Uczę się widzieć szczęście w drobiazgach, szukać go w codzienności, w tym co niepozorne, zwyczajne. Ja, wiecznie niezadowolona maruda, która chce więcej, lepiej, doskonalej. Sami widzicie, trudne zadanie przede mną.
Czasami nie trzeba wiele, by wieczór po ciężkim dniu upłynął pod znakiem hygge, czyli modnego ostatnio poszukiwania szczęścia w duńskim stylu. Problem w tym, że nie zawsze potrafimy sobie taki wieczór zorganizować, bo goni nas czas, ścigają obowiązki, męczą problemy, dzwoni telefon, a lista niezałatwionych spraw kładzie się cieniem, nie pozwalając na relaks. A przynajmniej ja nie potrafię. Niby czytam książkę, a myślę o kilku innych sprawach, jednocześnie planując, wspominając, rozważając, poddając ocenie i jak zawsze, panikując, że tyle mam jeszcze do zrobienia, a dobra taka krótka. Mało to komfortowe.
Pracuję więc na relaksacyjnym zestawem idealnym.
Chyba nie muszę wspominać, że pierwsze skrzypce gra tu książka. W zależności od nastroju: mroczny kryminał, poruszająca powieść, zaspokajające ciekawość reportaże lub relacje podróżnicze.
Obecnie, ze względu na porę roku, nie wyobrażam sobie czytania, bez koca. Tego miękkiego, ulubionego, ciepłego.
Do tego muzyka. Nie w trakcie, bo nie lubię słuchać czytając, ale przed. Dla lepszego nastroju. Coś spokojnego, kojącego, albo przeciwnie. Coś, co mnie obudzi i pomoże odzyskać pozytywną energię.
Coś do picia. Kawa, herbata z cytryną, a czasem lampka wina. W lecie sok pomarańczowy. Koniecznie z miąższem.
Jeśli kawa lub herbata to w ulubionym kubku. Albo tym mniej ukochanym, za to pasującym do nastroju lub... lektury. Bo przecież wiadomo, że książkę o Barcelonie najlepiej czyta się popijając kawę z kubka przywiezionego ze stolicy Katalonii, że naczynia z czarnym kotem pasują do każdej lektury, ale herbata z cytryną najlepiej smakuje, gdy sięga się po ten z pandą.
Coś słodkiego pod ręką. Tak na wszelki wypadek.
Świeczki. Gdy podnoszę wzrok znad czytanego tekstu i zatrzymuję go na migających płomieniach, to jakoś tak przyjemniej się robi. Spokojniej. Jakby czas zaczął płynąć wolniej.
Zakładki. Mam zakładki podróżne, których nie żal by było zgubić czy zniszczyć i stale powiększającą się kolekcję zakładek, które służą mi wyłącznie w domu. Często są to pamiątki z wyjazdów, ale nie tylko. Miło, gdy właściwego rozdziału pilnują zakładkowe koty, gdy ilustracje na zakładkach przypominają mi zwiedzone miejsca lub prezentują dorobek kultury i sztuki. Pamiętam, jak trudno mi było się zdecydować na jeden egzemplarz z kolekcji przedstawiającej twórczość Klimta.
Jerzy Nowosielski, Pływaczki |
Ostatnio w moje ręce trafiła jedna z magnetycznych zakładek z kolekcji DESA Modern przedstawiającej obrazy polskich malarzy współczesnych. Znajdziecie na nich prace Edwarda Dwurnika przedstawiające panoramy miast z lotu ptaka, Rafała Olbińskiego, którego plakaty i ilustracje można znaleźć m.in. w magazynach New York Times, New Yorker czy Time oraz Jerzego Nowosielskiego, który uznawany jest za jednego z najważniejszych współczesnych pisarzy ikon. To właśnie Pływaczki Jerzego Nowosielskiego wpadły w moje ręce.
Z przyjemnością zagłębiłam się w czeluści internetu, by poznać twórczość wymienionych artystów. Niby to tylko zakładka, a ile przyjemności może się z nią wiązać.
I tu wracamy do początku dzisiejszej notki, w której to wyznaję, że uczę się szukać szczęścia w drobiazgach.
Zobacz też:
Książka, kocyk, ulubiony kubek (najchętniej kawa, ewentualnie herbata z sokiem z pigwy), świeczki plus zapachowe woski i muzyka to mamy wspólne :) Lubię ładne zakłądki, ale chyba nie mają dla mnie aż takiego znaczenia.
