poniedziałek, 20 czerwca 2016

Ryan Gattis "Miasto gniewu"
Sześć dni chaosu

Ryan Gattis
Miasto gniewu
Wyd. Czarna Owca
2016
432 strony
Świat, w którym żyjemy, właśnie się wywrócił. Do góry nogami. Głową w dół. zło jest kurewsko dobre. A odznaki gówno znaczą. Bo dziś to nie gliniarze rządzą w tym mieście. Tylko my[1].

Pod pojęciem "my" kryje się lokalna gangsterka mniejszego i większego kalibru. Oczywiście im większy kaliber, tym większa rozpierducha. Ale i mikro gracze korzystają z chaosu. Jedni będą podpalać budynki i ludzi, inni wyrównywać rachunki, jeszcze inni ganiać ze sprejami znacząc swoją obecność. 

Witamy w Los Angeles w kwietniu 1992 roku. Mam nadzieję, że nie należycie do służb mundurowych, macie oczy dookoła głowy, jesteście szybsi i inteligentniejsi niż wasi wrogowie, możecie liczyć wsparcie lojalnych kumpli i jesteście uzbrojeni po zęby.

W przeciwnym razie, będziecie potrzebowali sporo szczęścia.


Przemoc, chaos i płomienie


Jak zapowiada Ryan Gattis, jego Miasto gniewu jest opowieścią o wyrównaniu rachunków. Należy przy tym dodać, że jest powieścią mocną, brutalną i niestety dotyczącą autentycznych zdarzeń.

1 marca 1991 czterech białych funkcjonariuszy policji w Los Angeles, zatrzymało do kontroli drogowe czarnoskórego Rodneya Kinga. Przypadkowy świadek ten moment nagrał, utrwalając na taśmie brutalne pobicie, jakiego policjanci dopuścili się na taksówkarzu. Nagranie poszło w świat, przeciwko mundurowym wniesiono oskarżenie.

29 kwietnia 1992 roku funkcjonariuszy uniewinniono. Czarnoskórzy mieszkańcy miasta dopatrzyli się w tym przyczyn rasowych. Wybuchły zamieszki, które trwały sześć dni, do poniedziałku 4 maja. Dziesięć tysięcy dziewięćset cztery osoby trafiły do aresztu, blisko dwa tysiące czterysta odniosło rany, odnotowano jedenaście tysięcy sto trzynaście podpaleń, a straty materialne wyceniono na ponad milion dolarów[2].

I o tych sześciu dniach pisze Ryan Gattis, oczami kilkunastu bohaterów spoglądając na miasto ogarnięte przemocą, chaosem i płomieniami.


Książka pisana emocjami



Miasto gniewu to książka pisana emocjami. Nie potrzebowałam wiele by zrozumieć co miał na myśli cytowany na okładce David Mitchell określając pisarstwo Gattisa słowami słuch absolutny, mistrzostwo. Bo to naprawdę świetna książka, a jej autor rzeczywiście musiał wykazać się słuchem absolutnym, by poznane (prawdziwe!) historie przełożyć na tak wiarygodne opowieści, które przenoszą nas w sam środek zamieszania w Mieście Aniołów. Trzeba się wsłuchać naprawdę mocno w rytm słów rozmówcy, by tak prawdziwie oddać ich dobór, styl, tempo, przekaz. Ryan Gattis doskonale stylizuje język dopasowując go do postaci, które w danym momencie są naszymi przewodnikami po świecie, w którym prawo i porządek ustępują chaosowi i niekontrolowanej przemocy. Zupełnie innym językiem będzie opowiadać człowiek wykształcony, a innym dziecko ulicy, inaczej będzie się wypowiadać pielęgniarka, inaczej członkini grupy przestępczej.

Wśród naszych bohaterów są ważni szefowie gangów i pomniejsi gangsterzy. Są też przypadkowi uczestnicy, jest i pielęgniarka, i młody grafficiarz starający się uniknąć włączenia do którejś z przestępczych grup, jest także i strażak, a nawet anonimowy przedstawiciel równie anonimowych służb, które ostatniego dnia zamieszek miały spacyfikować gangsterów metodami, które zaskoczyły samych przestępców. Są biali, czarnoskórzy, Azjaci, Meksykanie. Kobiety, mężczyźni, dorośli i dzieciaki. Łączy ich jedno. Żadne z nich nie może powiedzieć, że przetrwało te dni bez szwanku. Niektórzy nie przetrwali wcale.




