Edward Rutherfurd Nowy Jork Wyd. Czarna Owca 2015 986 stron |
Nowy Jork to chyba najbardziej skomplikowane miasto na świecie. Każdy powieściopisarz opisujący jego bogatą historię musi dokonywać wielu wyborów. Mam jednak nadzieję, że udało mi się oddać przynajmniej jakąś część dziejów i ducha miasta, które darzę wielką miłością[1] - pisze Edward Rutherfurd w Przedmowie powieści Nowy Jork, a następnie na niemal tysiącu stron oddaje owe dzieje, ducha i miłość, przeprowadzając czytelników przez trzysta pięćdziesiąt lat historii tego niesamowitego miasta.
Swoją opowieść zaczyna w roku 1664, a na przewodnika wybiera Holendra, Dirka van Dycka. Narodowość bohatera nie jest przypadkowa, bowiem cztery dekady wcześniej, miasto założyli holenderscy koloniści. Nazwali je Nowym Amsterdamem. Data też nie jest bez znaczenia, bowiem w tymże właśnie roku, zmieniają się układy sił. Władzę przejmują Anglicy. Angielski król Karol II Stuart przekazuje miasto swemu bratu, Jakubowi II, który jest księciem Yorku. Nowy Amsterdam staje się Nowym Jorkiem.
Zmienia się miasto, zmieniają bohaterowie. Staniemy się świadkami wielkich reform, walk o wpływy, politycznych zagrywek, wojen, zamieszek, rozwoju gospodarki, cywilizacyjnego postępu, wprowadzania nowych rozwiązań i wynalazków, giełdowych krachów i spekulacji, sporów o niewolnictwo, napływu imigrantów, klęsk żywiołowych... Na tym burzliwym tle, rozgrywają się wielkie i małe historie. Nasi bohaterowie są to biednymi imigrantami z Włoch, to wpływowymi Anglikami podejmującymi ważne dla lokalnej społeczności decyzje. Będziemy obserwatorami ich wzlotów i upadków. Jedni będą się bogacić, inni stracą wszystko, jeszcze inni - nigdy niczego posiadać nie będą. Zajrzymy do luksusowych willi, przejedziemy się najdroższymi samochodami, wybierzemy się do teatru, ale ruszymy także do ubogich dzielnic, gdzie żadna praca nie hańbi, ale mało która przynosi zysk pozwalający godnie żyć, do ponurych spelun i niebezpiecznych portowych zaułków.
Każdy może stać się bohaterem powieści
Wśród bohaterów są kobiety i mężczyźni. Stateczni mężowie i ojcowie, wolne ptaki, ważne persony, żyjący z dnia na dzień artyści, dystyngowane damy, arystokratyczne rody, proste robotnice, gangsterzy, biznesmeni, politycy, kochanki, córki z nieprawego łoża, zdradzeni przyjaciele, wojskowi, niewolnicy, są Żydzi i Katolicy, Irlandczycy i Indianie, czarnoskórzy i biali... Tak szeroki wachlarz postaci pomaga w spojrzeniu na rzeczywistość z różnych perspektyw, co jest ogromnie ważne, gdy chce się bliżej poznać ogromny tygiel, jakim jest Nowy Jork. Nie ma co liczyć, że tysiąc stron wyczerpie temat, ale jestem pełna podziwu dla autora, że podjął się tak ogromnego wyzwania i udało mu się ciekawie przedstawić rozwój miasta, ukazując rozmaite punkty widzenia, pokazując tych, którzy wpłynęli na historię i tych, których dopadł efekt zmian rozgrywających się bez ich udziału.
Na naszych oczach pustkowia Nowego Świata zmieniają się w tętniące życiem miasto, które od wielu dekad przyciągają marzycieli i artystów, biznesmenów i polityków, ludzi wielu ras i narodowości, wyznawców rozmaitych religii, przedstawicieli różnych zawodów i poglądów. Kolejne tereny pokrywa gęsta sieć zabudowy. Rozkwitają dzielnice bogatych, wpływowych, ludzi ze świecznika, grup trzymających władzę. Rozrastają się kwartały zajmowane przez biedotę, imigrantów stawiających pierwsze kroki na amerykańskiej ziemi, gangi walczące o wpływy. Miasto rośnie w górę i rozprzestrzenia się na powierzchni. Staje się coraz bardziej różnorodne i intrygujące.
