sobota, 27 września 2014

Latające trumny
(Remigiusz Mróz "Turkusowe szale")

Remigiusz Mróz
Turkusowe szale
Wyd. Bellona
2014
528 stron
Mógłby pisać o samoorganizacji nanostruktur molekularnych, teorii optymalnych obszarów walutowych lub deformacjach tektonicznych skał płaszczowiny śląskiej, a i tak nie zabrakłoby mu czytelników. Bez względu na to, czy okładkę jego książki zdobi samopowtarzalny pistolet czy samolot sił lotniczych Wielkiej Brytanii, mole książkowe nie przejdą obok niej obojętnie. I dotyczy to obu płci.

Remigiusz Mróz ma dar opowiadania. Buduje dynamiczne historie, pełne zwrotów akcji i zapadających w pamięć bohaterów. Dla nich kobiety porzucają wiktoriańskie powieści, romantyczne czytadła i kryminalne intrygi prosto z mroźnej Skandynawii. Nasz rodzimy Mróz jest bowiem gwarancją przygody, a tych przecież nigdy nie jest mało.

Arkady Fiedler wziął na warsztat Dywizjon 303. Remigiusz Mróz pokazuje, że polskie lotnictwo w Wielkiej Brytanii, to nie tylko ten słynny pododdział, kojarzony z Bitwą o Anglię czy Operacją Overlord, ale także m.in. 307 Dywizjon Myśliwski Nocny "Lwowskich Puchaczy". W rozgrywającej się podczas II wojny światowej historii, zamkniętej w Turkusowych szalach, znajdują się w nim Polacy, Anglicy i... szpieg.

Stosunki między pilotami polskimi, a angielskimi, w miejscu stacjonowania dywizjonu, nie są najlepsze. Polacy aż się palą do tego, by poderwać się w powietrze i pozbawić Niemców ich latających jednostek. RAF widzi w naszych rodakach dzikusów. Angielskim nie władają, krew w nich wrze, języki mają cięte, a i pięścią zamachać potrafią, jeśli tylko ktoś ich do tego sprowokuje. To banda niezdyscyplinowanych, gorących głów, nie znająca języka, którym mają się komunikować w przestworzach. Zbieranina indywidualistów, zresztą słabo wyszkolonych[1].

Lwowskie Puchacze nie podzielają zdania herbaciarzy. Coraz bardziej poirytowani snują się po obozie. Niebo patrolują nocą, w walkach udziału nie biorą, a maszyny, którymi przychodzi im sterować, określają mianem latających trumien. Aklimatyzują się z trudnością. Słaba znajomość języka jest sporą przeszkodą - nie wiadomo co taki Anglik ma na myśli bełkocząc po swojemu, a i poderwanie tamtejszych kobiet staje się problematyczne. Nie pomaga też ciągnąca się za Polakami opinia. RAF im nie ufa, a dumne Puchacze częściej są przedmiotem drwin niż uznania. Nic więc dziwnego, że w końcu mają dość, a ten i ów postanawia złamać szereg zasad i zakazów, byle tylko wzbić się w powietrze i przyczynić się do zmniejszenia liczebności fryców.

Remigiusz Mróz w mojej ukochanej Barcelonie
[źródło]

Czas nudy powoli się jednak kończy. Niemieckie wojska są blisko, bliżej niż mogłoby się wydawać. I wygląda na to, że wśród członków dywizjonu znajduje się ktoś, kto sabotuje działania Lwowskich Puchaczy, doprowadzając do katastrof lotniczych i zdając szczegółowe raporty Niemcom z tego, co dzieje się w jednostce. 

Najnowsza powieść Remigiusza Mroza z cyklem Parabellum nie ma wspólnego nic (no, może poza czasem akcji), a jednak łączy je wiele. Mam wrażenie, że Bronek i reszta żołnierzy przemierzających karpackie lasy doskonale dogadaliby się z bohaterami Turkusowych szali. Nienawiść do okupanta, patriotyzm, chęć działania, honor, a jednocześnie skłonność do łamania zasad, wystawiania się na ryzyko to tylko część cech wspólnych obydwu ekip. Styl autora staje się powoli rozpoznawalny. Wyraźnie widać, że świetnie się on odnajduje w świecie, w którym fakty historyczne stają się punktem wyjścia do opowiadania o przygodach bohaterów co prawda fikcyjnych, ale mających wszelkie predyspozycje do tego, by dać czytelnikom wyobrażenie o tym, jak też mogli się zachowywać ich rzeczywiści odpowiednicy.

