wtorek, 19 lutego 2013

[8/9] Oscary 2013 "Les Miserables Nędznicy"

plakat filmowy
źr. filmweb.pl
"Les Miserables Nędznicy" Toma Hoopera (który to film w niniejszym poście będzie określany jako "Les Miserables" bądź "Nędznicy", gdyż idiotyzm tego podwójnego tytułu aż razi po oczach) był najbardziej oczekiwaną przeze mnie tegoroczną premierą.

Przyznaję, powieści Victora Hugo nie czytałam. Tzn. podjęłam próbę w szkole podstawowej, ale poległam i wróciłam do dziewczęcych książeczek o miłości nieśmiałych nastolatek i przystojnych piłkarzy ze szkolnych drużyn futbolu. Wiele razy planowałam drugie podejście do powieści, ale każdy czytelnik doskonale wie, jak ciężko wcisnąć do kolejki tak opasłe tomiszcze, gdy cała masa innych książek już macha zalotnie okładkami. Więc sami rozumiecie, z planów na razie nic nie wyszło. Tak, tak. Usprawiedliwiam się, bo wiem, że przed seansem dobrze jest zapoznać się najpierw z wersją literacką. Zwłaszcza, gdy mowa o dziele należącym do klasyki, powieści, którą powinien znać każdy miłośnik literatury.

Tom Hooper, w tym roku bez szans
na Oscara za reżyserię
źr. hollywoodreporter.com
Umiejętne okrojenie takiego ogromu materiału to nie lada sztuka. Z racji tego, że nie mogę porównać filmu do powieści, niestety nie mogę też stwierdzić, czy Hooperowi się ten zabieg udał. Wiem natomiast, że scenariusz mi się podoba. Mieści w sobie oczywiście główny wątek losów więźnia, który naruszając warunek zwolnienia stał się poszukiwanym zbiegiem (konflikt Jean Valjean vs. Javert), historię wyrzuconej z pracy Fantine (Anne Hathaway), którą bieda rzuciła w towarzystwo prostytutek i kloszardów oraz jej córeczki Cosette (Isabelle Allen/Amanda Sayfried), oddanej na przechowanie pewnej podejrzanej parze karczmarzy, jest także miejsce na miłosne porywy młodych serc, a także wątek historyczno-polityczny, czyli krwawo stłumioną rewolucję. Mam jednak mały zarzut. Akcja opiera się głównie na relacjach pomiędzy Valjeanem (Hugh Jackman) a Javiertem (Russell Crowe). Jeden przez cały film ucieka, drugi przez ten czas węszy i podąża jego śladem. Było kilka ciekawych momentów, kiedy to obaj mężczyźni się spotkali, ale zabrakło mi w tym większych emocji. Liczyłam na to, że polecą iskry, a było ledwie gorąco.

więzień numer 42601
źr. guardian.co.uk
Po pierwsze i najważniejsze, "Nędznicy" to musical. Przed seansem przesłuchałam kilka utworów, ale wiadomo, że te najlepiej brzmią w połączeniu z obrazem, gdy emocje wyczuwalne są nie tylko w tembrze głosu, ale i widoczne na twarzy śpiewającego. Warstwa muzyczna mnie nie zawiodła. Soundtrack do filmu Hoopera jest jednym z najlepszych jakie słyszałam. Nominowane do Oscara "Suddenly" wcale nie jest najciekawszym utworem soundtracku. Szczerze mówiąc trudno mi wskazać absolutnego faworyta. Kolejne sceny, to kolejne utwory, a każdy z nich na swój sposób potrafi oczarować słuchaczy. Niewątpliwie wśród moich faworytów są takie utwory jak "Do You Hear the People Sing?" (nucę go nieustannie), "Drink With Me",  "I Dreamed A Dream" wykonywane przez Anne Hathaway, "Stars" Russela Crowe czy "On My Own" przepięknie zaśpiewane przez Samanthę Barks (filmową Éponine). Głos Samanthy był dla mnie wielkim zaskoczeniem, pozytywnym rzecz jasna. Za to odrobinę rozczarowała mnie Amanda Sayfried, która nie raz była jedyną przyczyną, dla której obejrzałam jakiś film. Nie to, żeby źle zagrała, czy zaśpiewała źle, ale z całej tej ekipy, moim zdaniem, wypadła najsłabiej. Nawet Eddie Redmayne (filmowy Markus, przyjaciel Éponine i wielka miłość Cosette) zaskoczył mnie całkiem niezłym wykonaniem partii wokalnych. Przyznaję, że po odtwórcy roli Colina Clarka ("Mój tydzień z Marylin") nie spodziewałam się tak niezłego głosu.

