Joanna Bator Wyspa Łza Wyd. Znak 2015 304 strony |
Znikła bez śladu.
To zdanie echem się odbija, rykoszetem powraca, nie przestaje męczyć, dręczyć, domagać się uwagi.
W 1989 roku, Sandra Valentine znikła bez śladu. Ładna blondynka mieszkająca na Manhattanie, kobieta sukcesu, którą ów sukces nieco zmęczył. Szukała spokoju i sensu życia, tego samego, czego szuka tak wielu z nas. Często bezskutecznie. Na Sri Lance spędziła zaledwie osiem dni. Nie wiadomo, czy opuściła wyspę, czy też stała się ona jej grobem, czy ktoś ją skrzywdził, a może sama postanowiła zmienić swoje życie, grubą kreską oddzielając przyszłość od przeszłości.
Joanna Bator prześladowana tą krótką, zlepioną z trzech wyrazów frazą, przeczesywała Internet w poszukiwaniu historii ów zlepek słów ilustrujących.
Natrafiła na Marię Martinez z amerykańsko-meksykańskiego pogranicza, zony pełnej fabryk, przemocy i taniej siły roboczej, Meksykanki, która rozpłynęła się w powietrzu i nawet roweru, na którym się poruszała nie udało się odnaleźć.
Natrafiła na Iwonę Wieczorek o platynowej grzywie, która w pożyczonych od matki szpilkach bawiła się w sopockim klubie i na tych szpilach z tego klubu wyszła, by już nie trafić więcej do domu.
Natrafiła na historie innych kobiet. Biednych i bogatych, młodych i starych, ładnych i brzydkich. Kobiet, które nigdy nie wróciły z pracy, joggingu, zakupów.
Natrafiła wreszcie na Sandrę Valentine i ta historia okazała się... zahaczką.
Wyspa Łza Joanny Bator sprawia wrażenie podszytego ciekawością kryminalnego śledztwa polskiej pisarki w cejlońskich pejzażach. Laureatka Nagrody Nike za powieść Ciemno, prawie noc faktycznie, rusza tropem Sandry, ale tragedia sprzed ćwierć wieku to tylko impuls, pretekst do odbycia wyprawy na wyspę, która widziana z kosmosu zdaje się łzą ronioną przez Hindusów.
Zahaczki służą do tego, by zaczepić o nie nić i tkać opowieść[1]. Nić narracji zaczepiona o nie, nie umknie tak łatwo. Wielu pisarzy powtarza, że inspiruje ich życie, a pomysły wpadają do głów zupełnie niespodziewanie. Podczas spaceru, mycia zębów, w chwili gdy łyżka cienkiej pomidorówki trafia do ich ust. Zahaczki nie można wymyślić, załatwić sobie, wychodzić, bo jest raczej czymś, co samo wpada w ręce, co wchodzi pod pióro[2]. Historia Sandry zbyt mocno oddziaływała na wyobraźnię polskiej pisarki, by mogła ona tak po prostu wyrzucić ją z pamięci i skupić się na czymś zupełnie innym. Zniknięcie Amerykanki stało się katalizatorem do napisania powieści Rok królika, której bohaterką będzie Anna Karr, a Wyspa Łza jest swego rodzaju teaserem tej powieści, literacko-fotograficznym wstępem, w którym także i Karr pojawia się na chwilę, jako fikcyjna mroczna bliźniaczka Sandry. Brzmi to dość enigmatycznie, a przy tym intrygującą i sama jestem ciekawa co z tego literackiego eksperymentu wyniknie, na ile oba literackie twory będą ze sobą współgrać. Premiera Roku królika, przewidziana jest, zdaje się, na 2016 rok.
Wróćmy jednak na Sri Lankę, którą Joanna Bator przemierza wraz z fotografem, Adamem Golcem, którego zdjęcia wspaniale ilustrują tekst, wprowadzając aurę tajemniczości i budując klimat. Wyspa łza to książka ogromnie melancholijna, pełna cejlońskich zahaczek, które służą autorce do snucia opowieści własnym życiu. To nie wyspa, ani Sandra Valentine są bohaterkami tej powieści, a sama jej autorka, której własne "ja" nieustannie pcha się na pierwszy plan, bez względu na to, czy pojawiają się na nim obrazki z dzieciństwa czy kobieta próbująca wyrzygać wnętrzności i wywrócić się na drugą stronę[3], co nie jest żadną przenośnią, a skutkiem zatrucia pokarmowego. Najnowsza książka Joanny Bator jest więc mocno autobiograficzna, choć niełatwo stwierdzić, ile jej składowych to fakty, a ile z nich stanowią fikcyjne opowieści rozpięte na zahaczkach.