Lawina zdarzeń



Mrugam oczami, żeby się upewnić, że to naprawdę się dzieje na ulicach Campton. Totalna rozpierducha. Ja po trąbie powietrznej. Ubrania, sraluks, strzaskane telewizory, puszki po napojach, jakieś gówno fruwające jak wata cukrowa, ale to przecież nie może być wata. Nie ma mowy. Wszędzie rozbite szkło, na chodnikach, krawężnikach, na jezdni, wygląda jak błyszczące konfetti, którego nikt nie chciałby dotknąć[3].

Ryan Gattis świetnie odmalował nastroje panujące w Los Angeles w tamtych dniach, w sposób sprawiający, że czytelnik traci kontakt z otaczającą go rzeczywistością, przenosząc się do strefy działania gangów, gdzie łatwo o dragi i kulkę, gdzie zemsta bywa ślepo tnącym mieczem, a natężenie przemocy rośnie lawinowo. Walka jest bezpardonowa, a jedno zdarzenie szybko odbija się echem i rykoszetem uderza w innych. Z jednej historii, autor gładko przechodzi do kolejnej. Warto być czujnym, warto zwracać uwagę na detale. Pozornie mało rzucający się w oczy chłopak w czerwonych szelkach, za moment może okazać się ważnym głosem tworzącym kawał tej mrocznej, paskudnej historii.

W Mieście gniewu, poszczególne opowieści mocno się ze sobą zazębiają. Bohater jednej, może być statystą drugiej, świadkiem trzeciej, ofiarą kolejnej. Często poznajemy różne punkty widzenia na tę samą sprawę. W jednej chwili mamy kilkanaście lat, skośne oczy i po raz pierwszy strzelamy do człowieka, w drugiej wcielamy się w rolę narkomana, który z zapałem podpala azjatyckie sklepy i ignorując okrzyki uzbrojonego, oburzonego dzieciaka, padamy na ziemię z kulą wbijającą się w czaszkę. Jedna scena, dwie perspektywy. Co czuje jeden bohater? Co myśli drugi? Mocno wstrząsa fakt, jak mylnie można ocenić daną sytuację, śledząc ją oczami zaledwie jednej ze stron,


Obraz przemocy



Tych mocnych wstrząsów czeka nas w Mieście gniewu o wiele więcej. Nie jest to lektura dla grzecznych panienek, rumieniących się na dźwięk przekleństw i mdlejących na widok krwi. Walka w Los Angeles jest bezpardonowa. Gdy wracający z pracy Ernesto Vera staje się ofiarą brutalnego napadu, choć on sam trzyma się z daleka od gangów, znajdzie się ktoś, kto jego śmierć zechce pomścić. Tak zaczyna się łańcuch przemocy. Oko za oko, odwet za odwet, przemoc za przemoc. Możesz nie być "w branży", ale to nie znaczy, że możesz czuć się bezpiecznie. W tej wojnie nie ma reguł. 

Z rozpędu lecę do przodu. Trzy metry? Sześć? Chyba się uniosłem nad ziemią, a potem coś twardego i zimnego wali mnie w twarz. Tym razem kość policzkowa pęka. Czuję wyraźnie, jak trzaska od środka, aż odgłos rozbrzmiewa mi w uszach, kość się rozpada, krew tryska na język. Odwracam głowę, otwieram usta i kapituluję. Potem słyszę, jak krew bluzga na asfalt, nie przestaje płynąć, i wtedy wiem, że to już koniec[4].

Ryan Gattis nie tylko opowiada o tamtych sześciu dniach, ale o Los Angeles w ogóle. O tyglu kultur, o tym, jak różni się wygodne życie w bogatych dzielnicach od tego, czym żyją mieszkańcy dzielnic opanowanych przez gangi. Dzielnic biednych, niebezpiecznych, pełnych dzieciaków niemających ani kasy, ani perspektyw. Droga przestępstwa wydaje się jedyną słuszną, a przynależność do silnej grupy - szansą na przetrwanie. Bo to także opowieść o tym, jak niełatwo się stamtąd wyrwać, o niebezpiecznej drodze, która prędzej czy później kończy się gwałtowną śmiercią.


Przemoc rodzi przemoc



Miasto gniewu to powieść, od której ciężko się oderwać, choć jednocześnie jest to powieść odpychająca, brutalna, ostra. Autor rozmawiał z wieloma ludźmi, którzy byli świadkami i uczestnikami tamtych zdarzeń, dzięki temu jego książka jest tak przejmująca i autentyczna. Wśród jego rozmówców byli zarówno policjanci, strażacy, pielęgniarki czy grafficiarze, jak i członkowie gangów (ten miks bohaterów dobrze oddaje oryginalny tytuł, który brzmi - All Involved). 