nominowane do Oscara "Suddenly" w wykonaniu Hugh Jackmana

Po drugie i równie ważne, "Nędznicy" to musical świetny aktorsko. Właściwie nie mam się do czego przyczepić. Film jest pełen emocji i te wszystkie uczucia, które przeżywają bohaterowie, doskonale widać na twarzach aktorów. Scena, w której Valjean postanawia się nawrócić, albo ta gdy Fantine żali się na swój los w utworze "I Dreamed A Dream" - tego się po prostu nie da zapomnieć. Ta ostatnia scena rozdziera serce i wyciska wszystkie łzy. Obydwie zrobiły na mnie takie wrażenie, że już nie miałam wątpliwości, że zarówno Hathaway jak i Jackman w pełni zasłużyli na nominacje do Oscara i trzymam kciuki za to, by z gali wyszli ściskając trofeum w dłoni. 

Czarrrrrrny charrrrakter
źr. hk.asia-city.com
Russell Crowe wypadł nieco słabiej niż jego filmowy rywal, ale to nie zmienia mojej oceny tego aktora - już dawno udowodnił, że jest wspaniałym aktorem, który nie kojarzy się już wyłącznie z wspaniałą kreacją Maximusa (Oscar 2001 za rolę pierwszoplanową w "Gladiatorze"). Wystarczy przypomnieć takie tytuły jak "Piękny umysł" czy "Człowiek ringu" i już nie ma żadnych wątpliwości. Crowe to nie tylko Maximus, Crowe to przede wszystkim świetny aktor. Dzięki "Les Miserables" przestałam w Jackmanie widzieć jedynie Wolverine (seria "X-Men"), w Hathaway mało ambitną aktoreczkę, której rola w "Rachel wychodzi za mąż" trafiła się jedynie przypadkiem, a w pewnym specjaliście od skandali - Borata. Sacha Baron Cohen nie wpisał się w musicalową, podniosłą atmosferę, ale do spółki z równie utalentowaną, co malowniczą Heleną Bonham Carter stworzył wspaniały duet. Gdy wspomniana dwójka pojawiała się na ekranie, pryskała powaga, znikała melancholia. W roli małżeństwa Thénardier, pod którego skrzydła trafiła mała Cosette, spisali się po prostu wspaniale. Zabawna para złodziejaszków i właścicieli karczmy wprowadziła do "Nędzników" sporą dawkę humoru. Za Cohenem nie przepadam, Bonham Carter należy do moich ulubionych aktorek. Jej kreacje są oryginalne, odważne i barwne. Tak jest i tym razem.

malowniczy i przebiegli,
czyli duet Helena Bonham Carter & Sacha Baron Cohen
źr. fanpop.com
Wspominając o aktorstwie, nie można zapomnieć o pewnej małej, ale jakże istotnej postaci. Bystry  i odważny Gavroche (Daniel Huttlestone) z miejsca zdobył moje serce. Nie wiem jak potoczy się dalsza kariera małego Huttlestone, ale z pewnością debiut miał udany. 

tzw. Gavroche-mix ;)

Warto jeszcze dodać, że partie wokalne nie były nagrywane w studiu, ale na planie zdjęciowym. Dzięki temu aktorzy lepiej mogli wczuć się w role. Kamera uważnie śledziła każdy grymas ich twarzy, co dodatkowo podkreślało emocje. W tym momencie znów mam przed oczami rozdartą bólem i rozczarowaniem twarz Fantine... Anne Hathaway po prostu musi zostać doceniona za tę rolę (Złoty Glob to za mało). Zagrała niesamowicie, a jej metamorfoza wręcz szokuje. Do tej roli aktorka schudła ok. 10 kilogramów, a po jej długich, pięknych włosach nie został nawet ślad. 

Anne Hathaway w rozdzierającej serce scenie,
jednej z najmocniej wzruszających jakie kiedykolwiek widziała
źr. wegotthiscovered.com
"Les Miserables" to przepiękne widowisko. Fantastyczna, dopracowana scenografia, wiernie oddane realia, wspaniałe kostiumy, niezwykła dbałość o szczegóły i klimatyczne zdjęcia - warto to wszystko zobaczyć na wielkim ekranie. Zrobiony z wielkim rozmachem film wzrusza i bawi. Trudno mi uwierzyć, że wygra w głównej, oscarowej kategorii (choć bardzo bym tego chciała), ale wierzę w sukces Anne Hathaway, Anny Lynch-Robinson i Eve Stewart (scenografia) i Paco Delgado (kostiumy). Mam też nadzieję, że Akademia doceni Jackmana. W kategorii najlepsza piosenka, trzymam jednak kciuki za Adele i jej "Skyfall".

