Ann Mah Sztuka jedzenia po francusku. O gotowaniu i miłości w Paryżu Wyd. Black Publishing 2015 264 strony |
Wbrew temu, co mówią pesymiści - marzenia się spełniają, choć może nie zawsze efekt jest w stu procentach zadowalający. Marzeniem Amerykanki Ann Mah był Paryż. Nie na chwilę, na romantyczny weekend czy dwutygodniowy urlop. Dziennikarka chciała zamieszkać w mieście świateł, mieć we francuskiej stolicy ulubione kawiarnie, ścieżki, targowe stoiska. Jako żona dyplomaty mogła jedynie pomarzyć o stałym adresie. Calvin służył już w Turkmenistanie, Nowym Jorku, Pekinie i Waszyngtonie. Teraz znów przyszła pora na zmianę miejsca. Nowa misja to nowe otoczenie, wyzwania, znajomości. To brak stabilizacji. Ale także szansa na choćby czasowy pobyt w mieście marzeń.
Amerykańska ambasada w Paryżu była jedną z najbardziej pożądanych placówek na świecie, często uważaną za nagrodę po trudnych misjach takich jak te w Afryce lub na Haiti czy też misjach samotnych - w strefach wojennych. Ale nagle niemożliwe stało się możliwe[1].
Ann i Calvin na cztery lata mieli zamieszkać w Paryżu. To jest ta część, w której autorka Sztuki jedzenia po francusku ma przed oczami lunche w Ogrodzie Luksemburskim czy smakowanie lodów na jednym z sekwańskich mostów i jeszcze nie wie, że jej szczęście nieco się zachwieje, gdy mąż będzie musiał na rok objąć stanowisko w Iraku. On wyjedzie, ona zostanie. Smutna, rozczarowana, ale przecież w wymarzonym mieście! Na dodatek Ann Mah ma doskonały wzór do naśladowania. I jak tu się smucić?
Julia Child przyjechała do Paryża z mężem Paulem, który dostał tu pracę. Na początku była jedynie kolejną żoną z ambasady (choć wyróżniającą się miłością do jedzenia), jednak gdy rozpoczęła kurs kulinarny z Cordon Bleu, ruszyła prosto wytyczoną ścieżką - potraw. Mieszkanie we Francji i nauka francuskiej kuchni zmieniły życie Julii. Jedzenie dało jej własną osobowość, inspirację do zadawania pytań, odkrywania historii, zwiedzania, doskonalenia się. Dało jej głos[2].
Julię Child znają na pewno wszyscy miłośnicy kuchni, zwłaszcza francuskiej. Pisarka Julia Powell podjęła nie lada wyzwanie, postanawiając w ciągu roku wypróbować wszystkie przepisy zawarte w najpopularniejszej książce Child, Mastering the Art of French Cooking. Swoją przygodę z francuską kuchnią opisała w książce Julie & Julia, która doczekała się ekranizacji pod tym samym tytułem z jak zwykle świetną Maryl Streep w roli głównej. Child zainspirowała także Annę Mah. Obie panie połączył status żon dyplomaty i miłość do gotowania. Tak zaczęła się przygoda amerykańskiej dziennikarki z francuskimi przysmakami.
Początki nie były łatwe. Ann tęskniła za mężem, a fakt, że przebywał on w miejscu niebezpiecznym, dodatkowo spędzał jej sen z powiek. Niepewna swoich umiejętności językowych Amerykanka o azjatyckich rysach w Paryżu czuła się obco. Lektura Mastering the Art of French Cooking natchnęła ją do odbycia własnych kulinarnych podróży. Interesowało ją nie tylko to jak przygotować daną potrawę, ale także jaka była historia jej powstania, co sprawiło, że to w tym a nie innym regionie stała się tak popularna czy gdzie szukać najlepszych składników. Chciała odkryć regionalną kuchnię francuską, poznać charakterystyczne dania, ich powiązania z danym miejscem, jego historią i kulturą.
Należę do tych, którzy dopiero odkrywają przyjemność jedzenia, smakowania potraw, odkrywania nowych połączeń. Kulinaria nigdy nie należały do moich pasji, a kolejne posiłki służyły zaspokojeniu głodu, połykane w pośpiechu między jedną czynnością a drugą. Dlaczego więc sięgnęłam po Sztukę jedzenia po francusku. O gotowaniu i miłości w Paryżu autorstwa Ann Mah? Ciężko mi przejść obojętnie wobec opowieści ludzi z pasją. Tylko tyle i aż tyle. Spodobał mi się pomysł dziennikarki na wypełnienie pustki po wyjeździe męża. Zamiast wpatrywać się w zegar i kalendarz, wędruje ulicami Paryża i odbywa podróże poza miasto. Opowiada o sekretach przyrządzania najlepszych steków, bawi swoimi podejściami do spróbowania andouillette (kiełbasy z wieprzowych flaków), w Castelnaudary uczy się zasad przyrządzania cassoulet i tłumaczy co jest sekretem udanego fondue. Odwiedza Burgundię i Prowansję. Rozmawia z szefami kuchni i gospodyniami domowymi. Zbiera przepisy, wrażenia, wskazówki, smaki, zapachy. Poznaje ciekawych ludzi i malownicze regiony.
