kontynuacja Millenium Stiega Larssona, tom 4 |
Przeciwnicy kryli się za zasłonami dymnymi. Może dlatego ostatnimi czasy sprawiała wrażenie wyjątkowo nieprzystępnej i trudnej. Bił od niej nowy rodzaj mroku. Jeśli pominąć rosłego i hałaśliwego trenera boksu o nazwisku Obinze i jakąś trójkę kochanek i kochanków, prawie z nikim się nie spotykała. Bardziej niż kiedykolwiek przypominała kogoś, kogo imają się kłopoty. Włosy sterczały jej na wszystkie strony, a oczy płonęły ciemnym blaskiem. Czasami siliła się na uprzejmość, ale nieszczególnie jej to wychodziło. Mówiła prawdę albo milczała[1].
Drugie życie Lisbeth
Wygrzebałam tę książkę spośród półtora tysiąca zalegających na półkach. Omijałam ją do tej pory, bo nijak mi się w głowie nie mieściło, że ktoś mógł się porwać na kontynuowanie serii kryminałów autorstwa przedwcześnie zmarłego Stiega Larssona. Po prostu nie i już. Nie, bo nie. I koniec tematu.
Ale jednak trafiałam na Co nas nie zabije Davida Lagercrantza przy okazjach różnych, a później pojawił się kolejny tom jego autorstwa, Mężczyzna, który gonił swój cień, a za nim recenzje, całkiem pozytywne zresztą. Zerknęłam więc na kontynuatora przychylniejszym okiem. Sięgnęłam po Co nas nie zabije z mocnym postanowieniem, że nie będę patrzeć na opowiadaną historię przez pryzmat twórczości tego, kto cykl Millenium otworzył. Stieg Larsson może być tylko jeden, bo nikt tak jak on nie potrafi stworzyć zawiłej fabuły w świecie z elementów rodem z Ikei i tylko jego Lisbeth Salander mogła tak mocno wbić się w pamięć oraz do panteonu światowych postaci literatury kryminalnej.
To było właściwe podejście. Bo, umówmy się, Lagercrantz to nie Larsson. Nie zmienia to faktu, że i z jego Lisbeth można przeżyć kilka niebezpiecznych przygód. I że to całkiem niezła sprawa, że i ona, i pozostałe postaci dostały szansę na drugie życie. Nawet jeśli jest ono najeżone problemami. A może właśnie dlatego.
Śmiertelność
Co by było, gdyby człowiek stworzył maszynę mądrzejszą od niego samego?
Opowieść Davida Lagercrantza krąży wokół sztucznej inteligencji, a spora część ważnych zdarzeń rozgrywa się w świecie wirtualnym.
Drogi głównych bohaterów serii, dziennikarza Mikaela Blomkvista i hakerki Lisbeth Salander nieco się rozeszły. Połączy je postać profesora Fransa Baldera, kiepskiego ojca, świetnego naukowca zgłębiającego tematykę sztucznej inteligencji. To pierwsze profesor właśnie próbuje nadrobić. Zabiera syna z domu byłej żony i jej agresywnego partnera. Opieka nad autystycznym Augustem będzie dla niego nie lada wyzwaniem. Nie tak jednak dużym jak... przeżycie. Balder jest w posiadaniu pewnych informacji, co niepokoi kogoś, kto zaniepokojony kąsa bez litości. Śmiertelnie.
Profesor dzwoni do Mikaela Blomkwista. Mam temat o znacznej, jak sądzę, silne rażenia[2] - mówi do słuchawki. Dla dziennikarza to okazja na zdobycie materiału na artykuł, który pomoże mu nie tylko w pozbyciu się łatki spadającej gwiazdy dziennikarstwa, ale i uratowaniu Millenium, gazety, która jest całym jego życiem, a która nie najlepiej się ma w dobie wypierania papieru przez internet. Dla profesora to okazja nagłośnienia czegoś, czego ukrywanie zaczyna go uwierać i wiąże się z ryzykiem. Śmiertelnym.
