poniedziałek, 12 grudnia 2016

Meik Wiking "Hygge. Klucz do szczęścia"
[RECENZJA]

Meik Wiking
Hygge. Klucz do szczęścia
Wyd. Czarna Owca
2016
290 stron
Hygge to modny ostatnio termin. Słowo to przewija się przez media, na na polskim rynku pojawiły się publikacje, które przybliżają tę duńską filozofię życia. 

Duńczycy radośnie okupują czołówki zestawień najszczęśliwszych narodów świata. W Danii mieści się siedziba Instytutu Badań nad Szczęściem (Happiness Research Institute). Dyrektorem instytutu jest Meik Wiking i to właśnie on jest autorem jednej z książek opisujących duński pomysł na to, jak uczynić codzienność piękniejszą, jak się z niej cieszyć, jak sprawić, by żyło się lepiej.

Hygge. Klucz do szczęścia trafił w moje ręce niespodziewanie. Nie jestem miłośniczką poradników, nie wierzę w skuteczność złotych rad, recept i rybek. W klucze do szczęścia także nie. A jednak ta książka mnie zauroczyła.


Hygge - co to właściwie jest?



Hygge to wiele różnych rzeczy: to sztuka stwarzania atmosfery intymności i ciepło na sercu, ale też zero zmartwień, poczucie ukojenia, przytulne  tête-à-tête i moje ulubione kakao przy świecach. 

Hygge to raczej odpowiedni nastrój i coś, czego się doświadcza, a nie rzeczy. To przebywanie z ludźmi, których się kocha. To dom. Poczucie, że jesteśmy bezpieczni, chronieni przed światem, że możemy spokojnie opuścić gardę. Możemy bez końca rozmawiać o wielkich i małych życiowych sprawach, ale możemy też po prostu cieszyć się swoją milczącą obecnością. Możemy wreszcie delektować się w samotności filiżanką dobrej herbaty*.

Niezbyt konkretnie, prawda? Myślę, że choć w hygge chodzi o łapanie chwil, szczęścia, o poczucie spokoju, równowagi, bezpieczeństwa, ciepła, to problem z definicją polega na tym, że dla różnych osób, hygge przybierze różą formę. Na jednego płonące ognisko zadziała kojąco, inny będzie się martwił, czy iskra nie wywoła pożaru. Ktoś odnajdzie hygge przygotowując z bliskimi potrawy, co dla kogoś innego będzie przykrym obowiązkiem. Jedni do pełni szczęścia potrzebują ukochanej osoby, drudzy raczej samotności w ulubionym fotelu, z kubkiem kawy pod ręką i książką na kolanach.




Zwolnij, znajdź czas


Mike Wiking podzielił swoją książkę na kilka rozdziałów. Pisze w nich jaką rolę w filozofii hygge odgrywają światło czy po prostu domowa przestrzeń. Jak wprowadzić szczęście do codzienności, do domu i pracy, wiosną i zimą. Podsuwa pomysły, dzieli się swoimi receptami na podniesienie komfortu życia. Nie znajdziecie tu odkrywczych myśli. Nie będzie szoku, niedowierzania, okrzyków w stylu "wow! naprawdę?!". Znajdziecie garść wskazówek i sugestii. I sporo ciepła. 

Teoretycznie wszystko jest proste, jasne, dobrze nam znane. Tylko problem w tym, że w praktyce nie zawsze to widać. Ameryki nie odkryję pisząc o tym, że żyjemy w pośpiechu, od terminu do terminu, od wypłaty do wypłaty, od zlecenia do zlecenia, od... do... Chcemy żyć lepiej, chcemy mieć więcej, a czas leci jak szalony, co stresuje nas dodatkowo. Wiem, trochę uogólniam, ale obawiam się, że niewiele przesadziłam. Tymczasem hygge wiąże się ze spokojem, z celebrowaniem chwil, z docenianiem drobnych przyjemności. W codziennym pośpiechu o to niełatwo. Oszczędzamy czas na czym się da, by móc zrobić więcej, zarobić więcej, osiągnąć więcej, zdobyć więcej, więcej, więcej. Ale nawet najlepsze ciasto kupione w sklepie, nie będzie tym, czym dom pachnący wanilią, wspólne wygłupy w kuchni i nosy uwalane mąką, a film obejrzany w telewizji nie zapewni takich wspomnień, jak wypad z przyjaciółmi na plenerowy seans połączony z piknikiem na trawie. 

Raz jeszcze: hygge to celebrowanie chwili, brak pośpiechu. Na hygge trzeba mieć czas. Taka jest cena szczęścia.




Przejrzyj swoje wspomnienia


Hygge. Klucz do szczęścia pozwala uporządkować myśli. Pomaga spojrzeć na swoją codzienność pod innym kątem. Każe zastanawiać się nad tym, jak często potrafimy podarować sobie coś, co jest hyggelig, co pozwala nam zwolnić, zrelaksować się, co zapisuje się w pamięci w ten wyjątkowo ciepły sposób. 

