Stał tutaj. Wypchany Murzyn z Banyoles. W prawej ręce trzymał włócznię, w lewej - tarczę. Czujny, nieco skulony, z uniesionymi rękami. Na wpół nagi, był ubrany tylko w ozdobę z rafii i włochatą, pomarańczową przepaskę biodrową. Miał nieludzko czarną skórę. Nie wiedziałem, że ludzie mogą być tak czarni oraz tacy mali i wątli. Okazało się, że El Negro jest dorosłym mężczyzną, choć skóra i kości, ledwo sięgał mojego łokcia. Stał w szklanej gablocie pośrodku dywanu. Do cokołu przykręcono tabliczkę z napisem: BUSZMEN Z PUSTYNI KALAHARI.
Czułem, że zacznie się ruszać, czułem to silniej niż w przypadku kajmanów. Lub ze na sekundę zwróci wzrok prosto na mnie. Oskarżająco? Ze złością, że go podglądamy? To nie był gabinet madame Tussauds. Nie patrzyłem na iluzję stwarzającą pozory rzeczywistości. Ten Buszmen nie był zatrważająco dobrze wykonanym odlewem woskowym i nie był przypadkowo znalezioną na torfowisku mumią innego gatunku. To był człowiek, wypatroszony i wypchany jak zwierzę[1].
Przypadek
Wyobraź to sobie. Zwiedzasz muzeum historii naturalnej. Przechodzisz z sali do sali. Mijasz wypchane kajmany wyglądające, jakby miały capnąć cię w rękę jeśli tylko zbliżysz się do nich za bardzo, spreparowane kolibry, papugi, kanarki, wreszcie ssaki z małpami wyglądającymi jak żywe. W końcu stajesz przed gablotą nie wierząc własnym oczom. Eksponatem na wprost ciebie jest... spreparowany człowiek.
Coś takiego przydarzyło się Frankowi Westermanowi. Był rok 1983, mężczyzna miał wówczas dziewiętnaście lat i podróżował po Hiszpanii autostopem. W katalońskim Banyoles wylądował przypadkiem, ale wiesz jak to jest. Przypadki często wpływają na nasze życie o wiele mocniej niż celowe działania.
Tak właśnie było i tym razem. Eksponat z Muzeum Historii Naturalnej Dardera ogromnie zadziałał na wyobraźnię młodego studenta. I tak zaczęła się ta historia.
Śladami buszmena z Banyoles
Właściwie chciałem o nim wiedzieć wszystko. Kim był? Ale też kto go wypchał i w jakim celu? Co za ludzie przywieźli go do Europy, sprzedali i umieścili w muzeum? Czy miał reprezentować gatunek prymitywnego człowieka? I czy z czasem zmienił się sposób patrzenia na niego?[2]
Dziennikarz rusza śladami El Negro, którego ciało dopiero w 1997 roku zdjęto z wystawy i który jeszcze kilka lat musiał poczekać na pochówek. Nie obyło się wówczas bez protestów, bez oburzenia wielu mieszkańców Banyoles. To oraz próby odtworzenia historii buszmena stało się dla autora pretekstem do poruszenia tematu rasizmu w rozmaitych jej odmianach, czasach i miejscach.
Frank Westerman grzebie w archiwach, bibliotekach. Jedzie do Banyoles, Barcelony, Paryża, Kapsztadu, Kimberley, Gaborone. Rozmawia z ludźmi. Zbiera informacje. Opowiada. Interpretuje. Stara się dociec prawdy. Przywrócić godność człowiekowi potraktowanemu jak zwierzę.
El Negro i ja to z jednej strony opowieść o próbie zrekonstruowania losów buszmena z Banyoles, a z
Inność
El Negro i ja to z jednej strony opowieść o próbie zrekonstruowania losów buszmena z Banyoles, a z
drugiej strony coś znacznie więcej niż historia tego jednego człowieka. Holenderski dziennikarz bierze na tapet temat rasizmu, niewolnictwa, kolonializmu. Przygląda się, jak zmieniało się podejście do tych tematów przez lata. Jak wyglądają objawy rasizmu kiedyś, jak wyglądają dziś. Jego reportaż to efekt dziennikarskiego śledztwa i doświadczeń związanych z pracą w różnych regionach świata. Stąd spotkanie z rebeliantami w Sierra Leone, opowieści o peruwiańskich terrorystach czy niepokojące kadry z Jamajki, gdzie można znaleźć na ulicy tabliczki głoszące "tylko dla czarnych".
Reportaż Franka Westermana ma swój emocjonalny ciężar, ale napisany jest przystępnie, prostym językiem. Rytm czytania zaburzają nagłe przeskoki autora z tematu El Negro na tematy pozornie z nim niezwiązane. Trochę dezorientujące zdawało mi się przerzucanie czytelników na Jamajkę czy do Peru, choć ostatecznie zrozumiałam celowość tego zabiegu, próbę pokazania problemu rasizmu w różnych odsłonach.
El Negro i ja to opowieść o inności. Odrzucanej. nietolerowanej, karanej.
Reportaż Franka Westermana ma swój emocjonalny ciężar, ale napisany jest przystępnie, prostym językiem. Rytm czytania zaburzają nagłe przeskoki autora z tematu El Negro na tematy pozornie z nim niezwiązane. Trochę dezorientujące zdawało mi się przerzucanie czytelników na Jamajkę czy do Peru, choć ostatecznie zrozumiałam celowość tego zabiegu, próbę pokazania problemu rasizmu w różnych odsłonach.
El Negro i ja to opowieść o inności. Odrzucanej. nietolerowanej, karanej.
Frank Westerman El Negro i ja Wyd. Dowody na istnienie 2015 248 stron |
[1] Frank Westerman, El Negro i ja, przeł. Małgorzata Woźniak-Diederen, Wyd. Dowody na Istnienie, 2015, s. 17.
[2] Tamże, s. 44.
Bardzo mnie zaciekawiła :) Takie książki lubię.
OdpowiedzUsuńWięc koniecznie przeczytaj. :)
UsuńTrudno uwierzyć w to, że taki "eksponat" był pokazywany w muzeum jeszcze 20 lat temu :/ Zaintrygowała mnie ta książka.
OdpowiedzUsuńMnie też to zszokowało.
UsuńStraszne! Do czego człowiek jest zdolny ... Obowiązkowo przeczytam ten reportaż. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńUdanej lektury!
UsuńChętnie czytam reportaże. Przypomniałaś mi, ze już dawno do nich nie sięgałam :)
OdpowiedzUsuńCieszę się. :)
UsuńTen wypreparowany człowiek naprawdę był?
OdpowiedzUsuńNaprawdę.
UsuńZapowiada się całkiem niezła książka, przeczytam z wielką chęcią!
OdpowiedzUsuńPolecam!
UsuńAle historia... Aż nie do wiary, że coś takiego miało miejsce...
OdpowiedzUsuńTeż nie mogłam w to uwierzyć.
Usuń