Im bliżej wakacji, tym częściej myślę o powrocie do Barcelony. Tyle jest pięknych miejsc na świecie, których nie widziałam, ale cóż - najwyraźniej stolica Katalonii skradła moje serce. Przecież i tam nie zdążyłam wszystkiego tam zobaczyć! Może nawet stanęłabym w długaśnej kolejce przed wejściem do Sagrada Familia?
Tymczasem zabieram Was na Plaça d'Espanya (hiszp. Plaza de España) - jeden z głównych placów Barcelony. Nim wytyczono go w 1715 roku, mieściło się tu miejsce straceń.
Ostrzegam. Zdjęć będzie sporo.
Ostrzegam. Zdjęć będzie sporo.
Podobnie jak przez Plaça de Catalunya, tak i tędy przebiegają najważniejsze szlaki komunikacyjne. To dobra baza wypadowa. Mieści się tu biuro informacyjne ze świetnie przygotowaną ekipą. Mapki, bilety, wskazówki, płynny angielski i szerokie uśmiechy.
W centrum Plaça d'Espanya stoi fontanna.
Tuż obok, w dawnej arenie walki byków, mieści się galeria handlowa z tarasem widokowym. Leniwi, rozrzutni i nieświadomi, mogą w cenie 1 euro wyjechać na górę windą. Pozostali dostaną się tam przez galerię, ruchomymi schodami. My oczywiście należeliśmy do tej drugiej grupy. Przy okazji zwiedziliśmy budynek wewnątrz. Hiszpanie to mądry naród. Wiedzą jak robić ruchome schody, żeby człowiek jak idiota nie kręcił się po centrum handlowym, by wyjechać na samą górę. Szkoda, że u nas nie działa to równie sprawnie.
Obok areny wyczailiśmy rzeźbę Joana Miró, drugiego, obok Gaudiego, ważnego twórcy dla barcelończyków. Mnie akurat Gaudi dużo bardziej przypadł do gustu, ale nie ukrywam, że chętnie zwiedziłabym Fundació Joan Miró - muzeum sztuki współczesnej poświęcone temu twórcy (znajdują się ta: obrazy, rzeźby, tkaniny, prace graficzne, ceramiki; mieści się tam także audytorium i biblioteka, a poza twórczością Miró, także dzieła innych artystów).
Plac znajduje się u podnóży wzgórza Montjuic, o którym pisałam Wam w trzeciej odsłonie barcelońskiego cyklu. Widok ze wzgórza na Plaça de d'Espanya mogliście zobaczyć właśnie w tej wspomnianej notce.
Charakterystycznymi punktami placu są 47-metrowe Wieże Weneckie.
W tej części Barcelony spędziliśmy najwięcej czasu ostatniego dnia, w oczekiwaniu na atrakcję, której po prostu nie mogliśmy ominąć. Zanim zegar wybił dziewiątą, pałętaliśmy się po okolicy, podziwiając ujęcia placu w krzywym zwierciadle.
Jeszcze nim postawiliśmy stopy w Katalonii, wiedzieliśmy, że nie może nas zabraknąć na Plaça de d'Espanya późnym wieczorem, kiedy budzą się fontanny. La Font màgica (hiszp. Fuente mágica) to kompleks fontann położonych między placem a Narodowym Muzeum Sztuki Katalońskiej.
Wieczorem, jak sama nazwa wskazuje, robi się tu naprawdę magicznie. Przez ok. dwie godziny, z niewielkimi przerwami, trwa tu niesamowity spektakl artystyczny światło - woda - dźwięk. Opisać się tego nie da, zdjęcia nijak nie oddają atmosfery miejsca i chwili. Tam trzeba być i po prostu to przeżyć.
O miejsce na schodach, z których roztaczał się widok na fontannę (choć wydawało mi się, że go nie brakuje), trzeba było zawalczyć dość wcześnie. Na szczęście mieliśmy całkiem niezłe miejscówki, a gdy po jakimś czasie część ludzi się rozproszyła, mogłam prawie bez przeszkód przemieszczać się tu i tam, polując na różne ujęcia.
Stare przeboje, nowe przeboje, klasyka. Utwory leciały rozmaite. Była Celine Dion z soundtrackiem z Titanica, Rihanna, Metallica, a także utwory wielkich kompozytorów. Dla każdego coś dobrego.
