Norman Lewis Głosy starego morza. W poszukiwaniu utraconej Hiszpanii Wyd. Czarne 2015 296 stron |
Na turystycznej mapie świata Hiszpania jest bardzo ważnym punktem. Trudno się temu dziwić. Piękne krajobrazy, słońce, bogate kurorty, malownicze wioski, kulturowy miszmasz, ognisty temperament, architektoniczne perełki, morze, góry, ocean, energetyzujące fiesty, leniwe sjesty i nieśmiertelne mañana. Jaka była Hiszpania nim zadeptały ją turystyczne buty, a w malownicze pejzaże wkomponowano betony hoteli?
Po trzech wojennych latach spędzonych w wojsku za granicą szukałem w Anglii tego, co znajome, a znalazłem tylko zmiany. W poszukiwaniu utraconego czasu wyjechałem do Hiszpanii, którą pod wieloma względami znałem lepiej od własnego kraju. Była moją drugą ojczyzną, którą odwiedzałem, ilekroć mogłem[1] - tak w przedmowie do reportażu Głosy starego morza. W poszukiwaniu utraconej Hiszpanii, pisze jej autor, Norman Lewis.
Zwiedziwszy Półwysep Iberyjski, Lewis osiadł w Farol, maleńkiej rybackiej wiosce położonej na Costa Brava. Przed oczami pojawiły mi się widziane jakiś czas temu obrazy: gwarne wybrzeże, niezliczone hotele i knajpy, zatłoczone plaże i deptaki, betonowe drogi i place, ulice i restauracje wypchane wielojęzycznym tłumem. Miejsca, które przyciągają turystów jak magnes i sprzedają im wszystko to, co mają najlepsze. Kontrast pomiędzy teraźniejszością, a światem opisywanym przez brytyjskiego reportera jest ogromny.
Norman Lewis sportretował Farol w tych ostatnich latach, kiedy to mieszkańcy coraz słabiej opierali się nieuchronnym zmianom. Ta hermetyczna społeczność stopniowo uginała się pod naporem nowego, choć niełatwo było, zwłaszcza starym pokoleniom, zaakceptować nowe zasady, do lamusa odkładając stare zwyczaje i zmurszałe przekonania.
Farol, jakie po raz pierwszy ujrzał Lewis, zamieszkiwała społeczność rybaków. Mieli oni swe przez lata pielęgnowane zwyczaje, życie prowadzili w rytm przypływów i odpływów morza, a do szczęścia nie potrzebowali wiele. Ot, żeby ryby brały, a trudniący się rolnictwem sąsiedzi z pobliskiej wioski, nie zawracali im głowy. Farol opuszczali niechętnie, niektórzy nie robili tego nigdy. Mężczyźni nosili imiona po wielkich wodzach jak Juliusz Cezar czy Karol Wielki, spory rozstrzygał curandero z Ripoll, jasnowidz i uzdrowiciel (on też "wyczuwał" ławice i wskazywał miejsca, w których warto zarzucić sieci), rybacy mówili białym wierszem, a pewną krawcową ochoczo odwiedzali mężczyźni, którym bieda często nie pozwalała na ożenek przed trzydziestką. Tu skórzane ubrania były tabu, zając uchodził za wyjątkowo plugawe stworzenie, obdarzone homoseksualnymi skłonnościami i roznoszące syfilis[2], na mszy nie pojawiało się więcej niż czterech mieszkańców, a "ozdobą" lokalnego baru był wypchany diugoń, zwany "syreną", połatany, ze szklanymi oczami, zakrytymi genitaliami, ale za to ze skórzanym biustem, podobno spoglądający raz wzrokiem zamyślonym, innym razem zaś nieufnym bądź złośliwym.
Norman Lewis (1908 - 2003) [źródło] |
Były to lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku. Norman Lewis opisał trzy sezony spędzone w Farol, pokazując przy tym, jak zmieniło się w tym życie mieszkańców. Rybacka, zabobonna i odcięta od świata wioska, oporna na wpływy z zewnątrz, w końcu musiała otworzyć się na pierwsze przejawy nowoczesności.
Od dawna niemal każdy sezon przynosił trochę skromniejsze połowy niż rok wcześniej, ale zdarzali się optymiści, którzy wierzyli, że nie musi to być nieodwracalna tendencja, i z nadzieją wyczekiwali na kres chudych lat.
Rybacy byli całkowicie pochłonięci morzem, prawie niepomni istnienia ludzi, którzy pracują na lądzie, zupełnie nieświadomi faktu, że w pobliżu czai się katastrofa[3].
Po rzeczywistości opisywanej przez Lewisa nie ma już śladu. Rybacy, koty i połowy, rolnicy, psy i dęby korkowe to obrazki z przeszłości, którą poznać możemy jedynie z takich wspomnień jak te zawarte w Głosach starego morza. Niespieszny rytm życia, spokój i system wartości - wszystko to zostało zakłócone wraz z pojawieniem się pierwszych turystów i nowego porządku. Wpisane w nowoczesność zmiany dla wielu nie pojawiły się bezboleśnie. Reportaż Normana Lewisa to podróż nostalgiczna, sentymentalna, miejscami ogromnie poetycka. To obrazki z czasów minionych, utraconych bezpowrotnie. Z miejsc, które obecnie w niczym nie przypominają tych, które reporter opisywał pół wieku temu. Różnice widać już na przykładzie opisywanych trzech lat, rozciągających się od nieskażonej nowoczesnością rzeczywistości ludzi uzależnionych od kaprysów morza, przez drobne zmiany w postaci pierwszej większej inwestycji jaką był hotel, po zatrudnienie w branży hotelarsko-gastronomicznej byłych rybaków i ich żon.
