Przeuroczą animację ma na koncie Twentieth Century Fox i nie mówię tu o filmie Dzieciak rządzi, produkcji, która nijak mnie nie przekonała, a jej obecność na liście filmów animowanych do Oscara powitałam ze zdumieniem. Gdzie jej tam do takich perełek jak Coco czy Twój Vincent. Gdzie jej do cudnego Fernando, o którym chciałam napisać dziś kilka słów.
Przenosimy się do Hiszpanii. Tam w Casa del Toro mieszkają byki przeznaczone do walki na arenie. Malutki byczek Fernando jeszcze nie wie, że gdy jego ojciec ruszy na jedną z takich walk, nigdy więcej się nie zobaczą. Samochód, którym wywieziono padre wraca pusty. Przerażony byczek ucieka z zagrody. Nie chce trafić na arenę.
Ma szczęście. Znajduje kochający dom u rodziny zajmującej się uprawą i sprzedażą kwiatów. Dziewczynka o imieniu Nina i jej tata mieszkają w Andaluzji w ogromnie malowniczej okolicy. Jest sielsko, zielono, pachną kwiaty, ludzie i zwierzęta żyją w zgodzie, a z pobliskiego wzgórza roztacza się widok na miasteczko, w którym z wielką radością rozpoznałam Rondę.
Ma szczęście. Znajduje kochający dom u rodziny zajmującej się uprawą i sprzedażą kwiatów. Dziewczynka o imieniu Nina i jej tata mieszkają w Andaluzji w ogromnie malowniczej okolicy. Jest sielsko, zielono, pachną kwiaty, ludzie i zwierzęta żyją w zgodzie, a z pobliskiego wzgórza roztacza się widok na miasteczko, w którym z wielką radością rozpoznałam Rondę.
Czas leci, Fernando dorasta. Już nie jest małym słodkim zwierzątkiem, a ogromnym bykiem, który wzbudzi strach w każdym, kto nie ma pojęcia, że potężne cielsko skrywa równie wielkie serce. W końcu nadchodzi ten feralny dzień, w którym wszystko idzie nie tak. Nasz kopytny bohater wpada w tarapaty i wiele wskazuje na to, że podzieli los ojca. Będzie musiał stoczyć walkę na arenie.
Carlos Saldanha przeniósł na ekran bajkę Munro Leafa, która swego czasu trafiła na indeks ksiąg zakazanych. Po raz pierwszy wydano ją w 1936 roku, co zbiegło się z wybuchem hiszpańskiej wojny domowej. Utwór został odebrany jako promujący pacyfizm i anarchię, stąd zakaz jego publikacji w frankistowskiej Hiszpanii czy III Rzeszy. Dwa lata po premierze książki na jej podstawie powstał nagrodzony Oscarem krótkometrażowy film animowany. Teraz o statuetkę walczy produkcja pełnometrażowa.
Mocne przesłanie zawarte w treści, dotyczące dyskryminacji, wyłamywania się z narzucanych ról czy pogardy dla słabszych jednostek, opakowane zostało niezwykle barwnie i zgrabnie co sprawia, że Fernando jest doskonałą rozrywką dla całej rodziny. Bawić się będą dzieci, bawić się będą dorośli. Fabuła jest dynamiczna, pełna zabawnych scen, tekstów i postaci. Wyraziści bohaterowie robią sporo zamieszania i muszę przyznać, że wyjątkowo trudno mi wskazać ulubieńca, z czym zwykle problemu nie mam. W tym jednak wypadku lista byłaby długa, bo każdy z bohaterów ma duży wpływ na przebieg akcji i dostaje rolę prędzej czy później wywołującą salwę śmiechu. Ze średnio zdubbingowaną kozą włącznie.
Film Saldanhy to piękna opowieść o tym, że granie narzuconych ról czyni więźniem własnego życia. To z jednej strony sprzeciw przeciwko dyskryminacji, przymusowi dostosowywania się do wymogów społeczeństwa, szufladkowaniu i pochopnym ocenom, z drugiej piękna historia o przyjaźni, lojalności, dokonywaniu świadomych wyborów, tolerancji. O tym jak ważne jest bycie sobą.
Idźcie koniecznie do kina. W cenie biletu dostaniecie mądrą historię oraz dużą dawkę kolorów i powodów do głośnego śmiechu.
Una, Dos, Cuatro! Hey, Macarena!
Una, Dos, Cuatro! Hey, Macarena!
polski zwiastun
(jeden z tych zdradzających dość dużo)
Zobacz też:
Brzmi zachęcająco.
OdpowiedzUsuńObejrzyj koniecznie. :)
UsuńChętnie obejrzę w ramach relaksu.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry pomysł. :)
UsuńMój znajomy z Hiszpanii ma tak na imię. Kiedy się z niego śmiejemy, że jest byczkiem, nie wie, o co chodzi:)
OdpowiedzUsuńDobre. :D Może po obejrzeniu tej animacji zrozumie. :D
UsuńMam nadzieję, że uda mi się obejrzeć :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto. :)
UsuńW zasadzie nie oglądam filmów animowanych, ale mnie zachęciłaś. :)
OdpowiedzUsuńObejrzyj koniecznie zestaw: "Coco", "Fernando" i "Twój Vincent". :)
UsuńNamówiłam chłopaka na pójście do kina lokalnego, bo zawsze tańsze bilety. Były ferie, okazało się, że była cała sala, wypełniona po brzegu wyłącznie dziećmi. Krzesełka były dosyć dziwne, bo nisko osadzone, więc dzieciaczkom podano poduszki, żeby siedziały wyżej. Zastanawiałam się, czy samej nie wziąć takiej poduszki, ale i tak już pani w okienku dziwnie na mnie patrzyła i dwa razy pytała na co chcę iść i czy na pewno :D Ale warto było, już dawno się tak nie śmiałam, a scena tańca.. i te niemieckie konie, no mega. Aż zaraz sobie odtworzę dla przypomnienia hahahaha!
OdpowiedzUsuńJa byłam nie w ferie, w środku tygodnia i późnym popołudniem, więc sala była prawie pusta. Ale śmiali się chyba wszyscy. Mega pozytywna animacja. :D
OdpowiedzUsuń