To były nasze ostatnie chwile w Barcelonie (co nie znaczy, że nie pomęczę Was jeszcze kilkoma notkami). Z placu pojechaliśmy prosto na lotnisko. Tam zdążyłam zgubić telefon (został w autobusie kursującym pomiędzy dwoma terminalami, na szczęście został na tyle długo, że kierowca zdążył zrobić z owym pasażerem na gapę kolejny kurs i telefon trafił cały i zdrowy do mojej kieszeni - tak, tej samej, z której wcześniej mi wypadł, niektórzy nie uczą się na błędach). Następnie, wzorem pozostałych oczekujących na lot do Poznania, znaleźliśmy wolny filar i rozbiliśmy obóz. Zwinięta w kłębek na podłodze, zaliczyłam relaksującą, dwugodzinną drzemkę.
Musicie mi wybaczyć liczne zdjęcia z pokazu. Najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam dokonać racjonalnego wyboru.
Między wpatrzonymi w pokaz ludźmi, stale kręcili się sprzedawcy wody, coli i innych napojów. Tymczasem zanosiło się na deszcz. W pewnym momencie, mąż zażartował, że handlarze powinni mieć w zanadrzu parasolki. Wyobraźcie sobie nasze miny, gdy chwilę po tym jak spadło na nas kilka kropel letniego, przelotnego opadu, panowie schowali napoje w krzakach, ochoczo ruszając między widzów z nowym asortymentem. Tak, były to właśnie parasole.
Śpicie już? Nie? To jeszcze kilka zdjęć.
A w następnej notce może wyskoczymy poza Barcelonę? Do Blanes albo klasztoru położonego na masywie Montserrat?
Zapraszam tutaj
Co w Barcelonie pociągałoby mnie najbardziej? :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie Camp Nou :D
Dopiero potem zdecydowałabym się na cokolwiek innego. ;)
Oj tak, tak, tak!
UsuńAż tak mnie to nie kręci, ale chciałabym kiedyś ten stadion zwiedzić. No i meczem też bym nie pogardziła. ;)
UsuńPrześliczne zdjęcia. Poszalałaś z tymi fontannami. Ale świetna gra barw - coś o czym nie można zapomnieć.
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńNa żywo robi to niesamowite wrażenie.
Raz byłam w Barcelonie, z grupą obozową. Na dodatek kilkanaście lat temu, ale pamiętam, że mi się podobało. O, fontanny wieczorem widziałam. Stadion widziałam. ;) Śladami Gaudiego chodziliśmy. Sagrada Familia było. Park Guell też, mam zdjęcie w sali kolumnowej z mozaiką na górze. :P Kolega, żeby objąć całą sylwetkę i górę aż się na ziemi położył, na plecach. :D
OdpowiedzUsuńChętnie tam kiedyś wrócę. :) A tymczasem, jakaś sugestia na beletrystykę z akcją w Barcelonie? Najchętniej przez Barcelończyka pisaną.
Stadion widziałam tylko z zewnątrz. Cena wejściówek może zabić, więc wolałam wydać taką kwotę na Casa Battlo. :)
UsuńMozaika cudna, więc poświęcenie kolegi w pełni uzasadnione. :D
Hmm... Sugestia? Czekaj, myślę. ;)
To tak:
kryminalno-komediowy cykl "Caferino" Eduardo Mendozy ("Przygoda fryzjera damskiego" bardzo mi się podobała),
cykl "Cmentarz zapomnianych książek" Zafóna (czyli przede wszystkim "Cień wiatru"),
kryminał "Antykwariusz" Juliana Sancheza (nienajgorsze, ale i bez szału)
b. dobra powieść "Złuda" Carmen Laforet: recenzja
b. dobra powieść "Diamentowy Plac" Merce Redoreda: recenzja
"Katedra w Barcelonie" Ildefonso Falcones - mnie się podobała, ale opinie ma różne
Tyle w tej chwili kojarzę.
Mam jeszcze "Tajemnicę Gaudiego" Estebana i Andreu, ale nie miałam okazji jeszcze przeczytać.
Podobno warto przeczytać "Przedostatnie marzenie" Angeli Becerra.
