[źródło] |
Powtarzając "nie potrafię", "nie mogę", "nie uda się", sami sobie ograniczamy pole manewru. Obwarowujemy się w twierdzy własnych ograniczeń. Ze strachu przed porażką nie wychylamy nosa poza mury. Lata lecą, szanse ulatniają się bezpowrotnie, a nam pozostaje garść niewykorzystanych okazji.
Celem Karola Stefańskiego, autora niewydanego jeszcze Gościa w Chicago było podjęcie studiów za granicą. Wybrał USA. Nie znał języka, nie udało mu się wziąć udziału w wymianie studenckiej. Postanowił skorzystać z programu "Work & Travel" łączącego wakacyjny wyjazd z pracą zarobkową. Co prawda autor nie bardzo spełniał warunki stawiane uczestnikom programu (znajomość języka kulała, na studiach nie udało mu się zaliczyć roku poprzedzającego wyjazd), ale postanowił się nie poddawać i w końcu... udało się! Nie minęło wiele czasu, a autor już siedział w samolocie zmierzającym w stronę Nowego Jorku. Stamtąd wyruszył na Alaskę, gdzie miał spędzić trzy miesiące. Po tym czasie jego pobyt w Stanach przewidziany w programie dobiegał końca, ale Karolowi wcale nie spieszno było z powrotem do Polski.
W Kanadzie odwiedził rodzinę, a następnie wylądował w Chicago. Tam sprawy się skomplikowały. Szybko się okazało, że na pomoc znajomych nie ma co liczyć. Miałem spędzić swoje pierwsze dwa tygodnie w gronie osób, które zadeklarowały pomoc w znalezieniu pracy, szkoły, wyrobieniu dowodu osobistego i prawa jazdy. Doskonale też znali Chicago, co miało mi bardzo pomóc w szybkim zaaklimatyzowaniu.* Niestety nie wyszło. W tej sytuacji Karol musiał podjąć szybką, męską decyzję. Zostać albo wracać. Nie muszę chyba dodawać, że wybrał pierwszą opcję. Tak zaczęła się wielka przygoda Karola Stefańskiego w Ameryce.
fot. nadesłana przez autora |
Język powieści jest lekki. Luźny styl bliższy jest raczej blogowego niż literackiego, niemniej jednak zapiski czyta się nieźle. Oczywiście tekst wymaga jeszcze obróbki redakcyjnej oraz korekty. Tu czy tam trafi się jakaś literówka czy ślad po zgubionym przecinku, niektóre zdania są zbyt zawiłe, psując płynność narracji. Ale po poprawkach tekst będzie już w pełni gotowy do druku.
Karol Stefański jest jedną z tych osób, które udowadniają, że warto się nie poddawać i choćby podjąć próbę zrealizowania marzenia. Udało mu się zrealizować marzenie o wyjeździe i nauce za granicą. Teraz życzę mu ujrzenia Gościa w Chicago w druku.
***
*Karol Stefański, Gość w Chicago, s. 28 wydruku.
***
Gościa w Chicago przeczytałam dzięki uprzejmości jego autora.
już czytałam o tej pozycji... jednak to nie dla mnie - kiedyś tak teraz już odpada :(
OdpowiedzUsuńA czemu kiedyś tak, a teraz nie? :)
UsuńJa podziwiam Karola Stefańskiego za odwagę i konsekwencję. Niedługo u mnie na blogu wywiad z autorem, zapraszam :)
OdpowiedzUsuńFakt, ani jednego ani drugiego mu nie brakuje. :)
UsuńDobry pomysł z tym wywiadem. Chętnie przeczytam. :)
Wow, zapowiada się świetnie. Miałaś szczęście, że już się z tym zapoznałaś!
OdpowiedzUsuńTrzeba przyznać, że trochę ciekawych rzeczy tam znalazłam. A że lubię czytać o zderzeniu się człowieka z inną rzeczywistością, to lektura dla mnie była w sam raz.
UsuńTe nieporozumienia językowe chyba najbardziej by mnie zaciekawiły. :P
OdpowiedzUsuńNie potrafię, nie mogę, nie uda się... :P
Jakimś cudem nie jestem zaskoczona. :P
UsuńWymaluj to sobie na suficie. =)
A możesz jakiś przykład podać? :P
UsuńJak wrócę z pracy i nie zapomnę. ;)
UsuńKsiążka naprawdę wydaje się interesująca i bardzo chętnie bym coś takiego przeczytała :-)
OdpowiedzUsuńW takim razie trzeba trzymać kciuki za znalezienie wydawcy. :)
UsuńDo wyzwania:
OdpowiedzUsuń"Lilka" Małgorzata Kalicińska
http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2012/12/141-lilka-magorzata-kalicinska.html
miłego dnia :)
Dopisana.
UsuńWzajemnie. :)
Akurat siedzę w bibliotece, a obok plakat "work&Travel" xD znak z nieba? Raczej nie, bo niestety jestem jedną z osób powtarzających "nie..." ;) dlatego podziwiam zaradność autora.
OdpowiedzUsuńJak można tak bezczelnie ignorować znaki z nieba? :P
UsuńNie ignoruję znaków z nieba, tylko podważam ich niebiańskiość :P (prawie pomyliłam z niebieskością ;) )
UsuńKtóregoś dnia potkniesz się o słownik do angielskiego i może te ziemski znak Cię przekona. ;)
UsuńTakie książki sprawiają, że aż chce się zrobić coś, o czym się zawsze marzyło;) Należy tylko pogratulować autorowi, że odważył się na coś podobnego;)
OdpowiedzUsuńAno. Mnie już sama obawa przed tym, że z moim kulawym angielskim się nie dogadam, zatrzymałaby w domu. :P
UsuńTacy ludzie niesamowicie mnie inspirują i motywują. Lubię o nich czytać, dlatego chętnie zajrzałabym do tej książki :)
OdpowiedzUsuńMnie jakoś trudno się zmobilizować, ale w pewien sposób takie sytuacje motywują mnie do pracy.
UsuńWitam serdecznie wszystkich tutejszych moli książkowych! W związku z roznącym zainteresowanie 'Gościem w Chicago' jak i zbliżającymi się świętami, pomyślałem by rozdać ze dwie kopie..
OdpowiedzUsuńMoże jakiś konkursik?
Czemu nie? Jakaś propozycja?
UsuńTo może coś o Chicago.. Ostatnio myślałem czy lepiej pojechać do Chicago latem czy zimą, powiedzmy na dwutygodniowy wypad. Chętnie poznam wasze propozycje odpowiednio uargumentowane oczywiście. Dwie najciekawsze zdobędą ‘Gościa w Chicago’.
OdpowiedzUsuńOk, spróbuję jutro zmodzić z tego jakiś sensowny konkurs. :)
UsuńAnn!!!! :)
OdpowiedzUsuńMadzia!!!! ;)
Usuń