Trochę w tej powieści smaków i zapachów, tubylców przemykających przez jej karty mniej lub bardziej naznaczając swą obecność, daleko jednak jej do podróżniczych reportaży i zawieść się może ten, kto liczy na krajoznawcą wyprawę po cejlońskich krajobrazach i kulturze. Niełatwo tę najnowszą książkę Bator wrzucić do sztywnej szufladki literackich gatunków. Niemal kryminalne śledztwo to tylko pretekst, reportażowy potencjał widać głównie na zdjęciach, rzadziej w tekście. Na Wyspę Łzę składają się notatki z podróży, melancholijne wyprawy w przeszłość, detektywistyczna nić, po której autorka rusza tropem zaginionej Sandry, a przede wszystkim urywki zapowiadające kolejną powieść autorki. Zupełnie jakby trailer filmu i jego making of przełożyć na język literacki, a uzupełniwszy całość zdjęciami zza kulis produkcji, oddać widzom-czytelnikom jako produkt wypełniający czas oczekiwania na właściwe dzieło. Interesujący to sposób na pokazanie jak może przebiegać praca nad książką, jak rodzą się fabuły i bohaterowie.
W podróży na Sri Lankę autorce towarzyszą duchy przeszłości, od Sandry, przez Witkacego, który to właśnie na tejże wyspie pokłócił się ze swym przyjacielem, antropologiem Bronisławem Malinowskim, co położyło kres ich znajomości aż po Nicolasa Bouviera (szwajcarskiego podróżnika znanego mi ze świetnego zbiorów esejów o Japonii - Pustka i pełnia). Wspierają oni Joannę Bator, jak twórczość Herodota niegdyś była wsparciem dla Ryszarda Kapuścińskiego.
W podróży na Sri Lankę autorce towarzyszą duchy przeszłości, od Sandry, przez Witkacego, który to właśnie na tejże wyspie pokłócił się ze swym przyjacielem, antropologiem Bronisławem Malinowskim, co położyło kres ich znajomości aż po Nicolasa Bouviera (szwajcarskiego podróżnika znanego mi ze świetnego zbiorów esejów o Japonii - Pustka i pełnia). Wspierają oni Joannę Bator, jak twórczość Herodota niegdyś była wsparciem dla Ryszarda Kapuścińskiego.
Ważny jest język Wyspy Łzy. Nietrudno odnieść wrażenie, że to złożoność zdań podszytych metaforami i aluzjami, upstrzonymi epitetami, działającymi na wyobraźnię, stanowi główny walor tej książki. To jakby strumień, a nawet potok myśli, często dość intymnych, nierzadko poplątanych i chaotycznych. Czy dla czytelników ta forma literacka będzie atrakcyjna, czy kupią tę opowieść, ten teaser, to autobiograficzne patroszenie w egzotycznej scenerii pośród duchów i robactwa? Sama jestem ogromnie tego ciekawa.
Po raz kolejny dociera do mnie, jak narcystyczną przyjemnością jest podróż, bo przecież człowiek wtedy zajmuje się głównie sobą - od wiecznego niepokoju, czy ma wszystko co potrzebne by utrzymać w formie ciało, po o wiele trudniejszą obsługę duszy[4].
Po raz kolejny dociera do mnie, jak narcystyczną przyjemnością jest podróż, bo przecież człowiek wtedy zajmuje się głównie sobą - od wiecznego niepokoju, czy ma wszystko co potrzebne by utrzymać w formie ciało, po o wiele trudniejszą obsługę duszy[4].
***
Książkę polecam
miłośnikom twórczości Joanny Bator
wielbicielom literatury wymykającej się klasyfikacjom gatunkowym
chcącym odbyć podróż na Sri Lankę
ciekawym co kryje teaser powieści
chcącym odbyć podróż na Sri Lankę
ciekawym co kryje teaser powieści
***
[1] Joanna Bator, Wyspa Łza, Wyd. Znak, 2015, s. 172.
[2] Tamże, s. 173.
[3] Tamże, s. 156.
[4] Tamże, s. 281.
Wstyd się przyznać, ale nie znam twórczości tej Autorki. Muszę to szybko nadrobić :)
OdpowiedzUsuńJa też, bo na razie znam tylko tę książkę.
UsuńKażdego roku obiecuję sobie, że wezmę się za którąś z książek pani Bator i ciągle coś...
OdpowiedzUsuńJa tak samo, ciągle odkładam, może w tym roku się uda...