Swego czasu promowana była powieść "Władca Barcelony" Llorensa, ale nie wiem czy warto to czytać (pewnie kiedyś sprawdzę).
Może tu coś znajdziesz dla siebie?
http://www.biblionetka.pl/TagSearch.aspx?tags=Barcelona
Dzięki za sugestie. Pewnie kiedyś coś wybiorę. ;) Słyszałam o fryzjerze i o katedrze, pewnie te kiedyś wybiorę.
UsuńBtw, po angielsku (potrenujesz!) ale mam bloga o swoich podróżach (chociaż Hiszpanii tam nie uświadczysz). Zapraszam na http://thetravellersnotes.wordpress.com
"Kiedyś" to mój ulubiony termin. :P
UsuńSadystka!
Mój też. ;)
UsuńCholiba, wydało się. :/
Niesamowite zdjęcia. Nie mogę się na nie napatrzeć...
OdpowiedzUsuńCudowne widoki <3
OdpowiedzUsuńNiezapomniane. :)
UsuńAż chciało by się wskoczyć w samolot i ruszyć wprost do Barcy, aby poczuć tej klimat :)
OdpowiedzUsuńFakt. To właśnie najchętniej bym teraz zrobiła. :)
UsuńPrzepięknie! A ponieważ póki co o zagranicznych wojażach mogę jedynie marzyć, to choć tak mogę zasmakować trochę klimatu Barcelony! ;)
OdpowiedzUsuńWszystko przed Tobą. Przynajmniej już wiesz, dokąd warto pojechać. :D
UsuńZdjęcia jak zwykle piękne! Czekam na dalszy ciąg wyprawy :)
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńZazdroszczę! ;) Też kiedyś chciałabym tam pojechać - magiczne miejsce ;)
OdpowiedzUsuńTylko nakręć nam ładny filmik spod fontanny! ;)
UsuńNie dziwię się, iż nie potrafiłaś dokonać wyboru, fantastyczne relacja, mogłabym tak patrzeć bez końca....
OdpowiedzUsuńMąż się ze mnie śmiał, że połowę spektaklu widziałam przez aparat, a nie na własne oczy. :P
UsuńCudne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńTe fontanny cudowne!!!
OdpowiedzUsuńW połączeniu z muzyką, robiły naprawdę ogromne wrażenie.
UsuńUwielbiam Twoje fotografie. Są po prostu zjawiskowe.
OdpowiedzUsuńMiło mi. :)
UsuńO matko! Jakie cuda!!!
OdpowiedzUsuńWrażenia niesamowite. :)
UsuńMiejsce straceń? Cóż za sentymentalna przeszłość. Może czas na powrót do korzeni? :)
OdpowiedzUsuńJesteś chętny? (I nie mówię tu o roli kata). :P
UsuńNie, ale znalazłbym kilka osób, które zasługiwałyby na wycieczkę :P
UsuńWynajmujemy autokar? Też mam kilku delikwentów, których bym wysłała w podróż, ekhem, życia. :D
UsuńAle bosko!
OdpowiedzUsuńWrażenia wspaniałe. Warto to zobaczyć.
UsuńZdjęcia są świetne i wcale nie dziwie się, że chcesz wrócić do Barcelony :)
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńBardzo bym chciała wrócić. Najlepiej na dłużej. ;)
W Barcelonie nigdy nie byłam, więc dzięki Twoim relacjom i zdjęciom po trochu ją zwiedzam :) Chętnie poczytam następnym razem o klasztorze.
OdpowiedzUsuńTaka taki pokaz fontannowy oglądałam tylko na Starym Mieście w Warszawie.
Oki, będzie klasztor (czyli znów mnóstwo zdjęć). :)
UsuńJa w Polsce nie widziałam, ale wiem, że we Wrocławiu też jest coś podobnego, ale na mniejszą skalę.
Super fotki! Niektóre z tych miejsc miałem przyjemność oglądać przed niewiele ponad tygodniem.
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że było fantastycznie. Barcelona ma w sobie tyle magii. :)
UsuńAhhh.. Ja chcę do Barcelony :)
OdpowiedzUsuńKolejna porcja cudowności <3
OdpowiedzUsuńNie ma jak piękne wspomnienia. ;)
Usuń