Za ciemnobrązowymi drzwiami znajdował się największy pokój - biblioteka. Przy jej ścianach stały regały z twardego bukowego drewna. Przetrwały już całe stulecie. Od podłogi po sufit wypełniały je rzędy starych książek[1].
Dwie miłości
Ten pokój należy do Franciszka, który ma dwie miłości. Zofię i książki. Zosi niestety już nie ma, a jej śmierć dotknęła starszego pana ogromnie. Zostały książki, ukochane tomy Orzeszkowej, Prusa, Malczewskiego, Mickiewicza... Franciszek otacza się książkami prywatnie i zawodowo. Prowadzi antykwariat, z bogatym księgozbiorem, starymi czasopismami, mapami z czasów rozbiorów i osobliwościami zebranymi w jesionowej gablocie, jak talia kart tarota z wizerunkami mitologicznych postaci. To właśnie ze względu na to miejsce, sięgnęłam po Antykwariat spełnionych marzeń Doroty Gąsiorowskiej.
Nie miałam wielkich oczekiwań. Ot, liczyłam na ciepłą opowieść z książkami w tle, szczęśliwym zakończeniem i zgrabną historią o poszukiwaniu miłości i szczęścia. Niby to właśnie otrzymałam, ale jedynie fragmenty potrafiły mnie zauroczyć. Dlaczego? Już tłumaczę, troszkę przy tym zdradzając szczegółów fabuły, ale nie na tyle, by odkryć przed wami jakieś wielkie tajemnice.
Tajemnice
Główną bohaterką Antykwariatu spełnionych marzeń jest dwudziestosześcioletnia Emilia. Franciszek jest dla niej nie tylko pracodawcą, ale i przyjacielem. Jego świętej pamięci żona, opiekowała się niegdyś Emilką, dając jej ciepło i miłość, której dziewczynka nie otrzymywała od matki. Połączyła je silna więź i do tej pory antykwariuszka z uśmiechem wspomina Zosię. Obecnie kobieta wciąż mieszka z matką, choć trudno w ich relacji dopatrzyć się ciepłych uczuć. Jest singielką, ale właśnie na jej drodze pojawił się ktoś, kto ma szansę zająć w jej sercu wyjątkowe miejsce. W życiu Emilii zanosi się więc na zmiany, ale nie tylko przyszłość zajmuje myśli naszej bohaterki. Okazuje się, że bliscy kobiety skrywają rozmaite tajemnice i to jest ten moment, kiedy przeszłość ich dopada, psując radosną atmosferę.
Ładny pomysł na fabułę? Ano, nie najgorszy (oczywiście jeśli się lubi tego typu opowieści). Może niespecjalnie oryginalny, ale wróżący przyjemną lekturę. Niestety, wykonanie na kolana nie rzuca, na łopatki nie kładzie i niezbyt przekonuje. Przynajmniej mnie.
Niedojrzałość
Fabuła rozkręca się dość wolno. Dorota Gąsiorowska nie szczędzi szczegółowych opisów także i tego, co dla historii niezbyt istotne. Pewnie miało to stworzyć odpowiedni klimat, ale mnie zwyczajnie wynudziło. Gdy już zaczęło się coś dziać, działo niezbyt przekonywająco. Wielu zachowań bohaterów zwyczajnie nie byłam w stanie zrozumieć, jak np. kobiety wpadającej w panikę (!) dlatego, że nieznajomego, z którym się nie umówiła nie ma w jego tymczasowym miejscu zamieszkania.
Bohaterowie mają takie wahania nastrojów, że nie mam pojęcia jak sami ze sobą wytrzymują. Nagle przerywają rozmowy, wychodzą z pomieszczeń, uciekają, zmieniają temat, przestają się odzywać itp. Wszystko to bez większych albo i żadnych wyjaśnień oraz szacunku do rozmówców. Ja wiem, że przeszłość potrafi dać w kość, demony niekiedy nie odpuszczają i każdy może mieć słabszy moment, kiedy to zachowuje się irracjonalnie, ale tu tych momentów było po prostu za dużo. W zamierzeniu te ucieczki przed wyjawieniem tajemnic miały pewnie przytrzymać czytelników w niepewności i podkreślić tajemniczość fabuły. W efekcie powieść zaludniły niedojrzałe postaci, których nadmiar jest męczący.
