wtorek, 3 października 2017

Granda 2017 - dzień trzeci



Trzeci dzień Grandy jasno dowiódł - nie wystarczy stawić się pół godziny wcześniej na spotkaniu z Remigiuszem Mrozem, bo to wcale nie gwarantuje miejsca w pierwszym rzędzie. Sam autor nie zdążył nawet wejść do budynku, a już złożył pierwsze autografy. Istniało ryzyko, że do spotkania wcale może nie dojść, a Remigiusz książki będzie podpisywał do wieczora, ale na szczęście nad wszystkim czuwał Piotr Sternal z wydawnictwa Czwarta Strona.





Remigiusza Mroza udało się doprowadzić za kulisy i po chwili mogło rozpocząć się pierwsze z niedzielnych spotkań. O winie popularności rozmawiali pisarze Katarzyna Puzyńska i Remigiusz Mróz oraz specjaliści od marketingu - Agnieszka Obrzut-Budzowska (Wyd. Prószyński i S-ka) oraz Piotr Sternal (Wyd. Czwarta Strona i Wyd. Poznańskie). Nad niesfornymi rozmówcami czuwała czuwała Ewa Dobosiewicz.

Jeśli ktoś wyszedł z tego spotkania bez banana na paszczy to znak, że cierpi na ostry niedobór poczucia humoru. Młodzi, zdolni, kreatywni rozsiedli się na scenie i opowiedzieli o tym jak wygląda ich praca, współpraca, promocja autorów i ich twórczości. 

Przyjrzeliśmy się wizerunkom naszych pisarzy (markom jak próbowała określać ich prowadząca, z czym nie zgodził się Piotr Sternal woląc używać określenia fenomen). 

Katarzyna Puzyńska
Punkrockowa pisarka z licznymi tatuażami, która książki promuje z siekierą w dłoni. Premierę Czarnych Narcyzów uświetnia rockowy zespół śpiewający utwór z tekstem jej autorstwa, a ona sama jest najlepszą odtwórczynią roli trupa w historii kina (widziałam na żywo, więc nikt mnie nie przekona, że nie!).

Remigiusz Mróz
Zdyscyplinowany, pracoholik, który nie każe czytelnikom zbyt długo czekać na kolejną książkę. Tworzy w dresie, ale publicznie zawsze występuje w garniturze. Jest bardzo rozpoznawalnym zwolennikiem stosowania w toaletach pisuarów buforowych. (Pytanie Piotra Sternala o to po czym rozpoznaje się autora w toalecie pozostawmy bez odpowiedzi).

Co łączy naszych pisarzy? Pracowitość, szacunek dla czytelników (sami zajmują się social mediami, odpisują na wiadomości, chętnie spotykają się z czytelnikami w realu) i wierność samym sobie. Jeśli pojawi się pomysł sprzeczny z ich przekonaniami czy stylem bycia, nawet urok Agnieszki i Piotra nie przekona ich do zmiany zdania (a możecie mi wierzyć, oni potrafią być bardzo przekonujący). Dlatego też nasi autorzy wciąż nie pojawili się w pewnym programie celebryckim, dlatego Remigiusz uparcie występuje w krawacie (chcąc sobie "odbić" pisanie w dresie i koszuli w kratę), a Kasia nie da się drugi raz namówić na wystąpienie na wybiegu.

Co łączy naszych marketingowców? Oboje tryskają pomysłami i potrafią wykorzystać mocne strony oraz naturalne cechy pisarzy. Akcje promocyjne dopasowują do charakterów pisarzy, którzy także biorą czynny udział w procesie obmyślania kampanii.

Agnieszka Obrzut-Budzowska uważa, że tekst i pisarz są najważniejsi i jeśli prezentują odpowiedni poziom to mają szansę zaistnieć, ale dodatkowa obudowa marketingowa sprawia, że szybciej trafiają do grupy czytelniczej, nie nikną w powodzi nowości. 

Piotr Sternal docenia siłę social mediów, które dają czytelnikom możliwość poznania autora, rozmowy z nim, co jest cenne zwłaszcza, gdy czytelnik nie ma sposobności dotarcia na spotkanie na żywo. Cenny jest też natychmiastowy feedback, który gwarantują portale społecznościowe. 

