wrzesień 2015 |
Sewilla - miłość do drugiego wejrzenia (o trudnych początkach przeczytacie w pierwszych akapitach notki o przepięknej Trianie) i jedno z tych miejsc, do których chce się wracać w kilka chwil po tym, jak się je opuściło. Pamiętajcie, dwa dni w tym mieście to za mało! Sewilla zasługuje na dużo więcej uwagi.
Ponieważ w Rondzie nie zdecydowaliśmy się na zakup biletów na corridę, a w związku z trwającą tam feerią inny sposób dostania się na arenę nie był możliwy (chyba, że w przebraniu byka, ale to mogłoby się źle skończyć - dla matadora, oczywiście) wybraliśmy się na zwiedzanie areny i muzeum w Sewilli (Plaza de Toros de la Maestranza de la Caballería de Sevilla). Strzał w dziesiątkę!
Corrida budzi wiele kontrowersji. Trudno się temu dziwić, gdy zna się jej przebieg, gdy ma się świadomość, że dla zwierzęcia to wyrok śmierci i choćby nie wiem jak waleczne było, przyjdzie mu umrzeć. Jeśli nie na arenie, to po zakończeniu krwawego spektaklu. Wcześniej byk wiele będzie musiał wycierpieć, bo składająca się z kilku etapów walka to nie machanie czerwoną płachtą przed nosem rozjuszonego zwierzęcia, ale ból zadawany lancami i banderillami wbijanymi w grzbiet przez pikadorów i banderilleros. Tak osłabione zwierzę spotyka się z matadorem, jeśli nie swoim mordercą, to na pewno katem.
Brzmi okrutnie i takie jest, a jednak corrida cieszy się
zainteresowaniem od wielu lat, choć, z tego co dowiedzieliśmy się w
Sewilli, zainteresowanie to stopniowo spada. W Setenil de las Bodegas
w oczy rzucił nam się plakat informujący o manifestacji przeciwko
organizowaniu corridy, a w Sewilli trybuny nie zawsze są pełne.
Przewodniczka po Plaza de Toros nie była pewna, czy to drugie to efekt
wzrostu świadomości Hiszpanów czy mnogość innych rozrywek sprawiła, że
popularność corridy spada, ale fakt pozostaje faktem - spada liczba chętnych do oglądania krwawego show. Od 1991 roku organizowanie corridy zabronione jest na Wyspach Kanaryjskich. Od czterech lat corrida jest zakazana także w Katalonii.
Sewilla jest uważana za drugi (po Madrycie) ośrodek corridy, a tutejsza arena walki z bykami jest najstarszą w Hiszpanii. Może pomieścić 13,5 tys. widzów. Jest trzecim (po katedrze i rezydencji Alcazar) najczęściej odwiedzanym przez turystów miejscem w mieście. Arenę znajdziecie tuż przy brzegu rzeki Gwadalkiwir, w dzielnicy El Arenal. Dostępna jest dla zwiedzających, którzy nie tylko mają okazję znaleźć się na trybunach, ale także zajrzeć do Museo Taurino zawierającego eksponaty związane z corridą.
Przed owalnym budynkiem stoją rzeźby. Pierwsza z nich uwiecznia Marię de las Mercedes Burbon, matkę króla Jana Karola I, miłośniczkę walk z bykami oraz kultury andaluzyjskiej, zafascynowaną Sewillą.
Druga przedstawia podobiznę Curro Romero, żyjącej legendy corridy. Podczas swojej 42-letniej kariery, torreador brał udział w ponad 900 walkach. Na emeryturę przeszedł kilkanaście lat temu, w wieku 66 lat.
Z drugiej strony ulicy, na Plaza de Torros spogląda Carmen z opery Bizeta. Podobno w tym miejscu Cyganka została zamordowana przez zakochanego w niej Don José, który zazdrosny o torreadora Escamillo i rozgoryczony nieszczęśliwą miłością, zabija Carmen sztyletem.
Zwiedzanie areny i muzeum odbywa się z przewodnikiem po angielsku i hiszpańsku. Kolejne grupy wpuszczane są co dwadzieścia minut. Oczekując na naszą kolej, przyglądaliśmy się pamiątkom dostępnym w sklepiku. Ostatecznie wróciłam z podobizną matadora na magnesie.