Zupełnie nie przekonały mnie wątki "przyjaźni" Emilii z Igą oraz wszystko to, co dotyczy jej tajemniczego znajomego. Tajemniczego na siłę, bo nie chce mi się wierzyć w to, że kobieta szybciej nie odkryła jego tożsamości, nie przekonały mnie ich dialogi o dramacie rozstań wygłaszane zaraz na początku znajomości czy gorące wyznania ludzi, którzy się właściwie nie znają. Kolejne zniknięcia mężczyzny nie mają sensownego wyjaśnienia, a dramatyczny los jego telefonu mnie zwyczajnie rozbawił, bo ustalenie numeru Emilii nie nastręczyłoby mu żadnego problemu. Zwłaszcza, że podobno tak bardzo się w niej zakochał (choć moim zdaniem, bohaterom miłość pomyliła się z zauroczeniem).
Wiele w tej powieści zdumiewających zbiegów okoliczności. Sporym rozczarowaniem okazał się motyw tajemniczej książki wspomnianej w blurbie. Wierzę, że złote myśli mogą kogoś podnieść na duchu, ale poczułam się oszukana, gdy okazało się, że te urwane myśli, których sens podobno czyta się między wierszami, przedmiot wokół którego autorka zbudowała niemal mistyczną atmosferę, to zwykły zbiór aforyzmów o wartości najwyżej sentymentalnej.
Największy zawód sprawia zachowanie bohaterów, zazwyczaj do bólu irracjonalne lub po prostu słabo uzasadnione. Skrywane sekrety rzeczywiście są trudne, ale ich dramatyczny wydźwięk został przytłumiony przez denerwujące zachowanie kolejnych postaci.
Antykwariat spełnionych marzeń mieści w sobie wiele wątków. Przyjaźni, miłości, zdrady, demonów przeszłości, straty bliskiej osoby, trudnych wojennych wspomnień, starości, niełatwych relacji rodzinnych, samotności, związku młodego mężczyzny ze starszą kobietą oraz związaną z tym obawą przed brakiem akceptacji. Oraz wielu innych. Dużo tego. Za dużo.
Są w tej fabule książki i fotografie, krakowskie ulice i nadmorskie pejzaże, których opisy są chyba największym plusem tej powieści. Dzięki nim nagromadzenie problemów jest mniej przytłaczające.
Trzeba lubić takie bajkowe opowieści, by zachwycić się Antykwariatem spełnionych marzeń. Przymknąć oko na wiele rzeczy, za to niewiele od powieści wymagać. Mnie całą radość z czytania zepsuło irracjonalne zachowanie bohaterów. A szkoda. Bo przecież lubię powieści z książkami w tle.
Zupełnie nie przekonały mnie wątki "przyjaźni" Emilii z Igą oraz wszystko to, co dotyczy jej tajemniczego znajomego. Tajemniczego na siłę, bo nie chce mi się wierzyć w to, że kobieta szybciej nie odkryła jego tożsamości, nie przekonały mnie ich dialogi o dramacie rozstań wygłaszane zaraz na początku znajomości czy gorące wyznania ludzi, którzy się właściwie nie znają. Kolejne zniknięcia mężczyzny nie mają sensownego wyjaśnienia, a dramatyczny los jego telefonu mnie zwyczajnie rozbawił, bo ustalenie numeru Emilii nie nastręczyłoby mu żadnego problemu. Zwłaszcza, że podobno tak bardzo się w niej zakochał (choć moim zdaniem, bohaterom miłość pomyliła się z zauroczeniem).
Irracjonalność
Wiele w tej powieści zdumiewających zbiegów okoliczności. Sporym rozczarowaniem okazał się motyw tajemniczej książki wspomnianej w blurbie. Wierzę, że złote myśli mogą kogoś podnieść na duchu, ale poczułam się oszukana, gdy okazało się, że te urwane myśli, których sens podobno czyta się między wierszami, przedmiot wokół którego autorka zbudowała niemal mistyczną atmosferę, to zwykły zbiór aforyzmów o wartości najwyżej sentymentalnej.
