27 grudnia 1997 roku, czyli w dniu akcji ratunkowej, zdałem sobie sprawę z wielu kwestii związanych z rolą, jaką odgrywają helikoptery i piloci na dużych wysokościach. Pierwsza i najważniejsza z nich to ta, że uratowali mi życie[1].
Simone Moro to wielka postać w świecie zdobywców najwyższych szczytów świata. Ten doświadczony i utytułowany himalaista jest drugim, po Jerzym Kukuczce, zdobywcą czterech ośmiotysięczników w sezonie zimowym. Pozycja, po którą sięgnęłam, nie jest jednak opowieścią o górskich wspinaczkach, a przynajmniej nie są one jej głównym tematem. W swej najnowszej książce Simone Moro wciąż krąży wokół gór, ale tym razem dosłownie, bo helikopterem.
W jego życie wkradła się bowiem nowa pasja.
Misja: ratowanie
Lubię literaturę górską. Oszałamiające górskie kadry, wspomnienia himalaistów, opowieści o przełamywaniu własnych słabości, biografie ludzi nierozerwalnie związanymi ze zdobywaniem kolejnych szczytów, wyznaczaniem nowych tras, podejmowaniem kolejnych wyzwań. Misja helikopter dała mi szansę na to, by przyjrzeć się temu aspektowi górskich zmagań, z którym do tej pory raczej się w literaturze nie spotkałam. Ratownictwu górskiemu.
Pamiętam, że gdy miałam naście lat z wypiekami na twarzy śledziłam odcinki serialu... Medicopter 117, opowiadającego perypetie grupy ratowników niosących pomoc w Alpach. Tu miałam dostać coś lepszego niż przygodówkę w odcinkach. Literaturę faktu i wiadomości z pierwszej ręki. Z Himalajami w tle.
Muszę przyznać, że moje oczekiwania i głód wiedzy zostały zaspokojone jedynie częściowo. Niewielki format książki wprawdzie nie obiecywał przesadnie rozbudowanej historii, ale przyczynę niedosytu znalazłam głównie gdzie indziej. I tym razem nawet liczne kolorowe fotografie nie uratowały całości.
Misja: dotrzeć tam, gdzie nie docierają inni
Misja helikopter to opowieść o ratownikach górskich, o trudach tego zawodu, akcjach udanych i kończących się tragicznie, ale i historia walki o spełnienia marzenia.
Simone Moro szuka nowych ekstremalnych wyzwań, których górska wspinaczka zdaje się mu już nie zapewniać. Postanawia spełnić inne marzenie. O lataniu. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie próbował przekraczać kolejnych granic. Kończy kolejne kursy, zdobywa doświadczenie i licencję, kupuje śmigłowiec. Chce nieść pomoc nie tylko himalaistom, ale i zwykłym ludziom. Mieszkańcom trudno dostępnych terenów, dla których w razie wypadku, ratunek z powietrza jest jedyną nadzieją. Swoją maszyną chce wznosić się wyżej niż ktokolwiek, docierać tak, gdzie nie docierają inni.
Marzenie Moro dla wielu zdaje się istnym szaleństwem. Kosztownym, niemożliwym do zrealizowania, niebezpiecznym, niewarty wysiłku i skazanym na porażkę. Himalaista się nie poddaje. Z właściwą sobie odwagą i pewnością siebie, krok po kroku przybliża się do realizacji celu. Podoba mi się w tej książce to, że autor opowiada nie tylko o sukcesach, ale i o porażkach. Ciężko pracuje, ale nie zawsze osiąga pożądany efekt. Mimo to, nie poddaje się, choć niekiedy wydaje się, że najrozsądniej byłoby się poddać. Jest jednym z tych ludzi, którzy nie czekają, aż marzenie się spełni, ale zakasują rękawy i walczą. Takich ludzi się ceni.
Misja: wyrzucić z siebie żale i pretensje
Szybko odkryłem, że środowisko pilotów jest bardzo zamknięte, nastawione na rywalizację, prowincjonalne i skłonne do szybkiego chłodzenia przejawów entuzjazmu lub nawet gorzej, do ignorowania innowacyjnych pomysłów[2].
