacza. Po namyśle, który trwał nie dłużej niż pisanie tego akapitu, dochodzę jednak do wniosku, że dalsze próby poznania twórczości Szwedki raczej sobie odpuszczę. Kryminałów i thrillerów ci u nas pod dostatkiem. Zawsze można sięgnąć po siódmy tom jakiejś innej serii. Albo dla miłej odmiany, po pierwszy.
Ale, ale jest też plus tej lektury. Przypomniałam sobie o Bergmanie i o tym, że chętnie powróciłaby do jego filmów.
Maciej Maleńczuk w utworze "Synu"
---
[1]Mari Jungstedt, Podwójna cisza, tłum. Teresa Jaśkowska-Drees, Wyd. Bellona, 2011, s. 9.
[2]Tamże, s. 39.
[3]Tamże, s. 17
[4]Tamże, s. 59.
[5] Synu utwór z płyty Znak pokoju, muzyka: Muzg, tekst: Muzg i Robur, wyk. Maciej Maleńczuk
***
Jutro po raz kolejny zagra Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Chciałam Wam przy tej okazji pokazać jakie sutaszowe cudo z stworzyła grupa zdolnych dziewczyn.
źr. bizuteryjkidlawosp.blogspot.com |
A Ty znów kusisz ;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że się wtrącam, ale nie rozumiem, czym AnnRK kusi (w domyśle - do sięgnięcia po książkę)? No chyba, że tymi włosami na plecach. ;]
UsuńAlbo tym zmienianiem pościeli co tydzień :)
UsuńCo jakiś czas trafiam na książkę gdy usta określa się mianem "buzia" co przy opisie dziecka jakoś ujdzie ale dorosłego???
Jak widać niektórych kręcą i takie rzeczy. ;)
UsuńAż mi się buzia cieszy, jak czytam Wasze komentarze. :P
Oj, szkoda, bo na początku spodziewałam się czegoś o posmaku "Dziesięciu Murzynków" - wyspa, grupka ludzi (w pewien sposób odcięta od świata)... Szkoda. A wykorzystywanie Bergmana jako łapki na czytelników jest bardzo nieładne ;)
OdpowiedzUsuń("Siódmej pieczęci" nie widziałam - muszę nadrobić. Powtórzyłabym sobie "Fanny i Alexandra" i obejrzała wreszcie w całości "Tam, gdzie rosną poziomki"; w ogóle muszę Bergmana nadrobić. Nie wiem tylko, czy Ci dziękować za przypomnienie o tym, czy Cię przeklinać, bo chyba będzie trzeba zagiąć czasoprzestrzeń w najbliższych tygodniach...)
Ta książka ma się do kryminału Christie, jak Ed Wood do Bergmana. ;)
UsuńZ tą łapką na czytelników to pewnie moja nadinterpretacja wywołana rozczarowaniem, ale nie da się ukryć, że nazwisko reżysera jest na pewno sporym magnesem.
Możesz dziękować, możesz przeklinać. Wsio rawno. Bylebyś obejrzała. ;)
Hehe, tak to jest, kiedy wkleja się gotowce i nie czyta posta :-!
OdpowiedzUsuńTłumaczenie byłoby nawet zabawne, przy włochatej madonnie padłam :-D
Pozdrawiam serdecznie!
Zwykle mniej lub bardziej chwalę książki, więc szansa wpadki była niewielka. ;)
UsuńOd razu włochatej, pod płaszczem nie widać. ;)
Bardzo polubiłam tę piosenkę - dzięki Tobie. :) Ale te włosy na plecach są boskie. :D Momentalnie to sobie wyobraziłam. :P
OdpowiedzUsuńO, wreszcie to nie ja żeruję na Twoich odkryciach. :P
UsuńYhm. No można sobie wyobrażać Tylko po co? ;)
Oj tam, ja się lubię dzielić. =)
UsuńBo to fajne, wzbogaca naszą wyobraźnię. :D
Z czego skwapliwie korzystam. :)
UsuńI przywołuje nocne koszmary. Założę się, że w nocy będzie mnie goniła jakaś włochata madonna. Brr... Fuj!
Och, to możemy się zamienić, ja marzę o takich snach, a ostatnio nic nie pamiętam. :P Mnie się pewnie przyśni ten inspektor, którego nazwisko źle przeczytałam. :P
UsuńMelduję, że madonna mi się nie śniła, ale i tak było ciekawie. Mam nadzieję, że stopień zakręcenia snów nie świadczy o stanie psychiki.