Zaczęłam więc myśleć. Nad tym, że częściej mówię "muszę" niż "mam ochotę", że wiecznie za czymś gonię, zamiast cieszyć się tym, co mam. I zaczęłam szukać w pamięci tych wspomnień, które naprawdę pozwoliły mi się oderwać od wszystkiego, sprawiły, że poczułam się najszczęśliwsza na świecie.

Przypomniały mi się wakacje w Hiszpanii. Wiele godzin na nogach, wiele przejechanych kilometrów, liczne atrakcje, mnóstwo wrażeń. Ale wiecie co tak naprawdę najbardziej utknęło mi w pamięci? Przepiękna tęcza, która zawisła nad górami. Smak figi zerwanej prosto z drzewa. Śniadanie z mężem na świeżym powietrzu - oboje siedzieliśmy na drewnianych klockach, po ścianie domu chodziła jaszczurka, szklanki z sokiem stały na ziemi, bo przykryty ceratą stolik niebezpiecznie się chybotał, a my musieliśmy uważać, by nie dobrały się do nich mrówki. I jeszcze ten wieczór w Saragossie, przedostatni hiszpański wieczór. Byliśmy zmęczeni zwiedzaniem i upałem. Brodziliśmy w wodzie przykatedralnej fontanny, słońce zachodziło, krople wody pryskały dookoła. Nie myślałam o niczym. Dawno tak się nie śmiałam. Dawno nie czułam się tak lekko. Chciałam tylko, by ta chwila nigdy się nie kończyła. I jeśli miałabym powiedzieć czym dla mnie jest hygge, to jego ideałem był właśnie tamten wieczór. 

Pomyślcie o tym, jak wiele takich momentów potraficie sobie przypomnieć i co zrobić, by było ich więcej.





Hygge na co dzień


Notka zrobiła się odrobinę prywatna, wróćmy więc do książki. Hygge. Klucz do serca z miejsca zauroczyło mnie wydaniem. Twarda oprawa, ciekawe grafiki, mnóstwo fotografii z rodzaju tych, które działają kojąco. Pewnie gdyby usunąć elementy graficzne, książka straciłaby połowę objętości. Albo i więcej. Nie ma to dla mnie jednak żadnego znaczenia. Pięknie wydana książka jest hyggelig, nawet jeśli ma to swoją cenę. Bo wiecie, jedyna teoria, z którą się nie zgadzam w kwestii tej popularnej ostatnio duńskiej filozofii łączy się z tym, że hygge nie kosztuje. Już sam fakt, że, jak to mówią, czas to pieniądz, nadgryza fundamenty tej teorii. Ale stworzenie przytulnego kąta to także wydatek, wyjście do  restauracji też, i zakup tworzących nastrój świec, i wypad ze znajomymi na miasto, i .tak dalej. Oczywiście z pewnością znajdą się tacy, dla których szczęście będzie miało formę szałasu w leśnej głuszy i wywaru z korzonków, ale co, jeśli moje szczęście to ciepłe hiszpańskie wieczory, lampka tamtejszego wina i popijane nim tapas? Autor jednak przygotował się na podobne marudzenie i umieścił w swej książce rozdział Hygge za małe pieniądze.

Meik Wiking opowiada o małych, codziennych szczęściach, podpowiada jak sprawić, by życie było bardziej hyggelig. Wśród anegdot, teorii i wskazówek, pojawiają się nawet przepisy kulinarne czy instrukcja jak zrobić plecione, bożonarodzeniowe serca. bo częścią hygge może być także rękodzielnictwo. Radość z samodzielnie zrobionych ozdób na choinkę czy renowacji starego krzesła. 

Dużo zdjęć, sporo podpowiedzi, nieco statystyk. Wszystko to pięknie i przystępnie podane. Autor podpowie gdzie szukać hygge w Kopenhadze, jak wprowadzić je do swojego domu i jak sprawić, by codzienność przynosiła więcej radości. Przyjemna, ciepła lektura ogrzeje was w zimowe, długie wieczory.

Hygge. Klucz do szczęścia to zdecydowanie jest zdecydowanie hyggelig.









***

Książkę polecam
miłośnikom książek, które cieszą oczy
szukającym pomysłów na to, jak wprowadzić hygge do swojego życia
poszukującym szczęścia
potrzebującym motywacji do tego, by żyć nieco wolniej i uważniej

***

* Meik Wiking, Hygge. Klucz do szczęścia, przeł. Elżbieta Frątczak-Nowotny, Wyd. Czarna Owca, 2016, s. 6.


***





34 komentarze:

  1. Okładka tej książki zachwyca! treść również mnie intryguje :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mnie intrygują tego typu książki i na pewno się zaopatrzę zarówno w tą, jak i w inne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ksiazka jest kapitalna. Nie zapominajmy jednak o tym, ze Dunczycy maja czas na cieszenie sie zyciem- autor otwarcie przyznaje, ze w jego kraju nikt nie pracuje po godzinach, by zarobic na zycie, a wysokie podatki placone przez WSZYSTKICH Dunczyków pozwalaja WSZYSTKIM na utrzymanie przyzwoitego standardu zycia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt - to zupełnie inny świat. Ale coś z tego można przemycić do własnego życia. Przynajmniej na tyle, na ile się da.