UsuńWidzę, że nie jestem sama...
UsuńPamiętam rozmowę autorki, w której opowiada o tych swoich "zahaczkach". Już wtedy mnie zaciekawiła książka. Fotografie rzeczywiście muszą dodawać uroku. Ale jestem czytelniczką, która tańczy wokół autorki, czytuje wywiady - ale jeszcze nie miała okazji się przekonać jak pisze...
OdpowiedzUsuńCzytaj Olu, ciekawa jestem jak Ci się spodoba twórczość tej autorki.
UsuńSłyszałam już genezępowstania tej historii ;) jestem ciekawa twórczosci tej autorki, jest dosc znana a ja jeszcze nic nie czytałam...
OdpowiedzUsuńZamierzam zapoznać się z twórczością autorki w najbliższym czasie. Przychodzi mi do głowy pomysł, żeby przeczytać najpierw Rok królika, a dopiero potem Wyspę Łzę...
OdpowiedzUsuńHmm... Nie wiem czy to dobry pomysł.
UsuńW zeszłym roku zaczynałam czytać którąś z książek autorki i poległam. Może to nie był na nią odpowiedni czas. Spróbuję za jakiś czas ponownie.
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie do bliższego zapoznania sie z tym dziełem. Będę je miała na uwadze.
OdpowiedzUsuńO Roku Królika do tej pory nie słyszałam, ale cieszy mnie, że gdzieś tam majaczy się nowa Bator. Uwielbiam jej powieści, "Wyspa łza" ma do mnie dotrzeć i nie mogę się doczekać lektury.
OdpowiedzUsuńJuż miałam sięgnąć po coś tej autorki.... może w przyszłym miesiącu bo ciekawa jestem jak piszę :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Temat zaginięć- intrygujący, książka mnie ciekawi.
OdpowiedzUsuńNadal, chyba ze strachu, nie sięgnęłam po Bator. To dla mnie synonim "wyższej" prozy, zobaczymy co będzie dalej... Jedno przyznać muszę, potrafisz zachęcić ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno lekka nie jest. "Wyspa Łza" jest dość specyficzna i niełatwa w odbiorze, ale na swój sposób ciekawa. Jak jest z pozostałymi książkami, jeszcze nie wiem.
UsuńDo tej pory czytałam książki Bator o Japonii. Wyspa łza bardzo mnie kusi i planuję przeczytać. Zaintrygowały mnie te zahaczki :)
OdpowiedzUsuńO Japonii też mam w planach, ale pewnie dalszych. :/
UsuńMyślałam, że jestem jedyną, która nie zna twórczości Bator, ale z powyższych komentarzy wynika, że nie, uff:) Niemniej jednak muszę się w końcu zapoznać z jej książkami.
OdpowiedzUsuńWidziałam ten tytuł w zapowiedziach i ciekawa byłam jej recenzji. Nigdy nie miałam okazji czytać książek autorki, trochę się boję pierwszego razu, ale na pewno warto poznać ją bliżej :)
OdpowiedzUsuńNie zaprzyjaźnię się z tą książką. Sposób, w jaki była pisana, odpycha mnie. Nie przepadam za kwiecistym stylem, choć nie mam nic przeciwko długim zdaniom, rozciągniętym na kilka linijek tekstu, pod warunkiem, że mają sens i cel. Tutaj niektóre z nich sprawiają wrażenie udziwnianych na siłę. Jakby ktoś wrzucił do nich kilka takich wyrazów, by całe zdanie było trudne do zrozumienia. A przekaz stał się bardziej mistyczny. Cała książka błądzi gdzieś na granicy rzeczywistości i ułudy. Klimat jest ciężki, oniryczny i lepki, ale nawet to nie ratuje powieści od bycia nudną. I te opisy!
OdpowiedzUsuńRelacja z rozdeptania ślimaka i emocji z tym pechowym rozdeptaniem związanych, rozciągnięta na całą stronę; czy na kilka(nastu) stronach opisywany rozstrój żołądka, utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie wszytko trzeba publikować. Najzabawniejsze jest to, że po skończeniu Wyspy łez wiem, o czym ta książka nie jest. Nadal jednak nie wiem, o czym jest. Sili się na wielką metafizykę, na podróż wgłąb siebie. Sili się, bo w moim odczuciu metafizyką nie jest.
Mnie ta książka w pewien sposób ujęła, ale problem w tym, że sama tego ująć w słowa nie potrafię. Ale fakt faktem, to wybebeszanie wszystkiego nie było potrzebne.
Usuń