OdpowiedzUsuńA ja od jakiegoś czasu zbieram je namiętnie. ;)
UsuńJestem miłośniczką kubków i zakładek - uważam, że nigdy za wiele takich gadżetów. Ja również posiadam jedną zakładkę DESA - niestety żałuję, że jej wygląd nie do końca spełnia moje oczekiwania, ale co zrobić... ;-)
OdpowiedzUsuńSzkoda. Ale zawsze możesz dokupić sobie tę idealną. :)
UsuńCzytanie bez koca w zimę to nie czytanie :) I bez herbatki również...
OdpowiedzUsuńZgadzam się! :)
UsuńI jeszcze kot na podorędziu, który mruczy od czasu do czasu :)
OdpowiedzUsuńO tak, kot obowiązkowo.
UsuńTo potarza moja Karolina.." Jest jeszcze tyle rzeczy do zrobienia";) Ja natomiast staram się celebrować chwile, które pozwalają mi się wyłączyć, nie martwię się na zapas. Nauczyłam się, że martwienie o przyszłość nie ma najmniejszego znaczenia w chwili, która teraz trwa. Uczę się, żyć tylko teraźniejszością. Przeszłość już za mną, a przyszłości nie zaplanuję. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę podejścia. Mam nadzieję, że i ja się takiego nauczę. :)
UsuńTeż chciałabym się nauczyć doceniać drobne chwile, przyjemności dnia codziennego i przede wszystkim nie myśleć o pracy czy innych obowiązkach przez cały czas. Na razie tego nie umiem, ale może też podejmę wyzwanie. Koniecznie daj znać jeśli odkryjesz receptę na takie codzienne łapanie chwil :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będę mogła się podzielić taką receptą. Trzymaj kciuki. :D
UsuńPo prostu Hygge!
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak! :)
UsuńNauczyłam się dostrzegać drobiazgi i cieszyć chwilą i życzę Ci tego samego:)
OdpowiedzUsuńJa chcę taki kubek z PANDĄ <3 Uwielbiam, kocham pandy! Osobiście chciałabym mieć takie zwierzątko w domu <3
OdpowiedzUsuńChciałabym Ci powiedzieć skąd ten kubek, ale pojęcia nie mam. Jest już ze mną od daaaaaaawna. :)
UsuńWyobraziłam sobie pandę, która towarzyszy Ci na co dzień. Gramolącą się na łóżko, siedzącą przy stole itp. Komiczny widok. :P
Ja też mam zestaw kubków i potwierdzam, że kawa i herbata smakuje zawsze z pasującego do lektury. Uwielbiam ładne zakładki, szkoda, że je gubię...
OdpowiedzUsuńJa tych ulubionych nie wynoszę za drzwi. Mam kilka takich plastikowych lub laminowanych, o których los się nie obawiam, a z reszty korzystam tylko w bezpiecznej, domowej strefie. :P
UsuńZ tym docenianiem małych rzeczy jest czasami ciężko. Muszę się za siebie wziąć i nauczyć wdzięczności.
OdpowiedzUsuńTo jest nas dwie.
UsuńCudne masz te kubki :)
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
Usuńja już od dawna je tam znajduje :) musiałam się tego nauczyć by przetrwać gorsze chwile, a kubeczki są boskie :) Z kociakami słodkie :)
OdpowiedzUsuńI tak trzymaj! :)
UsuńU mnie ostatnio działo się wiele złych rzeczy, mimo to wieczorem zapalam świeczki i siadam z dobrą książką, co bardzo pomaga mi w utrzymaniu równowagi :) zima ma swoje wielkie zalety :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za to, żeby było lepiej!
UsuńPiękne zakąłdki, piękny opis drobnych przyjemności... I cudne kubeczki. P.S. mam to samo - kubek musi pasować do natsroju!
OdpowiedzUsuńHa! Od razu mi lepiej i nie czuję się dziwnie z moim kubeczkowym zakręceniem. :)
UsuńDruga połowa roku była dla mnie czasem trudnym i ciągłe odhaczanie niekończących się zadań było mi potrzebne. Ciężko mi się zatrzymać, bo wtedy zaczyna się za dużo myśleć, ale to docenianie drobiazgów jest piękne i staram się o nich nie zapominać. Ostatnio popołudniowa kawa i weekendowy koktajl + garść pistacji stały się na przykład takimi moimi małymi chwilami oddechu :) I książki, zawsze książki :)
OdpowiedzUsuńBrrr... Ja też staram się tak organizować, żeby za wiele nie myśleć, bo zwykle nic dobrego z tego nie wychodzi. ;)
UsuńDokładnie, trzeba uczyć się szukać szczęścia w drobiazgach :)
OdpowiedzUsuńOtóż to. :)
UsuńZgadzam się, ulubiony kubek, zakładki, coś do zjedzenia pod ręką, książka i jest fajnie :D
OdpowiedzUsuń