Zarówno pisarze jak i spece od marketingu przerzucali się anegdotami tworząc na scenie małe show, które udowodniło, że dobre zgranie w zespole i poznanie siebie nawzajem to klucz do udanej współpracy. 



Agnieszka Obrzut-Budzowska

Katarzyna Puzyńska


Remigiusz Mróz

Piotr Sternal



oscarowa rola trupa w wykonaniu Katarzyny Puzyńskiej


Po spotkaniu do autorów wiły się dłuuuuuugie kolejki czytelników żądnych autografów i rozmów.





Kolejne spotkanie zapowiadało się bardziej serio. Poprowadziła je dr Katarzyna Błażejewska. ...Aby język giętki, powiedział wszystko, co pomyśli głowa - pod tym tajemniczym tytułem kryło się wyzwanie dla wielkopolskich Katarzyny Kwiatkowskiej i Ryszarda Ćwirleja

Nie wiem co by było, gdyby Raymond Chandler przepisał powieść Jane Austen posługując się językiem jakim pisał serię z Marlowem, ale już wiem jak fragment kryminału Gai Grzegorzewskiej (która ku rozczarowaniu Ryszarda Ćwirleja wciąż osadza akcje powieści daleko pod porządnych wielkopolskich miast) zinterpretowali wielkopolscy pisarze.

Eksperyment wyszedł równie ciekawie co zabawnie, bo oto twardą, brutalną współczesną prozę rodem z krakowskich blokowisk usłyszeliśmy w wydaniu autorki piszącej kryminały retro osadzone w polskiej rzeczywistości XIX wieku i autora, z dużym poczuciem humoru, którego najpopularniejszy cykl rozgrywa się w czasach PRL-u. 

Gaja Grzegorzewska odczytała fragment Kamiennej nocy (dość nietypowy dla autorki, bo bez przekleństw), a następnie oddała głos Katarzynie Kwiatkowskiej, która dostosowała i język, i realia do czasów, w jakich zwykła osadzać swoje własne fabuły. Posłaniec dostaje miedziaka, główna bohaterka nosi gorset, brak telefonów komórkowych wymusza nie tylko sięganie po słuchawkę zupełnie niemobilnego sprzętu, ale i proszenie o połączenie z danym numerem, a bohaterowie posługują się gwarą wielkopolską.

Ku mojemu zaskoczeniu, Ryszard Ćwirlej nie adaptował współczesnej krakowskiej historii do realiów wielkopolskiego PRL-u, ale zupełnie inaczej podszedł do tematu. Postanowił wziąć w obronę jedną z bohaterek cytowanego tekstu, oskarżaną o "złe rzeczy" sprzątaczkę i wyjaśnić przyczyny "haniebnego spóźnienia" sprzątaczki. 

Dalsza część spotkania upłynęła m.in. na temat językowych rozważań, było o gwarach, przekleństwach (w tym jakże wulgarnej "psiej kostce"), wychodzeniu na pole w Krakowie i na dwór w Poznaniu, podsłuchiwaniu, dostosowywaniu języka do realiów czy dobrych stronach obserwacji uczestniczących (zwłaszcza tych związanych z uczestniczeniem w życiu knajpianym). Całość zamknęła dramatyczna opowieść o utraconym przez Gaję Grzegorzewską sporym fragmencie książki pożartym przez komputer, czyli o złośliwości rzeczy martwych i o tym jak się przed nią chronić.



Gaja Grzegorzewska

Katarzyna Kwiatkowska

Ryszard Ćwirlej




A co po spotkaniu? Wiadomo! Autografy. W nieco innym miejscu niż zwykle, bo kolejka do Remigiusza Mroza wciąż nie miała końca.




A ja tymczasem korzystając z przerwy zamieniłam kilka słów z kreatywnym duetem marketingowo-pisarskim i poznałam odpowiedź na pytanie o to jak bardzo boli zrobienie tatuażu na szyi. Zainteresowanym odpowiadam. Bardzo.




