niedziela, 8 maja 2016

Elisabeth Herrmann "Wioska morderców"
"Potwór z ogrodu zoologicznego"

Elisabeth Hermann
Wioska morderców
Wyd. Prószyński i S-ka
2016
552 strony
cykl Sanela Beara, t. 1

Samiec pekari to zbita masa mięśni, wąska głowa i małe ciemne oczka. Zwierzę drapało pazurami jakiś przedmiot, toczyło go przed sobą, obwąchiwało, a potem przewróciło na drugą stronę i zaczęło wdeptywać w ziemię. Przedmiot, który tak bardzo absorbował jego uwagę, był jasnego koloru, poplamiony krwią i miał pięć palców*.

Morderstwo popełniono w berlińskim zoo, ale to nie jest najważniejsze miejsce akcji. Śledztwo zaprowadzi nas daleko poza miasto, do pewnej niewielkiej wioski, jednej z tych, co wyglądają niepozornie, zwodzą swą senną atmosferą i zwiastują nudny pobyt pod czujnym okiem mieszkańców. To jednak tu wszystko się zaczęło i tu będzie miało swój koniec. Ale czy szczęśliwy? To już nie takie pewne.


Dziś na obiad ludzkie mięso


Wioska morderców niemieckiej pisarki Elisabeth Herrmann zaczyna się tak, że szybko staje się jasnym, że mamy do czynienia z kryminałem niebanalnym, choć to co najmroczniejsze otuli nas dopiero w drugiej połowie historii, wywołując nieprzyjemne dreszcze. Tymczasem w berlińskim zoo świętują pekari. Dziś na obiad rarytas - ludzkie mięso. Tego włochaci kuzyni naszych świnek jeszcze nie mieli okazji spróbować, a jako stworzenia wszystkożerne, nie pogardzą takim niespodziewanym posiłkiem. Radości pekari nie podzielają ani wychowawczyni, która zabrała na majową wycieczkę swą przedszkolną grupę, ani wezwana na miejsce policja, ani pracownicy ogrodu zoologicznego. 

Niewiele trzeba, by dojść do wniosku, że to nie makabryczny sposób na popełnienie samobójstwa, ani nieszczęśliwy wypadek - ktoś zamordował mężczyznę o nieustalonej tożsamości, a pozbycie się najważniejszego dowodu zbrodni postanowił przerzucić na południowoamerykańskie zwierzaki.

Na zapleczu zoo


Fakt, że świniokształtne zaprzęgnięto do takiej roboty, nie jest niczym nowym. Świnki karmił ciałami choćby Stephen King. Oczywiście nie osobiście. W życiu także zdarzały się w chlewikach nieszczęśliwe wypadki. Ale Elizabeth Hermann wykorzystała wszystkożerność pekari tworząc naprawdę intrygującą historię. Przy okazji opisywania tej makabrycznej zbrodni, zabrała czytelników i swoją główną bohaterkę na zaplecze berlińskiego zoo, co było bardzo ciekawą lekcją, a następnie na prowincję, co najpierw okazało się wyprawą tajemniczą i niebezpieczną, a później, ze sceny na scenę, coraz bardziej dramatyczną i mrożącą krew w żyłach.


Elisabeth Herrmann
źródło: Wikipedia


Dla nas to wycieczka na zaplecze zoo będzie interesująca, dla zresztą bohaterki też, ale o ile my wyjdziemy stamtąd z wiedzą dotyczącą tego skąd się bierze karma dla mięsożerców, a ponadto wyjdziemy bez szwanku, to już posterunkowa Sanela Beara takiego szczęścia mieć nie będzie. Za ciekawość zapłaci wysoką cenę. Silne wstrząśnienie mózgu, złamany obojczyk, głębokie rany lewego ramienia. Gips i bandaże. Wyglądała jak karykatura pechowego narciarza. Kto ją zaatakował, gdy węszyła po okolicy? Prawdopodobnie dostawca mięsa dla pekari, więc i tak miała w tym nieszczęściu szczęście. Czy obrażenia powstrzymały ją od wtykania nosa w śledztwo? Oczywiście, że nie.

