Muszę zakończyć to, co niezakończone. Muszę rozwikłać zagadkę, ale nie będę mogła tego zrobić, nie zanurzając się w głąb wyprawy. Muszę spróbować podążyć za jej uczestnikami. Muszę dostać się do ich wewnętrznych kieszeni. Pod słowa w ich wyblakłych dziennikach. Muszę zrozumieć, co dzieje się z człowiekiem, który znajduje się na środku dryfującego lodu i nie może się stamtąd wydostać. Muszę przeniknąć pod lód, pod szreń. Muszę dotrzeć do miejsca, gdzie umarli. Na Wyspę Białą[1].
Muszę dowiedzieć się jak umarli
Perspektywa pierwszego zdobycia bieguna północnego spędzała sen z oczu wielu. Podróżnikom i amatorom. Ludziom czynu i marzycielom.
Był 11 lipca 1897 roku, gdy szwedzki podróżnik Salomon August Andrée oderwał się od ziemi, za cel mając dotarcie balonem do najdalej wysuniętego na północ punktu naszej planety. Towarzyszyło mu dwóch młodych mężczyzn, inżynier Knut Frænkel oraz fotograf Nils Strindberg. Wedle wyliczeń dokonanych przed lotem, balon miał się utrzymać w powietrzu przez co najmniej trzydzieści dni. W praktyce, uczestnicy ekspedycji lecieli zaledwie sześćdziesiąt pięć godzin nie przebywszy nawet jednej trzeciej planowanej trasy. Znaleźli się na lodzie. Dosłownie i w przenośni.
Był 11 lipca 1897 roku, gdy szwedzki podróżnik Salomon August Andrée oderwał się od ziemi, za cel mając dotarcie balonem do najdalej wysuniętego na północ punktu naszej planety. Towarzyszyło mu dwóch młodych mężczyzn, inżynier Knut Frænkel oraz fotograf Nils Strindberg. Wedle wyliczeń dokonanych przed lotem, balon miał się utrzymać w powietrzu przez co najmniej trzydzieści dni. W praktyce, uczestnicy ekspedycji lecieli zaledwie sześćdziesiąt pięć godzin nie przebywszy nawet jednej trzeciej planowanej trasy. Znaleźli się na lodzie. Dosłownie i w przenośni.
Na biegun nie dotarli. Do domu wrócili ponad trzy dekady później, gdy ich szczątki odnalazła norweska wyprawa. Z pewnością nie był to wymarzony powrót...
Bea Uusma, szwedzka pisarka, ilustratorka i lekarka, w reportażu Ekspedycja. Historia mojej miłości przygląda się tej zdumiewającej wyprawie. Próbuje dotrzeć do faktów, przeanalizować je, przedrzeć się przez hipotezy i domysły, by odpowiedzieć na pytanie: dlaczego uczestnicy wyprawy zmarli w dobrze zaopatrzonym obozie? Nie groził im głód, broń i naboje były pod ręką, a warunki pogodowe całkiem znośne (wielu miało mniej szczęścia, a wróciło do domu o własnych siłach).
Zaangażowania, z jakim Szwedka zabiera się do pracy, może jej pozazdrościć niejeden detektyw.
Pasja, upór, obsesja
Wiesz jak wygląda książka napisana złożona z pasji, uporu i obsesji? Nie? To weź do ręki Ekspedycję. Historię mojej miłości Bei Uusmy. To jest właśnie idealny egzemplarz reprezentacyjny, na dodatek egzemplarz tak niesamowicie wydany, że niejeden mól książkowy straci dla niego głowę. Zwłaszcza, gdy bliska jest mu tematyka wypraw polarnych, lubi opowieści ludzi pozytywnie zakręconych i ma detektywistyczny zmysł.
Bea Uusma prowadzi bowiem śledztwo na wielką skalę. Nie tylko czyta dokumenty, artykuły czy książki dotyczące ekspedycji Salomona Augusta Andréego, zagląda do muzeum poświęconego uczestnikom tej trzyosobowej wyprawy, ale wybiera się w podróż ich śladami. Być może to z powodu swej obsesji podejmuje studia medyczne pozwalające na spojrzenie pod medycznym kątem na szczątki podróżników odnalezione w ich ostatnim obozowisku na Wyspie Białej.
Poświęciła wiele lat, by odpowiedzieć na nieustannie nurtujące ją pytanie: jak zginęli Andrée, Frænkel i Strindberg?
