środa, 5 października 2016

Granda w Poznaniu - dzień trzeci!
[IMPREZY KULTURALNE]



Trzy dni z Grandą były intensywne i zleciały i błyskawicznie. Zapraszam Was serdecznie na relację z niedzieli, ostatniego dnia Poznańskiego Festiwalu Kryminału Granda. W Nowej Gazowni impreza rozpoczęła się bardzo dynamicznie - od spotkania z Katarzyną Bondą, która niestety nie przyjechała do Poznania z ciężarówką wypełnioną Lampionami, choć próbowała przekonać swojego wydawcę, by przyśpieszył premierę tak bardzo wyczekiwanej książki.





Dzień wcześniej pisarka była w Siedlcach na Festiwalu Pióro i Pazur, gdzie za Okularnika odebrała Nagrodę Czytelniczek (gratulacje!). Pobudka skoro świt w niedzielny poranek wydała jej się nieludzka, ale myślę, że warto było ruszyć tak wcześnie do Poznania, bo sala była pełna. Po autorce nie widać było zmęczenia. Przeciwnie, tryskała energią i dobrym humorem, jak zawsze skupiając na sobie sto procent uwagi zgromadzonych.


Justyna Zimna


Spotkanie poprowadziła Justyna Zimna. O dziwo, prowadzącej udawało się zadawać pytania. Komu zdarza się zjawiać na spotkaniach Katarzyny Bondy ten wie, że twórczyni postaci Saszy Załuskiej i Huberta Meyera doskonale czuje się z mikrofonem w ręce i przegadać ją ciężko. A że opowiada ciekawie, ekspresyjnie i z humorem, to słucha się jej świetnie, a słuchacze z sali wychodzą uśmiechnięci od ucha do ucha.




Choć Festiwal Kryminału trwał już trzeci dzień, dopiero podczas tego spotkania popłynęła krew. Po powrocie z Siedlec, domowe zapasy żywieniowe autorki, składały się z nieco czerstwego kawałka chleba. Nierówna walka kryminalistki z pieczywem skończyła się rannym palcem. Intensywna gestykulacja podczas spotkania w Poznaniu sprawiła, że rana na palcu otworzyła się a krew popłynęła na nowo (napięcie rośnie, emocje sięgają zenitu...). Na szczęście sytuację uratowała bohaterska, młoda czytelniczka, śpiesząc na pomoc z plastrem, który Królowa Kryminału później z dumą prezentowała co jakiś czas, mierząc w publiczność... środkowym palcem. Bez podtekstów oczywiście, bo przecież wszyscy wiemy, że autorka dba o swych fanów jak mało który pisarz, znajdując dla nich czas czy to na Facebooku czy na żywo. Da tych, którzy skarżą się na przypalone ciasto, bo tak bardzo zaczytali się w jej książkach, albo tych, którzy najpierw czytają jej powieści w szpitalnych murach, a później przybywają na spotkanie z autorką, choć dalecy są jeszcze od zakończenia procesu rekonwalescencji.





Katarzyna Bonda opowiedziała co nieco o Lampionach, nie zdradzając oczywiście zbyt wiele, choć udało nam się dowiedzieć, że Łódź bierze czynny udział w kryminalnej intrydze, a autorka niejednego szluga zajarała z pierwowzorami powieściowych postaci, Szronem i Sadzią. Choć palenie to zgubny nałóg, pisarka uważa, że bez papierosów nie mogłaby pisać. Pozostaje jej życzyć mocnych płuc.

Oprócz papierosowego dymu do tego, by powstała kolejna powieść, autorka potrzebuje samodzielnego zbadania pewnych tematów. Uważa, że nie da się stworzyć dobrej książki nie wychodząc do ludzi. Obejrzenie mityngów AA w internecie to nie to samo co udział w nich. Jednak choć zbierała materiały w takich ciekawych miejscach jak np. Kazachstan, to tego, co mogłaby napisać o tym kraju, raczej nie poczytamy. Tamtejsza mafia już o to zadbała.

Dowiedzieliśmy się też, że postać Szaszy powstała w 4 i pół godziny (grunt to motywacja!) i że autorka na wakacje zabiera ze sobą Czarodziejską górę oraz kryminały.




Na koniec autorka otrzymała w prezencie rysunek przedstawiający Saszę Załuską. W wyobraźni Anki Ziętkiewicz, bohaterka bardzo przypomina Katarzynę Bondę, co też pisarka od razu skomentowała z uśmiechem.