Zanim runęły wieże World Trade Center
Dziś co roku Nowy Jork zwiedzają miliony turystów. Z zachwytem oglądają spektakle na Broadway'u, fotografują się na tle drapaczy chmur czy żółtych taksówek. Ich twarze odbijają się w witrynach luksusowych butików na Piątej Alei, jednej z najdroższych ulic świata. Na Wall Street położonym w dzielnicy Manhattan, finansowym centrum miasta, mieści się największa giełda świata - Nowojorska Giełda Papierów Wartościowych. Bronx stał się miejscem narodzin kultury hip-hopowej, Brooklyn kusi swoją różnorodnością, a ze Staten Island rozciąga się widok na Statuę Wolności. Do miasta przyjeżdżają młodzi ludzie pragnący zrobić karierę w świecie artystów czy finansistów. Tu marzenia się spełniają lub sypią jak domki z kart, co wielokrotnie pisarze i filmowcy przenosili na papier i ekran. I wciąż będą przenosić, bo Nowy Jork nigdy nie śpi, stając się wdzięcznym tłem historii spod znaku różnych gatunków: od romansów przez kryminał po fantastykę, a wielu jego mieszkańców nosi w sobie historie warte opowiedzenia.
Edward Rutherfurd opowiada o czasach sprzed 11 września 2001 roku, zamachem tragicznym w skutkach kończąc swoją powieść. Nim runą wieże WTC, czeka nas pasjonująca wyprawa przez meandry historii miasta, którą poznajemy oczami naszych bohaterów. Po Dirku van Dycku przyjdą następni. Nieprzypadkowi, bo kolejni nasi przewodnicy po Nowym Jorku, są ze sobą związani więzami krwi, przyjaźni lub... nienawiści. Przychodzą, odchodzą, po nich zjawiają się kolejni. Czasami autor poświęca im mnóstwo czasu, niekiedy ich losy przestają mieć znaczenie dla opowiadanej historii, a wtedy Rutherfurd zamyka ich historię kilkoma lakonicznymi zdaniami.
Jeśli jest coś, czego mi w tym kalendarium zdarzeń zabrakło, to są to echa wojny wietnamskiej, jej wpływ na mieszkańców, na nastroje, poglądy, kształt dyskusji. Tak jak w osiemnastym wieku toczyły się burzliwe rozmowy pomiędzy zwolennikami lojalistów i patriotów, a przez kraj przetaczała się wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych, tak w wieku XX pogląd na temat wydarzeń w Wietnamie podzielił społeczeństwo. O tym warto by wspomnieć, choć podejrzewam, że autor uznał, że to, tak jak i wiele innych zdarzeń, nie odbiło się na życiu nowojorczyków tak mocno jak inne, które przeszły selekcję i trafiły do powieści. Edward Rutherfurd wykonał kawał świetnej roboty, bo wybór zdarzeń i bohaterów, których spojrzenie na rzeczywistość w danym momencie jest najciekawsze i najbardziej obrazujące to, co dzieje się w mieście, nie jest łatwa.
Fascynująca podróż w czasie
Nowy Jork, choć bez wątpienia należy do tomisk opasłych, nie należy do lektur trudnych i takich, które się dłużą. Pewnie ze względu na zainteresowania, jedne rozdziały czytać się będzie z większą, inne z mniejszą przyjemnością (mnie np. niezbyt ciekawiły ruchy na giełdzie), ale całość jest napisana przejrzyście, interesująco, bez wdawania się w nudne szczegóły. Opatrzone datami rozdziały pozwalają bez trudu na umieszczenie zdarzeń w czasie. Nawet jeśli pomiędzy opisywanymi historiami mija wiele lat, bohaterowie ukazywani są w taki sposób, że czytelnik nie będzie miał problemów z ich identyfikacją, ustaleniem pokrewieństwa czy relacji ze znanymi mu już psotaciami. W zorientowaniu się w przestrzeni, pomagają mapy umieszczone na wewnętrznej stronie okładki.