Największy zawód sprawia zachowanie bohaterów, zazwyczaj do bólu irracjonalne lub po prostu słabo uzasadnione. Skrywane sekrety rzeczywiście są trudne, ale ich dramatyczny wydźwięk został przytłumiony przez denerwujące zachowanie kolejnych postaci.
Antykwariat spełnionych marzeń mieści w sobie wiele wątków. Przyjaźni, miłości, zdrady, demonów przeszłości, straty bliskiej osoby, trudnych wojennych wspomnień, starości, niełatwych relacji rodzinnych, samotności, związku młodego mężczyzny ze starszą kobietą oraz związaną z tym obawą przed brakiem akceptacji. Oraz wielu innych. Dużo tego. Za dużo.
Są w tej fabule książki i fotografie, krakowskie ulice i nadmorskie pejzaże, których opisy są chyba największym plusem tej powieści. Dzięki nim nagromadzenie problemów jest mniej przytłaczające.
Trzeba lubić takie bajkowe opowieści, by zachwycić się Antykwariatem spełnionych marzeń. Przymknąć oko na wiele rzeczy, za to niewiele od powieści wymagać. Mnie całą radość z czytania zepsuło irracjonalne zachowanie bohaterów. A szkoda. Bo przecież lubię powieści z książkami w tle.
Dorota Gąsiorowska Antykwariat spełnionych marzeń Wyd. Znak Literanova/Między Słowami 2017 416 stron |
***
Książkę polecam
miłośnikom powieści obyczajowych
odpornym na irracjonalne zachowanie bohaterów
szukającym w książkach motywów książek
poszukującym powieści z Krakowem w tle
***
* Dorota Gąsiorowska, Antykwariat spełnionych marzeń, Wyd. Między Słowami, 2017, s. 126.
Dobrze, że ostrzegasz, bo ja na pewno denerwowałabym się w trakcie lektury tej powieści. I nie chodzi nawet o brak oryginalności, ale o te idiotyczne zachowania bohaterów. Nie dziwię się, że historia Cię nie zauroczyła, sama będę trzymać się od niej z daleka.
OdpowiedzUsuńTobie bym jej na pewno nie polecała. ;)
UsuńTak też myślałam :D
Usuń:D
UsuńRaczej nie dla mnie... Irracjonalne zachowania bohaterów książek lub filmów strasznie mnie irytują.
OdpowiedzUsuńJa rozumiem, że nie wszyscy muszą postępować sensownie, ale gdy niemal każdy w powieści zachowuje się dziwnie, to ciężko mi się to czyta.
UsuńCzytałam dwie inne książki Gąsiorowskiej i dobrze się je czytało, więc całkiem możliwe, ze sięgnę i po tą pozycje.
OdpowiedzUsuńNie znam innych, więc nie wiem czy są w podobnym stylu, ale skoro dwie Ci się podobały, to nie wahałabym się sięgnąć po kolejną. :)
UsuńCóż... chyba sobie odpuszczę na razie jej czytanie.
OdpowiedzUsuńJa do lektury namawiać nie będę. ;)
UsuńA myślałam, że jest to raczej lekka w odbiorze powieść co sugerowała recenzja, którą niedawno przeczytałam, a tu takie zaskoczenie. Rzeczywiście, zdaje sobie sprawę z tego, że te opisy o których wspomniałaś będą mnie męczyć. Wiem, że będe miała dość bohaterek. Ale pomimo tego gdzieś chcę ją przeczytać, żeby się zmierzyć z tym co zostało przez autorkę przedstawione. Nie będę jej kupować, raczej wypożyczę.
OdpowiedzUsuńWidziałam całkiem sporo pozytywnych opinii, więc a nuż znajdziesz się w szczęśliwym gronie zachwyconych. :)
UsuńZdziwiłam się, ze przeczytałaś i zrecenzowałaś tego typu powieść...
OdpowiedzUsuńSkusił mnie antykwariat. ;)
UsuńLubię książki z książkami w tle.
Czytałam sporo bardzo pozytywnych recenzji tej książki. Sama jakoś nie mam ochoty jej przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
zakladkadoksiazek.pl
Też widziałam te recenzje. Zdecydowanie jestem w mniejszości. ;)
UsuńTo ja podziękuję, te niedojrzałe postaci skutecznie mnie odstraszają.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się.
Usuń