Anne Hathaway "I Dreamed A Dream"

Na samym początku tego tekstu, wspominałam, że "Nędznicy" byli bardzo wyczekiwanym przeze mnie filmem. Czy warto było tak się emocjonować? Warto! Film Hoopera to naprawdę dobry musical. Może nie całkiem pozbawiony dłużyzn (m.in. z tego powodu oceniłam go "tylko" na dziewięć), ale jest przepiękny wizualnie, wspaniale zagrany i wyśpiewany. Zdobywca Oscara za film "Jak zostać królem" udowadnia, że zasłużył na to wyróżnienie i choć tym razem nie dostał nominację za reżyserię, to z pewnością będzie postacią, której dalsze dokonania będę śledziła z uwagą. 

Samantha Barks w roli Éponine ze złamanym sercem w utworze "On My Own"

Akademia filmowa nominowała "Les Miserables" w ośmiu kategoriach:
Najlepszy film (Cameron Mackintosh, Debra Hayward, Eric Fellner, Tim Bevan)
Najlepszy aktor pierwszoplanowy (Hugh Jackman)
Najlepsza aktorka drugoplanowa (Anne Hathaway)
Najlepsza charakteryzacja
Najlepsza piosenka "Suddenly" (wyk. Hugh Jackman)
Najlepsza scenografia (Anna Lynch-Robinson, Eve Stewart)
Najlepsze kostiumy (Paco Delgado)
Najlepszy dźwięk (Andy Nelson, Mark Paterson, Simon Hayes)

polski zwiastun

Ocena 9/10

Pozostałe oscarowe notki:

43 komentarze:

  1. Jutro wybieram się do Krakowa na ten film.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A napiszesz recenzję? Napiszesz? Napiszesz??? :)
      Ciekawe, czy Ci się spodoba.

      Usuń
  2. Ta uczta jeszcze przede mną, ale spodziewam się wielkich emocji i pięknego filmu. Nie czytałam książki, jeszcze nie dojrzałam do niej, ale widziałam film z Gerardem Depardieu i byłam zachwycona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakąś ekranizację oglądałam w podstawówce (stąd próba sięgnięcia po powieść), ale już nie pamiętam którą. Wiem, że wrażenie zrobiła na mnie ogromne.

      Usuń
  3. Pierwsze sceny zapowiadały większy rozmach, potem film zrobił się jakby skromniejszy. Miałam mieszane uczucia, ale teraz chciałabym obejrzeć jeszcze raz, bo myślę, że po pierwsze trochę za dużo się spodziewałam, a po drugie właściwie nie wiedziałam do końca, że idę na taki totalny musiacal. "Nędzników" czytałam na studiach i jest to świetna lektura. Polecam, myślę, że się nie zawiedziesz.
    Anne Hathawey jest moim zdaniem pewniakiem do Oscara, ale jej wykonanie jednej piosenki miało w sobie tyle emocji. Od radości do totalnego smutku i rozczarowania. Piękne to było, nawet jeśli nie idealne pod względem śpiewu. Hugh Jackman też był dobry, ale ja mimo wszystko pozostanę fanką Russella Crowe. "Stars" słucham bardzo często w jego wykonaniu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę sobie kupić "Nędzników" na własność i po prostu podczytywać po kawałku. Tylko najpierw chcę znaleźć jakieś fajne wydanie (to z filmową okładką mi nie odpowiada).

      Przed takim seansem warto wiedzieć, na co się nastawiać, zwłaszcza w przypadku musicalu, w którym teksty mówione występują w ilościach mocno śladowych. Przyznaję, że też się tego nie spodziewałam ale musicale lubię, więc dla mnie to strzał w dziesiątkę.

      "Stars" bardzo lubię, ale wolę Jackmana (babie nie dogodzi ;). Za Hathaway mocno trzymam kciuki.

      Usuń
  4. Słyszałam, że najmocniejszą stroną tego filmu jest to, że jest to musical, najsłabszą - też. Chyba sobie daruję ;)
    kolodynska.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to właśnie najlepszy argument za tym, żeby jednak film obejrzeć i sprawdzić osobiście, która wersja jest prawdziwa.

