niedziela, 31 stycznia 2016

Mikel Santiago "Ostatnia noc w Tremore Beach"
Masz powód, by się bać

Mikel Santiago
Ostatnia noc w Tremore Beach
Wyd. Czarna Owca
2016
392 strony
Opowieść z pogranicza jawy i snu. Thriller z elementami horroru. Ludzkie dramaty, których nie da się pogrzebać w zakamarkach ludzkiej pamięci. Dwa domy na uboczu i dziewicza przyroda wokół nich. Morze, skały, czasem wiatr, czasem cisza. Przeczucia, że nad tym wszystkim wisi coś złego. Wizje, które nie dają się zignorować. W końcu strach. Czysty strach o losy własne i bliskich osób.

Witamy w Tremore Beach.

Thriller hiszpańskiego autora. Mogłam taką książkę zignorować? Nie mogłam. I nie miało to dla mnie znaczenia, że akcja osadzona jest daleko od palm, ciepłych mórz i knajp podających paellę. Zamiast hiszpańskiego słońca, irlandzkie wietrzne odludzie. W takich miejscach zwykle dzieje się niewiele, ale zdarzyć się może wszystko, a wtedy... nie ma do kogo zwrócić się o pomoc.

Potrzeba samotności


Jeden z domów postawionych na odludnej plaży, wynajął kompozytor Peter Harper. W samotności ma znaleźć spokój zaburzony niemocą twórczą, niedawnym rozwodem, rozstaniem z dziećmi i świadomością, że była żona mieszka z obcym facetem w domu, do którego niegdyś Peter wracał po pracy. 

W Tremore Beach, w sąsiedztwie jest tylko jeden budynek. Zamieszkuje go para dziarskich, gadatliwych staruszków. Najpierw uciążliwie towarzyskich, w końcu Harperowi coraz bliższych. Nawiązuje się przyjaźń.

W pobliskim miasteczku, Peter znajduje jeszcze jedną bliską osobę. Judie skrywa w sobie mroczną przeszłość, którą nie chce się dzielić. Poza tym, jest wspaniałym kompanem za dnia i w nocy. Może dzięki niej kompozytorowi uda się stanąć na nogi? Może to początek głębokiej przyjaźni i miłości? Ostatnia noc w Tremore Beach Mikela Santiago nie jest jednak romansem, a thrillerem. Odsuńmy więc na bok kwestię związku Petera i Judie, i skupmy się na... przerażających wizjach.

Przerażające wizje


Kompozytor nie jest pierwszą osobą w rodzinie, która potrafi przeczuć nadciągające czarne chmury. Nie w sensie meteorologicznym, oczywiście. Podobny dar miała jego matka, on sam coraz bardziej obawia się, że mogło go odziedziczyć któreś z jego dzieci. A powody do obaw ma i to spore, bo nie mówimy tu o przeczuciach bliżej niesprecyzowanych w stylu: nie spotykaj się z tą dziewczyną, nie leć tym samolotem, nie zmieniaj pracy, bo mam wrażenie, że stanie się coś złego. Co to, to nie. Wizje Petera Harpera, odkąd on sam przeżył wypadek (jeśli tak można określić uderzenie pioruna), są rzeczywiste jak przestrzeń, w której porusza się na co dzień. Są realistyczne do bólu, nie do odróżnienia od tego, co prawdziwe. Połamany płot, przerażona kobieta, uzbrojeni ludzie, rozpędzony samochód, który omal go nie zabija na wąskiej ścieżce... Dalej jest jeszcze gorzej. Jeśli te wizje zmienią się w rzeczywistość, Tremore Beach stanie się miejscem potwornej tragedii.

Co robić? Peter zwierza się przyjaciołom. Jedni mu wierzą, inni niekoniecznie. Wezwać policję? Rzucić tekstem: Panie władzo, w nocy miałem takie realistyczne przywidzenie, w którym... Może wezwie pan posiłki, które wyłapią nękające mnie zjawy? 

Tymczasem w odwiedziny do kompozytora przyjeżdżają jego dzieci. Trzynastoletnia córka i ośmioletni synek. Mogliby miło spędzić czas na wycieczkach i harcach na plaży. I pewnie tak właśnie by było, gdyby nękające ich ojca obrazy nie zakłócały sielanki, gdyby strach o bliskich nie był coraz silniejszy. 


Thriller, od którego trudno się oderwać!