Remigiusz Mróz przychodzi mi na myśl, ilekroć ktoś wspomina o lekkim piórze. Ten autor takie ma. Sprawnie kreśli kolejne sceny, trzyma w napięciu i dba o to, by jak na książkę o kryminalno-sensacyjnym zabarwieniu przystało, tempo akcji nie spadło ani na chwilę. Po raz kolejny, pisarz udanie łączy tematykę wojenną z dynamiczną prozą sensacyjną. Nawiązuje do historii, nie szczędzi opisów widowiskowych scen rozgrywających się zarówno w powietrzu jak i na lądzie, zgrabnie wplata w fabułę wątek romantyczny (pomiędzy Polakiem a Brytyjką) i szpiegowski (wszak to nie plotka, że w Dywizjonie 307 ktoś jest niegodzien zaufania). 

[źródło]

O bohaterach Turkusowych szali można mówić długo i wyczerpująco, ale oni sami są raczej typem działaczy niż filozofów, więc nie ma co mnożyć słów na ich temat. Chyba by tego nie chcieli. Są jacy są: prawdziwi, szczerzy, a na dodatek świetnie sportretowani. Zwłaszcza jeden z nich, Feliks Essker, z miejsca zyskał moją sympatię. Szkoda, że dzieli nas przepaść dekad, bo chętnie wybrałabym się z nim na piwo. Remigiusz Mróz pisze sugestywnie - poszczególne sceny stają przed oczami, bohaterowie materializują się w nich błyskawicznie i w tym samym tempie pędzą przez fabularne zakręty. Tych nie brakuje, bo autor dba o to, by czytelnik nie zdążył się znudzić. Jeśli panowie nie okładają się na ziemi, lub nie biorą udziału w kolejnej awanturze, to z pewnością właśnie szaleją w powietrzu lub wypadają z samolotu, jednocześnie wpadając w tarapaty. Sytuacje trudne przeplatają się z komicznymi. Nawet w chwilach zagrożenia życia, bohaterów stać na cięte riposty i zabawne stwierdzenia. To sprawia, że powieść czyta się dużo lżej, niż gdyby całą akcję oparto na wojennych scenach dramatycznych.

Autor zaintrygował mnie opisami wyspy Alderney, na której po katastrofie, wylądował jeden z bohaterów. Co tak naprawdę wydarzyło się na tym skrawku oblanego wodą lądu - nie do końca wiadomo. Opuszczając je, hitlerowcy zniszczyli wszystko, co mogłoby posłużyć do odtworzenia ich uczynków[2] - pisze autor w Posłowiu historycznym. Wyobraźnia Remigiusza Mroza mogła więc hasać po wyspie do woli. W efekcie powstała ciekawa sekwencja zdarzeń, których bohaterowie wystawieni są na ciężkie próby.

takimi Defiantami latały nasze Puchacze
[źródło]


Turkusowe szale łączą w sobie prawdę historyczną z wyobraźnią autora powieści. Pisarz korzystał z dokumentacji, zdjęć i dzienników lotników z Trzysta Siódmego, by stworzyć realistyczną, ale jednak fikcyjną opowieść o perypetiach, które mogłyby stać się udziałem Lwowskich Puchaczy. Dałam się wciągnąć w wir zdarzeń i podczas lektury tylko raz zdarzyło mi się zazgrzytać zębami, gdy w scenie, w której kobieta opłakuje śmierć kogoś bliskiego, z oczu płyną jej krokodyle, a więc nieszczere, łzy. Czekałam na jakieś wyjaśnienie owego udawanego żalu, ale wygląda na to, że płacz był prawdziwy, a krokodyl przypałętał się przypadkiem. 

Pod koniec, gdy po krokodylu nie został nawet ślad, a finał powieści był tuż, tuż, musiałam wstrzymać oddech. Nie, myślę sobie, autor nie może mi wyciąć takiego okrutnego numeru! Przecież to się nie może przydarzyć! 

Odwracam kartę i...
<kurtyna>


hymn 307 Dywizjonu "Lwowskie Puchacze"

***

Książkę polecam
miłośnikom dobrze opowiedzianych historii
wielbicielom powieści łączących fikcję z faktami historycznymi
poszukującym powieści z akcją osadzoną w czasach II wojny światowej
zainteresowanych tematyką lotnictwa
ceniących dynamiczną akcję


***

[1] Remigiusz Mróz, Turkusowe szale, Wyd. Bellona, 2014, s. 22.
[2] Tamże, s. 520.

