piątek, 8 grudnia 2017

Elizabeth Winder "Marilyn na Manhattanie. Najradośniejszy rok życia"
[RECENZJA]




Nigdy nie pasowała do roli Żony Wielkiego Człowieka, jednej z tych znękanych, rozumiejących kobiet, które uśmiechały się z miłością, przypominały o kolacji i przyrządzały mięso z jarzynami. Marilyn sama była artystką i tak jak w przypadku wielu artystów to jej bliscy często musieli się nią opiekować. Nie była typem kobiety, która inspiruje mężczyznę, gotuje trzydaniowy obiad i kładzie dzieci do łóżka. Nie używała budzika. Gotowała makaron suszarką do włosów. To był i zawsze będzie jej show[1].




Przełomowy rok



Marilyn Monroe. Aktorka wcielająca się w role infantylnych kobiet. Słodka idiotka mająca problem z zapamiętaniem tekstu. Seksbomba. Trzykrotna mężatka. Ikona popkultury. Blond włosy. Pieprzyk. Czerwone usta. Happy Birthday Mr. President. Kultowa biała sukienka uniesiona nagłym podmuchem powietrza. Frank Sinatra, uzależnienia, depresja, nagła śmierć. 

Tyle pierwszych skojarzeń. Nie zawsze trafnych. Czasem krzywdzących. Zdecydowanie nie oddających charakteru aktorki, która całe życie marzyła o tym, by zamiast grać na ekranie głupiutkie blondynki, wcielić się w rolę Gruszeńki z Braci Karamazow, która od branżowych imprez wolała wieczór z książką (Marilyn często traktowała książki jako główny element wystroju, ważniejszy i cenniejszy niż wazon Tiffany'ego[2]) i równie trudno było jej się uwolnić od przykrych etykietek, co od niekorzystnego kontraktu z wytwórnią Twentieth Century Fox.





Pod koniec listopada 1954 roku, Marilyn Monroe przyleciała do Nowego Jorku. Tu zaczęła nowy, jakże ważny rozdział swojego burzliwego życia. Tu powoli zaczęła odzyskiwać nad nim kontrolę, wiele się nauczyła, zawarła przyjaźnie z artystami i intelektualistami. To tu narodził się pomysł założenia niezależnej wytwórni filmowej. To ten rok był przełomowy dla niej jako aktorki i kobiety.


Zrywając etykiety



Marilyn na Manhattanie. Najradośniejszy rok życia to moje drugie spotkanie z biograficzną twórczością Elizabeth Winder. Książka Sylvia Plath w Nowym Jorku. Lato 1953 choć interesująca, na kolana mnie jednak nie rzuciła. Tym razem było inaczej, a Marilyn Monroe doczekała się ciekawszego portretu niż Plath i bardzo zajmującej biografii. 

Jeśli ktoś widzi w aktorce głównie głupiutką blondyneczkę z Jak poślubić milionera, koniecznie powinien sięgnąć po biografię pióra Winder. W ten sposób pozna Marilyn oczytaną, inteligentną, ciekawą otaczającego świata miłośniczkę klasyki. W ten sposób pozna także Marilyn zagubioną, zaszufladkowaną, szukającą swojego miejsca, często nierozumianą, nieprzystającą do otaczającej ją rzeczywistości. Monroe toczyła nieustającą walkę. Z własnymi słabościami, z otoczeniem. Walkę o zerwanie wspomnianych etykietek, o spełnienie marzeń, udowodnienie własnej wartości. Nie była bez wad. Nie była też jednak stereotypową blondynką, naiwną aktoreczką, której jedynym atutem są krągłości ciała.






Elizabeth Winder wnikliwie przygląda się swojej bohaterce w różnych sytuacjach. W chwilach słabości i siły. Zagubienia i walki. Portretuje samotność jednej z najbardziej rozpoznawalnych aktorek wszech czasów. Przygląda się jej stosunkom z ludźmi, przyjaźniom, związkom z mężczyznami, pokazuje przemianę, jaką przeszła aktorka zrywając z hollywoodzkim życiem i starając się znaleźć swoje miejsce w tym trudnym świecie pełnym złudzeń, pokus i pułapek. 