      Usuń
  5. O i znowu taką samą ocenę dałyśmy :) Napiszę więc już tylko, że zgadzam się ze wszystkim, co wyżej napisałaś, poza tym, że ja Cohena lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Cohena na razie się zraziłam. Potrzebuję jeszcze kilku filmów, żeby zapomnieć o Boracie. ;)

      Usuń
  6. Podpisuję się pod Twoją opinią - świetny film. Nie wiem czemu akurat Suddenly zostało wybrane, bo mi znacznie bardziej podobają się Do you hear the people sing i On my own (obydwu nie mogę przestać słuchać).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sukcesu "Suddenly" też nie rozumiem. Nie twierdzę, że to słabu utwór, ale jest kilka takich, które wypadają o wiele lepiej i z powodzeniem mogłyby pokonać "Skyfall".

      Usuń
  7. Tak jak myślałem, musical oczarował Cię doszczętnie :) Warto wybrać się do kina na film. gdzie dużą role odrywa muzyka i ogromne widowisko :0 Tak w prawdzie oczy, do kina chodzę aby popatrzeć na efekty specjalne i aby posłuchać świetnie brzmiącego dźwięku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doszczętnie, to by było na 10. ;)

      Co do kina - 100% racji. Coraz częściej wybieram własnie takie filmy, których odbiór w kinie znacząco się różni od seansu na małum ekranie. Nie wyobrażam sobie seansu "Nędzników" w tv czy na komputerze. I tak już żałuję, że nie byłamw kinie na "Upiorze w operze".

      Usuń
    2. Gdy leciał "Upiór w operze", byłem na etapie "Dragon Ball'a", bądź "Rycerzy zodiaku" ;)
      Ja obecnie żałuję, że nie byłem na Titanicu, co ostatnio leciał w kinach :<
      Ostatnio zauważyłem poważny dylemat, że jest tak dużo filmów, a tak mało czasu, a pieniędzy jeszcze mniej =) I trzeba kombinować jaki film jest warty pójścia do kina. A jaki można obejrzeć na kompie, bądź DVD.

      Usuń
    3. Musisz się tak chwalić? Ze dwa siwe włosy mi przybyły po Twoim tekście. :P

      Na "Titanicu"? Serio???

      Ano dużo. Do kina mnie na razie nie ciągnie, ale lista filmów do obejrzenia jest długa, oj dłuuuuuga.

      Usuń
  8. Zachęcasz, intrygujesz, zachwalasz, ale jak już pisałam - stronię od musicali i nie obejrzę "Nędzników". Potrafię wątek muzyczny wybaczyć w pewnych tylko okolicznościach, a jedyny musical, który lubię, to "Grease". Szkoda, że nie zrobili dwóch wariantów "Nędzników" - z muzyką i bez. Bo jakby było bez, pojechałabym i do Warszawy na film ;) Mnie też denerwuje, jak ktoś pisze "nie lubię tego i basta" - więc domyślam się, że przewracasz oczami i uważasz, żem uparta jak osioł i uprzedzona :) Ale nic nie poradzę, że nóż w kieszeni mi się otwiera, jak bohaterowie filmu zaczynają śpiewać. Irytuje mnie to i zniechęca. Eh, aż mam wyrzuty sumienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E, bez przesady z tym wywracaniem oczami. Co prawda uważam, że w każdym gatunku można znaleźć coś dla siebie (Ty lubisz "Grease", ja "Sierociniec", choć za horrorami nie przepadam), ale też nie ma sensu, żebyś oglądała kilkadziesiąt nudzących Cię musicali tylko po to, żeby znaleźć ten jeden, który Ci się spodoba.
      Tym bardziej, że "Nędznicy" to taki musicall "full wypas". Prawie nie ma mówionych kwestii, więc może lepiej obejrzeć coś, co jest półśrodkiem?