UsuńTo już lepsza włochata. :P
bardzo rzadko sięgam po kryminały, ale skoro powieść przesiąka nudą, to nie ma nad czym się zastanawiać :)
OdpowiedzUsuńNawet na zastanawianie się szkoda czasu. :)
UsuńCzytałam tylko "Niewidzialnego" i nudnawo trochę było, ale miałam nadzieję, że w kolejnych tomach autorka się rozkręci. Zresztą nie wymyśliłam sobie takiego biegu wydarzeń - na różnych blogach czytałam, że pierwsza część jest najsłabsza, a później coraz lepiej...Po Twoim poście zaczynam wątpić. Tobie przyjemnych spotkań z innymi książkami Jungstedt raczej nie wróżę:)
OdpowiedzUsuńMoże jest coraz lepiej aż do szóstego tomu. A potem pojawia się ten nieszczęsny siódmy. :)
UsuńU Agnieszki Tatery wyczytałam, że poprzednie tomy szybciej się rozkręcają i dopiero ten jest słabszy, więc może nie warto jej skreślać. Tzn. może inni nie powinni, bo ja raczej próbować nie będę.
Ojej! Kolejna seria kryminalna, którą sobie podaruję :p
OdpowiedzUsuńŻe wieje nudą mogłabym nawet ścierpieć (tylko po co? ^^), ale brak logiki, szczególnie w kryminałach już mnie jeży :/
Chyba opłacało się zacząć od siódmego tomu. Gdybym zaczęła od pierwszego, to liczyłabym, że autorka się jeszcze wyrobi i dalej będzie lepiej, jak np. u Lackberg. A tak - problem z głowy.
UsuńNuda w kryminałach bywa największą zbrodnią.
"Nuda w kryminałach bywa największą zbrodnią."
UsuńSłusznie prawisz.
Jak zawsze. =D
UsuńHm... wygrałam ostatnio w konkursie jedną z książek tej pani i powiem szczerze, że się ucieszyłam, bo jak dotąd nie miałam przyjemności obcować z jej literaturą. A Ty wcale nie zachęcasz. Oklepane motywy (kurtka) i 'urokliwy' język to jednak nie to, czego szukam w kryminale... Terra nova może oznaczać dla niektórych np. nową czekoladę Terravity? No nie wiem, tak tylko myślę.
OdpowiedzUsuńA ten naszyjnik krąży po fejsie już od wielu dni, widziałam i się zachwycam, ciekawe za ile ostatecznie pójdzie. Oby za jak najwięcej! Ja sama mam swoją puszkę WOŚP trochę zapełnioną, nie wiem, co w tym jest - może sentyment, bo wciąż chętnie jeżdżę na woodstock - ale kocham WOSP.
Ach, i kocham Maleńczuka :)
Tak jak napisałam wyżej - Aga Tatera twierdzi, że ta część jest słabsza niż poprzednie, a jej akurat wierzę. Więc się nie zniechęcaj. Mało razy tak było, że jeden autor tworzył rzeczy genialne i totalne badziewia? Nasze gusta też nie muszą się pokrywać. Gorzej, że pewnie wszystkie książki mają tego samego tłumacza.
UsuńNaszyjnik już dawno miałam tu wrzucić, ale zwykle jest tak, że zanim sobie przypomnę co miałam dorzucić na końcu notki, to już ją publikuję. Dziś sobie przypomniałam w związku z WOŚP. Za dwa dni byłaby już musztarda po obiedzie. ;)
O tak, Maleńczuk jest niezły. Choć dużo zawdzięcza tym, z którymi współpracuje. Dobry tekst i muzyka to jednak sporo.
Oczywiście jak tylko książka do mnie dotrze, przeczytam i ocenię :) A przekład to jednak wiele - a najbardziej to widać na przykładzie przekładu "Władcy pierścieni". Są dwa oficjalne przekłady - jednego nie idzie czytać, a drugi jest magiczny :)
UsuńUwielbiam płyty "Męskiej muzyki", oczywiście pierwsza najlepsza, Maleńczuk, Waglewski, Fisz... świetna muzyka.
Czekam! :)
UsuńPonieważ "Władca..." nadal przede mną, to oczywiście pytanie brzmi, który to ten magiczny? (W tym momencie zaczynam się modlić, żebym była posiadaczką tego właściwego).
Dzięki za przypomnienie. Pamiętam, że jak ta płyta wyszła, to nie do końca mi pasowała (tkwiłam w raczej innych klimatach), a teraz będzie jak znalazł.
A, melduję, że deser bananowy był świetny! ;)
Marii Skibniewskiej, oczywiście. Innych przekładów nawet nie ruszaj, to jakieś nieporozumienie.