Pisze o roku w Nowym Jorku, ale by obraz aktorki był pełniejszy, zdradza co nieco z lat wcześniejszych i późniejszych. Co ważne, autorka nie robi z Marilyn ofiary trudnego dzieciństwa, wychowanki domu dziecka tułającej się po rodzinach zastępczych. Nie patrzy na bohaterkę przez pryzmat depresji, walki z bezsennością, radzenia sobie z życiem za pomocą używek. Nie milczy na ten temat, ale i nie opiera na tych trudnych kwestiach swojej książki.


Najradośniejszy rok?



Rok, który Marilyn spędziła w Nowym Jorku, był magicznym czasem artystycznej dyscypliny i odkrywania siebie. Czasem, który pozwolił jej zajrzeć do własnego wnętrza, odzyskać kontrolę nad życiem i wyznaczyć dalszy kierunek kariery[3].





Elizabeth Winder pisze barwnie i lekko, dzięki czemu dostajemy wciągającą opowieść o nietuzinkowej postaci, a przy okazji zarysowuje portret środowiska artystycznego Nowego Jorku z lat 50' ubiegłego wieku. Czasów Franka Sinatry czy Trumana Capote. W osiemnastu rozdziałach rozdzielonych fotografiami Monroe i cytatami z nią związanymi (głównie słowami samej Marilyn) przemykamy przez nowojorski rok życia jednej z najbardziej rozpoznawalnych aktorek świata. 

Czy jednak rzeczywiście jest to najszczęśliwszy, najradośniejszy rok życia aktorki? Jeśli tak, to jej życie musiało być naprawdę przygnębiające. Bo problemów jest tu tyleż ile radości, a może i więcej. Podobna rzecz ma się z upadkami, trudnymi momentami, przeszkodami, rozczarowaniami, chwilami rezygnacji i zagubienia. Moim zdaniem Elizabeth Winder nie udało się udowodnić teorii postawionej w podtytule.

Nie zmienia to jednak faktu, że Marilyn na Manhattanie przeczytać warto. Zwłaszcza, gdy patrzy się na główną bohaterkę przez pryzmat stereotypów.


Elizabeth Winder
Marilyn na Manhattanie.
Najradośniejszy rok życia

Wydawnictwo Literackie
2017
336 stron



[1] Elizabeth Winder, Marilyn na Manhattanie. Najradośniejszy rok życia, przeł. Katarzyna Makaruk, Wyd. Literackie, 2017, s.230.
[2] Tamże, s. 76.
[3] Tamże, s. 14.


Zobacz też:




20 komentarzy:

  1. Recenzja jak zwykle świetna, bardzo profesjonalna i jeśli ktoś lubi takie książki to po przeczytaniu nie będzie w stanie się oprzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie jestem wielbicielką biografii, ale mocno kusisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo warto przeczytać. :) Czyta się jak powieść.

      Usuń
  3. Właśnie o Marilyn wcale nie wiem dużo, pierwszą myślą o niej kojarzoną są te stereotypy, które wymieniłaś, więc książkę chętnie przeczytałabym.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię biografie i chętnie po takowe sięgam. Faktycznie, czasami do jakieś postaci zostaje przyczepiona "łatka" z którą potem ciężko się rozstać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano. Ludzie jak sobie coś wbiją do głów, to trudno im to wybić.

      Usuń
  5. Coraz bardziej jestem ciekawa tej książki. Słyszałam już trochę pozytywnych opinii o niej i chyba sama też się z nią zapoznam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatnio niemal wszędzie natykam się na tę pozycję, ale jakoś za bardzo mnie do niej mimo wszystko nie ciągnie. Chyba musi jeszcze trochę poczekać na swoją kolej.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedawno była premiera, a że książka jest interesująca, to nic dziwnego, że pojawia się to tu, to tam. :)

      Usuń
  7. Rzadko czytam biografie, ale ta może mi się spodobać. Chętnie "poznam" prawdziwą Marylin, bo raczej kojarzy mi się z naiwną blond aktoreczką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro masz takie skojarzenia, to koniecznie musisz sięgnąć po tę książkę. :)

      Usuń
  8. Już za chwilę zabieram się za tę ksiażkę, już się nie mogę doczekać, jest piękna :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Biografia, po którą chętnie sięgnę, książka zbiera pozytywne opinie, a to brzmi obiecująco. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Fascynująca postać :). Może się skuszę na tę biografię.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.