poniedziałek, 28 stycznia 2013

[3/9] Oscary 2013 "Django"

Na dobry początek, abyście poczuli klimat produkcji, proponuję włączyć ten właśnie utwór:
Luis Bacalov "Django" - main theme filmu Tarantino, o którym możecie poczytać niżej.

***
plakat filmowy
źr. filmweb.pl
Mamy połowę XIX wieku. Doktor King Shultz (Christoph Walz), niegdyś dentysta, obecnie łowca nagród, przemierza tereny Stanów Zjednoczonych Ameryki, tropiąc ludzi wyjętych spod prawa, ściganych listami gończymi. Ma ich dostarczyć swemu zleceniodawcy żywych lub martwych i skwapliwie korzysta z tej drugiej możliwości. Jego kolejnym celem jest pojmanie trzech braci Brittle. Problem w tym, że są to czasy, kiedy Internet był niezbyt popularny i Shultz nie ma możliwości sprawdzenia jak też ci bracia wyglądają. Jedynym sposobem wydaje mu się znalezienie kogoś, kto zna opryszków. Tym kimś jest Django (Jamie Foxx), czarnoskóry niewolnik, który miał wątpliwą przyjemność przez jakiś czas przebywać z braćmi na tej samej plantacji.

Mocno sprawę upraszczając (oraz pomijając brutalne aspekty transakcji), ex-dentysta wykupuje Django od jego właścicieli i czyniąc go swym wspólnikiem wyrusza w poszukiwaniu braci. Rzecz ta budzi sporo kontrowersji. Trzeba bowiem zaznaczyć, że łowcy poruszali się po terenach zwolenników niewolnictwa, nieprzywykłych do traktowania czarnych jak sobie równych. Przemierzając Amerykę konno, wystrojony Django budzi niezdrowe zainteresowanie i niechęć. Tym bardziej, że próżno szukać w nim pokornego niewolnika. Chłopak ma gadane, a swym rozmówcom patrzy prosto w oczy. Ma zresztą dobrego nauczyciela, bo i Shultz w niczym nie przypomina potulnej owieczki.
Quentin Tarantino ze Złotym Globem
za scenariusz do "Django"
źr. dziennik.pl
Po oczyszczeniu świata z braci Brittle, zgodnie z obietnicą, Django staje się wolnym człowiekiem. Może wziąć zarobione pieniądze i konia, i cieszyć się swobodą. Jak to jednak zrobić ze świadomością, że gdzieś, na jakieś plantacji, w charakterze niewolnicy przebywa jego żona? Shultz postanawia pomóc. Tak więc misją Django i doktora staje się odnalezienie i uwolnienie Broomhildy (Kerry Washington).

Anthony Hamilton & Elayna Boynton - Freedom

"Django" to nie "Pulp Fiction" i warto zdać sobie z tego sprawę jeszcze przed seansem. Śmiem twierdzić, że Tarantino sam siebie nie przebije, co nie zmienia faktu, że ogromnie się ucieszę w chwili, w której reżyser udowodni mi moją pomyłkę. Czy to oznacza, że film mu nie wyszedł? A skąd! "Django" to kawał dobrego, świetnie zagranego kina, z rewelacyjnym scenariuszem i muzyką, która w niepojęty dla mnie sposób nie znalazła się w oscarowej piątce. Chętnie z walki o miano najlepszej ścieżki dźwiękowej usunęłabym nutki z "Anny Kareniny" zastępując je soundtrackiem z filmu Tarantino. Nie mam jednak tej mocy, a ponieważ "Anny Kareniny" jeszcze nie widziałam i właściwie nie powinnam się oddzywać, bo przecież soundtrack to nie byle jaka muzyka, o której można się wypowiadać bez szerszego kontekstu, to w tym momencie taktownie zmienię temat, przechodząc do aktorstwa.