Prawdę mówiąc nie wiem co podziwiam bardziej: upór autorki czy sposób, w jaki wydawnictwo zaprezentowało efekt jej działań czytelnikom.
Bea Uusma jest nie do zatrzymania. Jest wszędzie tam, gdzie może zdobyć choćby najdrobniejszą wskazówkę pozwalającą jej dotrzeć do prawdy o wyprawie, która tak naprawdę w ogóle nie powinna się rozpocząć. Uczestnicy nigdy nie wykonali próbnego lotu balonem (co mści się już w kilka chwil po starcie), dysponują sańmi o błędnie skonstruowanych płozach, nie mają pojęcia o warunkach panujących w Arktyce (dziwi ich mgła i szron - spodziewali się słońca), a wykaz rzeczy, które ze sobą zabrali budzi zdumienie, choć może tylko ja nie rozumiem po co na takiej wyprawie kilka tomów encyklopedii, krawaty, szalik z różowego jedwabiu, duży haftowany obrus z frędzlami, mosiężna kotwica, zapas kłódek z kluczykami czy butelki szampana. Co więcej, oni te rzeczy ciągną ze sobą nawet wtedy, gdy przepakują się z balonu na sanie!
Więc... Bea Uusma jest nie do zatrzymania. Poświęca życie na analizę przebiegu wyprawy. Bierze pod lupę każdy jej aspekt. Trudno jej nie podziwiać, nawet jeśli zaangażowanie coraz widoczniej zmienia się w obsesję. Sposób w jaki Szwedka podchodzi do zadania, jej skrupulatność, upór, umiejętność wydobywania danych i wyciągania z nich wniosków, po prostu robią wrażenie.
Wrażenie robi także wydanie książki. Można się interesować jej tematyką bądź nie, ale bez względu na to, czy Ekspedycja. Historia mojej miłości trafi w gust czytelnika czy niekoniecznie, trudno nie przyznać, że reportaż ten jest wydawniczą perełką. Bogato ilustrowany, a jednocześnie minimalistyczny (serio, to jest możliwe), pełen zdjęć i rycin, robi spore wrażenie graficznym opracowaniem treści. Różne czcionki, rozmaite formy przekazywania informacji, niekiedy zdjęcia zajmujące całe strony, innym razem kartki niemal puste, wymowne. W tym wszystkim nie ma jednak chaosu.
Znajdziecie tu zarówno fotografie z wyprawy, jak i autorki książki. Wspomnienia Uusmy przeplatają się w rekonstrukcją zdarzeń sprzed ponad stu lat, a fakty z interpretacjami. Autorka bada każdy aspekt, drobiazgowo analizuje przebieg wyprawy dzień po dniu bazując na odnalezionych zapiskach (stworzona w tym celu tabela rozkłada na łopatki), przygląda się obrażeniom ciał czy układowi ostatniego obozu, co także zostaje zilustrowane.
Ekspedycja jest książką dla pasjonatów wypraw polarnych i tych, którzy cudze namiętności rozumieją. Bea Uusma włożyła w napisanie tej książki mnóstwo serca i wysiłku. Efekt jest imponujący. Mamy dwie opowieści zrodzone z pasji, marzeń, chęci osiągnięcia celu. Tę dziewiętnastowieczną, która skończyła się niestety tragicznie i tę współczesną, która... No właśnie.
Czy upór Szwedki zostanie wynagrodzony i autorka pozna prawdę o wyprawie Andrée?
Nie znoszę marznąć. Nie interesuje mnie pokonywanie znojów. Żadna ze mnie poszukiwaczka przygód. A jednak spędziłam połowę dorosłego życia na tym, by stać się częścią wyprawy, blisko sto lat za późno[2].
Bea Uusma prowadzi bowiem śledztwo na wielką skalę. Nie tylko czyta dokumenty, artykuły czy książki dotyczące ekspedycji Salomona Augusta Andréego, zagląda do muzeum poświęconego uczestnikom tej trzyosobowej wyprawy, ale wybiera się w podróż ich śladami. Być może to z powodu swej obsesji podejmuje studia medyczne pozwalające na spojrzenie pod medycznym kątem na szczątki podróżników odnalezione w ich ostatnim obozowisku na Wyspie Białej.
Poświęciła wiele lat, by odpowiedzieć na nieustannie nurtujące ją pytanie: jak zginęli Andrée, Frænkel i Strindberg?