Simone Moro bardzo podkreśla to, jak bardzo hermetyczne jest zarówno środowisko wspinaczy, jak i pilotów uczestniczących w akcjach ratunkowych. Nie szczędzi gorzkich słów i krytyki (złość kieruje w różne strony, od sąsiada przez Jona Krakauera po włoski system). Wpada przy okazji w tony dość zarozumiałe, butne, kreując się na bohatera, przeciwko któremu sprzysięgli się inni. Momentami trudno go polubić, nawet jeśli podziwia się jego dokonania.
Coś mi w tej książce nie do końca zagrało. Trochę za dużo było tu wylewania żalów, pretensji, co nijak mi nie pasowało do historii o nowym rozdziale życia, o walce o spełnienie marzenia i pięknym pomyśle niesienia pomocy innym. Na dodatek, autorowi zdarza się wywlekać jakieś brudy nagle i bez podania kontekstu. Krytykuje, ale nie rozwija wątku, czytelnika pozostawiając bez podstawowych informacji pozwalających im zrozumieć opowiadaną historię. Wspomina o awanturze z Szerpami, krytykuje ich ostro, ale za chwilę pisze nie chcę ponownie przeżywać tej historii[3] i pozostawia czytelnika z poczuciem niesmaku wywołanego podejrzeniem o to, że autor po prostu chciał załatwić na kartach książki jakąś "prywatę", jednocześnie nie czując potrzeby wyjaśnienia o co mu tak naprawdę chodzi.
Misja: po pierwsze ja, po drugie ja, po trzecie ja
Misja helikopter daje pewne pojęcie o tym, jak trudna i niebezpieczna jest praca ratowników górskich, jest też motywatorem do walki o spełnianie własnych, nawet najbardziej szalonych marzeń, ale stanowi dopiero przystawkę dla tych, którzy chcieliby się mocniej wgłębić w temat. Bo choć cel Simone Moro jest wspaniały i wart podziwu, choć trzyma się mocno kciuki za jego powodzenie, to jednocześnie przyjemność lektury psuje fakt, że w centrum tej historii autor nie tyle ustawia swoje dokonania, co własną postać. I to pokazując się od tej strony, która wcale godna podziwu nie jest.
Simon Moro Misja helikopter Wyd. Agora 2017 240 stron |
***
Książkę polecam
miłośnikom tematyki górskiej
zainteresowanych ratownictwem górskim
szukającym książek o spełnianiu marzeń
zainteresowanym postacią Simone Moro
***
[1] Simone Moro, Misja helikopter, przeł. Gabriela Kühn, Wydawnictwo Agora, 2017, s. 23.
[2] Tamże, s. 100.
[3] Tamże, s. 170.
[2] Tamże, s. 100.
[3] Tamże, s. 170.
***
Niestety to zupełnie nie moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńBywa. ;)
UsuńLubię takie książki, ale zastanawia mnie to ostatnie zdanie z recenzji. Chyba jednak jestem skłonna zaryzykować.
OdpowiedzUsuńSprawdź. Inaczej się nie przekonasz, czy to dobra książka. ;)
UsuńChyba tym razem się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńNie będę jakoś specjalnie namawiać. Są w tej książce momenty bardzo ciekawe, ale i takie, bez których spokojnie można się obejść.
UsuńBardzo szkoda :( Bo czasem na ludzką głupotę w górach, może taka książka okazałaby się jakimś lekarstwem...
OdpowiedzUsuńMyślę, że taką książkę musiałby napisać np. ratownik z Tatr czy Alp, bardziej przystępnych i częściej uczęszczanych przez "zwykłych" wspinaczy. Wtedy może bardziej działałaby na wyobraźnię.
UsuńKilka dni temu skończyłam czytać tę książkę i nie przypadła mi do gustu. Zgadzam się z Tobą, Simone Moro jest wybitnym wspinaczem, jednak czytając "Misję helikopter" miałam wrażenie, że przez swoje osiągnięcia zrobił się butny, co niejednokrotnie można odczuć w czasie lektury. Poza tym tyle niepotrzebnych opisów... Jakoś nie mogłam się wciągnąć w jego opowieść.
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo książka zapowiadała się nieźle. Liczę na to, że ktoś inny podchwyci temat i napisze coś ciekawszego o ratownictwie górskim.
UsuńGenialna książka ;)
OdpowiedzUsuń