Rewelacyjny Christoph Waltz powalczy o Oscara za rolę drugoplanową.
Trzymam kciuki! Choć wiem, że i bez nich da radę.
źr. film.org.pl
Moim aktorskim numerem jeden tego filmu jest oczywiście Christoph Waltz i cokolwiek zdziałali jego rywale w walce o Oscara za rolę drugoplanową, nie sądzę bym mogła życzyć wygranej komukolwiek innemu. Waltz udowodnił, że jest świetnym aktorem już w takich filmach jak "Bękarty wojny" Tarantino czy "Rzeź" Polańskiego (obydwa te filmy warto obejrzeć). Dzięki niemu wytrwałam podczas kiepskiego "Green Hornet" Goldry'ego i to on sprawił, że "Woda dla słoni" Lawrence'a nabrała pazura. W "Django" tylko potwierdza swoją klasę. Kreacja cynicznego, czarującego, ale i bezwzględnego niemieckiego doktora to po prostu mistrzostwo, którego nie sposób nie docenić.

Jamie Foxx w roli Django spisał się nieźle, ale moją ulubioną
kreacją tego aktora pozostaje Nathaniel Ayers z "Solisty."
(Przede mną jeszcze oscarowa rola w "Rayu",
więc niedługo może zmienię zdanie ;)
źr. film.org.pl
Obsadzony w tytułowej roli Jamie Fox zdobył moje serce rolą utalentowanego  wiolonczelisty Nathaniela Ayersa z "Solisty" Joe Wright'a. U Tarantino zagrał bardzo dobrze, ale mimo głównej roli, nie przyćmił lepszych aktorsko kolegów.

Leonardo DiCaprio
źr. hitfix.com
W "Django" zdecydowanie lepiej wypadł drugi plan, w którym oprócz Waltza można zobaczyć Leonardo DiCaprio i Samuela L. Jacksona. Temu pierwszemu już dawno wybaczyłam "Titanica". W tej chwili DiCaprio jest dla mnie jednym z najbardziej niedocenionych przez Akademię aktorów. "Co gryzie Gilberta Grape'a", "Infiltracja" czy "Droga do szczęścia" to tylko trzy przykłady na to, że "boski Leo" dawno przestał być jedynie ślicznym chłopczykiem z plakatu, stając się dojrzałym aktorem doskonale panującym nad swym ciałem i mimiką. W roli Calvina Candie, równie bogatego co bezwzględnego plantatora wypadł rewelacyjnie.

Gdy Samuel L. Jackson dostał propozycję zagrania u Tarantino,
myślał, że chodzi o większą rolę. Niestety, by wcielić się w Django,
musiałby być o kilkanaście lat młodszy.
źr. kulisykultury.pl
U umiejętnościach aktorskich Jacksona chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Mam świeżo w pamięci jego wspaniałą rolę w "Sunset Limited", a imponująca filmografia Jacksona długością przypomina listę aktorów, którzy przewinęli się przez  kilkanaście lat emisji "M jak miłość". Bawi mnie fakt, że w filmie który w pewnym sensie neguje niewolnictwo to właśnie postać niewolnika Stephena, grana przez Samuela, wydała mi się najbardziej negatywna i antypatyczna. Jackson w swej roli jako żywo przypominał służalczego Toudiego, wpatrzonego w swego Księcia Igthorna, bohatera "Gumisiów". W "Django" Księciuniem był grany przez DiCaprio Calvin Candie, właściciel plantacji i niewolników, w tym właśnie Stephena.

W filmie Tarantino, nie może zabraknąć... Tarantino
źr. emanuellevy.com
W pewnym momencie, prawie pod koniec seansu, zapomniałam o tym, czyj film oglądam. Zrobiło się groźnie, dramatycznie, napięcie rosło, DiCaprio z Waltzem nie mogli znaleźć wspólnego języka. Zastanawiałam się jak z Christoph wybrnie z niełatwej sytuacji... Zanim wymyśliłam coś choć pozornie mądrego, połowa bohaterów obryzgała swą krwią ściany, a druga miała to samo zrobić kilka sekund później. O tak, "Django" to nie tylko charakterystyczny dla Tarantino humor, ale także tak dobrze znane jego wielbicielom krwawe sceny. A jeśli zrobi się zbyt krwawo, reżyser z pewnością rozładuje napięcie. Ulicami przemknie wóz dentysty z olbrzymim zębem przytwierdzonym do dachu, a Ku-Klux-Klan zbuntuje się przeciwko kapturkom ograniczającym widoczność.