plaża w Roses z okna autobusu |
Głosy starego morza. W poszukiwaniu utraconej Hiszpanii to przepiękna podróż w czasie. Trochę tu ciepła i humoru, nieco smutku, sporo tęsknoty. Norman Lewis opisał krajobrazy, sportretował mieszkańców, opowiedział o zwyczajach, zarejestrował zmiany. Przybliżonego przez niego Farol próżno jednak szukać na mapach. Miejscowość o takiej nazwie nie istnieje, a samo słowo z hiszpańskiego znaczy "blef". Która z turystycznych miasteczek położonych na Costa Brava zakamuflowała w ten sposób Lewis? Trudno powiedzieć. Wiele wskazuje na to, że Roses. Uzasadnienie miłośnika podróży Andrew Petchera brzmi całkiem wiarygodnie. Ciekawi mnie powód, dla którego autor zdecydował się zmienić nazwę miejscowości. Czy będąc świadkiem tak dynamicznych zmian, mógł łudzić się, że w ten sposób spowolni rozwój turystyki na tym terenie? Tenże dynamizm jest nieco zastanawiający. Biorąc pod uwagę niechęć starszych pokoleń do zmian, dumę z dziedzictwa i przywiązanie do tradycji, trudno uwierzyć, że w ciągu trzech sezonów życie w Farol uległo tak drastycznym zmianom. Mam wrażenie, że autor chcąc mocniej zaakcentować tę przemianę, zdarzenia rozgrywające się przez kilka, a może i kilkanaście lat, "upchnął" w nieco krótszym czasie.
Czy warto wybrać się w tę nostalgiczną podróż? Bez wątpienia tak! Najlepiej zasiąść do lektury, gdy wokół panuje cisza. Pozwolić wyobraźni odmalować plastycznie przedstawione hiszpańskie krajobrazy i wsłuchać się w głosy starego morza.
Niosą one wiele pięknych historii.
Niosą one wiele pięknych historii.
***
Książkę polecam
miłośnikom reportaży
zafascynowanych Hiszpanią
ciekawych jak wyglądało Costa Brava zanim zaczęli oblegać je turyści
wielbicielom nostalgicznych opowieści
wybierającym się na Costa Brava
miłośnikom historii zwykłych ludzi
***
[1] Norman Lewis, Głosy starego morza. W poszukiwaniu utraconej Hiszpanii, przeł. Janusz Ruszkowski, Wyd. Czarne, 2015, s. 5.
[2] Tamże, s. 65.
[3] Tamże, s. 17.
***
egzemplarz recenzencki |
***
Miejscowości wymienione w reportażu oraz fragmenty Costa Brava:
Besalú (2014)
Girona - cz. 1 (2014) - nowe miasto
Girona - cz. 2 (2014) - stare miasto
Girona - cz. 3 (2014) - Muzeum Kina
Figueres (2014)
Costa Brava: Blanes (2013)
Costa Brava: Cadaqués (2014)
Costa Brava: Port Lligat (2014)
Eh pewnie, że mam chęć, od razu marzy mi się lato i morze ^^ Nie ma to jak Hiszpania... chociaż w książce :)
OdpowiedzUsuńMam tak samo. ;)
UsuńNie czuję się tak zafascynowana Hiszpanią, by sięgnąć po ten tytuł.
OdpowiedzUsuńMnie temat Hiszpanii tak bardzo nie interesuje, właściwie chyba bym się znudziła przy tej książce :) ale fajnie mieć taką fascynację jak Ty, nie jest to przereklamowana Ameryka czy znudzona już Anglia - coś nowego :)
OdpowiedzUsuńTaki mały bzik. ;)
UsuńCiekawa pozycja, chętnie bym przeczytała.
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaje się być bardzo interesująca ;) Więc dopisuję ją do swojej listy ;)
OdpowiedzUsuńCiekawa pozycja, ale nie wiem, czy dałabym radę przebranąć przez tę lekturę. Musiałabym znaleźć na nią odpowiedni moment.
OdpowiedzUsuńChętnie wybiorę się w tę nostalgiczną podróż razem z autorem:)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się taka refleksyjna podróż.
OdpowiedzUsuńprzeczytalabym chetnie:)
OdpowiedzUsuńReportaże z Czarnego są najlepsze :) a do tego to morze i Hiszpania... Dla mnie pozycja obowiązkowa :)
OdpowiedzUsuńU mnie w domu bardzo rzadko panuje cisza, więc ciężko o to będzie :)
OdpowiedzUsuńMusi być to wartościowa ksiażka!;)
OdpowiedzUsuńTo może być fantastyczna literacka podróż, chociaż też nie uważam, żeby przez trzy lata mogły dokonać się tak olbrzymie zmiany. Niemniej chętnie sięgnę po tę publikację i dowiem się jak wyglądała rzeczywistość, która bezpowrotnie odeszła.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że to ciekawa, nostalgiczna książka po którą z chęcią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńKsiążka ta nęci mnie odkąd zobaczyłam ją w zapowiedziach wydawnictwa. Cieszę się, że o niej napisałaś, bo wiem, że spokojnie mogę po nią sięgnąć i nie zawiodę się lekturą :)
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że się nie zawiedziesz. :)
UsuńNa pewno się w nie wsłucham i dziękuję Czarnemu, że mi to umożliwiło.
OdpowiedzUsuń