Juan Gabriel Vásquez Reputacje Wyd. W.A.B. 2015 204 strony |
W dużym uproszczeniu wygląda to tak: młodość zwykle bywa czasem działania, wiek dojrzały okresem rozmyślania. Sprzyjające są ku temu wszelkie rocznice, jubileusze, benefisy. Javier Mallarino poświęcił czterdzieści lat na coś, na co nagle przyjdzie spojrzeć mu w zupełnie innym świetle.
Lata pracy, wzloty i upadki, w końcu zasłużony sukces. Mallarino spoglądający na świat i ludzi oczami bystrymi, wzrokiem czułym na detale, a przy tym niepozbawiony umiejętności ukazywania tego wszystkiego w krzywym zwierciadle, okazał się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Jako karykaturzysta, dzierżąc w dłoni to ołówek, to węgiel, to znów piórko zanurzane w tuszu, portretował, uwieczniał, kpił, ośmieszał. I tak przez lata, najpierw niedoceniany, później rozpoznawalny coraz bardziej, okopany na pozycji wygodnej, pan i władca fragmentu gazety, na który jedni spoglądali rozbawieni, inni z obawą, czy aby nie rozpoznają samych siebie w konturach nakreślonych wprawną ręką karykaturzysty.
Czterdzieści lat pracy twórczej. Piękna rocznica, imponujący dorobek, duma.
Teraz, kiedy miał sześćdziesiąt pięć lat, ta sama polityczna elita, którą tyle razy atakował, prześladował, którą tak głęboko pogardzał ze swojego okopu i z której wyśmiewał się bezlitośnie, nie bacząc na więzy przyjaźni czy krwi (z tego powodu stracił wielu przyjaciół, odwróciło się od niego również kilku członków rodziny), ta sama polityczna elita postanowiła wprawić w ruch gigantyczną kolumbijską machinę gloryfikacyjną, zorganizować jubileuszową pompę jak się patrzy, a jej bohaterem, po raz pierwszy i może ostatni w historii tego kraju, uczynić autora satyrycznych rysunków[1].
A jednak radość pęka tu i ówdzie, a ten, który zdawał się być sumieniem narodu i odważnie kpił z cudzych błędów, wpadek i przywar, zaczyna rozmyślać, przywoływać sceny z przeszłości i jakby inaczej spoglądać na to, co po sobie zostawił. Z pękatego balonika dumy powoli uchodzi powietrze.
Niespodziewane spotkanie, rozmowa, lawina wspomnień. Z perspektywy czasu pewne zdarzenia zmieniają swój wydźwięk i sens. Wydawać by się mogło, że piętnowanie politycznych błędów, nietrafionych decyzji ważnych osób czy krytyczne komentowanie bieżących spraw społecznych są w pewnym sensie przejawem odwagi. Bo przecież trzeba ją mieć, by krytykować rzeczywistość, nie jako anonimowy hejter ukryty za nic nie mówiącym pseudonimem, lecz z otwartą przyłbicą. Ale czy owe rysunki zawsze mówiły prawdę? Czy nie skrzywdziły nikogo pochopnymi oskarżeniami, niezawoalowanymi sugestiami, pointami godzącymi w dobre imię bez uzasadnienia?
Juan Gabriel Vásquez jest jednym z najwybitniejszych współczesnych pisarzy kolumbijskich, cenionych przez krytyków i czytelników. Studiował prawo w Bogocie, a na paryskiej Sorbonie zrobił doktorat z literatury latynoamerykańskiej. Mieszkał także w Barcelonie i Belgii. Jest laureatem kilku nagród literackich, autorem opowiadań, esejów oraz powieści, a także tłumaczem. Przekładał m.in. utwory Victora Hugo. Podobno Mario Vargas Llosa określił go jako następcę Gabriela Garcii Marqueza, choć trudno mi powiedzieć z jakiego powodu, bo obydwu panów łączy głównie narodowość i profesja. Reputacje są moim pierwszym spotkaniem z twórczością Vásquez, więc materiału porównawczego nie mam zbyt wiele, ale póki co, nijak nie mogę się dopatrzyć podobieństw do prozy Marqueza, choć znawcą literatury nie jestem i oceniam to z perspektywy zwykłego czytelnika, dość niskiej zresztą. Ot, powiedzmy ledwie sięgającej nad parkiet. Może więc czegoś nie dostrzegam, podobnie jak nie widzę w kolejnych skandynawskich twórcach kryminałów drugiego Mankella, czy trzeciego Nesbø. Zresztą Vásquez także jest przeciwny takim porównaniom, tym bardziej, że Reputacje nijak się mają do realizmu magicznego tak mocno zaznaczającego się w twórczości Marqueza.
Reputacje są powieścią rozliczeniową, pełną wspomnień i refleksji. Bohater tej niewielkiej objętościowo powieści raz jeszcze analizuje swoje życie i pozwala, by dopadły go wątpliwości, by duma z wykonywanej pracy gdzieś uleciała. Sukces zawodowy niekoniecznie idzie w parze z udanym życiem prywatnym. W sytuacji Mallarino zdecydowanie nie poszedł. Czy cena za pozycję sumienia narodu nie okazała się nieco zbyt wysoką?