Chłopcy z problemami
źr. dlabab.com
Nie wiem czy to oscarowy film, pewnie nie, ale gwarantuje niemal trzy godziny doskonałej rozrywki. Tarantino jest w bardzo dobrej formie, wciąż bawi się konwencją, zaraża specyficznym poczuciem humoru i bryzga krwią gdzie popadnie. Trafne, cięte dialogi są wisienką na torcie tarantinowskiej krwawej jatki. Powtórzę Wam to, co swojemu znajomemu mówił pewien pan, który jechał dziś ze mną tramwajem: jeśli macie okazję obejrzeć, to nawet się nie zastanawiajcie! A jeśli jej nie macie, to zróbcie coś, żeby to zmienić.

Christoph Waltz ze Złotym Globem za rolę w "Django"
Będzie ładnie wyglądał obok Oscara za tę samą kreację aktorską.
źr. kultura.gazeta.pl

Ocena: mocne 9/10

Akademia filmowa nominowała "Django" w pięciu kategoriach:
Najlepszy film Pilar Savone, Reginald Hudlin, Stacey Sher
Najlepszy aktor drugoplanowy Christoph Waltz
Najlepszy scenariusz oryginalny Quentin Tarantino
Najlepsze zdjęcia Robert Richardson
Najlepszy montaż dźwięku Wylie Stateman

zwiastun z polskimi napisami

45 komentarzy:

  1. Oglądałem i jestem pełen podziwu dla Tarantino. Znany styl, który jest charakterystyczny dla tego reżysera, jak zwykle nie zawiódł. Jedynie do czego mogę się przyczepić, to w pewnym momencie moje uszy uraczył rap, który średnio pasował do klimatu filmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie ten rap ubawił. Muzyka w ogóle bardzo mi się podobała. Szkoda, że zabrakło nominacji w tej kategorii.

      Usuń
  2. Film na pewno obejrzę, bo nawet filmweb podpowiada, że jest w moim guście :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Bawiłam się na filmie wyśmienicie. Najlepiej w pierwszej połowie filmu, bo potem jakby w drugiej połowie padło nieco tempo. Ale to nic, to nic. Popłakałam się przy scenie z "Ku klux klanem":))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to był bardzo udany seans.
      Druga połowa faktycznie nieco bardziej spokojna (na tyle, że tak jak pisałam na moment prawie zapomniałam, że to Tarantino ;), ale i tak było świetnie. Ku Klux Klan był obłędny! Nigdy nie patrzyłam na nich od tej strony. Faktycznie, lekko nie mieli. :P

      Usuń
  4. Mamy bardzo podobne wrażenia, całkowicie zapomniałam wspomnieć o muzyce, która przecież była genialna! "Annę Kareninę" widziałam, ale muzyka chyba nie była zbyt wyróżniająca się, bo nieszczególnie zapadła mi w pamięć. Też myślę, że nie dostanie Oscara, a przynajmniej to mało prawdopodobne. Trzymam kciuki za Waltza i Tarantino na rozdaniu Oscarów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też trzymam kciuki za Waltza i Tarantino. :)
      Muzyka ogromnie mi się sposobała, nie mam pojęcia czemu akademia jej nie doceniła. Co do "Anny KAreniny" to myślałam, że sountrack oceniłam zbyt surowo, bo nie widziałam filmu, a wiadomo, że inaczej się dobiera muzykę, gdy się już wie do czego została dopasowana, ale po Twojej opinii widzę, że może aż tak bardzo się nie pomyliłam.

