Nasz plan zakładał, że Kordoba będzie krótkim przystankiem na drodze z Granady do Sewilli. W rzeczywistości, przystanek był jeszcze krótszy niż się spodziewaliśmy. Nerwowe przedpołudnie (o powodach możecie poczytać TUTAJ) i nieprzespana noc sprawiły, że dotarliśmy tam później niż zakładałam i w nie najlepszych humorach. Na dodatek niełatwo nam było odnaleźć się na jednokierunkowych ulicach miasta, a niebo znów zakryły chmury, strasząc nas możliwością opadów.
Cale szczęście, że limit pecha na ten dzień już wyczerpaliśmy. Zostawiliśmy samochód na jednym z podziemnych parkingów, niemal pustym i położonym poza centrum (przy Avenida de La Libertad) dość daleko od miejsc, które chcieliśmy zwiedzić, ale dzięki temu zobaczyliśmy więcej miasta niż mieliśmy w planach. Na przykład, tę całkiem ciekawą fontannę.
Ponieważ czas nas gonił, raźnym krokiem ruszyliśmy w kierunku najważniejszych atrakcji miasta. Trochę klucząc, ale powoli odzyskując humor. W końcu mieliśmy jeszcze tydzień urlopu, a przed nami było kilka fantastycznych miejsc. W jednym z nich właśnie byliśmy.
Kordoba położona jest nad rzeką Gwadalkiwir i to właśnie w jej kierunku zmierzaliśmy. A konkretnie w kierunku Puente Romano, mostu, którego zdjęcie przywozi chyba każdy turysta odwiedzający miasto. Co widzieliśmy po drodze, możecie zobaczyć na poniższych zdjęciach.
Teatro Góngora - zbudowany w latach 1929-1932 |
Konserwatorium Muzyczne "Rafael Orozco" |
Kościół Św. Franciszka |
kościół na placu La Trinidad |
W Kordobie nie brakowało białych fasad, wąskich uliczek i kwiatów.
Także i takich, wymalowanych na fasadach budynków.
W X. wieku, Kordoba była jednym z najbogatszych miast Europy i nieformalną stolicą zachodniego islamu. Muzułmańskie ślady widać wyraźnie w tutejszej architekturze.
Bardzo żałowałam, że nie było czasu na zwiedzenie Museo Taurino, muzeum walk byków. To jedno z kilku miejsc na mapie Kordoby, które aż się proszą o wizytę przy kolejnym pobycie.
Charakterystyczne dla Kordoby są kwiaty w niebieskich doniczkach. Wyobrażałam sobie, że będzie ich dużo więcej, ale jak się dowiedział mój mąż, prawdziwe morze kwiatów zalewa miasto wiosną, kiedy mieszkańcy świętują La Fiesta de los Patios de Córdoba, czyli Festiwal Dziedzińców. Przez kilkanaście majowych dni, mieszkańcy udostępniają swoje patia, tonące w kwiatach, cieszące oczy mozaikami, fontannami, ceramiką... Jak się zapewne domyślacie, do listy moich marzeń dopisałam kolejny punkt. Mam nadzieję zobaczyć to któregoś dnia na własne oczy.
Jak to w Andaluzji, nie brakowało też płytek azulejos.
W końcu dotarliśmy w okolice Mostu Rzymskiego (Puente Romano). Jego pierwsza wersja powstała w I wieku, ale do dzisiejszych czasów zostały z niej jedynie fundamenty. Mos był wielokrotnie przebudowany, w 918 roku ręce Maurów nadały mu kształt bliski obecnego.
Na jednym krańcu mostu znajduje się Brama Mostowa...
...na drugim, wieża obronna (Torre de Calahorra), w której mieści się Muzeum Al-Andalus. Można tam obejrzeć ekspozycję dotyczącą życia codziennego w mauretańskiej Andaluzji. W wieży, w której niegdyś znajdowało się więzienie, a następnie szkoła dla kobiet, dziś można obejrzeć pamiątki z okresu średniowiecza, gdy na tym terenie żyli muzułmanie, chrześcijanie i żydzi.
W tle, za paszczą turystki, z której powoli schodzą negatywne emocje, widać La Mezquitę, Wielki Meczet, do którego zabiorę Was w kolejnym poście.
Dzień kończył się o wiele lepiej, niż zaczął. Znów wyszło słońce, więc choć zdążyliśmy od mostu odejść już spory kawałek, ani myślałam rezygnować ze zdjęć konstrukcji w nowych warunkach oświetleniowych. Cóż... zwiedzanie ze mną bywa uciążliwe. Gdyby istniała instytucja przyznająca medale mężom za cierpliwość do ich żon, mój dostałby najcenniejsze z odznaczeń. Nie zważając na to, że robi się już dość późno, że dzień był męczący, a musieliśmy jeszcze dotrzeć do Sewilli, pognałam z powrotem na most. Efekt poniżej.