      Usuń
  4. Może warto do niej zajrzeć, bo ostatnio szczęście jakoś mnie omija :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie koniecznie!
      Trzymam kciuki za to, żeby szczęście szybko Cię znalazło. :)

      Usuń
  5. Coraz częściej widzę recenzje tej książki na blogach. Coś w niej musi być ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. też mnie ta książka zauroczyła wyglądem. Dlatego ją kupiłam! Ale jeszcze nie czytałam... Za to o niej czytałam już dużo. I to bardzo różnie. I tak sobie myślę, zę ja chyba jestem zwolennikiem hygge! I ok, może jakbyśmy teraz chcieli odwrócić swoje życie o 180 stopni, to byłoby drogo. ale jeśli to swoje hygge będziemy budować stopniowo... Jeśli zamiast kolejnej spódnicy kupimy sobie zapachwą świecę, albo odłożymy te pieniądze i za pół roku kupimy sobie wygodny fotel itd... Mam niestety wrażenie, ze pod wpływem książki, wszyscy chcą mieć wnętrza dokładnie takie, jak na zdjęciach. A przecież chodzi o to, by stworzyć własne hygge. A może się mylę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak napisałam w notce, myślę, że każdy z nas widzi hygge gdzie indziej i inaczej. Owszem, warto skorzystać ze wskazówek, ale trzeba najpierw pomyśleć, co z tego rzeczywiście może poprawić nasz komfort. I dopasować to do swoich potrzeb. :)

      Usuń
  7. To coś dla mnie! Lubię takie rzeczy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie, koniecznie sięgnij po tę książkę. :)

      Usuń
  8. Cieszę się Aniu, że wywołała w Tobie tyle pozytywnych emocji i tyle refleksji. Mam ją na półce i z jednej strony też nie wierzę w żadne złote recepty, ale z drugiej uważam, że warto czasem sięgnąć po coś, co pozwoli sobie przypomnieć nawet o trochę banalnych rzeczach :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nasuwa mi się jedno określenie: ta książka wydaje się po prostu urocza! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Taki uniwersalny prezent pod choinkę:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Skandynawia od zawsze mnie fascynowała, często czuję, że moja dusza to zdecydowanie bardziej skandynawska niż słowacka ;) Na książkę czekam do pierwszej gwiazdki, a jak Mikołaj się nie spisze, to będę go musiała wyręczyć.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mikołaju, nie zawiedź! :)

      Moja dusza dobrze się czuje raczej na południu Europy, ale hygge ją zachwyciło. :)

      Usuń
  12. Podoba mi się fakt, że z tej publikacji można dowiedzieć się co nieco o duńskich zwyczajach. Chętnie kiedyś sama sięgnę po tę pozycję. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo się cieszę, że zwróciłaś uwagę na fakt, że na celebrowanie chwil i zwolnienie tempa życia trzeba po prostu móc sobie pozwolić. Mam takie wrażenie, że najpierw trzeba wypracować pewną pozycję, zdobyć środki, a dopiero potem można zwolnić, ale mogę się mylić. W zasadzie, chcę się mylić, bo odnalezienie szczęścia w zwykłych codziennych, wcale nie wzniosłych momentach, jest potrzebne. Nie wiem czy sięgnę po ten poradnik, ale nie mówię nie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. To nie jest takie proste, bo trudno się cieszyć chwilą w blasku świec, gdy rachunki są niezapłacone, a nad głową wiszą kłopoty. Ale mimo wszystko, na tyle, na ile się da, próbuję znaleźć tę odrobinę szczęścia i spokoju w tym pędzących dniach. :)

      Usuń
  14. Z chęcią bym się zapoznała :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ty wiesz, że nie słyszałam tego pojęcia. Ale książka mnie ciekawi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio o nim dość głośno. I myślę, że zwłaszcza teraz, kiedy wokół dzieje się tyle złego, warto po nią sięgnąć. :)

      Usuń
  16. Reklama tej książki jest wszędzie. Podobnie jak samo słówko. A ja, podobnie jak Ty, do wszelkich poradników, które mają uczynić moje życie lepszym, podchodzę jak... pies do jeża. Choć oczywiście zdarzają się wyjątki. Jedno trzeba przyznać - książka pięknie wydana, a do tego trafia na swój czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pojawiła się w dobrym momencie. Może też dlatego zdecydowałam się na lekturę. I trochę się przy niej zrelaksowałam. Rewolucji w moim życiu nie zrobiła, ale nie powiem, żeby w ogóle do mnie nie trafiła. Jakoś tak ciepło się robi w czasie lektury. :)

      Usuń
  17. Podejrzewam, że to coś w stylu feng -shui, co nie znaczy, że nie mam ochoty na książkę. Oczywiście zamówiłam i czekam z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem jedno z drugim ma tyle wspólnego, że obie koncepcje mają na celu stworzenie przestrzeni dobrze wpływającej na mieszkańców. Ale tak poza tym, to zupełnie co innego. :)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.