      Usuń
  5. Podpisuję się pod każdym twoim słowem :D jak zobaczyłam dyliżans z zębem na dachu to myślałam, że padne ze śmiechu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż mi żal było, jak doktor poświęcił zęba dla wyższych celów. :P

      Usuń
  6. Również byłam, i nadal jestem, zachwycona "Django"! Film w każdym calu jest po prostu świetny. Trochę zabawny, trochę przerażający, ale ogląda się go znakomicie! Ja prawie spadłam z fotela kiedy w tle puścili rap... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, czego jak czego, ale rapu to chyba nikt się nie spodziewał. :P

      Usuń
  7. "imponująca filmografia Jacksona długością przypomina listę aktorów, którzy przewinęli się przez kilkanaście lat emisji "M jak miłość" - padłam :D
    A w ogóle, Ann, lubię Twoje recenzje i czytam je od deski do deski, ale - nie umniejszając oczywiście pozostałym! - to chyba Twoja najlepsza recenzja. Zabawna, z polotem, z mnóstwem odniesien do innych filmów - jest pełna i rozbudowana, genialna.
    Jedynie nie użyłaś słów spaghetti western - a to przecież ten gatunek :) I jemu Tarantino oddaje cześć, ponieważ jako chłopiec oglądał te westerny na pęczki. Tytuł w ogóle nawiązuje do westernu z lat bodajże 60 - nie widziałam go, bo westerny mnie nigdy nie interesowały, ale nie mogąc się doczekać premiery, co nieco czytałam. A wracając do filmu - był genialny, jejciu, strasznie mi się podobał. Te nawiązania do popkultury ("Love the way you die"), ku klux klan, moment kiedy Waltz daje niewolnikowi potrzymać broń (początkowe sceny, wykupienie Django).... Jak Waltz nie dostanie tym razem Oskara, to zwątpię w te nagrody... Leo - doskonały! Taki... perfidny. Kwintesencja czarnego charakteru. Przebiegły, szczwany lis, zagrał perfekcyjnie. Samuel - najbardziej chyba groteskowa postać, ocierałam łzy, kiedy wraz z Leo tłumaczył Waltzowi przy stole... ;))) No i ostatnia scena, taka bardzo tarantinowska - kobieta na koniu ze strzelbą w dłoni... Szkoda, że żadna kobieta nie miała dużej roli, ale to nie "Kill Bill"... Oczywiście Tarantino nigdy nie przeskoczy własnej poprzeczki, jaką ustawił filmem "Pulp fiction", ale prawie się z nią zrównał. Wróżę wiele, wiele nagród, a kto wie, czy to nie będzie najlepszy film roku... Pozdrawiam!!!
    PS Ja dałam 10/10, ale ja zakochana jestem w Quentinie, nie chciałam, by się obraził ;))) Jego rola - haha, czekałam aż się pojawi :) Jak zwykle zagrał głupka... Talentu aktorskiego to on nie ma, ale zabawnie go widzieć w filmach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, miło mi, że Ci się spodobała. :)

      Co do spaghetti western... Hm... Uwaga, będę się tłumaczyć. :P
      Prawdę muwiąc z tym pojęciem spotkałam się całkiem przypadkiem, gdy szukałam zdjęć do notki. Niewiele westernów widziałam i właściwie nigdy nie interesowałam się nimi na tyle, by grzebać w Sieci w poszukiwaniu informacji. Nie widziałam żadnego filmu Leone (co zamierzam naprawić) i jakoś tak pominęłam kwestię gatunku w tekście. W sumie błąd, ale cóż - poprawiać nie będę. Najwyżej się wyda, że niedouczona jestem. :P

      Scena z oddaniem broni niewolnikowi była świetna. Ta jego mina i totalna dezorientacja mnie rozbroiły. :P

      Z tą kobiecą rolą to świeta racja. Nawet nie wspominałam o tej postaci, bo jakoś tak nie rzucała się w oczy. Panowie ją zdecydowanie przyćmili.

      Ja się waham nad podciągnięciem oceny do 9, bo im dłużej myślę o tym filmie, tym bardziej mi się on podoba. A wtedy "Pulp Fiction" będę musiała poprawić na 10. Mało kiedy mi się zdarza podnoszenie oceny po upływie czasu. W sumie to nie wiem czy w ogóle mi się kiedyś zdarzyło. Ach, ten Tarantino!