Budowę areny walk z bykami zaczęto w 1761 roku, a zakończono dopiero w... 1881 roku, jednak walki organizowano już w pierwszej połowie XVIII wieku. Występ na niej jest marzeniem każdego hiszpańskiego matadora. Wraz z przewodniczką zwiedziliśmy najpierw arenę, później muzeum.
Muszę przyznać, że miejsce to robi wrażenie i choć trudno powiedzieć, bym uważała corridę za świetną rozrywkę, chciałabym ją raz zobaczyć na własne oczy. Być może uda mi się to kiedyś w okresie Świąt Wielkanocy, bo moim wielkim marzeniem jest spędzenie w Andaluzji właśnie tego okresu, czasu Semana Santa. W Poniedziałek Wielkanocny w Sewilli zaczyna się sezon corridy, który trwa do Ferii de Abril, tygodniowego święta rozpoczynającego się dwa tygodnie po zakończeniu Semana Santa. Od maja do października, walki odbywają się już tylko w weekendy.
Grzejąc się po słonecznej stronie trybun, słuchaliśmy opowieści naszej przesympatycznej przewodniczki. Opowiadała ona o etapach corridy, tłumaczyła kto którędy na arenę wchodzi i kogo, którędy wynoszą. Cena miejsc na trybunach zależy od tego, czy znajdują się one po stronie słonecznej, czy w cieniu. W miejscu, w którym siedzieliśmy przed południem, po południu będzie cień, a to oznacza, że cena za bilet będzie wyższa.
Po wysłuchaniu przewodniczki i zrobieniu pamiątkowych zdjęć ruszyliśmy do muzeum. Podobało mi się to, że nikt nas nie poganiał. Przewodniczka kilka razy powtarzała, że na arenę już nie wrócimy, żebyśmy spokojnie wszystko obfotografowali, a ona poczeka. W ogóle atmosfera była bardzo miła, grupa ciekawska, a nasza ekspertka od corridy sympatyczna, cierpliwa i kompetentna.
W muzeum mogliśmy obejrzeć wystawę malarstwa dotyczącego corridy. Obrazy pochodzą z XVIII, XIX i XX wieku.
Było także mnóstwo innych interesujących eksponatów. M.in. plakaty, stroje torreadorów, rzeźby, broń używana w walce, czy głowy byków, w tym tego, który jako jeden z bardzo nielicznych został nagrodzony za waleczność i po corridzie nie tylko nie został zabity, ale mógł spokojnie dożywotnio skubać trawę nie drżąc o swoje rogate życie.
Wysłuchaliśmy m.in. opowieści o Manolete, jednym z najsłynniejszych hiszpańskich matadorów, który zginął na arenie w wieku trzydziestu lat oraz o dwóch rywalach z lat pięćdziesiątych. Luis Miguel Dominguín i Antonio Ordoñez stali się nawet bohaterami prozy Ernesta Hemingwaya.
Poza muzeum, mogliśmy zajrzeć m.in. do stajni i kaplicy, w której matadorzy modlą się o powodzenie w walce. Przewodniczka opowiadała nam o trudnej drodze jaką muszą przejść matadorzy i o tym jak niełatwo trafić do zawodowej czołówki (choć zarobki i sława warte są wysiłku).
Arenę opuściliśmy ogromne zadowoleni i równie ogromnie Wam to miejsce polecam. Ciekawa wystawa, ważny element hiszpańskiej kultury, świetna atmosfera. To był dobrze spędzony czas.
Arena Corridy - informacje praktyczne
Godziny otwarcia:
- XI - III - 9.30 - 19.00
- IV - X - 9.30 - 21.00
Wstęp:
- dorośli 7 € - osoby pow. 65 roku życia, emeryci, studenci - 4 €
- dzieci (pod opieką dorosłych) w wieku 7-11 lat - 3 € (młodsze - wstęp bezpłatny)
Zwiedzanie:
- z przewodnikiem (po angielsku i hiszpańsku)
- grupy wpuszczane co 20 minut
Zamknięte: 25 grudnia
Zobacz też:
*** PODRÓŻE ***
*** LITERATURA HISZPAŃSKA ***
Sewilla jest miastem, które marzy mi się od bardzo dawna i przyznaję, że Twoja fotorelacja przywróciła chęć jej odwiedzenia :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSewilla jest przepiękna!