Styl Edwarda Rutherfurda jest raczej stylem konkretów, a nie emocji, co nie znaczy, że nie znajdą się w jego powieści sceny poruszające, a losy bohaterów pozostaną nam obojętne (a nie jest to łatwe zważywszy na to, ilu ich się przez fabułę przewija). Autor zadbał o charakterystyczne dla konkretnych narodowości nazwiska, co ułatwia zapamiętanie ich tożsamości. Jego bohaterowie kochają, nienawidzą, zdradzają, nawiązują przyjaźnie, bogacą się, schodzą na złą drogę, tracą majątki, umierają ze starości lub w dramatycznych okolicznościach. Jak już wspomniałam, angielski pisarz zadbał o to, by w podróży w czasie towarzyszyła nam plejada różnorodnych bohaterów, ale duży nacisk kładzie także na opis realiów, przestrzeni, czasów, zwyczajów. Nie wiem czy udało mu się oddać ducha Nowego Jorku, ale na pewno ciekawie opisał zmiany w mieście, relacje między bohaterami, a także ich korelacje z samą metropolią. W kręgu jego zainteresowań są historie wielkie, ale i małe, przełomowe wydarzenia, ale i szara codzienność. Po tej lekturze, czytelnicy docenią obecny stopień rozwoju fotografii i z ulgą wbiją się we współczesne stroje kąpielowe.
Przez fabułę Nowego Jorku przemykają postacie zmyślone, ale i historyczne. Możemy więc liczyć na towarzystwo Benjamina Franklina czy Abrahama Lincolna, a także zwykłych mieszkańców, których nazwiska nie zapisały się w historii. Razem, tworzą oni barwną, bogatą w wydarzenia opowieść o mieście uważanym za kulturalną stolicę świata, odgrywającą ogromną rolę w wielu dziedzinach życia, od biznesu, technologii czy nauki po modę, sztukę i media.
Wyobraź sobie wolność. To był właśnie duch jego ukochanego miasta. Człowiek nie potrzebuje niczego więcej. Mieć marzenia i je realizować. Ale marzenia są pierwsze.
Wyobraź sobie. Wolność. Na zawsze[2].
Frank Sinatra New York
***
Książkę polecam:
zafascynowanym Nowym Jorkiem
wybierającym się do Nowego Jorku
ciekawym historii jednej z największych światowych aglomeracji
wielbicielom połączenia fikcji i rzeczywistości
ceniącym wielowątkowe powieści
poszukującym lektury na wiele wieczorów
ciekawym jakie wydarzenia wpłynęły na obecny kształt Nowego Jorku
***
[1] Edward Rutherfurd, Nowy Jork, przeł. Elżbieta Smoleńska, Wyd. Czarna Owca, 2015, s. 11.
[2] Tamże, s. 980.
Świetna recenzja:) Teraz wypada czekać na Twoją wyprawę za ocean i relację fotograficzną;)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńA o takiej wyprawie nawet nie marzę. Na razie. :D
Ale bryłka o mieście. Niestety ja się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńŻałuj. ;)
UsuńKsiążka chyba jednak nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńTwoja strata. :P
UsuńTo jest książka jak najbardziej dla mnie! Czas przejść się do biblioteki.
OdpowiedzUsuńPS. Wkradł Ci się mały błąd - zamach na WTC był w 2001 nie 2011 ;)
Dzięki za czujność. :)
UsuńCzytałam - świetna książka, wspaniale napisana :)
OdpowiedzUsuńW pełni się zgadzam. :)
UsuńA to ci cegła! Kusząca, ale czy znajdę na nią czas? :)
OdpowiedzUsuńPowiem tak: warto znaleźć.
UsuńNajbardziej mnie ciekawią początki NY.
OdpowiedzUsuńTo powinnaś być zadowolona, bo im autor poświęca więcej czasu niż współczesności.
UsuńChyba najpierw wolałabym przeczytać "Paryż";)
OdpowiedzUsuńMnie też Paryż bardziej kusi, bo tam przynajmniej byłam, ale skoro już wiem, że Rutherfurda warto czytać, to pozostaje kwestią czasu, kiedy nadrobię zaległości. :)
UsuńAle cegła! Twoja recenzja jest kusząca, ale tym razem to nie moja tematyka.
OdpowiedzUsuńOj tak, spora cegła. Dawno takiej nie miałam w rękach. :)
UsuńNa początku miałam ochotę sięgnąć po tę książkę, ale ten kalejdoskop bohaterów nieco mnie odstrasza. Obawiam się, że nie będę w stanie zżyć się z nimi i poczuć ich emocje. Wiem, że napisałaś, iż autorowi udało się nakreślić charaktery postaci, ale mimo wszystko nie jestem przekonana. A może po prostu Nowy Jork mnie tak nie fascynuje i stąd rezerwa.
