Wchodziłem w życie pełen szlachetnych intencji, nie mogłem się doczekać, kiedy przyoblekę je w ciało i przyniosę pożytek bliźnim. Niestety, wszystkie te nadzieje obróciły się wniwecz: miast cieszyć się czystym sumieniem, miast z satysfakcją i dumą spoglądać w przeszłość i czerpać z niej wiarę w jeszcze lepszą przyszłość, dławiłem się w poczuciu winy dojmującym niby męki piekielne, których żaden język nie zdoła opisać.*
Co ma wulkan do powieści gotyckiej
Kto by pomyślał, że gdyby nie tragiczny w skutkach wybuch wulkanu Tambora w 1815 roku, dziś drzemiącego w granicach administracyjnych Indonezji, rok później nad Szwajcarią mogłoby być czyste niebo, a aura zachęcająca do aktywności na świeżym powietrzu sprawiłaby, że doktor Frankenstein nie powołałby do życia potwora, którego dziś znają chyba wszyscy.
Rok 1916 przeszedł do historii jako "rok bez lata", a anomalie pogodowe dały się we znaki wielu. Znudzenie turystów przebywających w Szwajcarii to wprawdzie żaden problem w porównaniu z dramatem tych, których wybuch dotknął bardziej bezpośrednio, ale to właśnie ono sprawiło, że Mary Wollstonecraft Godwin podarowała literaturze jedną z najbardziej znanych dziś postaci ze świata grozy. W towarzystwie przyszłego męża Percy'ego Shelleya i przyjaciół, wśród których znajdowali się lord George Gordon Byron oraz John Polidori (któremu miłośnicy prozy Anny Rice czy Stephenie Meyer winni być wdzięczni wykreowania pierwszej postaci wampira) wzięła udział w zabawie umilającej deszczowe wieczory, podobnej do tej, którą nocami uskuteczniali później skauci w swych namiotach, gdy mrok rozpalał ich wyobraźnię. Przyjaciele snuli opowieści z dreszczykiem. Pomysł Mary stał się jednak czymś więcej niż historyjką, której rano się już nie pamięta...
Wspaniałe wydanie!
Frankenstein Mary Shelley doczekał się wielu ekranizacji, a także sequeli i parodii. Nawiązują do niego rozmaici twórcy. Ot, choćby Ian Weir w Trupiarzu czy Tim Burton w animacji Frankenweenie. Nawet jeśli Wiktor Frankenstein uznał, że powołanie do życia potworem niezbyt mu się udało, to nie można tego samego powiedzieć o historii, w którą życie tchnęła Mary Shelley.
Ekranizacje książki różnią się od siebie rozwiązaniami fabularnymi, ale i sama autorka wprowadzała zmiany w tekście. Wydanie, które trafiło w moje ręce to tekst pierwotny powieści i z tego powodu, ale i szeregu innych, nie lada gratka dla miłośników grozy. Wydanie to zachwyca. Rozkocha w sobie wielbicieli klasyki i estetów. Twarda oprawa i klimatyczna okładka są jedynie delikatną zapowiedzią wnętrza bogatego w intrygujące drzeworyty amerykańskiego artysty Lynda Warda. To jednak nie koniec niespodzianek, bo gdy dotrzemy do końca historii o Frankensteinie, okaże się, że przed nami jeszcze sto zadrukowanych stron. Co na nich? Wstęp autorki do trzeciego wydania Frankensteina (z 1831 roku), fragment noweli Pogrzeb Byrona, opowiadanie Wampir Polidoriego oraz Dziennik z Genewy. Opowieści o duchach - opowiastki autorstwa Shelleya.
Wisienką na tym torcie grozy jest Galwaniczna alchemia i niebyt utracony, czyli posłowie Macieja Płazy, który całość przetłumaczył i opracował. Znajdziecie w nim kulisy powstania utworu (wybaczcie to określenie rodem ze współczesnych programów rozrywkowych, ale lekcje polskiego zabiły we mnie sympatię do sformułowania "geneza utworu"), informacje o autorce Frankensteina i samej książce.
Rozdzierająca serce
O fabule nie chcę pisać zbyt wiele. Mamy tu opowieść w opowieści ukrytą w opowieści. Tak zwaną powieść szkatułkową, którą otwierają listy Waltona opętanego myślą o dotarciu do bieguna północnego. Gdy mężczyzna nie ma już skąd posyłać ich do swej siostry, bo statek przebija się przez lód, a wokół nie ma nie tylko kurierów ani nawet lichego gołębia pocztowego, zaczyna prowadzić zapiski w dzienniku.A trzeba przyznać, że ma o czym pisać.