Dalsze rozmowy odbywały się już w kuluarach, gdzie na pisarkę czekał tłum fanów jej twórczości.




Na kolejne spotkanie zatytułowane Słońce zaszło płomienną łuną poszłam niejako z rozpędu, bo miłośniczką powieści historycznych nie jestem i ze wstydem przyznaję, że twórczości Elżbiety Cherezińskiej nie znam. Autorka niedawno wydanej powieści Królowa, wokół której krążyły pytania, zasiadła na kanapie z archeolog Martą Sierant. Rozmowę poprowadziła Małgorzata Sikorska.



Małgorzata Sikorska


Muszę przyznać, że to spotkanie sprawiło, że zaczęłam myśleć o powieściach historycznych jak o czymś, co za założenia nie gryzie i prawdopodobnie nie pogryzie też mnie. Elżbieta Cherezińska opowiadała z takim błyskiem w oku, że moje zainteresowanie Świętosławą, której los stępił pazury po to, by wyrosły jej kolejne czy Łokietkiem i jego ADHD wyraźnie wzrosło.




Jednym z tematów spotkania był cmentarz w Bodzi. Tamtejsze groby z przełomu X i XI wieku należą do pochówków elitarnych. Spoczęli tam wysokiej klasy bogacze. Odkryto je dzięki pracom związanym z budową autostrady A1. Inwestorom pojawienie się na miejscu archeologów było zdecydowanie nie na rękę, za to Elżbieta Cherezińska uznała te odkrycia za ogromnie inspirujące.I oczywiście wykorzystała je w swojej twórczości.




Przy okazji tematu wykopalisk Marta Sierant opowiedziała o emocjach towarzyszących wykopaliskom, o tym męczących żmudnych dniach, nadziei na to, że to właśnie dziś uda się wygrzebać coś ciekawego i radości z ciekawych odkryć. Archeologia to dziedzina nadal otwarta i wciąż jeszcze może nas zaskoczyć.


Marta Sierant


Niedawno dr Dorota Lorkiewicz-Muszyńska dokonała rekonstrukcji twarzy Ingegardy Szwedzkiej, żony Jarosława Mądrego (978 - 1054), księcia Rusi Kijowskiej. Elżbiecie Cherezińskiej marzy się, by w ten sam sposób ktoś odtworzył twarze Piastów. W swoich powieściach wykorzystuje dorobek historyków, archeologów i innych naukowców i nadając im fabularyzowanej formy, stara się napisać wciągającą powieść, która sprawi, że czytelnik mimochodem będzie uczył się historii. Marzy jej się także komiks o Mieszku I. I trudno nie przyznać jej racji w tym, że wiedza podana w takiej formie trafiłaby do głowy uczniów lepiej niż z przeładowanego datami podręcznika.

Spotkania zakończyły rozważania na temat bezimienności po śmierci i tego co Elżbieta Cherezińska będzie miała wygrawerowane na swojej... urnie. Jako, że dla pisarki ważna jest anonimowość w obliczu śmierci, przyszli archeologowie nie będą mieli łatwego zadania, bo na żadne charakterystyczne zdobienia czy motywy na urnie nie mają co liczyć. Marta Sierant pozbawiła jednak autorkę złudzeń. Archeolodzy poradzą sobie nie tylko z nieoznaczoną urną, ale nawet z ewentualnym zbadaniem pochówków całopalnych. Ciężko w takich warunkach pozostać NN.

Było wesoło, było ciekawie, choć braki w wiedzy i znajomości twórczości Elżbiety Cherezińskiej nieco mi doskwierały. Tak sobie jednak myślę, że gdyby moje podręczniki do historii pisała autorka-pasjonatka z darem zajmującego opowiadania, to może dziś nie patrzyłabym wilkiem na półki z powieściami historycznymi.


Elżbieta Cherezińska


Gdy słońce zaszło płomienną łuną, a Elżbieta Cherezińska zasiadła przy grandowym stoliczku, gdzie rozdawała uśmiechy i autografy, na scenie zjawiło się stuprocentowo męskie grono. As wywiadu w teorii i praktyce - taki był temat spotkania prowadzonego przez Jakuba Stachowiaka, którego gośćmi byli Vincent V. Severski, Cezary Harasimowicz oraz Piotr Bojarski.