OdpowiedzUsuń1000 stron na opisanie najważniejszych wydarzeń z 350 lat to jednak mało. Siłą rzeczy autor nie może poświęcić zbyt wiele czasu swoim bohaterom. Dla mnie najciekawsze były ich powiązania z miastem. To jak jedno wpływa na drugie i co z tego wynika. :)
UsuńO boże. Wiem już, komu podaruję tę książkę przy najbliższej okazji! Dzięki, dzięki, dzięki!!!
OdpowiedzUsuńCieszę się i... proszę, proszę, proszę! :D
UsuńKsiążkę chętnie bym poznała :)
OdpowiedzUsuńWarto. :)
UsuńChętnie poznam. Lubię takie tomiszcza, jeśli grubość jest proporcjonalna do umiejętności zainteresowania i zaciekawienia. Mam wrażenie, że ta książka ma to w sobie ;)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem ma. :)
UsuńCiekawie się zapowiada, ale przebrnąć przez tyle stron łatwo nie jest.
OdpowiedzUsuńNasza okładka jest całkiem, całkiem....
Długo ją czytałam, to fakt. Ale też można sobie spokojnie ją dawkować i wplatać pomiędzy rozdziały inne książki. A całość jest na pewno warta uwagi.
UsuńMnie też się podoba okładka. :)
Ale tomisko! Ale chyba nie dla mnie :]
OdpowiedzUsuńOj tam, a nuż Cię wciągnie? ;)
UsuńNie wiem, czy się skuszę, na razie mam, co czytać ;)
OdpowiedzUsuńZawsze będziesz miała, więc to żadna wymówka. :P
UsuńPrzez wiele lat Nowy York wydawał mi się miastem wypromowanym na siłę i wręcz przereklamowanym. Ostatnio jednak, bez żadnego widocznego powodu, zafascynowałam się tym miastem i przy okazji tą książką, chociaż ze względu na jej rozmiary zostawię ją sobie na wakacje.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, to ciekawe, skąd taka nagła fascynacja. :)
UsuńA dowiedziałaś się, dlaczego obcy/potwory/terroryście zawsze atakują filmowy Nowy Jork?
OdpowiedzUsuńA tak serio - czytałem swego czasu "Sarum" tegoż autora i bardzo mi się podobało - mimo, że to było to "tylko" Salisbury. "Nowy Jork" zapowiada się jeszcze ciekawiej.
Hmmm... O tym autor nie wspominał. :P
Usuń"Sarum" chyba nie wyszło po polsku? W każdym razie, ja teraz jestem bardzo, bardzo ciekawa "Paryża".
Rzeczywiście nie widzę polskiego wydania - ja swego czasu nabyłem egzemplarz anglojęzyczny w lumpeksie ;)
UsuńMój angielski jest niestety za słaby. :/
UsuńWkrótce się zabieram za tę książkę. A mam spore oczekiwania po "Paryżu" tego autora. :)
OdpowiedzUsuńA ja właśnie na "Paryż" ostrzę sobie zęby. :)
Usuń"Nowy Jork" dostałam od Mikołaja i musiałam być bardzo grzeczna, bo prezent był wręcz wymarzony. Od dawna marzę o podróży do Nowego Jorku. Oczywiście większość podróży w takie wyśnione przeze mnie miejsca kończyła się rozczarowaniem, bo rzeczywistość przecież nie podążą za marzeniami. Oczywiście myślę też, że może teraz będzie inaczej, ale jednocześnie marząc o tym mieście odciągam w czasie podróż. Z pewnością taka literacka wyprawa nie jest zbyt dużym obciążeniem, więc może być ciekawym zamiennikiem, który na jakiś czas przynajmniej zastąpi mi planowanie wyprawy :)
OdpowiedzUsuńCo ciekawe, drugim miastem o którym marzę jest... Paryż. Zaś na mym czytniku zalega poprzednia książka Rutherfurda, właśnie o tym mieście. Przypadek? Nie sądzę :)
Dla mnie takim rozczarowaniem był... Paryż. Ale tylko za pierwszym razem. Za drugim zakochałam się totalnie i mam jeszcze tyle pomysłów na to, jak spędzić tam czas!
UsuńCo do Rutherfurda - trzymam kciuki za to, żebyś podróże z nim zaliczyła do udanych, a później sama mogła odbyć podróż do wymarzonych miejsc i żeby nie okazały się rozczarowaniem. :)