Posterunkowa, która nie bała się ani mordercy, ani przełożonych


Za bardzo zależało jej na odkryciu prawdy, by zadowolić się aresztowaniem pracownicy zoo, która chwilę wcześniej z taką czułością trzymała w rękach drobne, mysie ciałka. Coś jej się w tym wszystkim nie zgadzało. Zbyt silny miała charakter, za bardzo była uparta, by słuchać tych, którzy sprowadzali ją do parteru, tłumacząc jej, że ma się trzymać od sprawy z daleka, rozkazującym tonem przełożonego dając jej do zrozumienia, że jako posterunkowa zupełnie się w tym śledztwie nie liczy (Potrzebne nam są fakty, a nie słabo opłacane krawężniki z przerostem ambicji, którym się wydaje, że są lepsi od swoich kolegów). Nie studzi jej zapału nawet fakt, że podejrzana Charlie Rubin, przyznała się do popełnienia zbrodni. Rozpoczyna własne śledztwo.

W tym samym czasie, profesor Gabriel Brock oraz towarzyszący mu młody psycholog Jeremy Saaler, mają ocenić poczytalność Rubin. Także i Saaler zbyt mocno zaangażuje się w wykonywaną pracę. I tak jak Beara, tak i on wpakuje się w coś, co może skończyć się tragicznie. Pomysł, że to, co dzieje się z zatrzymaną Ruby (a dzieje się źle), może mieć swe przyczyny w dzieciństwie spędzonym w brandenburskiej wsi Wendisch Bruch, nie jest głupi. Głupszym okazuje się pomysł wyprawy do owej wsi. Miejsca, w którym nie ma mężczyzn, a wycie psów kojarzy się diabelnie źle i nie zwiastuje niczego dobrego. 

Największa seria zabójstw, czyli świetny kryminał i pewne wątpliwości


Wioska morderców trzyma w napięciu. Im bardziej wgłębiamy się w historię, tym większy nasz niepokój, tym silniej przeradza się w strach. Elisabeth Herrmann stanęła na wysokości zadania. Jej powieść to sprawnie poprowadzona intryga kryminalna, napięcie godne najlepszego thrillera, interesujące tło zdarzeń, ciekawi, wiarygodni bohaterowie. W tle pobrzmiewa też echo przemian, jakie dotknęły kraj po 1989 roku. Mocna jest i warstwa kryminalna, i psychologiczna. Zwroty akcji przyśpieszają bicie serca, a odkrycia rozwiązania zagadki wprost nie można się doczekać. Finał jest mocnym akcentem tej historii. 

W tym wszystkim zazgrzytało mi tylko jedno, ale zazgrzytało dość mocno. Bo gdy z ust niemieckiego naczelnika wydziału kryminalnego padają słowa: Niech go [prokuratora] pani ode mnie pozdrowi i przekona, że być może mamy do czynienia z największą serią zabójstw w historii naszego kraju, bez względu na to, jak absurdalnie to może zabrzmieć, to zaczynam się zastanawiać o jakim kraju mowa. Bo chyba nie o naszym zachodnim sąsiedzie. I fakt, brzmi to absurdalnie.

Pomijając tę jakże łaskawą i nieprawdziwą ocenę historii Niemiec, Wioska morderców jest naprawdę dobrym kryminałem, zapewniającym sporą dawkę emocji. Mam wielki apetyt na drugi tom i równie wielką nadzieję, że szybko pojawi się on na polskim rynku.

Wioska wyglądała na wymarłą. Niektóre domy sprawiały wrażenie niezamieszkanych. Straszyły rozwalone płoty, zaniedbane żywopłoty, zarośnięte wejścia. Przy skrzyżowaniu w środku wsi stało kiedyś kilka sklepów. Na szarych ścianach, od których odpadły wielkie płaty tynku, widać było wyblakłe litery.
(...)
Zatrzymała samochód i wyłączyła silnik. Najpierw postanowiła znaleźć tych, którzy przeżyli tę cichą katastrofę, która się tu kiedyś wydarzyła.




