Nie gustuję w lekkich komediach ani ckliwych dramatach, zwykle wolę cięższe klimaty. Ale czego się nie robi dla filmu z Hawaną w tle. Na wszelki wypadek pod ręką wylądowała butelka ze śliwkową nalewką, żeby łatwiej było przetrwać seans. Okazała się niepotrzebna (co nie znaczy, że pełną trzeba było odłożyć do barku - sobotnie seanse mają swoje prawa). Dzień kwiatów (reż. John Roberts) okazał się wprawdzie filmem dość płytkim i niezbyt zaskakującym, ale idealnie się sprawdził jako trochę zabawny, trochę ckliwy "odmóżdżacz".
Główne bohaterki to dwie siostry i jak to w filmach o humorystycznym zabarwieniu bywa, różnią się od siebie jak ogień i woda. Rosa (Eva Birthistle) jest aktywistką przeciwną konsumpcjonizmowi, nie zawraca sobie głowy facetami, a jej styl daleki jest od stylu hot laski. Aillie (Charity Wakefield) uwielbia zakupy, kobiecy styl, imprezy, flirty, modowe nowinki. Trudno powiedzieć, by młode kobiety były ze sobą zżyte. Gdy jednak umiera ich ojciec, a Rosa postanawia świsnąć prochy ojca sprzed nosa macochy i wywieźć je na Kubę, do miejsca, gdzie rodzice szczęśliwie spędzali niegdyś czas, Aillie postanawia jej towarzyszyć. Wspólnie z kolegą Rosy lecą z Glasgow do Varadero, by kilka dni później w czasie Święta Kwiatów, rozsypać prochy zmarłego.
Pobyt na Kubie to liczne perypetie. To damsko-męskie, to związane z rodzinnymi tajemnicami, których odkrycie zaskoczy obydwie siostry. Te pierwsze są tak przewidywalne, że bardziej już chyba się nie da. Te drugie też nie wprawiają w wielkie zdumienie. Plusem tej produkcji jest muzyka (niestety soundtracku się nie doszukałam), a największym atutem - kubańskie tło. Czyli dokładnie to, na czym mi zależało najbardziej. Wspaniałą rolę odegrał w tym filmie Carlos Acosta, kubański tancerz baletowy międzynarodowej sławy, który w 2015 roku zakończył karierę. Wcielił się w rolę jednego z kubańskich znajomych sióstr.
Dzień kwiatów to produkcja łącząca komedię, dramat i romans. Przyjemna dla oka, niepozbawiona emocji i pewnie co wrażliwszych widzów ma szansę wzruszyć. Trochę tu kubańskich realiów (może podrasowanych, może nie - trudno mi ocenić). Ja się bawiłam nieźle, więc może i Wy będziecie?
zwiastun filmu
Zobacz też:
Ja rzadko filmy oglądam, ale jak już to właśnie lubię takie lekkie raczej :) A Kuba w tle kusi, więc może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że się nie zawiedziesz. Ogląda się przyjemnie, a jeśli lubisz tego typu kino, powinien Ci się spodobać. :)
UsuńMoże obejrzę w wolnej chwili:)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńCzasem dobrze jest obejrzeć coś lżejszego. Tak dla 100% relaksu :) Zapisuję sobie tytuł tego filmu :)
OdpowiedzUsuńPewnie, że tak. Ostatnio właśnie na takie filmy mam ochotę. :)
UsuńDla tego szkockiego akcentu bym obejrzała:)
OdpowiedzUsuńHmm... Tu jednak Kuba gra pierwsze skrzypce. Szkocji tu prawie nie ma. ;)
UsuńHawanę w tle również chętnie zobaczę, uwielbiam kubańskie klimaty! :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńW takim razie, ten film powinien Ci się spodobać. :)
UsuńMoje klimaty, dzięki za propozycję ;)
OdpowiedzUsuńUdanego seansu. :)
Usuń