Dotrzeć jak najbliżej prawdy
Prawdę mówiąc nie wiem co podziwiam bardziej: upór autorki czy sposób, w jaki wydawnictwo zaprezentowało efekt jej działań czytelnikom.
Bea Uusma jest nie do zatrzymania. Jest wszędzie tam, gdzie może zdobyć choćby najdrobniejszą wskazówkę pozwalającą jej dotrzeć do prawdy o wyprawie, która tak naprawdę w ogóle nie powinna się rozpocząć. Uczestnicy nigdy nie wykonali próbnego lotu balonem (co mści się już w kilka chwil po starcie), dysponują sańmi o błędnie skonstruowanych płozach, nie mają pojęcia o warunkach panujących w Arktyce (dziwi ich mgła i szron - spodziewali się słońca), a wykaz rzeczy, które ze sobą zabrali budzi zdumienie, choć może tylko ja nie rozumiem po co na takiej wyprawie kilka tomów encyklopedii, krawaty, szalik z różowego jedwabiu, duży haftowany obrus z frędzlami, mosiężna kotwica, zapas kłódek z kluczykami czy butelki szampana. Co więcej, oni te rzeczy ciągną ze sobą nawet wtedy, gdy przepakują się z balonu na sanie!
Więc... Bea Uusma jest nie do zatrzymania. Poświęca życie na analizę przebiegu wyprawy. Bierze pod lupę każdy jej aspekt. Trudno jej nie podziwiać, nawet jeśli zaangażowanie coraz widoczniej zmienia się w obsesję. Sposób w jaki Szwedka podchodzi do zadania, jej skrupulatność, upór, umiejętność wydobywania danych i wyciągania z nich wniosków, po prostu robią wrażenie.
Perełka wydawnicza
Wrażenie robi także wydanie książki. Można się interesować jej tematyką bądź nie, ale bez względu na to, czy Ekspedycja. Historia mojej miłości trafi w gust czytelnika czy niekoniecznie, trudno nie przyznać, że reportaż ten jest wydawniczą perełką. Bogato ilustrowany, a jednocześnie minimalistyczny (serio, to jest możliwe), pełen zdjęć i rycin, robi spore wrażenie graficznym opracowaniem treści. Różne czcionki, rozmaite formy przekazywania informacji, niekiedy zdjęcia zajmujące całe strony, innym razem kartki niemal puste, wymowne. W tym wszystkim nie ma jednak chaosu.
Znajdziecie tu zarówno fotografie z wyprawy, jak i autorki książki. Wspomnienia Uusmy przeplatają się w rekonstrukcją zdarzeń sprzed ponad stu lat, a fakty z interpretacjami. Autorka bada każdy aspekt, drobiazgowo analizuje przebieg wyprawy dzień po dniu bazując na odnalezionych zapiskach (stworzona w tym celu tabela rozkłada na łopatki), przygląda się obrażeniom ciał czy układowi ostatniego obozu, co także zostaje zilustrowane.
Ekspedycja jest książką dla pasjonatów wypraw polarnych i tych, którzy cudze namiętności rozumieją. Bea Uusma włożyła w napisanie tej książki mnóstwo serca i wysiłku. Efekt jest imponujący. Mamy dwie opowieści zrodzone z pasji, marzeń, chęci osiągnięcia celu. Tę dziewiętnastowieczną, która skończyła się niestety tragicznie i tę współczesną, która... No właśnie.
Czy upór Szwedki zostanie wynagrodzony i autorka pozna prawdę o wyprawie Andrée?
Nie znoszę marznąć. Nie interesuje mnie pokonywanie znojów. Żadna ze mnie poszukiwaczka przygód. A jednak spędziłam połowę dorosłego życia na tym, by stać się częścią wyprawy, blisko sto lat za późno[2].
Bea Uusma |
[1] Bea Uusma, Ekspedycja. Historia mojej miłości, przeł. Justyna Czechowska, Wyd. Marginesy, 2017, s. 23.
[2] Tamże, s. 288.