Na obiad nie było już czasu, więc zatrzymaliśmy się na szklance świeżego soku i kawałku lokalnego ciasta, bardzo szarlotkopodobnego.
Zwiedzanie Kordoby zaczęliśmy i skończyliśmy przy tej samej fontannie. Miasto opuszczaliśmy z poczuciem niedosytu, bo wielu miejsc po prostu nie zdążyliśmy zobaczyć, jak choćby tamtejszej synagogi, wspomnianego Museo Taurinio, Świątyni Rzymskiej (Temple Romano), Pałacu Markizów Viana czy interesującego placu - Plaza de la Corredera. A to tylko część listy. Zdążyliśmy za to zajrzeć do Mezquity, ale o tym napiszę Wam innym razem.
I ja tam już byłam i tymi samymi uliczkami co Ty chodziłam:) Ależ mi się zrymowało.
OdpowiedzUsuńPrzedtem rozczytywałam się w Twoich andaluzyjskich postach /które były bardzo pomocne przed podróżą/, a teraz widziałam wszystko na własne oczy. Co do Kordoby to jestem pod wrażeniem tego miasta i podobnie jak Ty bardzo żałuję, że nie mogę być tutaj w maju, kiedy kwiaty królują na wszystkich ulicach. Strasznie podobał mi się Alcazar oraz królewskie ogrody. Ciężko było mi opuścić to miejsce.
Serdeczności przesyłam:)
Wróciłaś już? Przeoczyłam! Pędzę na bloga! :)
UsuńW takim razie, musimy koniecznie wrócić tam w maju. Mnie dodatkowo marzy się też Andaluzja w okresie Wielkanocy.
Też o tym myślałam. Z całą pewnością Wielkanoc robi wrażenie. Ja jeszcze chciałabym zobaczyć festyn w Jerez de la Frontera. Babeczka w kasie do Alkazaru mówiła, że wtedy jest niesamowita atmosfera. Wszystkie ulice przybierają barwy i rytmy flamenco. Nie ma wyjścia. Musimy tam pojechać jeszcze raz:)
UsuńO, a ten festyn to kiedy? Chyba o nim nie słyszałam.
UsuńMam nadzieję, że nie tylko raz, bo pomysłów mam tyle, że raz nie wystarczy. :D
No to mieliscie duzo szczescia z pogoda- Kordoba w pelnym Sloncu i przy 45C w cieniu to horror, który mi sie kiedys przytrafil. Piekne zdjecia!
OdpowiedzUsuńHmm... Marudziłam na chmury, ale nie spojrzałam na to z tej strony. Faktycznie, nie wyobrażam sobie zwiedzania w takich warunkach. Większe zmęczenie, mniejsza frajda. To już jednak wolę chmury. ;)
UsuńDziękuję! :)
Mnie zafascynowały te niebieskie doniczki na ścianach. Wyglądają cudnie!
OdpowiedzUsuńOj tak! Mnie też się podobały. :)
UsuńSą i drzwi, ucieszyłaś moje oczy:)
OdpowiedzUsuńSuper wyglądają te doniczki z kwiatami:)
Chyba zacznę je częściej fotografować i zrobię kiedyś galerię z drzwiami. :D
UsuńŚciana z doniczkami wygląda genialnie! Piękne zdjęcia robisz :)
OdpowiedzUsuńDzięki! :)
UsuńCudne zdjęcia, jak zwykle :)
OdpowiedzUsuńPozazdrościć takich wojaży.
Pięknie tam i kwitnąco :)
Dzięki. Andaluzja jest piękna. :)
UsuńMuzeum walki byków na pewno niecodzienne. Szkoda, że nie udało Wam się tam zajrzeć. Zdjęcia i widoki za to świetne!
OdpowiedzUsuńByliśmy za to w muzeum i na arenie w Sewilli. :)
UsuńAle miło było sobie powspominać :) Kordoba to bardzo przyjemne miasto. Dobrze, że udało się Wam odwiedzić meczet-katedrę, to chyba najważniejszy zabytek! O festiwalu patiów pisałam kiedyś tutaj -> http://www.kreatywnieoswiecie.pl/hiszpania/namiastka-raju-we-wnetrzu-starych-domow/ - to tak na otarcie łez :)
OdpowiedzUsuńDlatego był naszym celem numer jeden (choć najpierw wybraliśmy się na most, bo nie byłam pewna, czy później nie będzie lać ;). Wiedziałam, że niestety nie wszystko obejrzę, a nie wyobrażałam sobie, żebym miała ominąć Mezquitę.
UsuńLecę zaraz do Ciebie, skręcać się z zazdrości. :D
Kordoba...moje najskrytsze marzenie:) Dziękuję Ci za ten spacer...
OdpowiedzUsuńW takim razie życzę Ci, żeby się jak najszybciej spełniło. :)
UsuńPrzepięknie! Chciałabym to zobaczyć na własne oczy. :-)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto się tam wybrać. :)
Usuń