czwartek, 12 października 2017

Zwiedzamy Drezno - dzień drugi

kwiecień 2017


Generalnie mam bardzo pojemne serce, bo co rusz trafiam do miejsc, w których się zakochuję. Drezno jest jednym z nich. 

Jeśli ominęliście poprzednią notkę ze zdjęciami z pierwszego dnia pobytu w stolicy Saksonii, to koniecznie klikajcie TUTAJ. Może wtedy zrozumiecie mój zachwyt.






Drugiego dnia było równie pięknie, choć już bez magicznej złotej godziny. Nie mogłam się oprzeć i Zwinger znów znalazł się na naszej trasie.





Mostem Fryderyka Augusta przeszliśmy na drugą stronę Łaby, ciekawi co też kryje tamta część miasta.




Byłam ciekawa, czy Nowe Miasto zauroczy mnie równie mocno. O tak! Choć w zupełnie inny sposób niż architektura podziwiana po drugiej stronie rzeki.

Fryderyk Schiller, autor Ody do radości, w swym rzymskim wdzianku wpatrywał się w przestrzeń, nie zwracając uwagi na niezbyt taktownie traktujące go ptaki.







Im dalej od głównych atrakcji, tym mniej turystów. W tej części miasta głównym magnesem jest Grający Dom. Nim jednak do niego dotarliśmy, wędrowałam od graffiti do graffiti, od muralu do muralu, czując się w jak w fotograficzno-artystycznym raju.








Niektóre uliczki miały dość specyficzny klimat. Jak choćby ta poniżej. Niemal pusta, strasząca pustostanami, witrynami pełnymi wlepek, ścianami, na których o przestrzeń walczyły interesujące murale i efekty działań szalonego sprejarza.




Chyba nie chciałabym tam trafić po zmroku. Mam wrażenie, że puste za dnia oczodoły mieszkańców jednej z witryn, wodziłyby wtedy za mną wzrokiem błyszczącym złowrogo.




Za dnia było jednak nad wyraz intrygująco. Tu graffiti, tam klimatyczny bar. Tu sklepik z ciuchami w stylu etno, tam raj dla miłośników naturalnych kosmetyków. Gdziekolwiek nie spojrzeć, tam kryło się coś ciekawego.











W końcu dotarliśmy do Grającego Domu, który, ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu, ani myślał dla nas zagrać. Wprawdzie to padający deszcze wprawia w ruch dźwiękotwórczą machinę, ale według wiszącej na ścianie tabliczki, uruchamiana jest ona także w konkretnych godzinach nawet gdy słońce świeci uparcie, a kalosze są zbędne.




Grający dom znajdziecie przy Görlitzer Str. 21-25. Gdy na fasadzie zobaczycie brązową krowę na niebieskim tle, będziecie wiedzieli, że to tu. Że dotarliście do Pasażu Sztuki (Kunsthofpassage).

Ten niewielki pasaż jest miejscem ogromnie barwnym i warto uważnie rozejrzeć się na boki. Wewnętrzny dziedziniec dzieli się na kilka mniejszych. I tak, mamy tu dziedziniec światła, który prowadzi nas wprost na dziedziniec mitycznych stworzeń wyłaniających się z mozaikowych elementów, następnie dziedziniec zwierząt z żyrafą wciągającą tynk (a przynajmniej tak to wygląda), po którym raźnie hasają małpki, dziedziniec metamorfozy gdzie można zrobić tekstylne zakupy i opuścić pasaż z zupełnie nowym image'm,







Barwnie tu i tak jakoś pozytywnie. Niby nic wielkiego, ale energia żywych kolorów się udziela. Największą uwagę przykuwa dziedziniec metalowych elementów, na którym znajduje się wspomniany Grający Dom. Umocowana na niebieskiej fasadzie, konstrukcja rynien i wielkich trąb zmienia się podczas deszczu w instrument muzyczny.






Po przeciwnej stronie uwagę przykuwa żółta ściana z kawałkami blach, na których krople deszczu także mogą wygrywać melodię. Trochę żałuję, że nie mogłam tego posłuchać, choć z drugiej strony - spójrzcie na kolor nieba. Czy mogłabym chcieć to zamienić na deszcz? No właśnie.





W Nowym Mieście życie skupia się przy ulicy Głównej (Hauptstraße), deptaka obsadzonego platanami.




Oczywiście podczas tak krótkiego spaceru nie byliśmy w stanie zobaczyć wszystkich atrakcji tej części miasta. Drezno rozkochało mnie w sobie jednak na tyle mocno, że liczę na powrót. A wtedy wybierzemy się na stary cmentarz żydowski, do sklepu mlecznego Pfundów (który na zdjęciach prezentuje się obłędnie i żałuję ogromnie, że zdjęć... nie można tam robić) czy muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego.

Tymczasem cofnęliśmy się do starszej części, by raz jeszcze przejść się w okolicach wciąż odbudowywanego zamku Wettynów.