Spotkanie z pewną kobietą, przywołuje wspomnienia i jeden z rysunków, który zrujnował życie jego bohatera. Myśl, że owa karykatura powstała może zbyt spontanicznie, bez myślenia o jej zasadności i konsekwencjach, które może przynieść, nie daje satyrykowi spokoju. Co więcej, każe wątpić w to, czy to, co przez te wszystkie lata stworzył nie przyniosło więcej zła niż dobra. Gorzkie to refleksje, bo któż chciałby nagle odkryć, że to co nadawało życiu sens, nagle okazało się tracić na wartości? Poczucie władzy i wyższości blednie, sumienie dochodzi do głosu.
Powieść Vásqueza czyta się świetnie, ale czegoś mi w niej zabrakło. Może mocniejszych akcentów, większego nasycenia emocjami, może silniejszego zakotwiczenia w kolumbijskiej rzeczywistości, bo nijak w trakcie lektury nie czułam, że mam w rękach powieść latynoamerykańską. Może wszystkiego po trochę. Książka daje do myślenia, ale i pozostawia niedosyt. To ładnie napisana powieść, ale zbyt wiele pojawia się tych "ale", by uznać ją za jedną z tych, które mocno i na dłużej odciskają się w świadomości.
Reputacje z jednej strony pokazują siłę mediów, z drugiej sugerują, by zastanowić się nad konsekwencjami własnych czynów, ferowania pochopnych wyroków, bezzasadnego opiniowania, krótkowzroczności. Wypowiedziane słowa żyją dłużej niż niesie je echo. Napisany tekst nie zawsze zdąży dotknąć korekta. Rysunek opublikowany w gazecie, fotografia zamieszczona w sieci - mają moc budowania, ale i niszczenia. Nie wolno tego nie doceniać.
Człowiek sukcesu to ten, który znalazł sposób, żeby ukryć swoje kompleksy, prawda?[2]
***
José Alfredo Jiménez Las Ciudades
***
[1] Juan Gabriel Vásquez, Reputacje, przeł. Katarzyna Okrasko, Wyd. W.A.B, 2015, s. 18.
[2] Tamże, s. 104.
***
Książkę polecam
miłośnikom prozy refleksyjnej
niedoceniającym siły mediów
ciekawym, do czego może doprowadzić opublikowanie jednego rysunku
tym, którzy chcą sprawdzić, czy Vásquez słusznie został określony jako następca Marqueza
tym, którzy chcą sprawdzić, czy Vásquez słusznie został określony jako następca Marqueza
***
egzemplarz recenzencki |
Dla mnie właśnie te porównania do innych pisarzy są często krzywdzące i bez sensu - bo czasem pisarz wcale nie aspiruje do bycia nowym Marquezem, Dostojewskim czy Zafonem, a wręcz z gruntu pisze zupełnie inaczej. Jednak marketing stara się go wtłoczyć w pewne ramy, by się lepiej sprzedał. I później niestety część czytelników ocenia go gorzej, bo na siłę szuka porównań. Mnie "Reputacje" podobały się bardzo, ale jako powieść zupełnie odseparowana od innych literackich przykładów. Jako coś nowego, co możemy odkrywać i co niesie obietnicę jeszcze lepszych przyszłych lektur :)
OdpowiedzUsuńMnie to ogromnie wkurza, choć z drugiej strony trochę ten zabieg rozumiem. Niejeden skusi się na książkę "nowego Zafóna". Z tym, że tak jak piszesz, łatwo wtedy o rozczarowanie.
Usuń"Reputacje" czytało mi się świetnie, ale im dłużej o tej książce rozmyślałam, tym mniej było we mnie entuzjazmu. Nie zostanie mi w pamięci na dłużej, to pewne, choć fajnie było spojrzeć na karykatury nieco inaczej, nie jak na zabawny obrazek, ale jak coś, co może wyrządzić komuś krzywdę.
Jeszcze nic tego Autora nie czytałam. Poszukam czegoś dla siebie...
OdpowiedzUsuńNie znam tego autora, ale nie spieszy mi się go poznać. :)
OdpowiedzUsuńMimo mankamentów, o których wspominasz, książka mnie zainteresowała.
OdpowiedzUsuńMysle,ze nie bez powodu nazwano go nastepca Marqueza - ja bardzo lubie jego tworczosc,choc czasem bywa tak,ze czytam 10razy dany tekst i nadal zastanawiam sie,o co chodzi.. :-P
OdpowiedzUsuńTo, że wydawnictwa stosują takie metody, to rozumiem, ale Llosa?
UsuńAch, ci Nobliści. ;P
Ciekawi mnie ten tytuł ;)
OdpowiedzUsuńJuż gdzieś czytałam o tej książce i bardzo mnie zaintrygowała.
OdpowiedzUsuńTwoja opinia dodatkowo mnie zachęciła do jej poszukania.