W wyniku okoliczności, o których traktuje książka, na pokład statku trafia Wiktor Frankenstein. Wycieńczony, ledwie żywy, z obłędem w oczach. Opowiada historię tak niewiarygodną, że Waltonowi trudno w nią uwierzyć. Wiktor Frankenstein dokonał czegoś niesamowitego. Ale choć próba stworzenia żywej istoty zakończyła się sukcesem, radość szybko zamieniła się w koszmar.
Frankenstein to powieść ogromnie... przygnębiająca. Serio. Dawno żadna lektura mnie tak nie zdołowała. Mary Shelley przelała na papier swoje doświadczenia, myśli, fascynacje i... koszmary. Interpretować tę powieść można na różnych płaszczyznach (przyznaję, że wiele z nich podsunął mi Maciej Płaza). Dla mnie to przede wszystkim opowieść o samotności, odrzuceniu, potrzebie akceptacji. O tym, że to, co w nas złe, może być głęboko ukryte i wydobyć je może zachowanie ludzi z otoczenia. To także powieść zrodzona z ciekawości, z chęci zgłębienia natury życia i śmierci. Powieść pokazująca jakie mogą być konsekwencje zabawy w Stwórcę, działań wbrew odwiecznym prawom natury.
W wyniku okoliczności, o których traktuje książka, na pokład statku trafia Wiktor Frankenstein. Wycieńczony, ledwie żywy, z obłędem w oczach. Opowiada historię tak niewiarygodną, że Waltonowi trudno w nią uwierzyć. Wiktor Frankenstein dokonał czegoś niesamowitego. Ale choć próba stworzenia żywej istoty zakończyła się sukcesem, radość szybko zamieniła się w koszmar.
Frankenstein to powieść ogromnie... przygnębiająca. Serio. Dawno żadna lektura mnie tak nie zdołowała. Mary Shelley przelała na papier swoje doświadczenia, myśli, fascynacje i... koszmary. Interpretować tę powieść można na różnych płaszczyznach (przyznaję, że wiele z nich podsunął mi Maciej Płaza). Dla mnie to przede wszystkim opowieść o samotności, odrzuceniu, potrzebie akceptacji. O tym, że to, co w nas złe, może być głęboko ukryte i wydobyć je może zachowanie ludzi z otoczenia. To także powieść zrodzona z ciekawości, z chęci zgłębienia natury życia i śmierci. Powieść pokazująca jakie mogą być konsekwencje zabawy w Stwórcę, działań wbrew odwiecznym prawom natury.
Fabuła toczy się tu raczej niespiesznie. Autorka nie szczędzi budujących nastrój opisów. Jest klimatycznie, refleksyjnie, dość duszno. Kwiecisty, obrazowy język ma urok nieco przykurzonego kredensu po babci. Takiego, na którego widok na twarzy pojawia się uśmiech, sentymenty ożywają, ale jednocześnie wiemy, że nie pasuje on do naszego nowoczesnego mieszkania, w którym króluje czerń, biel i chrom.
Frankenstein nie jest powieścią przerażającą w taki sposób, jakiego można by się spodziewać po literaturze grozy. Jest historią rozdzierającą serce
Frankenstein nie jest powieścią przerażającą w taki sposób, jakiego można by się spodziewać po literaturze grozy. Jest historią rozdzierającą serce
***
Mary Shelley Frankenstein Wyd. Vesper 2017 352 strony |
***
Książkę polecam
miłośnikom powieści grozy
chcącym poznać klasykę grozy
wielbicielom pięknie wydanych książek
miłośnikom historii dających do myślenia
szukającym motywu samotności i odrzucenia w literaturze
miłośnikom historii dających do myślenia
szukającym motywu samotności i odrzucenia w literaturze
***
[1] Mary Shelley, Frankenstein, przeł. Maciej Płaza, Wyd. Vesper, 2017, s. 103.
***
Zobacz też:
Nawet jeżeli treść nie jest aż tak bardzo przerażająca, to okładka... aż mam ciarki na plecach :)
OdpowiedzUsuńDla mnie jest w pewien sposób przerażająca, bo przerażające jest to, co potrafimy zrobić sobie nawzajem.