W tej okolicę uwagę przyciąga widoczny na poniższym zdjęciu paradny orszak władców Saksonii. Obraz ten powstał w pierwszej dekadzie XX wieku z 25 tys. porcelanowych płytek pochodzących z manufaktury w Miśni. Znajdziecie na nim 94 postaci. Ponad jedna trzecia z nich to władcy z rodu Wettinów. Całość ma 102 metry długości i niemal 10 metrów wysokości. 

Gdy w 2006 roku świętowano 800-lecie Drezna, ulicami miasta przeszedł pochód wzorowany na tym z obrazu.




Spacerowym krokiem dotarliśmy na Nowy Rynek (Neumarkt), gdzie dzień wcześniej zatrzymaliśmy się na późny obiad. Tym razem mogliśmy podziwiać okolicę w świetle dnia. Na uwagę zasługuje Kościół Marii Panny, jak wiele innych drezdeńskich budynków zniszczony w czasie wojny, a następnie odbudowany z wykorzystaniem możliwie jak największej liczby elementów pochodzących z pierwotnej budowli.






Po krótkiej przechadzce ruszyliśmy nad rzekę.





Panorama Drezna rozciągająca się z brzegów Łaby jest przepiękna i myślę, że siedząc na jednym czy drugim brzegu, można spędzić wiele godzin. Ja mogłabym na pewno.







Tego dnia jednak na lenistwo nie było czasu. Koniecznie chciałam jeszcze dotrzeć do fabryki Yenidze, którą dzień wcześniej oglądałam w promieniach zachodzącego słońca z drugiego brzegu rzeki.






Gdyby przyszło Wam do głowy nocowanie w hotelu art'otel to melduję, że nad tym przybytkiem czuwa duch zmarłego w tym roku drezdeńskiego artysty A.R. Pencka. Podobno wewnątrz można obejrzeć ekspozycję jego dzieł. Na pewno jedna z nich siedzi na dachu.




Fabryka Yenidze z daleka wygląda jak meczet. Z bliska właściwie też. A tymczasem w powstałym w latach 1907-1912 budynku otworzono... fabrykę papierosów. Pomysł wziął się z fascynacji orientem właściciela zakładu, Hugo Zeita. I tak fabryka doczekała się orientalnych zdobień, szklanej kopuły,komina przywodzącego na myśl minaret. Sama nazwa Yenidze pochodzi od tureckiego regionu tytoniowego.

Budynek fabryki ucierpiał w czasie wojny. Zniszczona została m.in. kopuła. Dziś, po renowacji, mieszczą się tu biura oraz restauracja.


 



Niechętnie śledziliśmy upływ czasu. Czekał nas jeszcze powrót do domu, więc powoli ruszyliśmy w stronę hotelu, gdzie w przechowalni leżały nasze bagaże. 

Trasę umiały nam murale na Könneritzstraße promujące m.in. miasto.








Komu w drogę, temu... Minionek.




Po drodze postanowiliśmy zajrzeć jednak w jeszcze jedno miejsce, choć po pięknej pogodzie nie było już śladu. Słońce zniknęło, a ja, na podkoszulek musiałam narzucić bluzę i kurtę, a mimo to wciąż było mi zimno.




Jak widać, przez zmianę aury ucierpiała też widoczność.




Mimo to, zatrzymaliśmy się na moment w Rathen. Marzyła mi się wyprawa do Bastei, gdzie znajduje się oryginalny kamienny most, ale na to potrzebowalibyśmy o więcej niż niecałe zimne popołudnie. Trochę zawiedziona przeszłam się wzdłuż rzeki, ale nieprzyjazna aura szybko zagoniła mnie z powrotem do samochodu.







Gdy wracaliśmy, padał deszcz. Później miało się okazać, że te dwa słoneczne dni były jednymi z nielicznych przyjemnych tej wiosny. Mieliśmy więc sporo szczęścia, że udało nam się zobaczyć przepiękne Drezno w tak sprzyjających okolicznościach.




Zobacz też:


---



10 komentarzy:

  1. Zabytkowe centrum Drezna jest piękne. Byłam tam kilka lat temu. Ciągle planuję powrót, tylko czasu brak. Z wielką przyjemnością obejrzałam Twoje relacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam nadzieję wybrać się tam jeszcze kiedyś na jarmarki świąteczne. :)

      Usuń
  2. Zdjęcia fenomenalne :) Bardzo chętnie się tam wybiorę i na żywo pooglądam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne zdjęcia i ciekawa fotorelacja. Drezna jeszcze nie miałam okazji pozwiedzać, więc wszystko przede mną! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Mam nadzieję, że uda Ci się tam dotrzeć jak najszybciej. Warto. :)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałabym powrócić do Drezna, ostatnio byłam tam kilka lat temu, było cudownie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeglądając Twoją notatkę uświaodmiłam sobie ile fajnych rzeczy ominęłam będąc w Drezdnie- chociażby grający dom- robi wrażenie! W ogóle te street arty są bardzo ciekawe. Dzięki za inspirację na powrót i spojrzenie na Drezdno z zupełnie innej perspektywy.
    Voayaga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że jest tam sporo miejsc do odkrycia. Zwłaszcza poza centrum. Sama chciałabym tam jeszcze wrócić. Może Tobie też się uda? :)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.