UsuńO rany, ależ długo budowano tę arenę, od roku 1761 do 1881. Sto dwadzieścia lat. To chyba rekord :) Nie dałabym rady oglądać walk z bykami. Jestem przeciwniczką takich "rozrywek".
OdpowiedzUsuńTrochę im to zajęło. :P
UsuńJa też nie wiem, czy dałabym radę. Mąż twierdzi, że nie.
Tylko tych byków mi żal...
OdpowiedzUsuńWcale mnie to nie dziwi.
UsuńPięknie opowiadasz! Choć do tej pory to miejsce mnie nie interesowało to chciałabym zobaczyć na własne oczy ;)
OdpowiedzUsuńW Sewili jest absolutnie przepięknie. Sama nie wiem, co podobało mi się tam najbardziej.
UsuńI znowu Ci zazdroszczę :D Świetnie, że nie musiałaś się spieszyć z robieniem zdjęć i przewodniczka była kompetentna, co jak co ale osoby, które oprowadzają po danym miejscu muszą go znać niemal na wylot.
OdpowiedzUsuńLeonZabookowiec.blogspot.com
Niby muszą, ale z przekazywaniem wiedzy różnie bywa. Niektórych słucha się tak, jak lektorów przewodników, a inni naprawdę opowiadają z pasją i chętnie odpowiadają na dodatkowe pytania.
UsuńZa nic na świecie nie poszłabym na taki spektakl. Dla mnie jest to barbarzyństwo, nie rozumiem tego. A już branie dzieci na coś takiego to dla mnie kompletne wariactwo.
OdpowiedzUsuńSama budowla bardzo ładna, ale mogłaby już służyć do innych celów...
W Rondzie, gdy staliśmy przy arenie w chwili, gdy opuszczali ją widzowie, widziałam też wychodzące dzieci. Przyznam, że trochę mnie to zdziwiło.
UsuńChociaż jestem zdecydowaną przeciwniczką walki byków, arena w Sewilli mnie zachwyciła. A walka toreadorów to dosyć ciężka sprawa jest. Czy wiesz, że ich "wdzianko" waży ok 5 kg?
OdpowiedzUsuńBardzo podobało mi się muzeum i loża dla "VIP" na arenie.
5 kg? Nie wiedziałam. Faktycznie, zadanie niełatwe. Przewodniczka mówiła o tym, jak trudno jest zostać torreadorem z górnej półki, bo jeden z wycieczkowiczów był bardzo ciekawy, ile trzeba się szkolić, żeby zarabiać taką kasę, jaką oni dostają. :D
UsuńNie wiem, czy to kwestia mojej ignorancji czy naiwności, ale byłam pewna, że w obecnych czasach corrida to spektakl, pokazanie jak kiedyś wyglądały tradycyjne walki byków, ale bez krzywdy dla zwierząt. Aż w głowie się nie mieści, że w XXI wieku w Europie dopuszcza się takie batbarzyństwo.
OdpowiedzUsuńSą też bezkrwawe corridy, ale to zdecydowanie mniejszość.
UsuńJak pięknie! Z wielką przyjemnością odwiedziłabym to miasto.
OdpowiedzUsuńSewilla jest zdecydowanie piękniejsza niż na tych zdjęciach. :)
UsuńSevilla i Cadiz to moje następne cele choć kusi mnie też bardzo powrót do Madrytu. Tamtejsza arena robi większe wrażenie. ale niestety mogliśmy zwiedzić tylko darmowe muzeum, na arenie przygotowywane były akurat występy i nie było wstępu
OdpowiedzUsuńW Rondzie miałam tak samo - to był okres corridy i na zwiedzanie nie było szans, a na corridę jakoś nie potrafiłam się zdecydować.
UsuńA Madryt chciałabym kiedyś zobaczyć, ale najpierw mam kilka innych hiszpańskich miejscówek do zobaczenia. :)