UsuńTa płyta to też nie do końca moje klimaty, ale bardzo ją lubię, hip hopu nie znoszę, z wyjątkiem Fisza. Zresztą mówią że to "inteligentny hip hop", ja się nie znam, ale mi się podoba :)W przerwach między Metallicą i Slipknot, oczywiście ;)
O, znalazłam ciekawy post na temat przekładów "Władcy" - tu masz wszystko ładnie opisane i porównane (wystarczy przeczytać 3 różne tłumaczenia wiersza z początku o pierścieniu, by sobie wyrobić opinię) - http://wilczywykrot.blogspot.com/2009/04/tumaczenia-wadcy-pierscieni.html
UsuńWrócę do domu, to sprawdzę, ale wydaje mi się, że trafiłam po środku i mam przekład Frąców. Faktycznie, różnica między Skibniewską a Łożińskim jest kosmiczna. Fan gatunku jeszcze może da radę, ale kogoś takieog jak ja, kto z fantastyką ma nie po drodze i do Tolkiena zabiera się jak pies do jeża, takie tłumaczenie może zniechęcić do gatunku na długo. Bo skoro kultowe jest kiepskie, to co dopiero cała reszta? Ot, smutny przykład na to, ile zepsuc może kiepski tłumacz.
UsuńUłaaa... Wielbicielka ciężkich klimatów. Do mojego smooth jazzu to się ma nie bardzo. :P Chociaż Metallicę nawet lubię.
Zdecydowanie nie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńA juz myślałam, że to będzie coś fajnego :(
Zawsze możesz spróbować. Może to ja się po prostu czepiam.
UsuńPowiem tak: nic nie straciłaś nie czytając poprzednich części. Ja czytałam wszystkie i za każdym razem się zastanawiałam po co to robię? Chyba z rozpędu. Wszystkie są takie nudnawe:(
OdpowiedzUsuńSpokojnego wieczoru:)
No i dylemat się ostatecznie rozwiązał. Tej pani podziękuję. :)
UsuńNie lubię kryminałów, a tym bardziej słabych kryminałów :) a to sutaszowe cudo faktycznie piękne! Aż mi szczęka opadła i pozbierać jej nie mogę!
OdpowiedzUsuńKryminał, który się wolno rozkręca, powinien przynajmniej być dobry od strony psychologicznej. A ten taki nie jest.
UsuńPiękne, a jakie pracochłonne. Podziwiam dziewczyny, naprawdę. Kawał dobrej, precyzyjnej roboty.
Kocham twoje krytyczne recenzje! Może i nie takim był twój cel, ale popłakałam się ze śmiechu, a przy temacie włosów na plecach mało nie upuściłam tabletu :)
OdpowiedzUsuńJedno jest pewne: książkę będę omijać szerokim łukiem.
Śmiech to zdrowie, że tak sobie rzucę oklepanym powiedzonkiem. ;)
UsuńTę możesz omijać, ale zawsze możesz sięgnąć po inny tom. ;)
Na poprawę humoru po tak kiepskiej pozycji, wyróżniam cię w Versatile Blogger :)
Usuńhttp://recenzencki.blogspot.com/2013/01/versatile-blogger-wyroznienie.html
O raju! Dzięki. Pomyślę. :)
UsuńCzytałam i nie bardzo mi się podobała. Wydaje mi się, że cała seria jest utrzymana na podobnym poziomie. W każdym razie ja na pewno już do niej nie wrócę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Kolejny argument za tym, żeby odpuścić. :)
UsuńJęzyk tej powieści jest tragiczny...rzeczywiście nie wiadomo, na ile to wina tłumacza, a na ile samej autorki..ale to i tak nie zachęca do lektury.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie wszystkie skandynawskie kryminały są warte uwagi. Jako miłośniczka gatunku jestem nieco zawiedziona;)
Na szczęście tyle tego się pojawia, że jest w czym wybierać.
UsuńW tym wypadku niekoniecznie cała wina leży po stronie tłumaczki, bo i fabuła jest raczej średnia, ale ogólnie zawsze mi się robi jakoś tak przykro na myśl, że dobry autor może trafić na kiepskiego tłumacza i przez to stracić czytelników.
Książka raczej nie dla mnie więc zrezygnuję, ale z przyjemnością czytało się Twoją recenzję :)
OdpowiedzUsuńNiesamowita biżuteria *.* WOŚP co roku coraz bardziej się stara :) Ja trochę zmarzłam w czasie wczorajszej kwesty WOŚP więc dzisiejszego dnia zamierzam wylegiwać się w łóżku z ciepłą herbatką i dobrą książką, zwłaszcza, że zaczęły się u mnie ferie :D
Pozdrawiam serdecznie :)
Miło mi. :)
UsuńNooo... Cudo. W ogóle bardzo mi się podoba pomysł, by ileśtam osób stworzyło elementy, które później złączą się w całość. Fajna taka współpraca.
Oooo... Zazdroszczę ferii. U mnie co prawda też są, ale mi już nie przysługują. =D