Nieprzypadkowo dwa akapity doczekały się zamknięcia tym samym słowem. Fabuła, która na początku raczej się wlecze, nabiera tempa. Zaczyna robić się niebezpiecznie. Śmiertelnie.
Przemoc, inwigilacja i inne niepokoje
Co nas nie zabije to kryminał dość nierówny. To fabuła się wlecze, to akcja rusza z kopyta. Autor dość szczegółowo zagłębia się w kwestie związane z hakerstwem i sztuczną inteligencją. Kogo kwestie techniczne nudzą, będzie czasem ziewał. Mnie się zdarzało. Na szczęście w pewnym momencie zaczyna dziać się sporo.
Niełatwo jest oceniać kryminał Davida Lagercrantza w oderwaniu od tomów autorstwa Stiega Larssona. Mimo początkowych założeń zdarzało mi się zastanawiać nad tym, jak akcję w tym czy innym momencie poprowadziłby twórca pierwszych trzech tomów. To błąd, ale chyba nie do uniknięcia w sytuacji, gdy te trzy pierwsze tomy się zna i bardzo lubi. Najtrudniej mi było przyzwyczaić się do bohaterów. Niby wciąż charakterni, a jakby stracili nieco impet, za który tak ich polubiłam. Widać to zwłaszcza na przykładzie Lisbeth. Niby wciąż mroczna, niby nadal zadziorna, a jednak nie ma w sobie tej mocy co kiedyś. Salander Lagercrantza porównałabym do tej, którą na wielkim ekranie odegrała Rooney Mara, podczas gdy Salander Larssona to o wiele mroczniejsza i bardziej przekonująca Noomi Rapace.
Niemniej jednak Co nas nie zabije to dobry kryminał. Nierówny, ale dobry. Z ciekawą fabułą, świetnym wątkiem sawantów (dzięki któremu odkryłam genialne prace Stephena Wiltshire'a - wrzućcie sobie jego nazwisko w wyszukiwarkę!), rozmaitymi bolączkami codzienności (od problemu prasy papierowej w dobie internetu po przemoc domową) oraz intrygującym motywem sztucznej inteligencji. Sporo dowiemy się o przeszłości Lisbeth, nie zabraknie mocniejszych scen, a wątek inwigilacji za pomocą nowoczesnych technologii jeży włos na głowie. Bo przecież zmierzamy w bardzo niepokojącym kierunku.
W tym samym kierunku zmierza też fabuła. Jaki będzie jej finał? Sprawdźcie.
David Lagercrantz Co nas nie zabije Wyd. Czarna Owca 2015 504 strony |
[1] David Lagercrantz, Co nas nie zabije, przeł. Irena i Maciej Muszalscy, Wyd. Czarna Owca, 2017, s. 92.
[2] Tamże, s. 139.
Jakoś mnie nie ciągnie do tej książki.:)
OdpowiedzUsuńZdarza się. ;)
UsuńKsiążkę Lagercranza niby mam na półce, ale jakoś mnie do niej nie ciągnie. Chyba przeczytam zanim będzie można obejrzeć ekranizację ;)
OdpowiedzUsuńA mi się zamarzył powrót do Larssona, ale pewnie szybko nie nastąpi. :P
UsuńNie lubię Lisbeth Larssona, więc może polubię tę bohaterkę w wydaniu nowego autora. Całą trylogię czytało mi się dobrze, ale przyznam, że nie zapadła mi w pamięć, po latach niewiele potrafię odtworzyć z fabuły. Dlatego na razie nie odczuwam parcia na sięgnięcie po kontynuację. Zaintrygowało mnie natomiast półtora tysiąca nieprzeczytanych książek :D
OdpowiedzUsuńNie lubisz? Ale dlaczego?