***

Pozostałe książki autora

Warto zajrzeć

***

egzemplarz recenzencki
dzięki uprzejmości autora

[źródło]

32 komentarze:

  1. Nie przepadam za tematami wojennymi, lecz podobno ta książka nawet i mi by przypadła do gustu. Twoja recenzja mnie w tym przekonaniu utwierdziła.

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie... o nanostrukturach molekularnych już bym Ci zostawiła dla przyjemności zrecenzowania:) Ale "Turkusowe szale" przeczytam z pewnością:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak napisze o nich Mróz, to i tak Ci nie oddam. :D

      Usuń
  3. Mojemu mężowi powinna przypaść do gustu

    OdpowiedzUsuń
  4. To nie moje klimaty, ale ciekawie je przedstawiłaś. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niezwykle lekko czyta się książki Pana Remigiusza. Teraz z niecierpliwością czekam na jego kolejne powieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę się podpisać pod Twoją wypowiedzią. :)

      Usuń
  6. Wczoraj dostałam swój egzemplarz i bardzo jestem ciekawa, jaki będzie mój odbiór. Wcześniejszych książek autora nie znam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to trzymam kciuki za to, żebyś po tej lekturze dołączyła do grona piszczących fanek. :P

      Usuń
  7. Wiele pozytywów się naczytałam i... muszę przeczytać Parabellum i Turkusowe szale.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ależ ja się zgadzam z twoimi dwoma pierwszymi akapitami!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeszcze nie miałam okazji przeczytać książki tego autora. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja jeszcze nic pióra (czy tam klawiatury) Mroza nie czytałam, choć zewsząd płyną zachwyty. Wolałabym o deformacjach tektonicznych, ale na bezrybiu i rak ryba, więc chyba w końcu sprawdzę, za co tak wszyscy uwielbiacie autora ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, spójrz na zdjęcie. :P A tak serio - są tacy, którzy mają taką fajną lekkość pisania i ten autor taką ma.

      Usuń
  11. Jakoś nie mam przekonania do tej książki, ale na półce mam ''Parabellum. Prędkość ucieczki'' tego autora, więc najpierw za tę pozycję się zabiorę, a potem ewentualnie pomyślę nad pozostałymi dziełami.

    OdpowiedzUsuń
  12. Z przyjemnością przeczytam, nie mogę się doczekać, kiedy ją kupię. Porusza temat, o którym lubię czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  13. do wyzwania:
    "Czarownica i zimowe szaleństwa" Maja Strzebońska
    http://magicznyswiatksiazki.pl/?p=13638

    OdpowiedzUsuń
  14. Z chęcią zapoznałabym się z tą książką, tym bardziej, że nie czytałam jeszcze niczego co napisał pan Mróz :) Jestem przekonana, że jego książki by mi się spodobały.

    www.im-bookworm.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. Na pewno przeczytam tę książkę. Nie czytałam nic tego autora i mam zamiar się zapoznać :>

    OdpowiedzUsuń
  16. Mam na swojej półce jeszcze nie przeczytaną książkę "Parabellum. Prędkość ucieczki"...

    OdpowiedzUsuń
  17. Musze przyznać, że nie sięgam w ogóle po takie książki i prawdopodobnie przy tej bym się strasznie wynudziła.

    OdpowiedzUsuń
  18. II wojna światowa to czasy niezwykłe, ale niestety w tym traumatycznym/tragicznym znaczeniu. Niemniej jednak fabularyzowane historie rozgrywające się w tych czasach mają w sobie coś, co mnie do nich przyciąga.

    OdpowiedzUsuń
  19. Piękna recenzja :) Nie dziwię się, że książka Ci się spodobała, bo ona zachwyca chyba każdego kto po nią sięgnie :D

    OdpowiedzUsuń
  20. Już nie mogę się doczekać Targów Książki w Krakowie. Chyba stracę na nich majątek, bo do listy must have dopisałam właśnie "Turkusowe szale" :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Na półce mam książki z serii Parabellum, choć ta wydaje się bardziej trafiać w moje zainteresowania :) Kilka dni temu oglądałam świetny film dokumentalny o Dywizjonie 303 - Bloody foreigners, co ciekawe zmontowany przez Brytyjczyków :) Chętnie poczytam i o Lwowskich Puchacz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja muszę wrócić do "Dywizjonu 303", bo kompletnie go nie pamiętam.

      Usuń
  22. Nie moja tematyka, a tak o tym napisałaś, że aż się chce sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.