Właśnie ostatnio przyniosłam tę księżkę z biblioteki. Jeszcze nie zdążyłam przeczytać, ale przekartkowałam i jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że treść spodoba Ci się równie mocno jak oprawa graficzna. :)
UsuńMiałam z tą książką styczność w pracy, ale mówiąc szczerze tylko na nią zerknęłam i odłożyłam na półkę - i co ja najlepszego zrobiłam?! Autorka naprawdę odwaliła kawał dobrej roboty i właśnie dla tego jej uporu, pasji i determinacji i ja z przyjemnością zapoznam się z pozycją. I coś mi się tak wydaję, że chyba też dam się jej całkowicie omamić ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Mam nadzieję, że tak będzie! :D
UsuńNa wydawnictwo Marginesy zawsze można liczyć jeśli chodzi o wydanie książki :) Zaintrygowała mnie ta historia i jestem ciekawa, co odkryła Bea Uusma.
OdpowiedzUsuńMyślę, że przypadnie Ci do gustu, więc czytaj koniecznie. :)
UsuńTa lektura zdecydowanie trafia w moje gusta, więc chętnie się z nią zapoznam. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńUdanej lektury!
UsuńTakie książki lubie i bardzo chętnie bym do niej zajrzała i przeczytała :)
OdpowiedzUsuńW takim razie o tej koniecznie musisz pamiętać. :)
UsuńCzytałam o tej książce u Katarzyny z bloga "Kącik z książką" i już wtedy wiedziałam, że to publikacja, którą muszę poznać. Twoja recenzja upewniła mnie, że to nietuzinkowa publikacja i drugiej takiej na naszym rynku nie znajdę. Gdybym wcześniej usłyszała o tym, że ktoś postanowił wybrać się w tak odległą wyprawę balonem, z pewnością popukałabym się wymownie w czoło. Zwłaszcza, gdybym wiedziała, co podróżnicy zabrali ze sobą i jak lekkomyślnie podeszli do sprawy. Teraz natomiast chciałabym połknąć detektywistycznego bakcyla i zarazić się entuzjazmem autorki książki :)
OdpowiedzUsuńNie dość, że balonem, to jeszcze z marnym przygotowaniem. No i wyszło jak wyszło.
UsuńA Bea Uusma mnie zadziwia swoim uporem i pasją. Pełen szacun. :)
Z dzisiejszej perspektywy to brzmi naprawdę absurdalnie, jestem ciekawa co ci ludzie sobie myśleli :)
UsuńNie wiem, ale nie były to raczej zbyt mądre myśli. :P
UsuńJakoś takie tematyki wolę w wersji telewizyjnej. Czytanie takich książek mniej mnie wciąga. Nie mówię jednak nie"
OdpowiedzUsuńJa tak mam np. z historiami romantycznymi. Wolę je oglądać niż czytać. :)
UsuńBaardzo chcę tę książkę przeczytać - zbliżają się moje urodziny, chyba muszę zrobić listę ;)
OdpowiedzUsuńJuż sama okładka przyciągnęła mój wzrok, a w środku wygląda jeszcze lepiej! Na pewno po nią sięgnę, gdy najdzie mnie ochota na tego typu tytuł:)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto!
UsuńPrzeczytałam o tej książce w jakiejś gazecie popularnonaukowej i od tamtej pory mój apetyt narasta, Ty go jeszcze bardziej podsyciłaś:)
OdpowiedzUsuńJaka szkoda, że już miałam urodziny! :(
OdpowiedzUsuńNiny tematyka nie do końca moja, a po przeczytaniu recenzji i obejrzeniu zdjęć nabrałam ogromnej ochoty na tę książkę!
Pozdrawiam! :)
Jeszcze sporo urodzin przed Tobą. I inny okazji. ;) Zresztą, bez okazji też bardzo przyjemnie zdobywa się książki. :P
UsuńPięknie zaprezentowałaś walory graficzne tej książki. Istotną sprawą według mnie jest to, że prócz emocjonalnego podejścia autorki do tematu, widzimy również świetne przygotowanie merytoryczne oraz skrupulatne badanie dokumentów.
OdpowiedzUsuńO tak, masz rację. Ta skrupulatność i upór są zdumiewające.
UsuńDziękuję za opinię o zdjęciach. :)
Jestem pod wrażeniem. Gdyby nie Twoja opinia pewnie nawet bym na nią w bibliotece nie spojrzała
OdpowiedzUsuńJeśli udało mi się zachęcić Cię do lektury, to bardzo mnie to cieszy. :)
UsuńNa tę książkę z pewnością się skuszę, tytuł już zapisałam, będę działać. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Myślę, że nie pożałujesz. :)
Usuń