UsuńZ tej liczby spora część jest przeczytana. Ale większość jednak nie. ;)
Od początku jakoś nie kupiłam tej postaci. Lisbeth wydała mi się zbyt przerysowana, a bohaterowie zbyt wyrozumiali w stosunku do jej arogancji i sposobu bycia. I chociaż rozumiem, że wpływ na jej trudny charakter miały dramatyczne wydarzenia z przeszłości to jakoś nigdy nie zapałałam sympatią do niej. Może więc "nowa" Lisbeth mnie przekona :)
UsuńTo w takim razie źle zrozumiałam, ale i tak podziwiam Twoje zbiory :D Zdradź sekret, gdzie upychasz kolejne książki, bo ja już zaczynam wynosić na strych :P
Jest trochę przerysowana, ale mnie to pasuje. A co do tolerancji. House'a też ludzie tolerowali. Geniuszom widocznie wolno więcej. :P
UsuńNawet nie pytaj. Część jest u rodziców, a u mnie książki piętrzą się gdzie się da, bo trzy regały (na każdym książki często są też w dwóch rzędach) dawno przestały wystarczać. Niestety nie mam strychu. :D
Właśnie House'a też nie lubię :P
UsuńNo to tym bardziej szacun, że masz takie zbiory :) Mnie strych teraz ratuje, chociaż nie jest to rozwiązanie idealne, bo książki są tam upakowane w pudełkach, a nie rozłożone na regałach jak powinny :)
A ja go uwielbiam. :D
UsuńZapłakałabym się, gdybym je miała w pudełkach. :P
Mnie też smutno, ale niestety nie mam innego wyjścia. I tak się cieszę, że mogę je tak składować, bo inaczej musiałabym przerzucić się na e-booki, których nie znoszę.
UsuńO, a czemu?
UsuńJa co prawda też jestem wierna papierowi, ale e-booki są bardzo wygodnym rozwiązaniem. :)
Jeśli autor rozwija jakieś niepotrzebne wątki, to książkę omijam szerokim łukiem. Uważam, że takie coś psuje fabułę.
OdpowiedzUsuńJa do tego różnie podchodzę. Czasem lubię, gdy autor odbiega od głównego tematu, innym razem natłok wątków mnie męczy.
UsuńJuż od dawna mam w planach poznanie twórczości autora i mam nadzieję, że niedługo mi się to uda. ;)
OdpowiedzUsuńUdanego spotkania z Lagercrantzem! :)
UsuńObie dokrętki za mną:) Druga jest ciekawsza.
OdpowiedzUsuńDokrętki. :D Fajne określenie. :D
UsuńCieszę się, że druga ciekawsza, bo ta była niezła, ale nie tak, jak bym chciała. ;)
Zbieram się wciąż do przeczytania... I mam obawy... Ale w końcu chyba muszę się przełamać...
OdpowiedzUsuńDzielna bądź! :D
UsuńFajnie, że książka wypadła dobrze, bo mam ją w planach :)
OdpowiedzUsuńUdanej lektury. :)
UsuńChoć Lisabeth lubię, to jednak też uważam, że ta część jest wyjątkowo nierówna. Moim zdaniem im dalej w serię tym gorzej...
OdpowiedzUsuńDla mnie trzy pierwsze tomy były świetne! Ten jest słabszy, ale i tak jestem ciekawa piątki.
UsuńJa jestem na etapie nie bo nie.
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy na tym etapie zostaniesz, czy jednak "zaryzykujesz". ;)
UsuńZ jednej strony ciekawi mnie jak poprowadził bohaterów. Z drugiej strony chyba nie przebolałam do końca tego, że Larsson już nigdy nic nie napisze :P Na pewno nie przeczytam jej w najbliższym czasie, chciałabym jednak kiedyś to zrobić.
OdpowiedzUsuńJa też nie mogę tego przeboleć. Ciekawa jestem jak on poprowadziłby tę historię.
UsuńNie planuję przeczytać: chociaż hakerstwo i sztuczna inteligencja w połączeniu z bohaterką to oryginalne połączenie.
OdpowiedzUsuńWięc może jeszcze zmienisz zdanie? :)
Usuń