      Usuń
    2. Ja też jestem zielona w kwestii westernów, więc czuj się usprawiedliwiona :) A ocenę podciągaj, co Ci zależy.. ;) Koniecznie nadrób Tarantino, jeśli mowa o "Czterech pokojach" to ostatni pokój został przezeń wyreżyserowany, ale całość - dzięki Timowi Roth, którego mimika jest niewiarygodna - jest super.

      Usuń
    3. Chyba miałam gdzieś "Cztery pokoje" z jakiejś gazety, ale ten seans musi poczekać aż minie mi oscarowy amok. ;)

      Usuń
  8. Podobało Ci się "Pulp Fiction"? Bo ja do tej pory tego nie obejrzałam, mimo że mam nawet na oryginalnej płytce. :P To chyba przez to, że WM kazał mi obejrzeć i powiedzieć, co ludzie w tym widzą. ;-) Tarantino widziałam chyba tylko "4 pokoje", a i to nie do końca, bo przecież tylko jeden pokój był jego. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to najlepszy pokój, że się wtrącę ;)

      Usuń
    2. Bardzo mi się podobało! I Tobie też powinno. :)

      "4 pokoje" gdzieś powinnam mieć i też bym w końcu chciała obejrzeć. W ogóle mam coraz większą ochotę na nadrobienie Tarantino.

      Oglądaj. Będziesz się dobrze bawić. :)

      Usuń
  9. Też czekam aż Tarantino sam siebie pobije. Tylko czy to w ogóle możliwe? Ale niech kręci i takie filmy jak "Django", a będzie królował do śmierci.

    Widzę, że świetnie Ci idzie oglądanie oscarowych filmów:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy to możliwe, ale strach pomyśleć co to byłby za film! :)

      Zostało jeszcze 7. :)
      Najbliższe plany to "Miłość" i "Lincoln".

      Usuń
  10. Świetna recenzja,ubawiła mnie i jeszcze bardziej - o ile to możliwe- zachęciła do obejrzenia filmu mojego ulubionego geniusza reżyserii :-D
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :)
      Życzyłabym udanego seansu, ale po co? I tak wiem, że taki będzie. :P

      Usuń
  11. Mój kolega oglądał i jest po prostu urzeczony, caly czas mi o tym gada i każe obejrzeć!

    OdpowiedzUsuń
  12. Zgadzam się z pozostałymi, imponująca recenzja... :D A "Django" nadal przede mną. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :)

      W takim razie czeka Cię cieawy seans. :)

      Usuń
  13. I ja, choć początkowo sceptycznie podchodziłam do tego filmu, to mimo wszystko dałam się namówić znajomym i wybieram się do kina na "Django".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziel się koniecznie wrażeniami. Oglądanie tego filmu w dobrym towarzystwie to grarancja jeszcze weselszego seansu. ;)

      Usuń
  14. Jutro idę do kina, gdyż namówiła mnie koleżanka, mam nadzieję, że jej za to podziękuję ;) cieszę się, że film jest tak szeroko chwalony (że jest od czegoś gorszy to nic, bo Tarantino widziałam tylko "Wściekłe psy"), bo liczę na dobry seans, ale trochę obawiam się tej tryskającej wszędzie krwi...
    PS Christoph Waltz tak całkiem inaczej wygląda na tym zdjęciu, gdy odbiera Złoty Glob niż na zdjęciach z filmu, że nie byłam pewna, że to ten sam facet (nie kojarzyłam wcześniej tego aktora, może to dlatego...)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrowienia dla koleżanki z dobrym gustem. Bawcie się dobrze! :)
      A jak Ci się spodoba, to potem koniecznie musisz obejrzeć "Pulp Fiction". Długo zwlekałam z seansem, w końcu namówiła mnie Paulina i okazało się, że to naprawdę rewelacyjny film!