Jakub Stachowiak


Tematyka szpiegowska to chyba ten wątek kryminalny, który znam najsłabiej i muszę przyznać, że dopiero powoli przekonuję się do tego, że warto się nim zainteresować bliżej. Pisarz i dziennikarz Piotr Bojarski, umieścił go w swojej powieści Mecz. Cezary Harasimowicz, pisarz i scenarzysta, jest autorem scenariusza do filmu o GROM oraz Sławomirze Petelickim. Obaj panowie wykorzystują więc szpiegowskie motywy w swojej twórczości, ale to przede wszystkim Vincent V. Severski przykuł moją uwagę swoimi historiami.


Vincent V. Severski

Vincent V. Severski jest autorem czterotomowego cyklu szpiegowskiego (Nielegalni, Niewierni, Nieśmiertelni, Niepokorni). Jego prawdziwe nazwisko to Włodzimierz Sokołowski, a pisarzem został dopiero gdy opuścił szeregi Agencji Wywiadu w stopniu podpułkownika.

Pisarz opowiadał o nawykach jakie pozostały jemu i jego kolegom po okresie szpiegowskim (historia jego kumpla z udziałem kelnera rozkłada na łopatki, a i sam autor przyznał, że zdarzało mu się umawiać z żoną i czekać na nią w takim miejscu, by on mógł widzieć ją, a ona jego niekoniecznie), o tym, że tak często pokazywany w filmach werbunek metoda szantażu tak naprawdę nie ma sensu, bo tak zwerbowany szpieg nigdy nie będzie stuprocentowo pewny i efektywny. Na pytanie o to, czy Polska jest zagrożona atakiem terrorystyczny odparł, że tak, podobnie jak wszystkie kraje Europy, bo sytuacja jest dynamiczna. Było też o tym, że szpieg musi mieć mocne nogi i... głowę. Pierwsze pomaga uratować życie, drugie - zdobyć informacje. W końcu mało co sprawia, że ludzie są tak wylewni jak podczas wspólnego osuszania butelek. 


Cezary Harasimowicz

Piotr Bojarski



Gdy spotkanie dobiegło końca, na moment opuściłam salę żeby nieco rozprostować kości. A przy okazji udało mi się uzupełnić najnowszą powieść Ryszarda Ćwirleja, Śliski interes, o pieczątkę i autograf autora.




Chwilę później, Ryszard Ćwirlej w towarzystwie swego lubelskiego kolegi, Marcina Wrońskiego, oraz prowadzącego spotkanie Adama Podlewskiego, znalazł się na scenie. Dwaj przemytnicy historii, znakomici koledzy i drodzy przyjaciele, pokazali, że spotkania autorskie nie muszą być nudne, a pisarze mogą ze sobą współpracować, zamiast rywalizować o uwagę czytelników.





Dowodem na współpracę, oprócz oczywistej sympatii i wzajemnego polecania swoich powieści, jest... wspólny bohater. Otóż pewnego dnia, Marcin Wroński zadzwonił do Ryszarda Ćwirleja z pytaniem, czy jego bohater, Teoś Olkiewicz, nie ma przypadkiem ojca. Ojca oczywiście ma i tenże ojciec, Anastazy (tu pisarze nie są zgodni co do tego, który z nich wymyślił to imię) ożył na kartach powieści Marcina Wrońskiego. Lubelski pisarz w pewnym momencie wsadził swego bohatera do pociągu, którym ten dotarł do Poznania. Dzięki temu Olkiewicz junior mógł trafić do cyklu o poznańskich milicjantach Ryszarda Ćwirleja. Z właściwym sobie humorem i dystansem, panowie określili ten rodzaj współpracy jako dwie glizdy uprawiające zapłodnienie krzyżowe.




Obaj znakomici pisarze kryminalni przemycają w swych powieściach wiedzę historyczną. Ryszard Ćwirlej twierdzi, że pisze o czasach PRL-u, bo chętnie się wraca do szczęśliwych czasów młodości. Marcin Wroński zapytany o swój ostatni szczęśliwy moment nie musiał sięgać pamięcią daleko, bo zaledwie do poprzedniego tygodnia, kiedy to w czwartek jadł schabowego z mięsa świni puławskiej.