Przez fabułę Ostatniej nocy w Tremore Beach pędziłam ze wstrzymanym oddechem. Zarwałabym dla tej książki noc, gdyby trzeba było, nawet za cenę nieprzytomności wleczonej następnego ranka do pracy, przypiętej jak cień i niedającej się odpędzić kolejnymi kubkami kawy. Na szczęście nie musiałam, bo do finału dotarłam po północy, co dało mi jeszcze prawie sześć godzin snu, ku mojej uldze, pozbawionych spełniających się koszmarów. Mikel Santiago stworzył fabułę, która początkowo rozkręca się z wolna, ale gdy się już rozkręci, nie pozwala się od siebie oderwać. Świetnie połączył świat realny z tym pełnym wizji, majaków, przeczuć, duchów. Peter Harper nie zawsze z łatwością odróżniał przywidzenia od prawdy, co sprawiało, że serce jeszcze mocniej biło w krytycznych momentach. Gdy już wiadomo było, że to jedynie przerażająca i realistyczna wizja, wcale nie robiło się lżej. Każda taka wyprawa w mogącą się zmaterializować przyszłość, to napięte nerwy, strach, niepewność i świadomość tego, że od zmiany przywidzeń w prawdę mogą nas dzielić tygodnie lub tylko dni lub godziny. Te urojenia to zdecydowanie najmocniejszy punkt powieści.

Co zrobi Peter, gdy pewnego dnia odkryje, że to, czego tak bardzo się obawiał, zaczyna się sprawdzać? Czy przeznaczenie można zmienić? Ostatnia noc w Tremore Beach nie jest jednak opowieścią w stylu Efektu motyla, w której bohater będzie próbował zmieniać przyszłość tak długo, aż osiągnie zadowalający rezultat. Ten trzymający w napięciu thriller psychologiczny pełen jest wizji i tajemnic. By nieszczęść było mało, tak się składa, że najbliżsi przyjaciele Harpera nie są z nim szczerzy. Czy w krytycznym momencie będzie mógł im ufać?




Sny, które bolą


Mikel Santiago świetnie buduje nastrój i ze strony na stronę winduje napięcie, nie pozwalając mu opaść nawet na moment. Opisy są sugestywne, plener klimatyczny, noce mroczne, wizje wzbudzające ciarki. Ciężko tę lekturę przerwać, bo przeczucie, że oto za moment zdarzy się coś strasznego, towarzyszy czytelnikowi nieustannie. Thriller Hiszpana zapewnia moc wrażeń. Nie tylko przywidzenia bohatera są realistyczne. Takie same są opisy wszystkiego: od postaci, przez emocje, po plenery. Narracja pierwszoosobowa sprawia, że łatwo sobie wyobrazić tę historię i dać się wciągnąć w jej wir. Gdy bohater nie jest pewien, co jest prawdą, a co wyobrażeniem, nie jesteś pewien tego także i ty. Przeżywasz tę historię mocniej. Silniejsza więź łączy cię z bohaterem. Czy chcesz czy nie, stajesz się uczestnikiem opisywanych zdarzeń.

Śpisz na piętrze. Budzi cię wycie wiatru. Masz wrażenie, że ktoś puka do drzwi. Schodzisz na dół. Drzwi do domu stoją otworem. Na zewnątrz jest ciemno, tylko w oknach domu sąsiadów widać podejrzane błyski. Idziesz tam i niemal giniesz pod kołami samochodu, który pojawia się właściwie znikąd. Umykasz w ostatniej chwili, spadasz jednak po piaszczystym zboczu zatrzymując się wreszcie na kępie kolczastych krzaków. Boli jak cholera. A sny nie bolą[1]. Co więc się dzieje? Czy tym razem to nie gra wyobraźni, a prawda?




Poproszę o więcej!



Zakończenie nieco odstaje od całości. Coś, co zaczyna się od stopniowego dawkowania napięcia i przez wiele stron pozwala zapomnieć o otaczającym świecie, kończy się jakby zbyt prosto i szybko. Nie jest źle. Wszystko ma tu sens, ale spodziewałam się bomby, a dostałam petardę. Odkrywcze nie jest wysłanie na odludzie artysty z niemocą twórczą i spapranym życiem rodzinnym. Poza tym, nie chce mi się wierzyć, że nastolatka idąc spać, zostawia telefon w salonie w plecaku. I że są ludzie, których dziwi fakt, że ktoś ze szpitala ucieka... bez uprzedzenia. To wszystko nie zmienia jednak faktu, że Ostatnia noc w Tremore Beach jest jednym z niewielu książek, co do których byłam pewna, że nie przerwę lektury nim nie dotrę do końca. Po prostu nie pozwala na to sposób, w jaki Mikel Santiago opowiada tę historię, dbając o nastrój, napięcie, plastyczność scen.