      Krew trochę tryska, ale nie masz czym się przejmować. U Tarantino nawet krew leje się specyficznie. ;)

      Co też zarost (lub jego brak) czyni z człowiekiem. :P

      Usuń
    2. Dziękuję, ale niestety ja nie mam tak dobrego gustu jak moja koleżanka, bo film mi się nie podobał ;) nie jestem w stanie oglądać takich okrutnych scen (nie mogę dokładnie ocenić, jak bardzo były one okrutne, bo nie patrzyłam ;) ) ani ich wyciąć i ocenić film tak, jakby ich nie było. Dla mnie "Django" był przydługi i nie reprezentował sobą nic wyjątkowego (możliwe, że oceniam go tak z powodu, o którym już mówiłam ;) )
      "Pulp Fiction", więc nie obejrzę, ale przynajmniej zapoznałam się trochę bliżej z Tarantino i wiem, że takie kino mi akurat nie odpowiada.

      Krew na pewno lała się inaczej niż w większości filmów, a tak na marginesie, jestem ciekawa jak to wygląda w rzeczywistości ;P

      Usuń
    3. O... O. O!
      A to mnie zaskoczyłaś.

      No trudno jakoś to przełknę, Tarantino jest specyficzny i trzeba po prostu lubić TEN humor i TĘ estetykę. Ja lubię. Mnie ona bawi. Szkoda, że Ci się nie spodobał, ale cóż, zawsze mogę powrócić do namawiania Cię na Burtona. =)

      Na ekranie nie chcesz oglądać krwi, ale chciałabyś wiedzieć jak to wygląda w rzeczywistości? Interesujące. :P

      Usuń
    4. Burtona oglądałam jeden film i nie miałam z niczym problemu, więc z chęcią się dam namówić i mam nadzieję, że kiedyś coś obejrzę ;)

      Ja nie widzę tu sprzeczności, nie powiedziałam, że chcę to oglądać w rzeczywistości, tylko jestem ciekawa czy wersja Tarantino jest prawdziwa czy nie :P

      Usuń
    5. Ty nie miej nadziei, Ty oglądaj! :)

      Tzw. ciekawości niezaspokajanlan? ;)

      Usuń
  15. Ja od dawna oglądam westerny i spaghetti westerny, i bardzo lubię ten gatunek. "Django" to naprawdę świetna rozrywka z wybornym aktorstwem, niebanalnymi postaciami i świetnym scenariuszem. Ten film nie mógł zdobyć nominacji do Oscara za muzykę z prostego powodu - wykorzystana tu muzyka pochodzi ze starych filmów, np. podróż do Candylandu została zilustrowana muzyką Jerry'ego Goldsmitha napisaną do filmu "Pod ostrzałem" z 1983, a podkładem muzycznym do czołówki jest piosenka ze świetnego spaghetti westernu "Django" z 1966 roku (odtwórca głównej roli z tego filmu Franco Nero wystąpił także u Tarantino w epizodzie - w tej scenie, w której na stwierdzenie Foxxa "D jest nieme" odpowiada "Wiem" :D).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dzięki za uświadomienie. :)
      Z westernami jestem na bakier i pojęcia nie miałam, że muzyka była wykorzystywana wcześniej. To i epizod z Nero delikatnie mi uświadomił, że chyba powinnam zabrać się za nadrabianie klasyki. :)

      Usuń
  16. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam. Mam już 5 seansów za sobą, to najlepszy film jaki widziałam w życiu. Czekam teraz na wersję DVD, mam nadzieję, że będą usunięte sceny.

    A muzykę sobie zakupiłam, oryginalną, i słucham każdego dnia. Tarantino wybrał doskonałe utwory, dzięki tej płycie poznałam kilku nowych, ciekawych wykonawców. Ehhh. Mogłabym tak pisać i pisać, Django zupełnie mną zawładnął.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 5 seansów? Nieźle. Ja mam za sobą ten jeden jedyny, ale mam nadzieję się kiedyś zaopatrzyć właśnie w wydanie dvd. :)

      Usuń
  17. Oglądała, rewelacyjny film :))

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.