Kolejne spotkanie nie było poważne ani w zamierzeniu, ani w efekcie. Jak zabić śmiechem i nie dać się złapać? Rozmówcy Anny Misztak mają w tym wprawę, bo mordują i rozśmieszają regularnie, a wciąż chodzą na wolności. Olga Rudnicka, Marta Obuch i Alek Rogoziński zapewniają czytelnikom sporą dawkę rozrywki, choć wydawałoby się, że historie kryminalne to jednak poważna sprawa. Gdy jednak Olga Rudnicka bierze się za betonowanie trupów, trudno zachować powagę, choć może się jednak powinno... Gdy Alek Rogoziński oznajmił, że mordowanie wchodzi w krew, na twarzy autorki nie tylko nie było widać strachu, ale ona sama sprawiła, że jej kolega po piórze musiał serwować się ucieczką na wieść, że Olga zdecydowanie częściej zabija mężczyzn niż kobiety. Całe szczęście, że stolik z Ikei to twarda sztuka, bo owa ucieczka mogła się skończyć tragedią na żywo.

Szybko się okazało, że Olga Rudnicka i Alek Rogoziński nie zamierzają wystąpić w rolach mordercy i ofiary, za to tworzą tryskający humorem duet nie do opanowania. Ona opowiadała o śmiechu w czasie pogrzebu, on o histerycznym śmiechu podczas swojego pierwszego po wielu latach spotkaniu z wiarą (taka tam metafora, pod którą kryje się próba rozjechania autora na pasach przez księdza) i związaną z tym obowiązkową tomografią głowy. Ona mówiła o nauce płynącej z krytycznych recenzji, on o blogerach-męczennikach, którzy krytykują kolejne jego książki, co nie przeszkadza im w czytaniu następnych. 

Anna Misztak w trudnej roli Master of puppets dzielnie panowała nad Alkiem gładzącym z czułością kanapę, Olgą niezrównaną w pisaniu bajek o jednorożcach i Martą eksponującą biust mimo grzecznej koszulki. 

Marta Obuch okazała się mistrzynią opanowania i filozoficznym głosem rozsądku w całej tej zwariowanej karuzeli anegdot. Pisanie określiła jako formę terapii, cytując przy okazji Platona: Nie znam niezawodnego sposobu na sukces, ale znam sposób na nieuchronną porażkę - starać się każdemu dogodzić. Humor określiła jako pojęcie intelektualne, oznajmiając, że inteligencja idzie w parze z poczuciem humoru i oczywiście nikt ze zgromadzonych temu nie zaprzeczył. Autorka przyznała też, że pisarz zawsze podsłuchuje zbierając w ten sposób materiały do książek. Temu także nie zaprzeczył nikt.

Spotkanie można podsumować tak: bez google zabijanie byłoby trudniejsze, a patrząc na świat warto przymrużyć oko i nie brać wszystkiego na serio.




Olga Rudnicka

Alek Rogoziński

Marta Obuch


spotkanie prowadziła Anna Misztak (to jest ten moment, kiedy Olga mówi o mordowaniu, a Alek testuje wyrób Ikei)
  






Uśmiechnięci od ucha do ucha zaczęliśmy kolejne spotkanie. Justyna Zimna rozmawiała z Martą Guzowską i Jakubem Szamałkiem Wspólnie zastanawiali się nad tym Gdzie leży tajemnica pogrzebana? Bo w końcu kto lepiej będzie orientował się w tym temacie niż archeolodzy i pisarze w jednym?

Marta Guzowska specjalizująca się w prehistorii i Jakub Szamałek, który woli pracę z tekstami, snuli wspomnienia z wykopalisk, opowiadali o faktach i zmyślaniu w archeologii, o tym, że gdy nie wiadomo do czego coś służy, to zwykle zakłada się, że do celów kultowych. Pracę archeologa porównali do pracy detektywa, ot zafascynowane metodą stratygrafii CSI Starożytność.