Podróżnik, programista, gitarzysta, a teraz także i pisarz. Mikel Santiago zaczął od krótkich opowiadań publikowanych na blogu. Obecnie ma na koncie kilka powieści i nazywany jest hiszpańskim Stephenem Kingiem (są tacy, którzy twierdzą że słusznie i tacy, którzy nie). Mam ogromną nadzieję, że debiutancka Ostatnia noc w Tremore Beach nie będzie jedyną książką, jaka pojawi się na polskim rynku.

Rozłączyłem się i zdałem sobie sprawę, jak bardzo byłem głupi.
Teraz wszystko zaczęło nabierać sensu. Ostatnie kawałki układanki trafiły na miejsce. Zaczynała się właśnie...
...ostatnia noc w Tremore Beach[2].




***

Książkę polecam
miłośnikom fabuł mocno trzymających w napięciu
wielbicielom thrillerów z elementami horroru
planującym zakup domu na odludziu
szukającym fabuł z pogranicza jawy i snu
wierzącym w przeczucia
i niewierzącym też

***

[1] Mikel Santiago, Ostatnia noc w Tremore Beach, przeł. Maria Mróz, Wyd. Czarna Owca, s. 184.
[2] Tamże, s. 300.

***



26 komentarzy:

  1. Utrzymujący się przez całą książkę nastrój grozy to naprawdę trudne zadanie, dobrze więc, że autorowi się to udało ;)

    Tirindeth's

    OdpowiedzUsuń
  2. Przekonałaś mnie, nawet jeśli zakończenie to petarda, a nie bomba to chyba warto :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś idealnie w moim stylu, muszę to przeczytać!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwszy raz widzę tę książkę, ale zdecydowanie wiesz, jak narobić apetytu. Muszę ją koniecznie przeczytać!

    OdpowiedzUsuń
  5. Już kiedyś wpadła mi ta książka w oko :) Trzeba będzie kiedyś ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię od czasu do czasu sięgnąć po takie książki, które wywołują dreszcze. Chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapisuję tytuł, myślę, że książka przypadłaby mi do gustu! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Intrygujący wydaje się ten thriller: odludne miejsce, bohater z przerażającymi wizjami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak. Tym bardziej, że te wizje są naprawdę świetnie opisane. Zero sztuczności i śmieszności.

      Usuń
  9. Kinga nie czytam, horrorów też nie, ale thrillery tak, no i tak sie waham...

    OdpowiedzUsuń
  10. Do przeczytania! Koniecznie i na pewno!

    OdpowiedzUsuń
  11. Dopisuję do listy planowanych lektur

    OdpowiedzUsuń
  12. Książka czeka na półce, ale skoro tak wciąga, to poczekam z czytaniem do weekendu - już i bez niej mam spore problemy ze wstawaniem do pracy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam ten ból. :D
      Ja czytałam w środku tygodnia. Na szczęście skończyłam lekturę kilkanaście minut po północy i jakoś dałam radę wstać o szóstej. ;)

      Usuń
  13. W ostatnim czasie nie czytałam żadnego kryminału, dla którego byłaby gotowa zarwać noc. Ten kojarzę głównie przez okładkę, a teraz też bardziej fabularnie. Mam na niego wielką ochotę. Zapowiada się znakomity debiut.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie bomba! Mam nadzieję, że szybko pojawią się kolejne książki tego autora.

      Usuń
  14. Wspaniała recenzja :) Sprawiłaś, że mam ochotę natychmiast biec do księgarni, mimo że jest dopiero 8 rano, a ja jeszcze paraduje w szlafroku :P Takiej powieści mi trzeba, zachęca mnie do niej wszystko. I gatunek, i mroczna atmosfera, i narodowość autora, i nawet porównanie do Kinga, bo po raz pierwszy mam wrażenie, że może mieć sens. Muszę mieć tę książkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wreszcie coś, co mogę Ci polecić z czystym sumieniem. ;)
      A tym paradowaniem w szlafroku o ósmej rano w środku tygodnia, uprzejmie proszę się nie chwalić! Nie każdy ma tak dobrze. :P

      Usuń
  15. Horrory umiarkowanie lubię, Kinga kocha mój mąż, ale tę książkę sama przeczytam z chęcią. Jestem jej bardzo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest umiarkowany horror, więc może Ci się spodobać. :)

      Usuń
  16. Skoro nie mogłaś oderwać się od czytania, to znaczy, że książka jest świetna. Muszę ją poznać:)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.