UsuńIm bardziej zagłębiamy się w powieść, tym więcej ukazuje się motywów do interpretacji i przemyśleń. Jak ja lubię takie refleksje z mega dreszczykiem. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Dokładnie tak. :)
UsuńNie lubię współczesnych powieści grozy, ale klasyki mnie fascynują :) Pamiętam, że gdy pierwszy raz przeczytałam o kulisach powstania powieści Mary Shelley to uświadomiłam sobie, że nie tylko sama powieść, ale również moment jej powstania są niesamowite. Przeczytałam tę powieść krótko później, ale niestety niewiele z niej pamiętam, więc z chęcią powróciłabym do niej. Może w jakiś deszczowy letni dzień? :)
OdpowiedzUsuńJestem wielką fanką pięknie wydanych książek. A to najnowsze wydanie po prostu zachwyca.
Na razie masz do wyboru mnóstwo wiosennych deszczowych dni. Też będzie ok. ;)
UsuńA co do współczesnych powieści grozy, to nie wiem kompletnie na co warto zwrócić uwagę.
Uwielbiam Frankensteina, uniwersalna, porażająca historia dająca do myślenia. A jeszcze to wydanie! 😍
OdpowiedzUsuńCudne! :)
UsuńJedna z moich pierwszych powieści grozy :)
OdpowiedzUsuńWłaściwie moich też. Niewiele książek tego gatunku czytałam.
Usuń"Frankenstein" to jedna z historii, którą wciąż odsuwam, sama nie wiedząc, dlaczego. Czyżby z obawy, przed odkryciem tego, co drzemie w zakamarkach samotnika, łaknącego wiedzy i dążącego do rozwikłania zagadki życia i śmierci? A może z lęku przed bezsilnością wobec krzywdy i jej konsekwencji? Trudno orzec, lecz nie mam wątpliwosci, że przyszłość zaowocuje spotkaniem, zaszczepiającym tysiące refleksji, nierozwikłanych dylematów, ostrych pytajników, kłujących brakiej jednoznacznej odpowiedzi :)
OdpowiedzUsuńDziękujęza podzielenie się swymi wrażeniami i dokładnym przybliżeniem fantastycznego, nęcącego każdego biblifila wydania <3
Myślę, że wiele z tej lektury wydobędziesz dla siebie. Sama się nie spodziewałam, że lektura dostarczy mi tyle emocji. I, prawdę mówiąc, nie tyle poruszyły mnie losy Frankensteina, co stworzonego przez niego potwora.
UsuńChciałabym tę historię poznać :)
OdpowiedzUsuńWarto. :)
UsuńŚwietne obrazki w książce. Niestety ten gatunek zdecydowanie nie jest na moje nerwy :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
zakladkadoksiazek.pl
Nie na Twoje nerwy jest horror czy ludzkie (i nieludzkie) dramaty? Bo jeśli to pierwsze, to możesz czytać śmiało.
UsuńRównież jestem zakochana w tym wydaniu ze względu na dodatki do powieści, komentarz tłumacza czy właśnie niezwykłe ilustracje. Sama historia wywarła na mnie duże wrażenie. Dla mnie to głównie opowieść o wzięciu odpowiedzialności za swoje czyny, ale także o odrzuceniu prowokującym do zejścia na złą drogę. Wielowymiarowa, świetna opowieść. Szkoda, że autorka nie stworzyła kolejnego dzieła na miarę "Frankensteina".
OdpowiedzUsuńGdyby wszystkie książki tak były wydawane, to zbankrutowałabym. :P
UsuńTo wydanie jest po prostu piękne! Cieszę się, że mam je na swojej półce :)
OdpowiedzUsuńJa też! :)
UsuńCzytałam "Frankensteina", ale nie takie ładne wydanie ;)
OdpowiedzUsuńJa się cieszę, że mam akurat to, bo jest naprawdę świetne!
UsuńPamiętam, że oglądałam ekranizacje jako mały dzieciak i nie podobało mi się. Przerażający był ogrom samotności potwora. Jego zagubienie w świecie, do którego już nie należał. Myślę jednak, że podrosłam i jestem gotowa sięgnąć po powieść. To wydanie wygląda fantastycznie. Świetny wpis.
OdpowiedzUsuńOglądałam ekranizację z 1994 roku i też mi się nie podobała, ale z innych względów. Historia z książki zdecydowanie bardziej mnie przekonała. Ale od razu uprzedzam - jest mega dołująca!
Usuń