Wychowani na Indianie Jonesie pewnie byliby zawiedzeni tym, z czym kojarzą się wykopaliska tym, którzy sami brali w nich udział. Jakub Szamałek wspominał pobudki o 5 rano, machanie kilofem zamiast lżejszej pracy pędzelkiem, doskwierający upał czy grasujące w łóżku pluskwy. Marta Guzowska wcale wspomnianego pędzelka sympatią nie darzy, ulewy w Nadrenii i praca w błocie wciąż tkwią w jej pamięci, a skutkiem ubocznym pracy archeolożki jest niechęć do przekopywania grządek (to jest ten moment, w którym Jakub Szamałek mógł się zareklamować jako fachowiec w operowaniu szpadlem).

Co jest celem naszych pisarzy-archeologów? Sprzedać wiedzę w taki sposób, by nie zanudzić czytelników. I tak sobie myślę, że gdyby zekranizowano ich książki, i gdyby ich pomysł na obsadzenie głównych ról męskich mógł wejść w życie, to Marcin Dorociński zarówno w roli Maria, jak i Leocharesa, z pewnością do sprzedaży owej wiedzy by się przyczynił. 




Jakub Szamałek

Marta Guzowska

Do szczęścia brakuje mi już tylko dwóch autografów - Marty Mizuro i Małgorzaty Sobieszczańskiej.



Ostatnie spotkanie sprawiło, że po nim ochoczo ruszyliśmy na zakupy. Poprowadził je Piotr Bojarski, pisarz i dziennikarz, a przy okazji sprawca tego pozytywnego zamieszania. Rok temu zaprosił dziewięciu pisarzy do wspólnego napisania zbioru opowiadań. Nie odmówił mu nikt, co z jednej strony nie dziwi, bo cel jest szczytny, z drugiej - cieszy ogromnie tak jak cieszyć potrafi tylko bezinteresowne dobro.

Joanna Opiat-Bojarska, Gaja Grzegorzewska, Olga Rudnicka, Joanna Jodełka, Ryszard Ćwirlej, Wojciech Chmielarz, Michał Larek, Bohdan Głębocki, Marcin Wroński (niestety na spotkaniu nieobecny) i Piotr Bojarski napisali po jednym opowiadaniu kryminalnym, które znalazły się w zbiorze Trupów hurtowo trzech. Na spotkaniu mieliśmy okazję posłuchać o każdym z tekstów, co okazało się świetną reklamą książki, bo chętnych do jej zakupienia nie brakowało (wiem coś o tym, sama pobiegłam po swój egzemplarz).

Dochód ze sprzedaży książki zostanie przeznaczony na budowę poznańskiego Domu Autysty, gdzie dorosłe osoby z autyzmem będą miały zapewnione bezpieczne warunki i profesjonalną opiekę. 

Na spotkaniu był też obecny prezes Fundacji Dom Autysty w Poznaniu, Adam Kompowski, który krótko opowiedział o projekcie.



Piotr Bojarski

Wojciech Chmielarz

Joanna Opiat-Bojarska

Bohdan Głębocki

Michał Larek

Olga Rudnicka

Gaja Grzegorzewska

Ryszard Ćwirlej

Joanna Jodełka

Adam Kompowski






Po spotkaniu do autorów ustawiła się długa kolejka chętnych po autografy.










Mam i ja!




Pewnie wypadałoby jakoś podsumować te trzy dni na Grandzie, ale myślę, że trzy relacje są najlepszym podsumowaniem.  Mnóstwo spotkań, rozmów, śmiechu, wiedzy, zdjęć, autografów, po prostu dobrej zabawy. Warto w tym uczestniczyć, wysunąć nos z książki i poznać ludzi, dzięki którym ten literacki świat tak cudnie się kręci. Pisarzy, wydawców, marketingowców, specjalistów, a także czytelników.

Pełnym energii Grandziarom dziękuję za trzecią już edycję i cóż... do zobaczenia za rok!



Zobacz też:


8 komentarzy:

  1. Ależ zazdroszczę! Takie imprezy to naprawdę super sprawa! Sama z przyjemnością wybrałabym się, gdyby tylko pozwalał mi na to wolny czas.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle fajnych autorów, emocji, autografów i wspomnień. Oby więcej takich wydarzeń! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie żałuję, że nie mogłam tam być, ale mam nadzieję, że innym razem się uda :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Posłuchałabym o giętkości języka... Świetne te wykłady!

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.