Nie wiem, czy to ja tak trafiam, czy też kino hiszpańskie to jednak głównie klimatyczne thrillery, wywołujące ciarki kino grozy oraz przejmujące dramaty. Znane mi hiszpańskie produkcje z choćby kilkoma nutkami humoru mogłabym wyliczyć na palcach dwóch rąk, a do wyliczenia tych typowo komediowych, wystarczyłaby pewnie jedna. Hmm... Chyba muszę zgłębić ten temat.
Łatwiej jest nie patrzeć to wprawdzie nie komedia, choć moim zdaniem także i nie dramat (jak sklasyfikował tę produkcję Filmweb). Powiedzmy, że prawda jest gdzieś pośrodku. Dla mnie film Davida Trueby to mądry, ciepły film obyczajowy - odrobinę o zabarwieniu dramatycznym, ale i niepozbawionym scen wywołujących uśmiech.
To po prostu bardzo, ale to bardzo pozytywna produkcja.
A wszystko zaczyna się od jednego marzenia i dwóch ucieczek...
Ramón (Ramon Fontserè) jest nauczycielem angielskiego i wielkim fanem The Beatles, a konkretnie Johna Lennona. Tak się właśnie składa, że ten właśnie muzyk przyjechał do Hiszpanii, gdzie ma wziąć udział w kręceniu filmu. Ramón postanawia za wszelką cenę spotkać swojego idola. Pakuje się do samochodu i rusza w podróż z Madrytu do Almerii.
Po drodze najpierw spotyka młodą dziewczynę, Belén (Natalia de Molina), a następnie nastoletniego Juanjo (Francesc Colomer). Oboje uciekają przez życiem, którego nie chcą, ludźmi, którzy ich krzywdzą. Dokąd? Chyba sami tego nie wiedzą. W każdym razie, choć w nietypowym trio nie brakuje spięć, znajdują wspólny język i dalej jadą już razem.
Czy ta podróż pozwoli im znaleźć swoje miejsce? Rozwiązać problemy? Spełnić marzenia?
Lepiej jest nie patrzeć to film, który totalnie mnie zauroczył. Piękna, mądra i ciepła historia wzrusza i dodaje otuchy. Bo nie można wątpić. Nie można się poddawać. I choć to nic odkrywczego, to warto ruszyć w drogę z Ramónem i jego nowymi znajomymi, wraz z nimi pośmiać się i zapłakać, przekonać się, że dobrych ludzi nie brakuje i choć życie nie zawsze układa się tak, jakbyśmy chcieli, to przecież nie znaczy, że mamy się poddać, pozwolić odebrać sobie marzenia. To, jak bardzo szalony cel ma Ramón i jak uparcie dąży do jego realizacji, jest tylko potwierdzeniem tego, że nie warto oglądać się na innych, nie należy skreślać marzeń tylko dlatego, że mogą się wydawać dziwaczne. Radość z ich spełnienia nie da się bowiem porównać z niczym innym.
Film Davida Trueby został wyróżniony jedną nominacją i sześcioma Nagrodami Goya, najważniejszymi hiszpańskimi nagrodami filmowymi. Wcale się temu nie dziwię, bo to bardzo przyjemna, ładnie zrobiona produkcja. Czasem refleksyjna, czasem zabawna, zawsze prawdziwa, choć marzenie Ramóna wydaje się szalone. To opowieść o spełnieniu marzeń, szukaniu swojej niszy, ale też przyjaźni, bo właśnie wsparcie innych dodaje bohaterom sił. Wszystko to jest nieźle zagrane. Nie tylko aktorsko, ale i muzycznie. Za ścieżkę dźwiękową odpowiadał Pat Metheny. To chyba wiele mówi, prawda?
Po seansie uśmiech długo nie schodził mi z twarzy. Jeśli potrzebujecie lekarstwa na smutek, to Lepiej jest nie patrzeć może okazać się całkiem niezłą opcją. Bez recepty, bez skutków ubocznych.
zwiastun filmu
Zobacz też:
O, to mogę polecić siostrze
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jej się spodoba. :)
UsuńTego filmu raczej nie mam w planach ;)
OdpowiedzUsuńTwoja strata. :P
Usuń