Sztuka jedzenia po francusku to nie tylko opowieść o podróżach kulinarnych po Francji, ale także o próbach odnalezienia się w obcym świecie. Amerykanka o azjatyckich rysach, której język Moliera wciąż sprawia trudności, mieszka w Paryżu ze świadomością, że jest tu tylko przejazdem. Tęskni za mężem, a to sprawia, że życie nomady staje się trudniejsze do przełknięcia. Coraz pewniej porusza się po francuskiej stolicy, ale trudno jej zapomnieć o tym, że to tylko tymczasowa przystań, a ona sama nie ma wielkich szans na to, by wtopić się w paryskie tło. Za jakiś czas znów będzie musiała odnaleźć się w nowym miejscu, w plątaninie obcych ulic, wśród ludzi, którzy być może będą porozumiewać się nieznanym jej językiem. Ann Mah opowiadając o swych kulinarnych wrażeniach, jednocześnie wykorzystuje książkę do uporządkowania myśli, poradzenia sobie z samotnością i tęsknotą. Przemyca też nieco swych wrażeń jako emigrantki.
Dziesięć rozdziałów, dziesięć regionów, dziesięć potraw, dziesięć przepisów. Autorka sama przyznaje, że lista jest niepełna, ale moim zdaniem - jako całość, ogromnie inspirująca do własnych poszukiwań. Turystyka kulinarna ma się coraz lepiej. Podróżować można nie tylko szlakiem architektury czy parków rozrywki, ale także regionalnych potraw, stanowiących o tożsamości danego miejsca, czasami równie ważnych jak architektoniczny zabytek czy doroczny festiwal zachwalany w przewodnikach. Nie wiem czy Sztuka jedzenia po francusku zachwyci was literacko, ale wierzę, że zainspiruje do poznawania odwiedzanych miejsc od kuchni. Także tej dosłownej. To pozycja nie tylko dla miłośników jedzenia, ale także wielbicieli francuskich klimatów i tych, którzy lubią spędzać czas z pasjonatami. Zaleca się lekturę z pełnym żołądkiem.
***
Książkę polecam
frankofilom
miłośnikom kuchni francuskiej
chcącym poznać kulinarną stronę Francji
***
[1] Ann Mah, Sztuka jedzenia po francusku. O gotowaniu i miłości w Paryżu, przeł. Dobromiła Jankowska, Wyd. Black Publishing, s. 19.
[2] Tamże, s. 11.
***
egzemplarz recenzencki |
Mnie tylko lody po francusku jeszcze kręcą. ;-)
OdpowiedzUsuńO ile uwielbiam wszystko co francuskie, o tyle marna ze mnie kucharka - z polskim rosołem sobie nie radzę, a co tu mówić o francuskiej kuchni! :D Ale z czystej ciekawości sięgnęłabym po książkę ;)
OdpowiedzUsuńZe mną jest podobnie. ;)
UsuńNaprawdę podziwiam te kobiety, które żyją u boku dyplomatów i przedstawicieli innych zawodów związanych z ciągłą zmianą miejsca zamieszkania :) Niektórych może to kręci, ale dla mnie byłoby strasznie męczące... Po prostu nie wyobrażam sobie od czasu do czasu zbierać swojego dobytku i wyruszać na drugi koniec świata, po to by mieć w perspektywie kolejną przeprowadzkę... Po książkę raczej nie sięgnę, bo chyba nie do końca lubię czytać o potrawach, kuchni itp. :)
OdpowiedzUsuńJa też chyba bym tak nie potrafiła. Chyba, że miałabym taki zawód, który pozwoliłby mi pracować z dowolnego miejsca na świecie. No i gdybym nie siedziała w Paryżu, podczas gdy mój mąż jest w Iraku. ;)
UsuńJuż sam tytuł wywołał we mnie głód.'a co dopiero byłoby podczas czytania tej książki.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie przepadam za książkami o tematyce kulinarnej. Ale ten Paryż ogromnie mnie kusi ;).
OdpowiedzUsuńPasja i trudy życia - świetne połączenie w książce. Chętnie się na nią skuszę :)
OdpowiedzUsuńMyślałam w pierwszym momencie, że to książka kucharska, ale tu jest coś więcej.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie więcej.
UsuńTym razem raczej nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńPrzy tej książce to człowiek musi być ciągle głodny...
OdpowiedzUsuńJeśli się lubi tego typu kuchnię, to na pewno. :)
UsuńCzytam i naprawdę niezłe:) Autorka zgrabnie łączy przepisy z życiem prywatnym, swoimi uczuciami:)
OdpowiedzUsuńFajne połączenie, to fakt. :)
Usuń