      Aczkolwiek mimo wszystko delikatnie bym Cię namawiała na seans, ale tak naprawdę delikatnie... ;)

      Usuń
    2. Uhm, ja już widzę to Twoje "delikatnie" ;))) Ale masz rację. Jeden lubi ogórki, drugi ogrodnika córki - to ostatnio moje ulubione przysłowie. Niebawem chyba stanie się mottem życiowym. :)

      Usuń
    3. Dobre! Nie znałam tego. :P

      No pewnie, że delikatnie. To kiedy wybierasz się na seans? :P

      Usuń
    4. Oj, zasypało mnie. Cała Hajnówka pod śniegiem. Nie wyjadę stąd, a przynajmniej dopóki film jest w kinach... :P
      Ojej no dobra, ściągnę. Albo online obejrzę. Ale zastrzegam sobie prawo do wyłączenia po kilku minutach, jak nie dam rady! ;)

      Usuń
    5. Przydałby Ci się Pieczka i jego objazdowe kino (patrz: "Historia kina w Popielawach" mojego ukochanego Kolskiego). Jemu nie straszne śniegi i mrozy. :)

      Ok, ale pod warunkiem, że scenę z Hathaway (utwór "I Dreamed A dream") też obejrzysz. :P

      Usuń
    6. A mogę samą scenę, w ramach kompromisu? Na youtube pewnie jest... :)

      Usuń
    7. Twardo negocjujesz. :P
      Nie wiem czy jest. Nie szukałam zbyt intensywnie, ale chciałam wrzucić filmik do notki i nie bardzo mogłam jakiś znaleźć.

      Usuń
    8. Mnie się nie spieszy, ja se poczekam... :P

      Usuń
    9. I nie będzie Ci smutno? Nie wierzę. :P

      Usuń
  9. Powiem szczerze, że też mi czegoś brakowało na linii Jackman - Crowe. Jakiegoś napięcia, zawziętości, strachu... Trochę bez wyrazu im wyszły te rzekomo skomplikowane relacje. Hathaway za to skradła moje serce - wcześniejsze jej role zazwyczaj mnie trochę drażniły, ale o Fantine naprawdę nie jestem w stanie zapomnieć :) Trzymam za "Nędzników" kciuki podczas rozdania Oscarów :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to w pełni się zgadzamy. Panowie w pojedynkę wypadli fajnie, w pojedynku już nie. ;)
      A Hathaway jest obłędna i bezbłędna. :)

      Usuń
  10. Miałam sobie darować ten film - nie czułam potrzeby konfrontowania go z książką. No ale... musical! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Darować? No wiesz? "ParaNormana" obejrzałaś a "Nędzników" nie chcesz? :P

      Usuń
  11. Mimo tylu dobrych opinii nie mogę się zdecydować, czy chcę zobaczyć ten film:) trailer zupełnie mi się nie podobał, chociaż uwielbiam musicale :) pewnie w końcu obejrzę z czystej ciekawości, ale raczej nie nastąpi to prędko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiać musicale i nie obejrzeć "Nędzników"? To jak podkochiwac się w Johnnym Deppie i nie obejrzeć "Piratów...". :P

      Usuń
  12. Ja w najbliższej przyszłości mam zamiar zakupić i przeczytać "Nędzników". Film również chętnie obejrzę. Myślę, że nie będzie to stracony czas:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym chciała przeczytać, ale musze poszukać jakiegoś fajnego egzemplarza, może na Allegro albo w antykwariacie uda mi się taki upolować. :)

      Usuń
  13. Nie mam serca do tego filmu, co gorsze nie wiem dlaczego, bo miusicale uwielbiam, co więcej obsada jest rewelacyjna. Film zbiera same pozytywne recenzje, teoretycznie nie powinnam mieć oporów przed wybraniem się do kina, ale niestety odpuściłam sobie ten seans i nawet mnie dusza nie zabolała ;-) No nie wiem co się ze mną dzieje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pewnie ta pogoda, tak na Ciebie działa. Przyjdzie wiosna i nastrój się zmieni. Z tym, że wtedy filmu już w kinie nie będzie, więc może nie warto czekać. ;)

      Usuń
  14. Nie czytałem "Nędzników", ale na film do kina pewnie wybiorę się ze szkołą, a jak nie to od czego jest internet ;P.

    Pozdrawiam!
    Melon

    PS: Czy nadal Twoją ulubioną tematyką książek jest miłość nieśmiałych nastolatek do przystojnych piłkarzy ;D?! Czy już Ci się to znudziło ;P...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Internet jest od tego, żeby sprawdzić o której jest seans w kinie, albo czy film jest już na dvd. ;)

      Nieeee... Zabrakło przystojnych piłkarzy. :P

      Usuń
    2. No właśnie o sprawdzenie godziny seansu mi chodziło... no wiesz, nie podejrzewałem Cię o to, iż myślałaś, że ściągam filmy ;P.

      Usuń
    3. Wybacz. Wiem, że okrutnie zraniłam Cię tym paskudnym podejrzeniem. :P

      Usuń
  15. Wydaje mi się, że jest książka, z którą z chęcią bym się zapoznała:)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.