Obwoławszy się późnymi wnukami Konopnickiej, piewca Lubelszczyzny i promotor Wielkopolski zmienili spotkanie prozatorskie w poetycką walkę na rymy. Znane mi już z Wrocławia wiersze w Poznaniu bawiły równie mocno.




Być może pewnego dnia doczekamy się książki wspólnie napisanej przez obydwu panów. Spełniłoby się przy tym marzenie Ryszarda Ćwirleja, który bardzo chciałby zobaczyć Marcina Wrońskiego przy pracy. Jak się okazuje, jest to możliwe, ale lubelski pisarz ma pewien warunek. Jako, że swoje książki pisze odziany w szlafrok, taki strój musiałby założyć jego wielkopolski kolega.

Wyobrażam więc sobie szanownych kolegów pisarzy w szlafrokach i bamboszach pochylonych nad maszynami do pisania, jak ocierając co jakiś jedwabnymi chusteczkami spocone z wysiłku czoła, tworzą swój wspólny retro kryminał. Zaiste zacna to byłaby powieść.




Znakomici koledzy zeszli ze sceny ściskając w dłoniach podobizny swoich bohaterów narysowane przez Ankę Ziętkiewicz. Zdumienie wzbudził Zyga w mundurze, bo jak wiemy, nie jest to jego ulubiony strój, choć zdarza mu się w nim występować. W każdym razie, ten miły akcent jak zwykle sprawił obdarowanym dużo radości.






A tymczasem w kuluarach współpraca między pisarzami trwa w najlepsze! Wszak w podpisywanym właśnie Rewersie, obaj znakomici przyjaciele maczali swe palce, pisząc dwa z jedenastu opowiadań weń zamieszczonych.




Wszystko dobre, co się dobrze kończy. W końcu na scenie pojawiły się Grandziary, pełne energii i pomysłów, uśmiechnięte organizatorki trzydniowego festiwalu. To dopiero druga edycja, a ja już nie wyobrażam sobie, by tej imprezy mogło zabraknąć na planie kulturalnych atrakcji Poznania.




Nim jednak rozeszliśmy się do domów, czekało na nas jeszcze jedno spotkanie. Zawód pisarz, taki był temat rozmowy, którą dziennikarz RMF FM, Adam Górczewski, przeprowadził z Joanną Opiat-Bojarską, Anną Kleiber i Remigiuszem Mrozem.




Anna Kleiber jest autorką powieści Głupia baba, Kobieta z pazurem i Sabat czterdziestek. Konwencja romansowo-kryminalna to nie do końca moja bajka, ale z ciekawości sięgnę kiedyś po którąś z powieści tej autorki. Pisać zaczęła podczas urlopu macierzyńskiego. Jako jedyna z zaproszonych gości nie jest etatowym pisarzem. Na co dzień pracuje w bibliotece, a na pisanie poświęca godzinę dziennie. Dla samej siebie jest bardzo wymagającą szefową. Urlopy poświęca jednak wyłącznie rodzinie. Niebawem możemy się spodziewać jej kolejnego kryminału z wątkiem romansowym.


Anna Kleiber


Joanna Opiat-Bojarska na początku pisanie traktowała jako hobby. Prowadziła bloga dotyczącego zespołu Guillaina-Barrégo, choroby, która na pewien czas ją sparaliżowała. Zadebiutowała książką Kto wyłączył mój mózg?. Jej bohaterką jest... Joanna, która zachorowała na GBS. Po tej terapeutycznej książce, przyszła kolej na następne. Autorka odkryła, że uwielbia pisać i z właścicielki własnej firmy z branży nieruchomości, stała się pełnoetatową pisarką. Podobnie jak Anna Kleiber, jest dla siebie wymagającą szefową. Gdy tworzy, całkowicie przepada w kreowanym świecie. Najchętniej rozmawia o książkach, które dopiero powstają. W jednej z jej kolejnych książek trup padnie w czasie trwania Festiwalu Granda. Możemy też liczyć na wybuchy, choć autorka jeszcze nie wie co wysadzi.