***

Książkę polecam
wybierającym się do berlińskiego ogrodu zoologicznego
ciekawym skąd się bierze pokarm dla mięsożerców z zoo
planującym wyjazd do Brandenburgii
szukającym mrocznego, trzymającego w napięciu kryminału
poszukującym kryminałów z motywem małych, zamkniętych społeczności

***

* wszystkie cytaty oznaczone kursywą pochodzą z: Elisabeth Herrmann, Wioska morderców, przeł. Wojciech Łygaś, Wyd. Prószyński i S-ka, 2016.




26 komentarzy:

  1. Najbardziej intrygującym aspektem fabuły wydaje mi się ten związany z małymi, zamkniętymi społecznościami - ten dotyczący ogrodu zoologicznego już mniej, ale jest szansa, że autorce udało się zgrabnie połączyć oba, więc może się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie najpierw zaintrygował ogród (pomijając już samo morderstwo, to jakoś tak nigdy nie zastanawiałam się nad tym, jak wygląda organizowanie karmy dla mięsożerców, więc ten motyw wydał mi się bardzo ciekawy), a później wioska podbiła moje serce do reszty (choć to chyba niezbyt trafne sformułowanie).

      Usuń
  2. Wierzę, że "Wioska morderców" nie odpuszcza do końca i mam na nią ochotę już od czasu pierwszej zapowiedzi. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też. Wystarczyły mi rzut oka na okładkę i rekomendacja Agnieszki Tatery.

      Usuń
  3. Przyznam, że od czasów zapowiedzi, miałam ochotę na tę książkę. Pewnie w końcu ją dorwę w swoje ręce :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wątek morderstwa w ogrodzie zoologicznym kojarzy mi się z niemiecką autorką Nele Neuhaus, ale muszę przyznać, że zaintrygowałaś mnie mocno "Wioską morderców".

    OdpowiedzUsuń
  5. Agnieszka z Krimifantamania tak ją wychwalała, że się skusiłam na ebook. Dobry kryminał, chociaż mam dwie uwagi. Po pierwsze, niemieccy śledczy wydają się momentami bardzo nierozgarnięci i dużo szczegółów ucieka ich uwadze. Po drugie, nie podobało mi się tłumaczenie. Obawiam się, że jest to kolejna powieść przetłumaczona za szybko, bez dobrej redakcji, bo wydawnictwa tną koszty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tego nierozgarnięcia, to faktycznie nie idzie im najlepiej (pewnie po to, żeby główna bohaterka mogła się wykazać). A co do tłumaczenia, to fabuła mnie tak wciągnęła, że nic mi w nim nie zgrzytało, nawet jeśli powinno. ;)

      Usuń
  6. Kryminały to nie moja bajka, ale Twoja recenzja pobudziła mój apetyt

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc powiedzmy, że mały sukces mam za sobą. ;)

      Usuń
  7. Kryminalny wątek oraz napięcie! Bardzo chciałabym poznać tę historię :) Ciągle czytam cukierkowe historie, a ta pozycja wyrwałaby mnie z cukru i lukru:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Im więcej recenzji czytam tego kryminału, tym bardziej chcę go przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo ciekawi mnie ta książka :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Brzmi intrygująco, okładka też zachęca - ma klimat.

    OdpowiedzUsuń
  11. oo coś dla mnie! Uwielbiam takie straszne kryminały :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie nie zastanawiaj się długo i bierz się za lekturę. :)

      Usuń
  12. To jest książka, na którą zdecydowanie mam ochotę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc koniecznie bierz się za lekturę! Mocnych wrażeń! :)

      Usuń
  13. Spojrzałam tylko, jak oceniłaś. Sama za kilka dni planuję lekturę. Mam nadzieję, ze będzie udana. Do książek niemieckich autorów, kryminałów nie mam ostatnio szczęścia. Może tym razem się uda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie, życzę Ci co najmniej tak pozytywnych wrażeń, jak moje. ;)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.