Nie ma tu klasycznej, powieściowej narracji. Ryan Gattis podzielił swoją książkę na sześć rozdziałów odpowiadających sześciu dniom zamieszek, a te z kolei rozdzielił między swoich bohaterów, dając wybranej siedemnastce po podrozdziale na głowę, by każdy z nich mógł opowiedzieć swoją historię. To jakby zbiór opowiadań tworzących spójny obraz Los Angeles z tamtych trudnych dni. By całość dźwiękowo nie kojarzyła się jedynie z trzaskiem płomieni, świstem kul i wrzaskami z bólu, zamieścił na końcu książki playlistę. Pewne utwory towarzyszyły bohaterom (jak choćby soundtrack Johna Williamsa do Gwiezdnych wojen), mogą towarzyszyć i czytelnikom. 

Ryan Gattis napisał o zamieszkach w Los Angeles, ale ja widzę w Mieście gniewu uniwersalną opowieść o spirali przemocy. Spirali, którą bardzo łatwo nakręcić. Powstrzymać ją o wiele trudniej. 

W tym świecie zawsze jest ktoś silniejszy i bardziej zły, ktoś, kto cię zajebie szybciej, niż myślisz[5].

***

Książkę polecam
miłośnikom historii prawdziwych
szukającym mocnych, realistycznych powieści
zainteresowanym tematyką gangów
ciekawym jak wyglądała sytuacja w Los Angeles w czasie zamieszek z 1992 roku
szukającym mocnych wrażeń w literaturze

***

[1] Ryan Gattis, Miasto gniewu, przeł. Robert Sudół, Wyd. Czarna Owca, 2016, s. 93.
[2] Tamże, s. 9.
[3] Tamże, s. 93.
[4] Tamże, s. 22. 
[5] Tamże, s. 339.

***



18 komentarzy:

  1. Książka warta uwagi. Będę mieć na nią oko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mąż czytał i wiem, że zrobiła na nim spore wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale się nie dziwię. Nie dość, że historie mocne, to jeszcze świetnie opowiedziane.

      Usuń
  3. Naprawdę świetna książka. Chociaż spodziewałam się po niej emocji, to nie oczekiwałam, że autor aż tak dobrze poradzi sobie z oddaniem specyfiki otoczenia, w którym przyszło żyć bohaterom. Dodatkowo żaden z nich nie jest stereotypowy, a wszyscy mają do przekazania coś, z czego można wyciągnąć wnioski. Przygnębiająca i mocna wizja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się stuprocentowo. I rzeczywiście, duża w tym zasługa stylu autora. Naprawdę niesamowicie opowiedział poszczególne historie, choć za każdym razem musiał się wcielić w zupełnie inną postać.

      Usuń
  4. Początek recenzji skojarzył mi się z prawdziwymi wydarzeniami z USA, ale nie pamiętam, kiedy one miały miejsce, raczej kilka lat temu. Nie jestem grzeczną panienką, więc lektura jak dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dalszej części tekstu piszę o tym, że to jest książka oparta na prawdziwych wydarzeniach. ;)

      Usuń
  5. Brzmi bardzo ciekawie, ale chyba bym nie dała rady jej czytać skoro jest taka brutalna a wszystko autentyczne:(
    Szkoda, ze to nie fikcja...
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo autentyczne. Miałam wrażenie, że słucham prawdziwych relacji, a osoba opowiadająca siedzi tuż obok mnie.

      Usuń
  6. Mam na półce i wprost nie mogę się doczekać aż po nią sięgnę :) A po Twojej recenzji owa ochota na lekturę znacznie się nasiliła.

    OdpowiedzUsuń
  7. Od kiedy zobaczyłam ten tytuł w zapowiedziach wiedziałam, że będę chciała to przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie. Myślę, że się nie rozczarujesz.

      Usuń
  8. Mam nadzieję, że na mnie też takie wrażenie wywrze. Mam ją już na półce :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam ją na liście do przeczytania, mignęła mi jakiś czas temu na LC :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie daj jej umknąć. Pomijając już fakt, że to po prostu naprawdę dobra historia (no i oparta na faktach, co - przynajmniej dla mnie - nie jest bez znaczenia), to ogromne wrażenie robi sposób jej opowiadania. To jak mistrzowsko autor wcielił się w role kolejnych postaci. Rewelacja!

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.