Joanna Opiat-Bojarska


Remigiusz Mróz to tytan pracy. Zadebiutował kryminałem Wieża milczenia. Od tego czasu produkuje kolejne bestsellery w zawrotnym tempie. Jak nie pisze, to biega. Najchętniej w dzień. Po zmroku na trasie widzi zbyt dużo... zwłok (choć moim zdaniem, dla pisarza kryminalnego, to układ idealny). Pojęcie urlopu u niego nie istnieje. Ciężko oderwać go od laptopa. Uważa, że pisarze mają najlepszą robotę na świecie, a tym, co najlepszego może przytrafić się pisarzowi jest... upierdliwy redaktor. Oczywiście mądrze upierdliwy. W planach ma nową powieść o Chyłce oraz coś zupełnie nowego, czego w Polsce do tej pory nie było, a i na świecie nie pojawia się często. Trzeba przyznać, że brzmi to intrygująco!





Jak widać, Remigiusz Mróz nawet podczas spotkań autorskich rozdaje autografy.





Tak jak i poprzedni goście Grandy, tak i Remigiusz Mróz mógł spojrzeć na którąś ze swoich postaci okiem Anki Ziętkiewicz. Nie wiem jak Wy wyobrażacie sobie Joannę Chyłkę, ale mnie ten rysunek przekonuje. Zwłaszcza koszulka bohaterki skradła moje serce.




A tu komplet grandowych pocztówek. Musicie przyznać, że to świetne pamiątki z Festiwalu.





I to by było na tyle. Cieszę się z Grandy ogromnie. W zeszłym roku było ciekawie, ale ten rok zdecydowanie go przebił. Sama byłam tylko na spotkaniach zorganizowanych w Nowej Gazowni, ale w całym mieście znajdowały się tzw. Stacje Sensacje oferujące wiele innych atrakcji, dla dzieci i dla dorosłych. Były wykłady m.in. z kryminalistyki, zwiedzanie cel więziennych, spektakle. Można było dać się zamknąć w pokoju, z którego wydostać się można było jedynie rozwiązując zagadkę. Były gry, zabawy, wystawy, konkursy. Były i inne atrakcje. Wybór spory.

Lepsze było miejsce głównej imprezy. Zimny dworzec zamieniono na zdecydowanie przyjaźniejszy pawilon Nowej Gazowni. Program okazał się naprawdę ciekawy, goście liczni, a książki kilku wydawnictw można było kupić w promocyjnej cenie. Trochę brakowało mi dłuższych przerw między spotkaniami, ale rozmówcy byli nad wyraz gadatliwi i niechętnie schodzili ze sceny. Biegałam więc z obłędem w oczach, ale i szerokim uśmiechem.

 Granda ma moc!



Zobacz też:




12 komentarzy:

  1. Granda bez krwi to nie Granda! :)
    Piękne widokówki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt. Jak festiwal kryminału to i krew być musi. :D

      Usuń
  2. Ciekawe, co pan Mróz planuje :)) Za rok postaram się być na Grandzie, jeśli będzie zorganizowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem ciekawa. :D

      A organizatorki zapewniają, że będzie trzecia edycja. :)

      Usuń
  3. Nie no suuuper. Marzy mi się jakieś takie wydarzenie związane z książkami, targi ksiazki czy spotkania autorskie. Koniecznie będę musiała się na coś takiego wybrać.
    Nominowałam Cię do LBA, szczegóły znajdziesz tutaj
    Pozdrawiam
    Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie! Wrażenia niezapomniane. :)

      Dzięki śliczne za zaproszenie, ale chyba nie ogarnę takiej notki. Mam jeszcze dwie zaległe. Z czego jedną z sierpnia. :P

      Usuń
  4. Obszerna relacja! Bardzo fajnie się czytało i oglądało zdjęcia. Pani Bonda prezentowała się przepięknie! Mam nadzieję, że następnym razem zawitam. Pozdrawiam! :)

    MAJUSKUŁA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. :)
      Pani Kasia śmiała się, że jak pisze to w dresie i w ogóle w stanie niewyjściowym, więc choć na spotkania może się odstawić. :D

      Usuń
  5. Szalenie żałuję, że nie byłam w tym roku na Grandzie, ale obiecałam sobie solennie, że przyjadę w przyszłym! Bardzo chciałabym posłuchać pana Severskiego, przeczytałam jego książki, o pani Bondzie nie wspomnę (ale to może mi się uda w Lublinie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja na razie pana Severskiego tylko wysłuchałam (ciekawie opowiada!) i teraz koniecznie muszę nadrobić jego książki. Co do spotkań Katarzyny Bondy - na nich zawsze jest wesoło. :D

      Usuń
  6. I Saszę, i Chyłkę jakoś inaczej sobie wyobrażam.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.